Zdzisław Krasnodębski: Obce wpływy

W PRL i w pierwszych latach III RP marzyliśmy o powrocie do „Europy”. Nie o wejściu do zdecentralizowanej Unii Europejskiej, lecz o powrocie do cywilizacji, do rodziny narodów europejskich.
Zdzisław Krasnodębski Zdzisław Krasnodębski: Obce wpływy
Zdzisław Krasnodębski / Tygodnik Solidarność

Po trzech dekadach (umiarkowanej) wolności możemy sobie powiedzieć, że ten powrót nastąpił, choć obecna Europa zdecydowanie odbiega od naszych mitycznych wyobrażeń i w dodatku wkracza w fazę swojej głębokiej destrukcji. „Powrót do Europy” nie znaczy, że zniknęły wszystkie polskie swoistości, zalety i przywary. Nie znaczy także, że zniknęły wszystkie nasze kłopoty i problemy – ba, przybyły nawet nowe, „europejskie”. Ale – „C’est la vie”! Cywilizacyjna luka jednak już nie istnieje. Polska jest krajem „zachodnim” i „europejskim”.

 

Burleska

Czy dotyczy to także polityki? Czy polska polityka różni się od życia politycznego w innych, wiodących krajach Europy (bo przecież tylko z takimi chcemy się mierzyć)? Istnieją oczywiście liczne swoistości naszego życia politycznego. Nie są jednak nimi nepotyzm, korupcja, konformizm, karierowiczostwo czy biurokracja – zjawiska te, w różnym natężeniu, występują także w innych krajach. Przecież nie dla ozdoby były prezydent Francji Nicolas Sarkozy nosi bransoletkę elektroniczną – został skazany za korupcję i handel wpływami.

Polska polityka zdecydowanie wyróżnia się natomiast swoją widowiskowością. Nie chodzi o antyczną tragedię czy szekspirowski dramat. Polityka u nas to w dużej mierze pewien rodzaj zabawy ludowej czy burleski, w której zatraca się właściwy cel polityki, czyli agregowanie interesów grup społecznych, podejmowanie w miarę racjonalnych decyzji zbiorowych i rozwiązywanie problemów. Nigdzie nie ma w polityce tylu barwnych postaci – happenerów, pozerów, zapiewajłów, gwiazdorów i gwiazd nie szczędzących ni ducha, ni ciała, by nas zainteresować i zabawić. Najlepszą drogą do kariery politycznej jest dostarczanie rozrywki. W końcu „druga osoba” w państwie zrodziła się w telewizji śniadaniowej. Codzienne „wiadomości” ze świata politycznego pasjonują Polaków bardziej niż seriale. Żyją z tego media tradycyjne i nowe, internetowe. W Niemczech programy informujące o zdarzeniach politycznych mają zazwyczaj na celu uspokojenie nastrojów, działanie łagodzące na nerwy wyborców – jak napar z melisy. U nas przeciwnie – usiłują wywołać stan wielkiego pobudzenia, albo miłości, albo nienawiści. Grzechem podstawowym jest rzeczowość, niuansowanie, rozważanie problemu z różnych stron itd.

 

Obce wpływy

W tym spektaklu ujawnia się jeszcze inna cecha swoista polskiej polityki, być może najważniejsza. Tą cechą są nieustanne debaty na temat obcych wpływów, oskarżenia i domysły z nimi związane. Nic dziwnego – w końcu Rzeczpospolita upadła także z powodu wypływów mocarstw ościennych na nasze życie polityczne, z powodu przekupstwa i zdrady, które u schyłku XVIII wieku uważano wręcz za przypadłość narodową. Słusznie boimy się, by III Rzeczpospolitej nie spotkał los pierwszej.

Nie wszystkie wpływy nas jednak martwią, a przynajmniej nie martwią jednakowo. Amerykańskie bywają nawet pożądane. A unijne nie mają waloru tajemniczości, bo są jawne i sformalizowane; nie pobudzają wyobraźni. Chiny ciągle nas mało zaprzątają. Najbardziej ekscytują Polaków wpływy rosyjskie i niemieckie, wpływy dwóch likwidatorów państwa polskiego w latach 1772–1795 oraz w 1939 roku.

No cóż, jeśli chodzi o Rosję, to wiemy, że znaczna część obecnej klasy politycznej i elity kulturalnej wywodzi się wprost z elity rosyjsko-sowieckiej kolonii, którą była PRL. W pierwszych latach III RP te wpływy bardzo nas niepokoiły. Jeden z polskich premierów musiał ustąpić ze stanowiska, gdy został oskarżony o to, że był agentem rosyjskim. Ale to dawne czasy. Obecnie jawne wpływy Rosji są słabe, bo także dla dawnych peerelowskich notabli i ich potomków Rosja przestała być atrakcyjna. Lepsze frukta mają oni na oku niż „moskiewskie pieniądze”. Wojna na Ukrainie sprawiła, że od Rosji nawet jej niegdysiejsi sympatycy trzymają się z daleka. Padające dziś w Polsce oskarżenia o prorosyjskość mają raczej na celu zamulenie umysłów i pobudzenia emocji. Są bowiem głównie kierowane przeciw tym, którzy krytykują politykę władz unijnych lub niektórych państw zachodnich (czytaj: Berlina). Podobno tym samym wspierają Putina. Absurd takich oskarżeń jest tym większy, że insynuatorzy działali kiedyś – z wielką pompą i przekonaniem o swojej genialności („my nie gapy”) – na rzecz Rosji i Putina i doprowadzili do tragedii smoleńskiej.

 

Od widowiska do realności

W Polsce proputinizm istnieje najwyżej w ukryciu, jako zjawisko kryminalne, nie polityczne. Jest znamienne, że tylko jeden – i to marginalny – kandydat na prezydenta ośmielił się wygłaszać poglądy jawnie proputinowskie, które w Niemczech czy we Francji pojawiają się w polityce często i są szeroko aprobowane społecznie.
W istocie więc oskarżenia o proputinizm, mający rzekomo charakteryzować polską prawicę, służą neutralizacji zarzutu o uległość wobec Niemiec, który pada w stronę Donalda Tuska i jego obozu politycznego. Polityka obecnego rządu uwiarygodnia ten zarzut.

Problem jest bowiem realny. Widzimy, jak kolejno porzucane są projekty infrastrukturalne, które nie w smak były naszemu zachodniemu sąsiadowi. Podobnie dzieje się w polityce pamięci. Teraz jeszcze doszła sprawa ochrony granicy zachodniej. Rząd Friedricha Merza, w obliczu rosnącego niezadowolenia społeczeństwa niemieckiego z powodu dotychczasowej samobójczej polityki migracyjnej, postanowił wprowadzić kontrole graniczne, zatrzymywać i odsyłać imigrantów. Robi to w sposób niezgodny z prawem niemieckim, z konwencją dublińską i umowami dwustronnymi. Wszystkie inne kraje graniczące z Niemcami od razu zareagowały odpowiednio na tę politykę. Tylko rząd Donalda Tuska udawał, że nic się nie dzieje, dopóki nie nastąpiła mocna reakcja społeczna. To kolejny jaskrawy przykład skrajnej uległości.

Może więc czas przejść od słów do czynów? Od widowiska do realności? Polską anomalią jest obecność na wielką skalę różnych podmiotów zagranicznych w życiu politycznym, nie kryjących wcale się z tym, że chcą kształtować wybory polityczne Polaków i politykę polskiego rządu. Ich siła sprawia, że gdy bierzemy ten czynnik pod uwagę, Polska spada z kategorii wschodzącej potęgi europejskiej do poziomu kraju słabego, półkolonialnego. Wiemy to od lat, że trzeba to zmienić. I nic w tej sprawie się nie zmienia. Także rządy Zjednoczonej Prawicy niczego realnego w tej dziedzinie nie osiągnęły. Tymczasem to sprawa o żywotnym znaczeniu, bo im więcej będzie obcych wpływów w Polsce, tym bardziej polska polityka zamieniać się będzie w żenującą rozrywkę dla ogłupionych i emocjonalnie pobudzonych mas, a decyzje strategiczne, dotyczące nas i naszego kraju, będą podejmowane gdzie indziej, nie w Warszawie.

 


 

POLECANE
z ostatniej chwili
Jarosław Kaczyński w historycznej Sali BHP. Symboliczne spotkanie w kolebce "Solidarności"

W poniedziałek, 25 sierpnia 2025 roku, prezes Prawa i Sprawiedliwości, Jarosław Kaczyński, spotkał się z sympatykami w historycznej Sali BHP Stoczni Gdańskiej. To miejsce, nierozerwalnie związane z narodzinami "Solidarności" i walką o wolną Polskę, stało się sceną ważnego wydarzenia politycznego, podkreślającego przywiązanie do ideałów Sierpnia '80.

PKP Intercity wydał pilny komunikat z ostatniej chwili
PKP Intercity wydał pilny komunikat

W systemie e-IC2.0 występują czasowe utrudnienia w płatności za bilet za pomocą Apple Pay – informuje w poniedziałek PKP Intercity.

Byli niemieccy naziści i ich kolaboranci tworzyli Unię Europejską gorące
Byli niemieccy naziści i ich kolaboranci tworzyli Unię Europejską

Od samego początku integracja europejska nie była spontanicznym zjednoczeniem wolnych narodów, lecz celową konstrukcją ponadnarodowej machiny stworzonej przez ludzi, których przeszłość polityczna była często zakorzeniona w systemach autorytarnych.

Pułapka na prezydenta tylko u nas
Pułapka na prezydenta

Już niedługo, bo 9 września przekonamy się, czy rządzącej koalicji zależy na tym, żeby Polacy płacili mniej za energię elektryczną, czy też politycy i media wrogie prezydentowi Nawrockiemu nadal będą wykorzystywać temat cen energii do propagandowej wojny.

NSA krytykuje zwłokę premiera. Wybucha kolejny bunt z ostatniej chwili
NSA krytykuje zwłokę premiera. "Wybucha kolejny bunt"

Kolegium NSA krytykuje zwłokę premiera Donalda Tuska z kontrasygnatą aktów powołania asesorów WSA. Według NSA brak podpisu premiera narusza prawo do szybkiego rozpoznania spraw – informuje w poniedziałek "Rzeczpospolita"

Trump: Bardzo poważne konsekwencje, jeśli nie dojdzie do spotkania Zełenski–Putin z ostatniej chwili
Trump: Bardzo poważne konsekwencje, jeśli nie dojdzie do spotkania Zełenski–Putin

Prezydent USA Donald Trump ostrzegł w poniedziałek, że jeśli nie dojdzie do spotkania przywódców Rosji i Ukrainy, Władimira Putina i Wołodymyra Zełenskiego, mogą pojawić się "bardzo poważne konsekwencje".

Ukraina ostrzega Polskę: Będzie reakcja, jeśli Sejm zrówna banderowskie symbole z nazistowskimi z ostatniej chwili
Ukraina ostrzega Polskę: Będzie reakcja, jeśli Sejm zrówna banderowskie symbole z nazistowskimi

''Władze w Kijowie uprzedziły Polskę, że zareagują, jeśli Sejm zrówna czerwono-czarną symbolikę z nazistowską'' – napisał w poniedziałek dobrze poinformowany ukraiński portal Europejska Prawda, powołując się na źródło w ukraińskiej dyplomacji.

UODO wszczyna postępowanie ws. ujawnienia danych sygnalistki w Instytucie Pileckiego z ostatniej chwili
UODO wszczyna postępowanie ws. ujawnienia danych sygnalistki w Instytucie Pileckiego

Prezes UODO Mirosław Wróblewski zapowiedział podjęcie z urzędu sprawy możliwego naruszenia danych sygnalistki w Instytucie Pileckiego. To efekt publikacji Wirtualnej Polski.

Jest lista beneficjentów KPO dla kultury. Środki otrzymała m.in. Fundacja Krystyny Jandy z ostatniej chwili
Jest lista beneficjentów "KPO dla kultury". Środki otrzymała m.in. Fundacja Krystyny Jandy

Resort kultury opublikował wyniki II naboru KPO dla kultury. Po skandalu wokół KPO związanym z branżą HoReCa, internauci niemal natychmiastowo zajęli się listą przedsięwzięć z obszaru kultury objętych wsparciem z Krajowego Planu Odbudowy.

Komunikat dla mieszkańców Poznania z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Poznania

Port Lotniczy Poznań-Ławica obsłużył w lipcu tego roku 504,7 tys. pasażerów, co oznacza wzrost o 9 proc. w porównaniu z lipcem ubiegłego roku – poinformowało w poniedziałek lotnisko.

REKLAMA

Zdzisław Krasnodębski: Obce wpływy

W PRL i w pierwszych latach III RP marzyliśmy o powrocie do „Europy”. Nie o wejściu do zdecentralizowanej Unii Europejskiej, lecz o powrocie do cywilizacji, do rodziny narodów europejskich.
Zdzisław Krasnodębski Zdzisław Krasnodębski: Obce wpływy
Zdzisław Krasnodębski / Tygodnik Solidarność

Po trzech dekadach (umiarkowanej) wolności możemy sobie powiedzieć, że ten powrót nastąpił, choć obecna Europa zdecydowanie odbiega od naszych mitycznych wyobrażeń i w dodatku wkracza w fazę swojej głębokiej destrukcji. „Powrót do Europy” nie znaczy, że zniknęły wszystkie polskie swoistości, zalety i przywary. Nie znaczy także, że zniknęły wszystkie nasze kłopoty i problemy – ba, przybyły nawet nowe, „europejskie”. Ale – „C’est la vie”! Cywilizacyjna luka jednak już nie istnieje. Polska jest krajem „zachodnim” i „europejskim”.

 

Burleska

Czy dotyczy to także polityki? Czy polska polityka różni się od życia politycznego w innych, wiodących krajach Europy (bo przecież tylko z takimi chcemy się mierzyć)? Istnieją oczywiście liczne swoistości naszego życia politycznego. Nie są jednak nimi nepotyzm, korupcja, konformizm, karierowiczostwo czy biurokracja – zjawiska te, w różnym natężeniu, występują także w innych krajach. Przecież nie dla ozdoby były prezydent Francji Nicolas Sarkozy nosi bransoletkę elektroniczną – został skazany za korupcję i handel wpływami.

Polska polityka zdecydowanie wyróżnia się natomiast swoją widowiskowością. Nie chodzi o antyczną tragedię czy szekspirowski dramat. Polityka u nas to w dużej mierze pewien rodzaj zabawy ludowej czy burleski, w której zatraca się właściwy cel polityki, czyli agregowanie interesów grup społecznych, podejmowanie w miarę racjonalnych decyzji zbiorowych i rozwiązywanie problemów. Nigdzie nie ma w polityce tylu barwnych postaci – happenerów, pozerów, zapiewajłów, gwiazdorów i gwiazd nie szczędzących ni ducha, ni ciała, by nas zainteresować i zabawić. Najlepszą drogą do kariery politycznej jest dostarczanie rozrywki. W końcu „druga osoba” w państwie zrodziła się w telewizji śniadaniowej. Codzienne „wiadomości” ze świata politycznego pasjonują Polaków bardziej niż seriale. Żyją z tego media tradycyjne i nowe, internetowe. W Niemczech programy informujące o zdarzeniach politycznych mają zazwyczaj na celu uspokojenie nastrojów, działanie łagodzące na nerwy wyborców – jak napar z melisy. U nas przeciwnie – usiłują wywołać stan wielkiego pobudzenia, albo miłości, albo nienawiści. Grzechem podstawowym jest rzeczowość, niuansowanie, rozważanie problemu z różnych stron itd.

 

Obce wpływy

W tym spektaklu ujawnia się jeszcze inna cecha swoista polskiej polityki, być może najważniejsza. Tą cechą są nieustanne debaty na temat obcych wpływów, oskarżenia i domysły z nimi związane. Nic dziwnego – w końcu Rzeczpospolita upadła także z powodu wypływów mocarstw ościennych na nasze życie polityczne, z powodu przekupstwa i zdrady, które u schyłku XVIII wieku uważano wręcz za przypadłość narodową. Słusznie boimy się, by III Rzeczpospolitej nie spotkał los pierwszej.

Nie wszystkie wpływy nas jednak martwią, a przynajmniej nie martwią jednakowo. Amerykańskie bywają nawet pożądane. A unijne nie mają waloru tajemniczości, bo są jawne i sformalizowane; nie pobudzają wyobraźni. Chiny ciągle nas mało zaprzątają. Najbardziej ekscytują Polaków wpływy rosyjskie i niemieckie, wpływy dwóch likwidatorów państwa polskiego w latach 1772–1795 oraz w 1939 roku.

No cóż, jeśli chodzi o Rosję, to wiemy, że znaczna część obecnej klasy politycznej i elity kulturalnej wywodzi się wprost z elity rosyjsko-sowieckiej kolonii, którą była PRL. W pierwszych latach III RP te wpływy bardzo nas niepokoiły. Jeden z polskich premierów musiał ustąpić ze stanowiska, gdy został oskarżony o to, że był agentem rosyjskim. Ale to dawne czasy. Obecnie jawne wpływy Rosji są słabe, bo także dla dawnych peerelowskich notabli i ich potomków Rosja przestała być atrakcyjna. Lepsze frukta mają oni na oku niż „moskiewskie pieniądze”. Wojna na Ukrainie sprawiła, że od Rosji nawet jej niegdysiejsi sympatycy trzymają się z daleka. Padające dziś w Polsce oskarżenia o prorosyjskość mają raczej na celu zamulenie umysłów i pobudzenia emocji. Są bowiem głównie kierowane przeciw tym, którzy krytykują politykę władz unijnych lub niektórych państw zachodnich (czytaj: Berlina). Podobno tym samym wspierają Putina. Absurd takich oskarżeń jest tym większy, że insynuatorzy działali kiedyś – z wielką pompą i przekonaniem o swojej genialności („my nie gapy”) – na rzecz Rosji i Putina i doprowadzili do tragedii smoleńskiej.

 

Od widowiska do realności

W Polsce proputinizm istnieje najwyżej w ukryciu, jako zjawisko kryminalne, nie polityczne. Jest znamienne, że tylko jeden – i to marginalny – kandydat na prezydenta ośmielił się wygłaszać poglądy jawnie proputinowskie, które w Niemczech czy we Francji pojawiają się w polityce często i są szeroko aprobowane społecznie.
W istocie więc oskarżenia o proputinizm, mający rzekomo charakteryzować polską prawicę, służą neutralizacji zarzutu o uległość wobec Niemiec, który pada w stronę Donalda Tuska i jego obozu politycznego. Polityka obecnego rządu uwiarygodnia ten zarzut.

Problem jest bowiem realny. Widzimy, jak kolejno porzucane są projekty infrastrukturalne, które nie w smak były naszemu zachodniemu sąsiadowi. Podobnie dzieje się w polityce pamięci. Teraz jeszcze doszła sprawa ochrony granicy zachodniej. Rząd Friedricha Merza, w obliczu rosnącego niezadowolenia społeczeństwa niemieckiego z powodu dotychczasowej samobójczej polityki migracyjnej, postanowił wprowadzić kontrole graniczne, zatrzymywać i odsyłać imigrantów. Robi to w sposób niezgodny z prawem niemieckim, z konwencją dublińską i umowami dwustronnymi. Wszystkie inne kraje graniczące z Niemcami od razu zareagowały odpowiednio na tę politykę. Tylko rząd Donalda Tuska udawał, że nic się nie dzieje, dopóki nie nastąpiła mocna reakcja społeczna. To kolejny jaskrawy przykład skrajnej uległości.

Może więc czas przejść od słów do czynów? Od widowiska do realności? Polską anomalią jest obecność na wielką skalę różnych podmiotów zagranicznych w życiu politycznym, nie kryjących wcale się z tym, że chcą kształtować wybory polityczne Polaków i politykę polskiego rządu. Ich siła sprawia, że gdy bierzemy ten czynnik pod uwagę, Polska spada z kategorii wschodzącej potęgi europejskiej do poziomu kraju słabego, półkolonialnego. Wiemy to od lat, że trzeba to zmienić. I nic w tej sprawie się nie zmienia. Także rządy Zjednoczonej Prawicy niczego realnego w tej dziedzinie nie osiągnęły. Tymczasem to sprawa o żywotnym znaczeniu, bo im więcej będzie obcych wpływów w Polsce, tym bardziej polska polityka zamieniać się będzie w żenującą rozrywkę dla ogłupionych i emocjonalnie pobudzonych mas, a decyzje strategiczne, dotyczące nas i naszego kraju, będą podejmowane gdzie indziej, nie w Warszawie.

 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe