[Tylko u nas] Agnieszka Żurek: Putin mordował na Wołyniu, czyli o nowej odsłonie poprawności politycznej
![fot. symb. [Tylko u nas] Agnieszka Żurek: Putin mordował na Wołyniu, czyli o nowej odsłonie poprawności politycznej](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c/uploads/news/82640/1650472982d73896793347d9a5a6e5d7.jpg)
„Może faktycznie uznajmy zbrodnię wołyńską za inspirowaną przez NKWD – wtedy nareszcie nadejdzie «dobry moment» na pisanie i mówienie o tym ludobójstwie” – można by pomyśleć ironicznie.
Putin jest zbrodniarzem i to nie od dziś, ale od lat. Jednak oskarżanie Rosji o wszystkie zbrodnie świata przy jednoczesnym wychwalaniu pod niebiosa całej historii Ukrainy niedługo zamieni się w groteskę i obróci na korzyść samej Rosji, a niekorzyść Ukrainy. We wszystkim konieczny jest umiar i zdrowy rozsądek. Ukraina domaga się słusznie nazwania po imieniu tego, kto jest wobec niej agresorem, podobnie ma prawo czynić to każdy inny naród. Udawanie, że historia relacji polsko-ukraińskich była nieprzerwaną sielanką, jest kłamstwem, a wiara w to, że obecna napaść Rosji na naszych sąsiadów i ogromna skala pomocy świadczonej im przez Polaków wystarczy do „nowego otwarcia”, to skrajna naiwność.
Rozumiem ideę budowania sojuszu polsko-ukraińskiego, na czym jednak miałby zasadzać się komponent „polsko”, jeśli mielibyśmy w imię nowego rodzaju poprawności politycznej wyrzec się pamięci o nierozliczonym do dzisiaj ludobójstwie 200 tys. polskich kobiet, dzieci i starców?
„Na to wszystko przyjdzie czas po wojnie” – słyszymy. Czyżby? Jeśli już teraz prezydent Zełenski twierdzi, że Ukraińcy nikogo w swojej historii nie mordowali, a ambasador Ukrainy w Niemczech Andrij Melnyk pisze: „Ani Rosjanie, ani Niemcy nie mają prawa decydować o tym, kogo Ukraińcy czczą jako bohatera. Stepan Bandera i setki tysięcy moich rodaków walczyło zarówno z Hitlerem, jak i Stalinem za państwo ukraińskie. Zostawcie nas w spokoju z waszymi wykładami”. „Oddajcie nam Donbas i Krym, a my z Polakami oddamy wam «Szpiegowo»” – mówi z kolei ambasador Ukrainy w Polsce Andrij Deszczyca, odnosząc się do jednego z warszawskich osiedli przejętych po dawnym okupancie radzieckim.
Ksiądz Wojciech Drozdowicz puszcza w Poniedziałek Wielkanocny wiernym z ambony „Czerwoną kalinę”, pieśń wykonywaną przez UPA, a okrzykiem „herojam sława” pozdrawiają się już politycznie poprawni Polacy – zresztą często ci sami, których razi okrzyk „Cześć i chwała bohaterom”, a hasło „Czołem Wielkiej Polsce” brzmi w ich uszach jak wychwalanie szatana, Putina i Hitlera naraz.
Ten brak umiaru, rozsądku i WZAJEMNEGO szacunku razi coraz bardziej. Czy komuś zależy, żeby zamienić falę pomocy naszym skrzywdzonym sąsiadom w falę niechęci? Jeśli tak, jesteśmy na najlepszej drodze. Rząd Prawa i Sprawiedliwości miał podnieść Polaków z kolan. Faktycznie, przez chwilę poczuliśmy swoją godność i podmiotowość. Co jednak dzieje się teraz? W najlepsze trwa „pedagogika wstydu”, tyle że tym razem wobec naszych wschodnich, nie zachodnich sąsiadów. Mamy nie tylko ratować im życie, ale także zapewniać komfort i wyprzedzać ich potrzeby. Politycznie poprawne media nawołują nawet do przymykania oka na ich ewentualne problemy z podjęciem pracy czy nadużywaniem alkoholu. „To może być zespół stresu pourazowego” – piszą, apelując o wyrozumiałość.
Polskim zespołem stresu pourazowego po dwuletnim koszmarze lockdownów, upadków firm, ogromnego ograniczenia dostępu do służby zdrowia, zdalnej nauki, depresji, przemocy i 200 tys. nadmiarowych zgonów nikt się nie przejmuje. Z jednej traumy wchodzimy płynnie w kolejną. Teraz mamy nie tylko nie narzekać na drożyznę (narzekając wspierasz Putina!), ale i zapomnieć o własnej historii. Tego nam zrobić nie wolno. Czym miałaby być nasza chrześcijańska tożsamość, jeśli zgodnie z nią mielibyśmy jedynie „głodnych nakarmić”, a nie wolno byłoby nam „umarłych pogrzebać”?
„Tyle w nas chorego, ile ukrytego” – głosi jedno z istotnych praw psychologii. Mądre narody nie karmią się ideologią, ale prawdą. Także tą trudną. Ukraińscy nacjonaliści mordowali nie tylko Polaków, ale także własnych rodaków. Byli Ukraińcy, którzy ostrzegali przed nimi swoich polskich sąsiadów, nierzadko płacąc za to swoim życiem. Archeolodzy pracujący przy ekshumacjach we wsiach Wola Ostrowiecka i Ostrówki na Wołyniu opowiadali ze wzruszeniem o starszej pani, Ukraince, przynoszącej im codziennie własnoręcznie upieczone placki z jabłkami. „Choć tak mogę Was prosić o przebaczenie za to, co wam zrobiliśmy” – mówiła. Mamy w imię poprawności politycznej zapomnieć o takich paniach? I o Ukraińcach, którym należą się medale „Sprawiedliwych wśród Narodów Świata”? Oraz o ich współczesnych rodakach? Jak podaje „Monitor Wołyński”, Ukraińcy ze wsi Hołoby, położonej na wschodzie Ukrainy, w geście wdzięczności polskiemu narodowi uporządkowali tamtejszy polski cmentarz, na którym spoczywają ofiary rzezi wołyńskiej.
Normalny człowiek nie chce zbrodni, nie chce ani budować na niej swojej tożsamości, ani także karmić się przez całe życie żądzą zemsty. Umie także odróżnić zbrodniarzy od ich rodaków, szczególnie tych z kolejnych pokoleń. Nie obrażajmy Ukraińców, omijając sztucznie temat zbrodni wołyńskiej – tak jakbyśmy uznawali, że chcą oni ją gloryfikować bądź iż są dziećmi niezdolnymi do przyjęcia trudnej prawdy. A jeśli znajdą się wśród nich tacy, którzy chcą na niej budować swoją tożsamość – traktujmy ich zgodnie z prawem zabraniającym szerzenia totalitaryzmu. A przede wszystkim nie zdradzajmy pamięci naszych pomordowanych rodaków. Jeśli się na to zgodzimy, kim będziemy jako naród?
Agnieszka Żurek