[Z Niemiec dla Tysol.pl] Wojciech Osiński: Partyjny beton SPD i jego obłędna miłość do Putina
![Rolf Mützenich [Z Niemiec dla Tysol.pl] Wojciech Osiński: Partyjny beton SPD i jego obłędna miłość do Putina](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c/uploads/news/76207/1639765201364f6c667b3b4e9631e8e2.jpg)
Ostatnie wystąpienie jednego z czołowych polityków SPD było tyleż znamienne, co zastanawiające. Szef klubu poselskiego obecnej partii rządzącej Rolf Mützenich posunął się do nacechowanego pewnością siebie stwierdzenia, jakoby Zachód zagrażał Rosji w podobny sposób, jak ona Ukrainie.
Dla zachowania pozoru bezstronności, bez którego trudno przekonać do siebie czytelnika, niektóre niemieckie gazety zachęciły do dyskusji, potępiając słowa niestrudzonego rusofila. Wysokonakładowy dziennik „Bild” zauważył, że Mützenich urządził się w „alternatywnej rzeczywistości”, w której dostrzegłby w Putinie partnera do interesów nawet w przypadku jawnego naruszenia integralności terytorialnej Ukrainy.
Niektórzy politycy SPD zostali zwolnieni nie tylko z obowiązku przyzwoitości, ale ze zwykłej uczciwości. Na granicy z Ukrainą stoją dziesiątki tysięcy rosyjskich żołnierzy, a posłowie jak Rolf Mützenich dalej utrzymują, że to Zachód zagraża Rosji
– pieklił się wicenaczelny „Bilda” Paul Ronzheimer.
Oburzenia nie krył także Ralph Brinkhaus, szef frakcji ugrupowań CDU i CSU, które po raz pierwszy od 16 lat znalazły się w ławach opozycji. Jego zdaniem polityka bezpieczeństwa nowego lewicowo-populistycznego rządu oraz jej zakusy na rosyjską energię budzą strach i niedowierzanie.
W przeciwieństwie do posła Rolfa Mützenicha my wiemy, kto jest naszym wrogiem, a kto przyjacielem
– grzmiał Brinkhaus w Bundestagu.
Tyle tylko, że przed wrześniowymi wyborami parlamentarnymi kandydat chadeków Armin Laschet nie dostrzegał w gazociągu Nord Stream 2 większego potencjału wybuchowego. Z reguły zasłaniał się argumentem, że „przecież już za czasów zimnej wojny płynął gaz ze wschodu”.
Czy po sromotnej porażce Lascheta, odejściu niezatapialnej „Mutti” i próbach szukania odnowy w opozycji chadecy nareszcie przełożyli wajchę? Nie wiemy. Wiele zależeć będzie od nowego lidera CDU Friedricha Merza, który w wewnątrzpartyjnym plebiscycie wygrał z wyraźną przewagą ze swoimi konkurentami – Norbertem Röttgenem i namiestnikiem byłej kanclerz Helge Braunem.
W każdym razie dobrze, że niektórzy chadecy – karmiący się wcześniej narracją Angeli Merkel i przestraszywszy się jej skutków – poniewczasie zaczynają się z niej wycofywać. Lepiej późno niż wcale. I dobrze, że niektóre media zza Odry potępiają słowa Gerharda Schrödera czy Rolfa Mützenicha, dozgonnie utwierdzonych w przekonaniu o cnotliwości Władimira Putina. Gorzej natomiast, że ci niemieccy dziennikarze często wydają się nie rozumieć ani literki. No bo jeśli redaktor Ronzheimer odczytuje banialuki socjaldemokratów nadal w kategoriach „zagranego cynizmu”, to wciąż nie przyjął do wiadomości, że ci ludzie po prostu tacy naprawdę są. Z obłędnej miłości do gospodarza Kremla nie zdołałby ich wyprowadzić nawet grzyb atomowy w samym sercu Europy.
Przy czym znamiona absurdu wyczerpuje fakt, że dziś w Niemczech najgłośniej nawołują do dialogu z Putinem osobnicy, którzy jutro wrzucą go do jednego „paskudnego” worka z liderami konserwatywnych ugrupowań. Mamy tu do czynienia z nawiedzonymi socjalistami, którym wczoraj nie schodziły z ust apele o zacieśnienie „gazowych supłów” z Rosją, a którzy dziś odkrywają ciemne strony jej prezydenta. Gdyby to nie działo się naprawdę, zakrawałoby na satyrę.
Nie wiadomo, czy to prowokacja, czy akt strzelistej głupoty, ale jedno jest pewne – ten semantyczny bałagan w dyskursie politycznym jeszcze trochę potrwa. A w każdym razie się nie skończy, dopóki europejscy spadkobiercy Róży Luksemburg (w sensie ideowym) będą zasilani szerokim strumieniem grantów. W Niemczech konserwatyści są niestety w głębokim odwrocie (choć nadzieja umiera ostatnia), a partyjny „beton” rządzącej SPD rzucił się właśnie bronić marksistowsko-leninowskiej ortodoksji. Na domiar złego należą do niego nie tylko siwi panowie, którzy z gazetą „Vorwärts” w kieszeni śmieją się nam dalej bezkarnie w nos. Na czele partii SPD, w oficjalnym przekazie żywiącej ambicję pomieszczenia w sobie socjalistów i liberałów, stoi szefowa, która broni przestępców z Antify. Jej sekretarzem generalnym jest z kolei człowiek, który jeszcze niedawno chciał wywłaszczyć i skolektywizować wielkie koncerny. Do tego „fartownego” betonu należą niestety też pierwsze trzy osoby w państwie.