Mariusz Staniszewski: Koalicja strachu przed Nawrockim. Rząd walczy już tylko o przetrwanie

Miał być przełom, pozostał chaos. Nie ma już mowy o planie rządzenia, inwestycjach czy kolejnej kadencji. Jest strach przed nadciagającym Karolem Nawrockim i zdradą, o którą podejrzewają się wzajemnie wszyscy koalicjanci.
 Mariusz Staniszewski: Koalicja strachu przed Nawrockim. Rząd walczy już tylko o przetrwanie
/ fot. PAP / Radek Pietruszka

Co musisz wiedzieć:

  • Karol Nawrocki złoży dzisiaj przysięgę prezydencką i zostanie nowym Prezydentem Polski
  • Porażka w wyborach prezydenckich była ciosem dla koalicji rządzącej, która od tego czasu traci grunt pod nogami
  • Tusk stał się zakładnikiem najbardziej radykalnej i nienawistnie nastawionej części elektoratu, którą napędza jedynie wola zemsty na PiS-ie

Tu już chodzi tylko o przetrwanie. Od przegranych wyborów prezydenckich widać, jak z każdym dniem grunt usuwa się spod nóg rządzącej koalicji. Jakby pogodziła się z tym, że najpóźniej za dwa lata jest skazana na oddanie władzy, więc teraz każdy musi zadbać o siebie. Szczególnie że proces destrukcji jest bardzo zaawansowany. Najpierw rozpadła się Trzecia Droga, teraz siły odśrodkowe rozsadzają całą tworzącą rząd koalicję.

Zero zaufania

Rozmowa miała wyglądać tak: Sfrustrowany podwójną grą Szymona Hołowni Donald Tusk grozi mu przyspieszonymi wyborami. – Wtedy ciebie nie będzie – mówi.

Marszałek ani na chwilę nie traci pewności siebie. – Może mnie nie będzie w Sejmie, ale ty będziesz siedział – odpowiada.

Obecni przy rozmowie Władysław Kosiniak-Kamysz i Włodzimierz Czarzasty milczą. Nikt już się zresztą nie odzywa.

Opis spotkania przed rekonstrukcją najlepiej oddaje to, co dzieje się między liderami koalicji. Za grosz zaufania ani zrozumienia. Wszyscy wzajemnie się drażnią i szantażują. Nie szczędzą sobie uszczypliwości, nawet publicznie. Nie ukrywają – jak minister Katarzyna Kotula – że polityka rządu to tylko gra pozorów, bo jedynie o stworzenie lepszego wrażania chodziło w całej tej rekonstrukcji. Ucieczka do przodu się jednak nie udała, bo w nową jakość nie uwierzyli ani politycy koalicji, ani jej wyborcy.

Sojusznicy nie byli w stanie uzgodnić nawet tak prostej sprawy jak wystawienie wspólnego kandydata na prezesa Najwyższej Izby Kontroli. Szymon Hołownia ustalił to z Platformą, ale nikt nawet nie próbował prowadzić konsultacji z Nową

Lewicą. Zresztą jej lider Włodzimierz Czarzasty oficjalnie przyznaje, że nie przepada za marszałkiem Sejmu, więc trudno, by się spotykali.

Strach przed Nawrockim

Oczywiście powodem kryzysu jest Karol Nawrocki. Po pierwsze, dlatego że wygrał wybory i pozbawił Platformę Obywatelską możliwości szachowania koalicjantów. No i oczywiście uniemożliwił pełne przejęcie kontroli nad polską polityką oraz instytucjami, które ją kształtują.

Po drugie, bo PO spodziewa się z jego strony odwetu za obrzydliwą i wyjątkowo brutalną kampanię, w której przeciwko kandydatowi opozycji użyte zostały służby specjalne, prokuratura, media, władza samorządowa, a nawet Państwowa Komisja Wyborcza. Na dokładkę ostro potraktowano jego rodzinę, co zawsze jest szczególnie bolesne. Według logiki Platformy Obywatelskiej nowy prezydent będzie się zachowywał jak premier Tusk na początku kadencji, czyli bez poszanowania żadnych reguł. Ta spirala emocji i obaw nakręca się sama – im gorszego gangstera Platforma próbowała z Nawrockiego zrobić, tym mocniejszego uderzenia się spodziewa. Szczególnie że na początku kadencji nowa głowa państwa spotka się z prezydentem USA Donaldem Trumpem. Nikt nie wie, co uzgodnią.

Po trzecie, wygrana kandydata prawicy jest jasnym sygnałem, w którą stronę wychyla się w Polsce wahadło wyborcze. To nie tylko zapowiedź klęski za dwa lata, ale także odrzucenie większości szalonych, lewicowych pomysłów, za pomocą których obecna koalicja próbowała terroryzować społeczeństwo. Polacy nie akceptują już tęczowej rewolucji obyczajowej, Zielonego Ładu, napływu imigrantów, którzy mieli budować społeczeństwo multikulturowe. Dla środowisk liberalnych i lewicowych taki zwrot nastrojów oznacza pozbawienie zaplecza wyborczego.

Po czwarte, przegrana kandydata Platformy Obywatelskiej spowodowała, że sędziowie, prokuratorzy, policjanci i funkcjonariusze służb specjalnych nie będą już tak ochoczo angażować się w działania przeciwko opozycji. Doskonale zrozumieli, że głupotą jest dziś narażanie własnych karier, by przypodobać się politykom, którzy wkrótce mogą stracić władzę.

Po piąte wreszcie, wygrana Nawrockiego zdemobilizowała koalicjantów – szczególnie Polskę 2050 i PSL. Mają dwa lata na odbudowę wiarygodności i

poparcia, a jedyną do tego drogą jest kontestowanie Donalda Tuska i jego środowiska.

Bez planu

Lider PO mógłby jeszcze przejąć inicjatywę, gdyby miał przygotowany jakikolwiek, nawet minimalny, pozytywny plan rządzenia. Niczego takiego jednak nie zaprezentował. Wręcz przeciwnie – zamiast uspokoić atmosferę wokół wymiaru sprawiedliwości i całą energię rządu skierować na usprawnienie gospodarki, stara się zintensyfikować prześladowania opozycji. To ma być jego pomysł na utrzymanie poparcia.

Na to pole Tusk zamierza przenieść walkę z Nawrockim, gdyż tylko na nim może zyskać przewagę. Wszak w dyspozycji premiera są wszystkie resorty siłowe oraz prokuratura. Tyle tylko, że – jak się dziś wydaje – nowy prezydent zamierza zasypać rząd projektami ustaw gospodarczych i prorozwojowych. W ten sposób będzie chciał przesunąć ciężar sporu na tory bardziej merytoryczne. Premiera te zagadnienia nudzą i nie przykłada do nich większej wagi – wiedzą o tym zarówno politycy koalicji, jak i opozycji. Jeśli więc Tusk będzie chciał podjąć rękawicę, znajdzie się na boisku przeciwnika.

A sytuacja stanie się dla niego podwójnie niewygodna, gdyż tego samego, czyli skupienia się na gospodarce, domagają się dziś Polska 2050 i Nowa Lewica. Jeśli nawet obie formacje różnią się programowo, to chcą zyskiwać punkty poparcia poprzez rozwiązywanie problemów istotnych dla ich elektoratów. Większości wyborców PO to jednak nie obchodzi, gdyż premier wraz z Romanem Giertychem rozpętali histerię wyborczego fałszerstwa i ukradzionego zwycięstwa. Tusk stał się więc zakładnikiem najbardziej radykalnej i nienawistnie nastawionej części elektoratu, którą napędza jedynie wola zemsty na PiS-ie. Środowisko to ma więc bardziej charakter sekty, którą trzeba żywić niechęcią do wroga. Szef rządu przekonał się o tym boleśnie na spotkaniu w Pabianicach, gdzie sam musiał tonować rewolucyjne nastroje.

Gołym okiem widać więc, że cele poszczególnych koalicjantów – a warto przypomnieć, że obecny układ rządzący tworzy jedenaście podmiotów – są nie tylko odmienne, ale wręcz sprzeczne. O czym politycy formacji tworzących rząd na dodatek mówią nader chętnie.

Zamach stanu

W sytuacji, w której drogi koalicji rozjechały się na dobre, było oczywiste, że musi dojść do konfrontacji. Zarzewiem najgłośniejszego konfliktu okazało się zwołanie Zgromadzenia Narodowego, podczas którego na prezydenta ma zostać zaprzysiężony Karol Nawrocki. Wydawało się, że po wygranych wyborach to oczywisty, kolejny etap procesu demokratycznego. Okazało się jednak, że polska polityka stała się na tyle patologiczna, że postępowanie zgodnie z prawem urosło do aktu odwagi.

Szymon Hołownia zwietrzył w tym swoją szansę. Nie dość, że postąpił najzwyczajniej przyzwoicie, to jeszcze dobitnie udowodnił, jak chory system rządzenia stworzył Donald Tusk. Ukazanie go w pełnej krasie stało się dla premiera wyjątkowo bolesne, gdyż obnażyło jego prymitywną grę. Dystansowanie się od szefa rządu już zaczęło marszałkowi Sejmu przynosić pierwsze efekty. Kolejne sondaże pokazują wzrost poparcia dla Polski 2050. Co prawda jeszcze nie na tyle dużego, by wejść do Sejmu, ale przecież do wyborów zostało jeszcze trochę czasu.

Na dodatek Hołownia zaczął stosować taktykę premiera, czyli pierwszy ogłasza to, co dzieje się za kulisami władzy. To jego narracja staje się więc obowiązująca i to do niej muszą odnosić się politycy koalicji i jej zaprzyjaźnione media. Nawet jeśli krytykują marszałka Sejmu i nazywają go zdrajcą, to przez wszystkie przypadki odmieniają słowa „zamach stanu”. Wiadomo, że miał go organizować Tusk ze swoim zapleczem siłowym oraz zaprzyjaźnionymi prawnikami.

Opowiadanie o naciskach, by Hołownia złamał konstytucję, za każdym razem wywołuje efekt piorunujący. Nieważne, że wcześniej śledztwo właśnie w sprawie zamachu stanu zostało wszczęte po doniesieniu prezesa Trybunału Konstytucyjnego Bogdana Święczkowskiego. Dopóki mówił to człowiek z obozu prawicy, zarzut był obiektem drwin. Gdy to samo podnosi jeden z filarów koalicji, sprawa staje się poważna. Nie można jej już tak po prostu ignorować.

W całej tej historii najbardziej ironiczne jest to, że łamanie konstytucji, przejmowanie siłą instytucji państwa, ignorowanie wyroków Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego trwa od blisko dwóch lat. Sam Szymon Hołownia miał w utrwalaniu tego bezprawia swój ogromny i niezaprzeczalny wkład. Gdy jednak przestał chcieć uczestniczyć w barbarzyńskim niszczeniu państwa, stał się wrogiem gorszym niż PiS. Został uznany za renegata, więc wroga numer jeden.

Ale Tusk ma związane ręce. Ataki na Hołownię będą go wzmacniać, gdyż udowodnią, że jest politykiem niezależnym od premiera. Tolerowanie jego medialnych harców i potajemnych spotkań z Jarosławem Kaczyńskim zostanie z kolei przez polityków PO i Nowej Lewicy uznane za słabość. Premier może więc jedynie atakować ludzi Hołowni, by w ten sposób udowodnić, że jeszcze potrafi się odwinąć.

Jednak dla sfrustrowanych i rozpalonych z nienawiści głów najbardziej radykalnych wyborców to za mało. Oni domagają się rozliczenia Hołowni i ustawienia go z powrotem w szeregu karnych sojuszników. Na to jednak Tusk nie ma już dziś siły.


 

POLECANE
Tusk do swojego elektoratu: Wiem, co czujecie w tym smutnym dniu z ostatniej chwili
Tusk do swojego elektoratu: Wiem, co czujecie w tym smutnym dniu

Donald Tusk wygłosił przemowę do swoich wyborców w dniu zaprzysiężenia nowego Prezydenta RP. Premier jasno wyodrębnił wyborców, którzy pozostają przeciwni rozpoczynającemu dziś swoją kadencję Karolowi Nawrockiemu. Utwierdzał ich w przekonaniu, że jedynie oni pragną "uczciwej, pięknej i wolnej Polski". "W tym dniu - mówił - "musimy być jeszcze silniejsi, musimy być wytrwali". Ostatnie 10 lat prezydentury nazwał czasem "smutku, zażenowania i obaw o ojczyznę".

Jestem Polakiem i mam obowiązki polskie. Karol Nawrocki wygłosił historyczne orędzie z ostatniej chwili
"Jestem Polakiem i mam obowiązki polskie". Karol Nawrocki wygłosił historyczne orędzie

Wolny wybór wolnego narodu postawił mnie dziś przed Państwem. Postawił mnie przed Państwem wbrew wyborczej propagandzie, kłamstwom, wbrew teatrowi politycznemu i wbrew pogardzie, z którą się spotykałem w drodze do urzędu prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej - tymi słowami zaczął swoje orędzie po wygłoszeniu Roty Przysięgi Prezydenckiej Karol Nawrocki.

Nie chcę być jedną z wielu. Marta Nawrocka zdradza, jaką będzie Pierwszą Damą Wiadomości
"Nie chcę być jedną z wielu". Marta Nawrocka zdradza, jaką będzie Pierwszą Damą

Wraz z objęciem przez Karola Nawrockiego urzędu Prezydenta RP, jego żona Marta Nawrocka stanie się Pierwszą Damą. Jak zapowiedziała, już od pierwszych dni zamierza aktywnie włączyć się w działalność społeczną i skupić się na konkretnych, realnych problemach Polaków.

Z jakimi ustawami wystartuje nowy prezydent? Już w tym tygodniu znajdą się w Sejmie pilne
Z jakimi ustawami wystartuje nowy prezydent? Już w tym tygodniu znajdą się w Sejmie

W najbliższych dniach do Sejmu trafią prezydenckie projekty ustaw dotyczące Centralnego Portu Komunikacyjnego, PIT 0 proc. dla rodzin mających dwoje lub więcej dzieci oraz spraw rolniczych związanych z umową Mercosur – poinformował Zbigniew Bogucki, który obejmie stanowisko szefa Kancelarii Prezydenta Karola Nawrockiego.

Setki tysięcy Polaków jadą do Warszawy. Historyczny dzień zaprzysiężenia Karola Nawrockiego Wiadomości
Setki tysięcy Polaków jadą do Warszawy. Historyczny dzień zaprzysiężenia Karola Nawrockiego

– Na środowe uroczystości związane z zaprzysiężeniem Karola Nawrockiego na prezydenta do Warszawy przyjadą ludzie z każdego zakątka Polski – powiedział Zbigniew Bogucki (PiS). Według rzecznika PiS Rafała Bochenka, Polacy sami organizują swój przyjazd: - To oddolna inicjatywa społeczna - dodał.

Niemiecki gigant przegrywa z Japończykami historyczny kontrakt na okręty stealth dla Australii pilne
Niemiecki gigant przegrywa z Japończykami historyczny kontrakt na okręty stealth dla Australii

Koncern Thyssen-Krupp Marine Systems (TKMS) przegrał z japońskim gigantem Mitsubishi Heavy Industries walkę o wielomiliardowy kontrakt na budowę fregat dla australijskiej marynarki wojennej.

Działacz KO w Bytomiu spotkał się z Friedrichem Merzem, przywiózł szalik Oberschlesien z ostatniej chwili
Działacz KO w Bytomiu spotkał się z Friedrichem Merzem, przywiózł szalik "Oberschlesien"

Marek Tylikowski, działacz Koalicji Obywatelskiej i przewodniczący Mniejszości Niemieckiej w Bytomiu, spotkał się z kanclerzem Niemiec Friedrichem Merzem. Podczas spotkania Tylikowski miał na sobie szalik z napisem „Beuthen” (czyli niemiecka nazwa Bytomia) oraz skrótem „O-S”, co może oznaczać Oberschlesien – Górny Śląsk po niemiecku. O Tylikowskim pisał w ubiegłym roku serwis "Niezależna" twierdząc, że "to były członek ekstremistycznej niemieckiej organizacji, który obrażał powstańców śląskich, a w Bytomiu odsłaniał tablicę ufundowaną przez działaczy neonazistowskiej niemieckiej młodzieżówki".

Ruchniewicz traci stanowisko w MSZ. Jest komunikat z ostatniej chwili
Ruchniewicz traci stanowisko w MSZ. Jest komunikat

MSZ poinformowało we wtorek wieczorem, że zlikwidowane zostało stanowisko pełnomocnika MSZ do spraw polsko-niemieckiej współpracy społecznej i przygranicznej, które obejmował prof. Krzysztof Ruchniewicz.

Trzeba mieć pamięć dobrą, ale.... Kaczyński odpowiada Mentzenowi z ostatniej chwili
"Trzeba mieć pamięć dobrą, ale...". Kaczyński odpowiada Mentzenowi

Jarosław Kaczyński odniósł się do wideo, w którym lider partii Konfederacja nazwał go "politycznym gangsterem". – W polityce trzeba mieć pamięć dobrą, ale krótką – powiedział prezes PiS.

Znany poseł odchodzi z Polski 2050 z ostatniej chwili
Znany poseł odchodzi z Polski 2050

Tomasz Zimoch poinformował, że odszedł z klubu parlamentarnego Polska 2050 i został posłem niezrzeszonym. Jak poinformował, decyzję podjął w związku z działaniami marszałka Sejmu, lidera Polski 2050 Szymona Hołowni.

REKLAMA

Mariusz Staniszewski: Koalicja strachu przed Nawrockim. Rząd walczy już tylko o przetrwanie

Miał być przełom, pozostał chaos. Nie ma już mowy o planie rządzenia, inwestycjach czy kolejnej kadencji. Jest strach przed nadciagającym Karolem Nawrockim i zdradą, o którą podejrzewają się wzajemnie wszyscy koalicjanci.
 Mariusz Staniszewski: Koalicja strachu przed Nawrockim. Rząd walczy już tylko o przetrwanie
/ fot. PAP / Radek Pietruszka

Co musisz wiedzieć:

  • Karol Nawrocki złoży dzisiaj przysięgę prezydencką i zostanie nowym Prezydentem Polski
  • Porażka w wyborach prezydenckich była ciosem dla koalicji rządzącej, która od tego czasu traci grunt pod nogami
  • Tusk stał się zakładnikiem najbardziej radykalnej i nienawistnie nastawionej części elektoratu, którą napędza jedynie wola zemsty na PiS-ie

Tu już chodzi tylko o przetrwanie. Od przegranych wyborów prezydenckich widać, jak z każdym dniem grunt usuwa się spod nóg rządzącej koalicji. Jakby pogodziła się z tym, że najpóźniej za dwa lata jest skazana na oddanie władzy, więc teraz każdy musi zadbać o siebie. Szczególnie że proces destrukcji jest bardzo zaawansowany. Najpierw rozpadła się Trzecia Droga, teraz siły odśrodkowe rozsadzają całą tworzącą rząd koalicję.

Zero zaufania

Rozmowa miała wyglądać tak: Sfrustrowany podwójną grą Szymona Hołowni Donald Tusk grozi mu przyspieszonymi wyborami. – Wtedy ciebie nie będzie – mówi.

Marszałek ani na chwilę nie traci pewności siebie. – Może mnie nie będzie w Sejmie, ale ty będziesz siedział – odpowiada.

Obecni przy rozmowie Władysław Kosiniak-Kamysz i Włodzimierz Czarzasty milczą. Nikt już się zresztą nie odzywa.

Opis spotkania przed rekonstrukcją najlepiej oddaje to, co dzieje się między liderami koalicji. Za grosz zaufania ani zrozumienia. Wszyscy wzajemnie się drażnią i szantażują. Nie szczędzą sobie uszczypliwości, nawet publicznie. Nie ukrywają – jak minister Katarzyna Kotula – że polityka rządu to tylko gra pozorów, bo jedynie o stworzenie lepszego wrażania chodziło w całej tej rekonstrukcji. Ucieczka do przodu się jednak nie udała, bo w nową jakość nie uwierzyli ani politycy koalicji, ani jej wyborcy.

Sojusznicy nie byli w stanie uzgodnić nawet tak prostej sprawy jak wystawienie wspólnego kandydata na prezesa Najwyższej Izby Kontroli. Szymon Hołownia ustalił to z Platformą, ale nikt nawet nie próbował prowadzić konsultacji z Nową

Lewicą. Zresztą jej lider Włodzimierz Czarzasty oficjalnie przyznaje, że nie przepada za marszałkiem Sejmu, więc trudno, by się spotykali.

Strach przed Nawrockim

Oczywiście powodem kryzysu jest Karol Nawrocki. Po pierwsze, dlatego że wygrał wybory i pozbawił Platformę Obywatelską możliwości szachowania koalicjantów. No i oczywiście uniemożliwił pełne przejęcie kontroli nad polską polityką oraz instytucjami, które ją kształtują.

Po drugie, bo PO spodziewa się z jego strony odwetu za obrzydliwą i wyjątkowo brutalną kampanię, w której przeciwko kandydatowi opozycji użyte zostały służby specjalne, prokuratura, media, władza samorządowa, a nawet Państwowa Komisja Wyborcza. Na dokładkę ostro potraktowano jego rodzinę, co zawsze jest szczególnie bolesne. Według logiki Platformy Obywatelskiej nowy prezydent będzie się zachowywał jak premier Tusk na początku kadencji, czyli bez poszanowania żadnych reguł. Ta spirala emocji i obaw nakręca się sama – im gorszego gangstera Platforma próbowała z Nawrockiego zrobić, tym mocniejszego uderzenia się spodziewa. Szczególnie że na początku kadencji nowa głowa państwa spotka się z prezydentem USA Donaldem Trumpem. Nikt nie wie, co uzgodnią.

Po trzecie, wygrana kandydata prawicy jest jasnym sygnałem, w którą stronę wychyla się w Polsce wahadło wyborcze. To nie tylko zapowiedź klęski za dwa lata, ale także odrzucenie większości szalonych, lewicowych pomysłów, za pomocą których obecna koalicja próbowała terroryzować społeczeństwo. Polacy nie akceptują już tęczowej rewolucji obyczajowej, Zielonego Ładu, napływu imigrantów, którzy mieli budować społeczeństwo multikulturowe. Dla środowisk liberalnych i lewicowych taki zwrot nastrojów oznacza pozbawienie zaplecza wyborczego.

Po czwarte, przegrana kandydata Platformy Obywatelskiej spowodowała, że sędziowie, prokuratorzy, policjanci i funkcjonariusze służb specjalnych nie będą już tak ochoczo angażować się w działania przeciwko opozycji. Doskonale zrozumieli, że głupotą jest dziś narażanie własnych karier, by przypodobać się politykom, którzy wkrótce mogą stracić władzę.

Po piąte wreszcie, wygrana Nawrockiego zdemobilizowała koalicjantów – szczególnie Polskę 2050 i PSL. Mają dwa lata na odbudowę wiarygodności i

poparcia, a jedyną do tego drogą jest kontestowanie Donalda Tuska i jego środowiska.

Bez planu

Lider PO mógłby jeszcze przejąć inicjatywę, gdyby miał przygotowany jakikolwiek, nawet minimalny, pozytywny plan rządzenia. Niczego takiego jednak nie zaprezentował. Wręcz przeciwnie – zamiast uspokoić atmosferę wokół wymiaru sprawiedliwości i całą energię rządu skierować na usprawnienie gospodarki, stara się zintensyfikować prześladowania opozycji. To ma być jego pomysł na utrzymanie poparcia.

Na to pole Tusk zamierza przenieść walkę z Nawrockim, gdyż tylko na nim może zyskać przewagę. Wszak w dyspozycji premiera są wszystkie resorty siłowe oraz prokuratura. Tyle tylko, że – jak się dziś wydaje – nowy prezydent zamierza zasypać rząd projektami ustaw gospodarczych i prorozwojowych. W ten sposób będzie chciał przesunąć ciężar sporu na tory bardziej merytoryczne. Premiera te zagadnienia nudzą i nie przykłada do nich większej wagi – wiedzą o tym zarówno politycy koalicji, jak i opozycji. Jeśli więc Tusk będzie chciał podjąć rękawicę, znajdzie się na boisku przeciwnika.

A sytuacja stanie się dla niego podwójnie niewygodna, gdyż tego samego, czyli skupienia się na gospodarce, domagają się dziś Polska 2050 i Nowa Lewica. Jeśli nawet obie formacje różnią się programowo, to chcą zyskiwać punkty poparcia poprzez rozwiązywanie problemów istotnych dla ich elektoratów. Większości wyborców PO to jednak nie obchodzi, gdyż premier wraz z Romanem Giertychem rozpętali histerię wyborczego fałszerstwa i ukradzionego zwycięstwa. Tusk stał się więc zakładnikiem najbardziej radykalnej i nienawistnie nastawionej części elektoratu, którą napędza jedynie wola zemsty na PiS-ie. Środowisko to ma więc bardziej charakter sekty, którą trzeba żywić niechęcią do wroga. Szef rządu przekonał się o tym boleśnie na spotkaniu w Pabianicach, gdzie sam musiał tonować rewolucyjne nastroje.

Gołym okiem widać więc, że cele poszczególnych koalicjantów – a warto przypomnieć, że obecny układ rządzący tworzy jedenaście podmiotów – są nie tylko odmienne, ale wręcz sprzeczne. O czym politycy formacji tworzących rząd na dodatek mówią nader chętnie.

Zamach stanu

W sytuacji, w której drogi koalicji rozjechały się na dobre, było oczywiste, że musi dojść do konfrontacji. Zarzewiem najgłośniejszego konfliktu okazało się zwołanie Zgromadzenia Narodowego, podczas którego na prezydenta ma zostać zaprzysiężony Karol Nawrocki. Wydawało się, że po wygranych wyborach to oczywisty, kolejny etap procesu demokratycznego. Okazało się jednak, że polska polityka stała się na tyle patologiczna, że postępowanie zgodnie z prawem urosło do aktu odwagi.

Szymon Hołownia zwietrzył w tym swoją szansę. Nie dość, że postąpił najzwyczajniej przyzwoicie, to jeszcze dobitnie udowodnił, jak chory system rządzenia stworzył Donald Tusk. Ukazanie go w pełnej krasie stało się dla premiera wyjątkowo bolesne, gdyż obnażyło jego prymitywną grę. Dystansowanie się od szefa rządu już zaczęło marszałkowi Sejmu przynosić pierwsze efekty. Kolejne sondaże pokazują wzrost poparcia dla Polski 2050. Co prawda jeszcze nie na tyle dużego, by wejść do Sejmu, ale przecież do wyborów zostało jeszcze trochę czasu.

Na dodatek Hołownia zaczął stosować taktykę premiera, czyli pierwszy ogłasza to, co dzieje się za kulisami władzy. To jego narracja staje się więc obowiązująca i to do niej muszą odnosić się politycy koalicji i jej zaprzyjaźnione media. Nawet jeśli krytykują marszałka Sejmu i nazywają go zdrajcą, to przez wszystkie przypadki odmieniają słowa „zamach stanu”. Wiadomo, że miał go organizować Tusk ze swoim zapleczem siłowym oraz zaprzyjaźnionymi prawnikami.

Opowiadanie o naciskach, by Hołownia złamał konstytucję, za każdym razem wywołuje efekt piorunujący. Nieważne, że wcześniej śledztwo właśnie w sprawie zamachu stanu zostało wszczęte po doniesieniu prezesa Trybunału Konstytucyjnego Bogdana Święczkowskiego. Dopóki mówił to człowiek z obozu prawicy, zarzut był obiektem drwin. Gdy to samo podnosi jeden z filarów koalicji, sprawa staje się poważna. Nie można jej już tak po prostu ignorować.

W całej tej historii najbardziej ironiczne jest to, że łamanie konstytucji, przejmowanie siłą instytucji państwa, ignorowanie wyroków Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego trwa od blisko dwóch lat. Sam Szymon Hołownia miał w utrwalaniu tego bezprawia swój ogromny i niezaprzeczalny wkład. Gdy jednak przestał chcieć uczestniczyć w barbarzyńskim niszczeniu państwa, stał się wrogiem gorszym niż PiS. Został uznany za renegata, więc wroga numer jeden.

Ale Tusk ma związane ręce. Ataki na Hołownię będą go wzmacniać, gdyż udowodnią, że jest politykiem niezależnym od premiera. Tolerowanie jego medialnych harców i potajemnych spotkań z Jarosławem Kaczyńskim zostanie z kolei przez polityków PO i Nowej Lewicy uznane za słabość. Premier może więc jedynie atakować ludzi Hołowni, by w ten sposób udowodnić, że jeszcze potrafi się odwinąć.

Jednak dla sfrustrowanych i rozpalonych z nienawiści głów najbardziej radykalnych wyborców to za mało. Oni domagają się rozliczenia Hołowni i ustawienia go z powrotem w szeregu karnych sojuszników. Na to jednak Tusk nie ma już dziś siły.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe