Romuald Szeremietiew: Przeszkolenie wojskowe obywateli. Jak to zrobić i po co?
Prawie dekadę temu (5 sierpnia 2008) opublikowałem tekst:
ZAWIESZONY OBOWIĄZEK.
Minister Obrony Narodowej Bogdan Klich ogłosił koniec poboru do wojska. Mamy mieć armię zawodową, profesjonalną, liczącą 120 tys. żołnierzy, która będzie Polski bronić przed zagrożeniami. Premier Donald Tusk przemawiając do żołnierzy składających przysięgę na krakowskim rynku użył wpadającego w ucho kalamburu o armii z wyboru, a nie z poboru. I w zasadzie do tego można by sprowadzić całość dyskusji o problemie armii zawodowej. Tymczasem Konstytucja RP mówi w art. 26: „Siły Zbrojne Rzeczypospolitej Polskiej służą ochronie niepodległości państwa i niepodzielności jego terytorium oraz zapewnieniu bezpieczeństwa i nienaruszalności jego granic.” Minister obrony i paru innych „strategów” zapewniają nas, że Polsce nic nie grozi bowiem Polska jest w NATO. Konstytucja nie mówi jednak, że NATO ma obowiązek zapewnić państwu polskiemu ochronę. Mają to zrobić siły zbrojne RP. Czy tworzona właśnie armia zawodowa sprosta temu zadaniu?
Do czego jest potrzebna armia zawodowa można usłyszeć od zachodnich ekspertów. Otóż: „Armia zawodowa jest dostosowana do dzisiejszych wyzwań strategicznych i bojowych. W zagranicznych operacjach, których celem jest na przykład obalenie jakiegoś reżimu w Trzecim Świecie czy wytropienie terrorystów, sprawdza się dużo lepiej.” Dużo lepiej niż wojsko z poboru podkreśla brytyjski ekspert Amyas Godfrey. Jednak gdyby doszło do klasycznego konfliktu, np. agresji jednego z sąsiadów, wówczas sama armia zawodowa nie wystarczy. Godfrey radzi, by w takim przypadku „zawodowcy” powstrzymywali napór wroga do czasu, aż zostaną zmobilizowane rezerwy i przerzuci się je na front. A więc w razie zagrożenia niepodległości i granic trzeba będzie wezwać pod broń obywateli, którzy nie są żołnierzami zawodowymi. Powstanie wówczas problem skąd wziąć na wojnę żołnierzy rezerwy, jeśli wcześniej nie szkolono ludzi w posługiwaniu się bronią? Minister Klich twierdzi, że nakłady na takie szkolenie są działaniem „nieekonomicznym” – „To wielkie marnotrawienie środków, bo żołnierz przychodzi do zasadniczej służby na 9 miesięcy i na tak krótki czas jego służby idą wielkie środki.” Minister chyba nie wie, że w rezultacie tego „marnotrawstwa” armia otrzymuje rezerwistę, którego w czasie konfliktu wojennego będzie można wysłać na front.
W Europie są państwa posiadające armie zawodowe i takie, które preferują armie z poboru. Przy czym kryterium tego podziału nie jest zacofanie militarne danego kraju skoro wojsko z poboru mają, Austria, Dania, Estonia, Finlandia, Norwegia, Szwajcaria, Turcja.
Decyzja o rezygnacji z obowiązkowej służby wojskowej powinna wynikać z oceny zarówno położenia geopolitycznego (sąsiedzi) jak i geostrategicznego (co trzeba będzie bronić w razie wojny). Jeśli uznamy, że w przypadku naszego państwa można wykluczyć bezpośrednie zagrożenie wojenne, a jedynym wariantem użycia sił zbrojnych jest wpieranie sojuszników poza granicami kraju, to można znieść obowiązek służby wojskowej. Jeśli na granicach państwa znajdują się jakieś obszary niestabilne lub generujące zagrożenia wojenne to armia narodowa i obowiązek służby w wojsku są konieczne.
Polska nie ma takiego położenia jak Wielka Brytania, Włochy, czy Hiszpania. W tej mierze bliżej nam chyba do Norwegii, Finlandii i Turcji. Nie wolno zapominać, że dziś silniejszą armią od Polski dysponuje zdaje się Białoruś. I chociaż nie tylko Polacy słyszą pogróżki ze strony rosyjskich generałów, to jednak z Kaliningradu dużo bliżej do Warszawy, niż do Paryża czy Madrytu. W Stanach Zjednoczonych w okresie pokoju wszyscy obywatele zdolni do służby wojskowej są rejestrowani, aby w razie konieczności powołać ich do wojska, przeszkolić i wysłać na front. Tak ma też być w Polsce. Tyle że Polska to nie USA. Amerykanie mają dużą armię zawodową i krajowy komponent sił zbrojnych (Gwardia Narodowa), umożliwiający w razie konieczności masowe szkolenie rezerw. USA graniczą z Kanadą, Meksykiem i dwoma oceanami, a więc nie występuje groźba bezpośredniego ataku wojsk agresora. W przypadku Polski jest inaczej. Nie będzie dużej armii zawodowej, jest dużo gorsze położenie geostrategiczne i w razie wojny nie będzie czasu na szkolenie rezerw. A więc nie stać Polski na armię zawodową.
O tym jakie znaczenie ma powszechna służba wojskowa obywateli dla bezpieczeństwa państwa wskazuje też Konstytucja RP. Wśród obowiązków ciążących na obywatelach jest ustanowiony „powszechny obowiązek obrony” („Obowiązkiem obywatela polskiego jest obrona Ojczyzny”, art. 85 p. 1). A w punkcie 2 tego artykułu dodano: „Zakres obowiązku służby wojskowej określa ustawa”. Ten zakres znajdujemy w ustawie „o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej” która w art. 1. stwierdza: „Obrona Ojczyzny jest sprawą i obowiązkiem wszystkich obywateli Rzeczypospolitej Polskiej”. Zastanawiam się w jaki sposób MON chce wykonać obowiązek powszechnej obrony rezygnując ze służby wojskowej obywateli. Zapewne jakimś unikiem przed kolizją z normą konstytucyjną jest przyjęta w MON formuła „zawieszenia”, a nie zniesienia poboru. Ciekawe jednak jak zostanie nazwana nowa ustawa o służbie wojskowej, czy w art. 1. tej nowej ustawy przeczytamy, że obrona Ojczyzny nie jest obowiązkiem każdego obywatela, a tylko tego, który zdecyduje się na zawodową służbę w wojsku? Zresztą może takiej ustawy wcale nie będzie bowiem na stronie internetowej MON można przeczytać, że „Sejm pracuje w tej chwili nad tzw. małą nowelizacją ustaw o powszechnym obowiązku obrony”.
Optymistyczne w tym wszystkim jest tylko jedno, co zostało zawieszone, to można też odwiesić.
--------------
PS. Jak na razie (w 2017 r.) jednak nie można.
Pobór do wojska przywrócono na Litwie i w Szwecji, Austriacy w referendum nie zgodzili się na likwidację poboru.