Wybory w USA. Ekspert Marcin Palade rozprawia się z sondażami
– Jutro czeka nas wieczór wyborczy w Stanach Zjednoczonych. Jak Pan skomentuje wyniki sondaży, które dostarczane nam są niemal codziennie?
– Ocena tych wyników sondaży jest problematyczna, ponieważ jest bardzo wysoki odsetek odmów odpowiedzi.
Rozmawiałem wczoraj z badaczem ze Stanów, Amerykaninem polskiego pochodzenia, który mi powiedział, że w przypadku większości sondaży przy próbie wyjściowej tysiąca badanych oni uzyskują siedemdziesiąt pełnych odpowiedzi.
– Na tysiącu badanych?
– Dokładnie, dobrze Pani słyszy, siedemdziesiąt odpowiedzi to jest siedem procent.
- Wielki skarb pod Pomiechówkiem. Fantastyczne znalezisko
- W październiku Niemcy spalili rekordową ilość węgla
- Ekspert: Alarm w budownictwie!
Ukrywanie preferencji
– Z czego to wynika, dlaczego badani nie chcą odpowiadać na pytania o preferencje wyborcze?
– Z bardzo ostrej polaryzacji, która powoduje, że jest ograniczone zaufanie do instytucji badawczych, w ogóle do sfery publicznej. Czyli mamy zjawisko ukrywania swoich preferencji wyborczych w obawie, że któraś ze stron tego konfliktu może się dowiedzieć, za kim jest dany wyborca.
Oni mogą bardzo często zwiększać próby wielokrotnie, choć nie mogą zbyt dużo, bo to jest kosztowna operacja, żeby otrzymać minimum, powiedzmy, czterysta czy pięćset odpowiedzi, a potem je ważyć.
– Na czym to polega?
– To jest trochę jak z fusami. To już nie jest ten sam wynik, polegający na tym, że Pani zbiera normalne dane surowe, tylko to jest tak, że Pani próbuje ekstrapolować pewne wyniki, które pochodzą z tych małych prób. I one wcale nie muszą odzwierciedlać poglądów tych, którzy nie uczestniczą w badaniu, bo na przykład odmówili, a jak gdyby próbuje się ich wyręczyć, próbując pokazać, jakie są ich preferencje.
Sprzeczne sondaże, stronnicze sondażownie
– Czy w amerykańskich badaniach można obserwować sprzyjanie pracowni badawczych poszczególnym kandydatom?
– No mamy do czynienia z tym, z czym mamy do czynienia także w Polsce, czyli jest sytuacja, kiedy są pracownie czy media wyraźnie sprzyjające jednej czy drugiej stronie, co widać po wynikach. Najlepszy przykład z poprzednich dni, kiedy w tym samym dniu zrealizowane badania dały w stanie Iowa 10% przewagi Trumpowi, a drugie 3% przewagi Kamali Harris. Nie ma takiej możliwości. Nawet jeśli się weźmie pod uwagę błąd statystyczny, no to jest siedem punktów zupełnie niewytłumaczalnych.
Powstaje pytanie, ile jest w tym chęci dostarczenia nam solidnej porcji informacji, na podstawie której można wyciągać wnioski, jaka jest sytuacja w sondażach, jakie jest poparcie, a na ile jest to po prostu brutalna kreacja rzeczywistości.
Coś, z czym spotykamy się w Polsce, ma miejsce także w Stanach Zjednoczonych. No i oczywiście jak sobie to wszystko pozbieramy, no to mamy obraz sprowadzający się do tego, że w tych stanach kluczowych, tych swingujących, w zasadzie największe odchylenie na korzyść jednego z dwojga kandydatów to jest w tej chwili w Arizonie, to jest około 2,4 punktu procentowego.
– To i tak nie jest jakaś dramatyczna różnica, zważywszy na to, co mówił Pan na początku.
– Ale na przykład w takiej Pensylwanii różnica dla Trumpa wynosi 0,3 punktu procentowego.
No to oznacza, że w zasadzie we wszystkich siedmiu stanach swingujących my nadal nic nie wiemy.
W Michigan różnica jest rzędu mniej więcej jednego punktu procentowego na korzyść Kamali Harris. Ale to równie może oznaczać, że prowadzi Donald Trump, i że to on wygra ten stan.
– To stan, w którym w 2016 roku Donald Trump wygrał z Joe Bidenem.
– Tak, a w 2020 roku przeszedł na Demokratów. No teraz to zakładam, że Michigan jest trochę bliżej do Kamali Harris, mogę ocenić tak jak wszyscy pozostali, czyli na podstawie tego, co nam dostarczają pracownie.
Celebryci i wiewiórki
– A one nam dają obraz dość niewyraźny. My nie wiemy, kto tam wygrał. Jeżeli chodzi o to szeroką ławą idące poparcie Kamali Harris przez celebrytów. Czy to się odbija w jakiś sposób w sondażach?
– Nie znam sondażu, który by pokazywał, na ile poparcie Taylor Swift, Beyoncé czy innych celebrytów przekłada się na wzrost poparcia dla Kamali Harris. To jest raczej nadzieja ulokowana przez Demokratów w tym, że skoro ktoś znany, lubiany, ceniony, o którym jest głośno, mówi: ja będę głosował tak, to że to będzie oddziaływało na wyborców. No ale ja przypominam 2016 rok, kiedy też znana piosenkarka, czyli Madonna, wyszła i powiedziała, że trzeba głosować w tych wyborach przeciwko Trumpowi. No i lud pracujący w miastach i wsiach amerykańskich nie posłuchał Madonny, bo wybory wygrał Donald Trump. I teraz może się okazać, że ten Donald Trump, kandydat z ludu, którego nie popierają znane osoby, mam na myśli to środowisko Hollywoodu, celebrytów, aktorów, sportowców, zbierze więcej głosów niż ta, tak powiem, obudowana celebrytami Kamala Harris.
– Na ostatniej wyborczej prostej sporo zamieszania wywołała też wiewiórka o imieniu Peanut, a właściwie oburzenie związane z decyzją o odebraniu jej właścicielowi, a następnie uśpieniu. Czy wiewiórka może realnie wpłynąć na decyzje wyborcze Amerykanów, czy wręcz zaważyć na wynikach?
– Zaważyć to nie, ale biorąc pod uwagę sposób, w jaki to się rozeszło w wątkach społecznościowych, no to na pewno Trumpowi nie przeszkodzi. Nie mówię, że pomoże, ale nie przeszkodzi.
[Marcin Palade – polski socjolog polityki, autor opracowań i analiz z zakresu preferencji społeczno-politycznych i geografii wyborczej w Polsce. Były wiceprezes Polskiego Radia]