Marek Nowak: Od Karola Nawrockiego zależy czy dalej będziemy się pogrążać w zimnej wojnie domowej

Przed Karolem Nawrockim stoi ważne i niezwykle trudne zadanie. Nowy prezydent będzie musiał codziennie mierzyć się z rozkręconym do maksimum przemysłem pogardy, a równocześnie wszędzie tam, gdzie jest to możliwe, starać się skleić podzieloną wspólnotę. Od powodzenia jego misji zależy, czy dalej będziemy się pogrążać w zimnej wojnie domowej, stając się coraz słabsi i coraz bardziej bezbronni, czy też – jako wspólnota – dostaniemy możliwość, by ruszyć do przodu i wykorzystując nasze szanse rozwojowe, zmierzyć się z czekającymi nas wyzwaniami.
 Marek Nowak: Od Karola Nawrockiego zależy czy dalej będziemy się pogrążać w zimnej wojnie domowej
/ fot. Karol Nawrocki / Facebook

Co musisz wiedzieć:

  • Swoją polityką obecny rząd uderzył w gasnącą wiarę w to, że instytucje państwa pilnują zasad liberalnego porządku, a nie oligarchicznej władzy jednej z partii
  • Rok temu Karol Nawrocki nawet nie był jeszcze politykiem. Dziś ma przed sobą zadanie, którego trudność przerosłaby z pewnością niejednego doświadczonego polityka
  • Obecny układ gnije na naszych oczach i będzie gnił tak długo, jak długo na jego czele będzie stał owładnięty obsesją polityk

To nie była normalna kampania

Wszelkie rozważania na temat zarówno tegorocznej kampanii prezydenckiej, jak i jej politycznej konsekwencji w postaci prezydentury Karola Nawrockiego, napotykają już na samym wstępie na istotną przeszkodę. Mianowicie, czy powinniśmy, niczym media sprzyjające aktualnej władzy, udawać, że mieliśmy do czynienia z normalną kampanią? Mieliśmy przecież do czynienia z bezprawnym odebraniem największej partii opozycyjnej należnych jej środków budżetowych, później ze zwalczaniem jej kandydata przez wszystkie instytucje państwa, a gdy to nie dało efektu, próbę niedopuszczenia do jego zaprzysiężenia. Stąd też każdy tekst, czy też każda powyborcza dyskusja polityczna chcąca zachować choćby minimalną intelektualną uczciwość, nie może abstrahować od tego kontekstu.

Zauważył to niedawno w swoim artykule na łamach „Rzeczpospolitej” dziennikarz Piotr Zaremba: „Nie da się jednak swobodnie tej historii opowiadać, udając, że nie widzimy, co dzieje się teraz. Mamy bowiem przewidywaną przez pesymistów, niewykluczaną i przeze mnie, trzecią turę wyborów”. Lub raczej, na razie, przymiarkę do niej. Politycy Koalicji Obywatelskiej kreują mit o setkach komisji, w których dokonano nadużyć… Roman Giertych, niby na własna rękę, snuje wizje zablokowania inauguracji prezydenta elekta… premier Donald Tusk zdaje się coraz wyraźniej przechodzić na jego pozycje”. Do chóru wzywających wprost do nie zaprzysiężenia w terminie prezydenta elekta i przejęcia obowiązków głowy państwa przez marszałka Szymona Hołownię dołączyli związani z obozem władzy prawnicy: były szef i były prezes TK prof. Andrzej Zoll i była prezes SN Małgorzata Gersdorf.

Na początku miesiąca pisałem na naszych łamach, że nie sądzę, by te wszystkie obłąkane scenariusze się ostatecznie zrealizowały i wszystko wskazuje na to, że miałem rację. Nie jest jednak tak, że to, co się wydarzyło, nie będzie miało swoich politycznych i społecznych skutków. Swoją polityką obecny rząd planował uderzyć w politycznych oponentów, tymczasem zamiast tego uderzył w ostatnie mechanizmy obronne obecnego systemu. W co konkretnie? W resztki wiarygodności tradycyjnych mediów, w gasnącą wiarę w to, że instytucje państwa pilnują zasad liberalnego porządku, a nie oligarchicznej władzy jednej z partii, czy też wiarę w to, że wola wyborców zawsze będzie w tym systemie respektowana.

Uderzenie w każdą z tych rzeczy mnie osobiście smuci. Jeśli dziś myślę o tym, co udało się „osiągnąć” obecnej władzy i jakie będzie jej dziedzictwo, to najpewniej będzie nią instytucjonalna i społeczna spalona ziemia. Pustka, którą należy wypełnić. To jest główne zadanie stojące przed nowym prezydentem.

Wspólnota czy indywidualizm?

Pierwsze pytanie, które będzie musiał postawić sobie nowy prezydent, będzie dotyczyło modelu wspólnoty, którego budowę chciałby w Polsce wspierać. Czy bardziej wspólnotowy, jak ten, który proponowało PiS w czasie swoich rządów, czy może bardziej indywidualistyczny, jak chce część prawicy skupiona wokół Sławomira Mentzena? Tu warto, by nowy prezydent postawił sobie również pytanie, czy przypadkiem niedawno nie mieliśmy do czynienia ze starciem tych dwóch wizji i czy nie zakończyło się ono klęską jednej z nich?

Gdybym miał przedstawić podstawową różnicę między obozem liberalnym a częścią prawicy skupioną wokół PiS w kategorii podziału socjologicznego, to byłby to właśnie spór skrajnego indywidualizmu z wizją postrzegania siebie jako elementu większej wspólnoty. W indywidualistycznej opowieści państwo jest wrogiem, ponieważ „tłamsi jednostkę”, uniemożliwiając jej rozwój. W 2007 roku Donald Tusk szedł po władzę, głosząc potrzebę „uwolnienia energii Polaków”, którą to rzekomo więzi państwo PiS. Jeśli dodamy do tego, promowane w otoczeniu metapolitycznym obozu liberalnego skrajne wersje polityki tożsamości, stawiające na podkreślanie głównie różnic międzyludzkich, które stopniowo „wyzwalają” jednostki spod więzi rodzinnych, lokalnych czy narodowych, to mamy ten obraz w pełni widoczny.

Wolność od odpowiedzialności za cenę pełnej atomizacji społecznej i państwo dla egoistów. Tak w pewnym uproszczeniu brzmiałaby ta polityczna oferta. Pytanie, czy to oferta atrakcyjna? W 2007 roku, gdy wielu jeszcze ciągle wierzyło w Fukuyamowski „koniec historii”, mogła taka być. Dużo ludzi wyobrażało sobie, że indywidualne strategie sukcesu i przetrwania są lepsze niż wspólnotowe. Jednak dziś, w dobie kryzysu, a może nawet zmierzchu, liberalnego porządku, dla wielu ludzi ratunkiem przed chaosem i nieprzewidywalnością obecnego świata, staje się właśnie ludzka wspólnota. Liberałowie dostrzegają ten proces, ale go nie rozumieją. Próbują więc „podkradać” część prawicowej agendy czy retoryki politycznej, jednak robią to bezrefleksyjnie.

Widać to było w czasie ostatniej kampanii prezydenckiej w Polsce. Rafał Trzaskowski mówił o „patriotyzmie gospodarczym” czy o „odtwarzaniu wspólnoty”, ale wszystko to sprawiało wrażenie wygłaszania niespójnych ze sobą haseł. Brak było całościowej wizji, spójnej opowieści o tym, jaką wspólnotę chciałby budować prezydent Warszawy. Tę pustkę najdobitniej chyba pokazała przedwyborcza debata między Rafałem Trzaskowskim a Karolem Nawrockim przed drugą turą wyborów prezydenckich. Nawrocki zaproponował jakąś wizję wspólnoty. Nawet jeśli ta opowieść miała słabe strony, jak obrona kibicowskich ustawek, czy też związanej z nimi maczystowsko-sportowej subkultury, która przynajmniej u mnie nie budzi żadnych ciepłych uczuć, to jednak była to jakaś oferta. U Trzaskowskiego nie słyszałem słowa o wspólnocie, nawet choćby mglistej, ledwo naszkicowanej. Były tylko ataki na kontrkandydata, a poza tym wielka polityczna pustka.

„Byt jest, a niebytu nie ma” – jak głosi fundamentalne stwierdzenie filozofa Parmenidesa z Ele. Oznacza to, że istnieje tylko to, co jest, a to, co nie istnieje (niebyt), nie ma miejsca w rzeczywistości. W polityce, która niezmiennie jest pewnym odbiciem rzeczywistości, byt zawsze wygra z niebytem.

Dla kogo wspólnota?

Kolejną kwestią są ramy politycznej wspólnoty. Czy nowy prezydent będzie chciał jedynie mówić do własnego, twardego elektoratu? Czy spróbuje przerzucić mosty także do tych, którzy głosowali na jego oponenta? Jak wspominałem na początku tekstu, sytuacja nie jest normalna. Polityczny obóz niechętny Nawrockiemu próbował go zniszczyć niemal wszelkimi legalnymi i nielegalnymi metodami, a następnie nie uznać jego wyboru. Nic nie wskazuje na to, że po zaprzysiężeniu Nawrockiego nastąpi tam jakakolwiek sensowna refleksja. Przeciwnie, spodziewałbym się dalszej brutalizacji życia politycznego i licznych ataków na nowego prezydenta.

Nawrocki, co już pokazał w kampanii, to człowiek bardzo politycznie odporny i jak na boksera przystało, potrafiący wyprowadzić celny cios. Stąd sądzę, że będzie potrafił sobie poradzić z licznymi atakami, które go spotkają. Niemniej sama sytuacja nie jest zdrowa i jej polityczna oraz emocjonalna logika będzie sprzyjać większej polaryzacji, a co za tym idzie, myśleniu nie tylko o politycznych oponentach, ale też popierających ich grupach społecznych, jak o politycznych wrogach.

Jeśli obie strony sporu ulegną tej logice i okopią się jedynie we własnych twardych elektoratach, to czeka nas jeszcze większe pęknięcie społeczeństwa. Tu warto, by prezydent jej nie ulegał. Tym bardziej że – co warto podkreślić – do zwycięstwa Karola Nawrockiego przyczynili się nie tylko tożsamościowo prawicowi wyborcy, lecz także osoby obawiające się domknięcia systemu przez obecny reżim, a także wyborcy lewicowi, dla których ważny był dorobek społeczny minionych rządów PiS-u.

Sam prezydent elekt zwrócił na ten fakt uwagę w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej”: „W II turze poparła mnie także część zwolenników kandydatów o poglądach lewicowych, socjaldemokratycznych czy socjalistycznych. To spore zaskoczenie, ale też jasny sygnał, że jestem człowiekiem, który potrafi łączyć. Postaram się ich nie zawieść” – deklarował Nawrocki.

Pamiętając o tej deklaracji, nowy prezydent będzie działał na rzecz przerzucania wspominanych już społecznych mostów.

W tym samym wywiadzie Nawrocki składa też inną ciekawą deklarację – gotowość do dyskusji o „ustawie o statusie osoby najbliższej”. Projekt ten, choć nie jest skierowany jedynie do osób LGBT, mógłby pomóc uregulować stan prawnej próżni, w której żyją dziś te osoby w Polsce. „Oczywiście nie zgodzę się na żadne ideologiczne wrzutki podważające związek małżeński jako związek kobiety i mężczyzny. Jeśli jednak miałoby to być rozwiązanie, które realnie miałoby pomóc obywatelom regulować sprawy formalno-prawne – niezależnie od kwestii partnerskich, seksualnych czy sąsiedzkich – to nie widzę w tym żadnego problemu” – zaznaczył prezydent elekt.

Przyjęcie takiej ustawy uważam za społecznie bardzo potrzebne. Oczywiście, dla większości środowisk LGBT będzie to ustawa niewystarczająca – dla mnie to całkiem zrozumiałe, mówimy wszak o ludziach, którzy wyszli ze społecznej próżni i nie zamierzają do niej wracać. Jednak nie to jest tu najważniejsze. Wyjście naprzeciw choć części problemów, z którymi borykają się mniejszości seksualne w Polsce, pokaże, że w wizji wspólnoty, jaką chciałby budować nowy prezydent, jest także i dla nich miejsce. Nawet jeśli istnieje spór w kwestii konkretnych praw, to jest to spór obywateli z prezydentem, nie zaś starcie z wrogami ideologicznymi.

To ważne także z jeszcze jednego powodu. Obóz liberalny traktował przez lata prawdziwych – bądź domniemanych – sojuszników prawicy, jak ideologicznych wrogów, których stopniowo wykluczał z politycznej wspólnoty. Podejrzani byli katolicy, bo na pewno głosują na prawicę, samotne matki i rodziny wielodzietne, bo „na pewno się sprzedały za 500 plus”, rolnicy, bo prawica na wsi ma większe poparcie itd. To stopniowe wykluczanie niszczyło państwo i społeczeństwo, a obóz liberalny zaprowadziło w miejsce, gdzie jest teraz. Prawica ma szansę na długie i stabilne rządy w Polsce – o ile nie popełni podobnego błędu.

Czysta karta Nawrockiego

Jeśli przyjąć, że w erze postępującej polaryzacji polska polityka jest przede wszystkim produktem kultury spektaklu, to zapewne wszelkie próby namówienia jego uczestników do wyjścia poza z góry rozpisane role okażą się głosem wołającego na puszczy. Biorę i taki scenariusz pod uwagę, co więcej – uważam go za całkiem realny. Publicystyka, poza próbą zrozumienia i opisu rzeczywistości, zawsze w jakiejś mierze jest sztuką prognozowania. W prognozowanie zaś zawsze wplątują się, w mniejszym lub większym stopniu, jakieś nadzieje, lęki i życzenia. Niezmiennie obawiam się, że poziom konfliktu społecznego uniemożliwi nam konieczną reformę państwa, a nawet samą dyskusję o tej reformie. O tym, że w obecnych, przedwojennych czasach może się ona okazać warunkiem koniecznym dla dalszego przetrwania nas jako państwa i wspólnoty, mówi już coraz więcej ekspertów z różnych stron politycznego spektrum.

Rok temu Karol Nawrocki nawet nie był jeszcze politykiem. Dziś ma przed sobą zadanie, którego trudność przerosłaby z pewnością niejednego doświadczonego polityka. Co do tego, że w obecnym rządzie, ostatecznie po raz kolejny, zwycięży myślenie podporządkowujące całą politykę doraźnym politycznym wojenkom z opozycją i wszystkim, co w optyce rządzących opozycję uosabia, nie mam żadnych złudzeń. Obecny układ gnije na naszych oczach i będzie gnił tak długo, jak długo na jego czele będzie stał owładnięty obsesją polityk. Nowy prezydent dopiero rozpoczyna proces zapisywania treścią swojej politycznej karty. Co wyczytamy z niej za rok, dwa czy pięć lat? Od tego może zależeć coś więcej niż tylko przyszłość prawicy w Polsce.


 

POLECANE
Muzułmanin z Partii Demokratycznej nowym burmistrzem Nowego Jorku. Jest reakcja Donalda Trumpa z ostatniej chwili
Muzułmanin z Partii Demokratycznej nowym burmistrzem Nowego Jorku. Jest reakcja Donalda Trumpa

Kandydat Demokratów, socjalista Zohran Mamdani wygrał we wtorek wybory na burmistrza Nowego Jorku. 34-letni polityk będzie pierwszym muzułmaninem na czele władz największego miasta Ameryki. Mamdani zapowiedział nastanie „nowego wieku”, a swoje zwycięstwo uznał za wygraną klasy robotniczej.

Ważny komunikat dla mieszkańców Warszawy z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Warszawy

Od 8 do 16 listopada na stacji Warszawa Centralna nie będą zatrzymywały się pociągi. Prace torowe nie wiążą się jednak z wyłączeniem z użytku całego dworca - będzie można korzystać z części handlowej, nadziemnej i podziemnej.

Cudzoziemcy najchętniej chcą mieszkać na Mazowszu z ostatniej chwili
Cudzoziemcy najchętniej chcą mieszkać na Mazowszu

W ostatnich trzech latach do Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego trafiło niemal 400 tys. wniosków o udzielenie zezwoleń na pobyt. Odwrotna sytuacja jest w Świętokrzyskiem, gdzie w tym czasie o pobyt zawnioskowało 17 tys. cudzoziemców – powiedział PAP rzecznik prasowy Urzędu do Spraw Cudzoziemców Jakub Dudziak.

Wysoka nagroda za informacje ws. zabójstwa Polaka w Southampton Wiadomości
Wysoka nagroda za informacje ws. zabójstwa Polaka w Southampton

Organizacja Crimestoppers wyznaczyła nagrodę 20 tys. funtów za informacje pomagające wyjaśnić sprawę zabójstwa 45-letniego Polaka w Southampton. Ciało mężczyzny, ze śladami pożaru, znaleziono 8 października w rejonie rezerwatu przyrody Southampton Common.

Były szef BBN z ważnym stanowiskiem w MON z ostatniej chwili
Były szef BBN z ważnym stanowiskiem w MON

Były szef BBN z czasów prezydenta Andrzeja Dudy, gen. Dariusz Łukowski został powołany na funkcje dyrektora Departamentu Strategii i Planowania Obronnego w resorcie obrony narodowej - poinformował we wtorek wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz.

Niemcy likwidują Pociąg do Kultury. Kursuje między Berlinem i Wrocławiem Wiadomości
Niemcy likwidują "Pociąg do Kultury". Kursuje między Berlinem i Wrocławiem

Weekendowe połączenie kolejowe, łączące Berlin z Wrocławiem i oferujące pasażerom wydarzenia artystyczne w drodze, jest bliski zamknięcia. Niemieckie media informują, że projekt przestanie funkcjonować po grudniu 2025 roku z powodów finansowych.

Internauci alarmują o tajemniczych obiektach nad Polską. Być może znamy rozwiązanie zagadki z ostatniej chwili
Internauci alarmują o tajemniczych obiektach nad Polską. Być może znamy rozwiązanie zagadki

We wtorkowy wieczór mieszkańcy różnych regionów Polski donosili o tajemniczych światłach na niebie; niebo nad Mazowszem, Śląskiem i Podkarpaciem rozświetliły pomarańczowe kule ognia. Choć część osób podejrzewa wojskowe flary, wiele wskazuje na to, że to po prostu... „spadające gwiazdy”. 

Bruksela: Ruch lotniczy wstrzymany z powodu dronów z ostatniej chwili
Bruksela: Ruch lotniczy wstrzymany z powodu dronów

Cały ruch lotniczy na lotnisku w Brukseli został wstrzymany we wtorek wieczorem w związku z wtargnięciem co najmniej jednego drona – podały belgijskie media, powołując się na agencję prasową Belga. Samoloty przekierowano na lotnisko w Liege, które niedługo potem również zamknięto w związku z aktywnością bezzałogowców.

Krajowa izba producentów drobiu alarmuje. Ceny w górę nawet o 60 proc. Wiadomości
Krajowa izba producentów drobiu alarmuje. Ceny w górę nawet o 60 proc.

W Polsce i w całej Europie zaczyna brakować jaj. To efekt ognisk grypy ptaków i rzekomego pomoru drobiu, które uderzyły w największe centra produkcji. Krajowa Izba Producentów Drobiu i Pasz alarmuje, że ceny jaj już mocno rosną — i nie ma szans, by szybko wróciły do poziomów z poprzednich miesięcy.

Pilny komunikat dla mieszkańców Warszawy z ostatniej chwili
Pilny komunikat dla mieszkańców Warszawy

Od 8 do 16 listopada 2025 r. Dworzec Warszawa Centralna zostanie wyłączony z obsługi pociągów dalekobieżnych z powodu modernizacji infrastruktury kolejowej. Pasażerów czekają spore zmiany w kursowaniu pociągów PKP Intercity i SKM, dodatkowe linie komunikacji miejskiej oraz honorowanie biletów na wielu trasach w stolicy.

REKLAMA

Marek Nowak: Od Karola Nawrockiego zależy czy dalej będziemy się pogrążać w zimnej wojnie domowej

Przed Karolem Nawrockim stoi ważne i niezwykle trudne zadanie. Nowy prezydent będzie musiał codziennie mierzyć się z rozkręconym do maksimum przemysłem pogardy, a równocześnie wszędzie tam, gdzie jest to możliwe, starać się skleić podzieloną wspólnotę. Od powodzenia jego misji zależy, czy dalej będziemy się pogrążać w zimnej wojnie domowej, stając się coraz słabsi i coraz bardziej bezbronni, czy też – jako wspólnota – dostaniemy możliwość, by ruszyć do przodu i wykorzystując nasze szanse rozwojowe, zmierzyć się z czekającymi nas wyzwaniami.
 Marek Nowak: Od Karola Nawrockiego zależy czy dalej będziemy się pogrążać w zimnej wojnie domowej
/ fot. Karol Nawrocki / Facebook

Co musisz wiedzieć:

  • Swoją polityką obecny rząd uderzył w gasnącą wiarę w to, że instytucje państwa pilnują zasad liberalnego porządku, a nie oligarchicznej władzy jednej z partii
  • Rok temu Karol Nawrocki nawet nie był jeszcze politykiem. Dziś ma przed sobą zadanie, którego trudność przerosłaby z pewnością niejednego doświadczonego polityka
  • Obecny układ gnije na naszych oczach i będzie gnił tak długo, jak długo na jego czele będzie stał owładnięty obsesją polityk

To nie była normalna kampania

Wszelkie rozważania na temat zarówno tegorocznej kampanii prezydenckiej, jak i jej politycznej konsekwencji w postaci prezydentury Karola Nawrockiego, napotykają już na samym wstępie na istotną przeszkodę. Mianowicie, czy powinniśmy, niczym media sprzyjające aktualnej władzy, udawać, że mieliśmy do czynienia z normalną kampanią? Mieliśmy przecież do czynienia z bezprawnym odebraniem największej partii opozycyjnej należnych jej środków budżetowych, później ze zwalczaniem jej kandydata przez wszystkie instytucje państwa, a gdy to nie dało efektu, próbę niedopuszczenia do jego zaprzysiężenia. Stąd też każdy tekst, czy też każda powyborcza dyskusja polityczna chcąca zachować choćby minimalną intelektualną uczciwość, nie może abstrahować od tego kontekstu.

Zauważył to niedawno w swoim artykule na łamach „Rzeczpospolitej” dziennikarz Piotr Zaremba: „Nie da się jednak swobodnie tej historii opowiadać, udając, że nie widzimy, co dzieje się teraz. Mamy bowiem przewidywaną przez pesymistów, niewykluczaną i przeze mnie, trzecią turę wyborów”. Lub raczej, na razie, przymiarkę do niej. Politycy Koalicji Obywatelskiej kreują mit o setkach komisji, w których dokonano nadużyć… Roman Giertych, niby na własna rękę, snuje wizje zablokowania inauguracji prezydenta elekta… premier Donald Tusk zdaje się coraz wyraźniej przechodzić na jego pozycje”. Do chóru wzywających wprost do nie zaprzysiężenia w terminie prezydenta elekta i przejęcia obowiązków głowy państwa przez marszałka Szymona Hołownię dołączyli związani z obozem władzy prawnicy: były szef i były prezes TK prof. Andrzej Zoll i była prezes SN Małgorzata Gersdorf.

Na początku miesiąca pisałem na naszych łamach, że nie sądzę, by te wszystkie obłąkane scenariusze się ostatecznie zrealizowały i wszystko wskazuje na to, że miałem rację. Nie jest jednak tak, że to, co się wydarzyło, nie będzie miało swoich politycznych i społecznych skutków. Swoją polityką obecny rząd planował uderzyć w politycznych oponentów, tymczasem zamiast tego uderzył w ostatnie mechanizmy obronne obecnego systemu. W co konkretnie? W resztki wiarygodności tradycyjnych mediów, w gasnącą wiarę w to, że instytucje państwa pilnują zasad liberalnego porządku, a nie oligarchicznej władzy jednej z partii, czy też wiarę w to, że wola wyborców zawsze będzie w tym systemie respektowana.

Uderzenie w każdą z tych rzeczy mnie osobiście smuci. Jeśli dziś myślę o tym, co udało się „osiągnąć” obecnej władzy i jakie będzie jej dziedzictwo, to najpewniej będzie nią instytucjonalna i społeczna spalona ziemia. Pustka, którą należy wypełnić. To jest główne zadanie stojące przed nowym prezydentem.

Wspólnota czy indywidualizm?

Pierwsze pytanie, które będzie musiał postawić sobie nowy prezydent, będzie dotyczyło modelu wspólnoty, którego budowę chciałby w Polsce wspierać. Czy bardziej wspólnotowy, jak ten, który proponowało PiS w czasie swoich rządów, czy może bardziej indywidualistyczny, jak chce część prawicy skupiona wokół Sławomira Mentzena? Tu warto, by nowy prezydent postawił sobie również pytanie, czy przypadkiem niedawno nie mieliśmy do czynienia ze starciem tych dwóch wizji i czy nie zakończyło się ono klęską jednej z nich?

Gdybym miał przedstawić podstawową różnicę między obozem liberalnym a częścią prawicy skupioną wokół PiS w kategorii podziału socjologicznego, to byłby to właśnie spór skrajnego indywidualizmu z wizją postrzegania siebie jako elementu większej wspólnoty. W indywidualistycznej opowieści państwo jest wrogiem, ponieważ „tłamsi jednostkę”, uniemożliwiając jej rozwój. W 2007 roku Donald Tusk szedł po władzę, głosząc potrzebę „uwolnienia energii Polaków”, którą to rzekomo więzi państwo PiS. Jeśli dodamy do tego, promowane w otoczeniu metapolitycznym obozu liberalnego skrajne wersje polityki tożsamości, stawiające na podkreślanie głównie różnic międzyludzkich, które stopniowo „wyzwalają” jednostki spod więzi rodzinnych, lokalnych czy narodowych, to mamy ten obraz w pełni widoczny.

Wolność od odpowiedzialności za cenę pełnej atomizacji społecznej i państwo dla egoistów. Tak w pewnym uproszczeniu brzmiałaby ta polityczna oferta. Pytanie, czy to oferta atrakcyjna? W 2007 roku, gdy wielu jeszcze ciągle wierzyło w Fukuyamowski „koniec historii”, mogła taka być. Dużo ludzi wyobrażało sobie, że indywidualne strategie sukcesu i przetrwania są lepsze niż wspólnotowe. Jednak dziś, w dobie kryzysu, a może nawet zmierzchu, liberalnego porządku, dla wielu ludzi ratunkiem przed chaosem i nieprzewidywalnością obecnego świata, staje się właśnie ludzka wspólnota. Liberałowie dostrzegają ten proces, ale go nie rozumieją. Próbują więc „podkradać” część prawicowej agendy czy retoryki politycznej, jednak robią to bezrefleksyjnie.

Widać to było w czasie ostatniej kampanii prezydenckiej w Polsce. Rafał Trzaskowski mówił o „patriotyzmie gospodarczym” czy o „odtwarzaniu wspólnoty”, ale wszystko to sprawiało wrażenie wygłaszania niespójnych ze sobą haseł. Brak było całościowej wizji, spójnej opowieści o tym, jaką wspólnotę chciałby budować prezydent Warszawy. Tę pustkę najdobitniej chyba pokazała przedwyborcza debata między Rafałem Trzaskowskim a Karolem Nawrockim przed drugą turą wyborów prezydenckich. Nawrocki zaproponował jakąś wizję wspólnoty. Nawet jeśli ta opowieść miała słabe strony, jak obrona kibicowskich ustawek, czy też związanej z nimi maczystowsko-sportowej subkultury, która przynajmniej u mnie nie budzi żadnych ciepłych uczuć, to jednak była to jakaś oferta. U Trzaskowskiego nie słyszałem słowa o wspólnocie, nawet choćby mglistej, ledwo naszkicowanej. Były tylko ataki na kontrkandydata, a poza tym wielka polityczna pustka.

„Byt jest, a niebytu nie ma” – jak głosi fundamentalne stwierdzenie filozofa Parmenidesa z Ele. Oznacza to, że istnieje tylko to, co jest, a to, co nie istnieje (niebyt), nie ma miejsca w rzeczywistości. W polityce, która niezmiennie jest pewnym odbiciem rzeczywistości, byt zawsze wygra z niebytem.

Dla kogo wspólnota?

Kolejną kwestią są ramy politycznej wspólnoty. Czy nowy prezydent będzie chciał jedynie mówić do własnego, twardego elektoratu? Czy spróbuje przerzucić mosty także do tych, którzy głosowali na jego oponenta? Jak wspominałem na początku tekstu, sytuacja nie jest normalna. Polityczny obóz niechętny Nawrockiemu próbował go zniszczyć niemal wszelkimi legalnymi i nielegalnymi metodami, a następnie nie uznać jego wyboru. Nic nie wskazuje na to, że po zaprzysiężeniu Nawrockiego nastąpi tam jakakolwiek sensowna refleksja. Przeciwnie, spodziewałbym się dalszej brutalizacji życia politycznego i licznych ataków na nowego prezydenta.

Nawrocki, co już pokazał w kampanii, to człowiek bardzo politycznie odporny i jak na boksera przystało, potrafiący wyprowadzić celny cios. Stąd sądzę, że będzie potrafił sobie poradzić z licznymi atakami, które go spotkają. Niemniej sama sytuacja nie jest zdrowa i jej polityczna oraz emocjonalna logika będzie sprzyjać większej polaryzacji, a co za tym idzie, myśleniu nie tylko o politycznych oponentach, ale też popierających ich grupach społecznych, jak o politycznych wrogach.

Jeśli obie strony sporu ulegną tej logice i okopią się jedynie we własnych twardych elektoratach, to czeka nas jeszcze większe pęknięcie społeczeństwa. Tu warto, by prezydent jej nie ulegał. Tym bardziej że – co warto podkreślić – do zwycięstwa Karola Nawrockiego przyczynili się nie tylko tożsamościowo prawicowi wyborcy, lecz także osoby obawiające się domknięcia systemu przez obecny reżim, a także wyborcy lewicowi, dla których ważny był dorobek społeczny minionych rządów PiS-u.

Sam prezydent elekt zwrócił na ten fakt uwagę w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej”: „W II turze poparła mnie także część zwolenników kandydatów o poglądach lewicowych, socjaldemokratycznych czy socjalistycznych. To spore zaskoczenie, ale też jasny sygnał, że jestem człowiekiem, który potrafi łączyć. Postaram się ich nie zawieść” – deklarował Nawrocki.

Pamiętając o tej deklaracji, nowy prezydent będzie działał na rzecz przerzucania wspominanych już społecznych mostów.

W tym samym wywiadzie Nawrocki składa też inną ciekawą deklarację – gotowość do dyskusji o „ustawie o statusie osoby najbliższej”. Projekt ten, choć nie jest skierowany jedynie do osób LGBT, mógłby pomóc uregulować stan prawnej próżni, w której żyją dziś te osoby w Polsce. „Oczywiście nie zgodzę się na żadne ideologiczne wrzutki podważające związek małżeński jako związek kobiety i mężczyzny. Jeśli jednak miałoby to być rozwiązanie, które realnie miałoby pomóc obywatelom regulować sprawy formalno-prawne – niezależnie od kwestii partnerskich, seksualnych czy sąsiedzkich – to nie widzę w tym żadnego problemu” – zaznaczył prezydent elekt.

Przyjęcie takiej ustawy uważam za społecznie bardzo potrzebne. Oczywiście, dla większości środowisk LGBT będzie to ustawa niewystarczająca – dla mnie to całkiem zrozumiałe, mówimy wszak o ludziach, którzy wyszli ze społecznej próżni i nie zamierzają do niej wracać. Jednak nie to jest tu najważniejsze. Wyjście naprzeciw choć części problemów, z którymi borykają się mniejszości seksualne w Polsce, pokaże, że w wizji wspólnoty, jaką chciałby budować nowy prezydent, jest także i dla nich miejsce. Nawet jeśli istnieje spór w kwestii konkretnych praw, to jest to spór obywateli z prezydentem, nie zaś starcie z wrogami ideologicznymi.

To ważne także z jeszcze jednego powodu. Obóz liberalny traktował przez lata prawdziwych – bądź domniemanych – sojuszników prawicy, jak ideologicznych wrogów, których stopniowo wykluczał z politycznej wspólnoty. Podejrzani byli katolicy, bo na pewno głosują na prawicę, samotne matki i rodziny wielodzietne, bo „na pewno się sprzedały za 500 plus”, rolnicy, bo prawica na wsi ma większe poparcie itd. To stopniowe wykluczanie niszczyło państwo i społeczeństwo, a obóz liberalny zaprowadziło w miejsce, gdzie jest teraz. Prawica ma szansę na długie i stabilne rządy w Polsce – o ile nie popełni podobnego błędu.

Czysta karta Nawrockiego

Jeśli przyjąć, że w erze postępującej polaryzacji polska polityka jest przede wszystkim produktem kultury spektaklu, to zapewne wszelkie próby namówienia jego uczestników do wyjścia poza z góry rozpisane role okażą się głosem wołającego na puszczy. Biorę i taki scenariusz pod uwagę, co więcej – uważam go za całkiem realny. Publicystyka, poza próbą zrozumienia i opisu rzeczywistości, zawsze w jakiejś mierze jest sztuką prognozowania. W prognozowanie zaś zawsze wplątują się, w mniejszym lub większym stopniu, jakieś nadzieje, lęki i życzenia. Niezmiennie obawiam się, że poziom konfliktu społecznego uniemożliwi nam konieczną reformę państwa, a nawet samą dyskusję o tej reformie. O tym, że w obecnych, przedwojennych czasach może się ona okazać warunkiem koniecznym dla dalszego przetrwania nas jako państwa i wspólnoty, mówi już coraz więcej ekspertów z różnych stron politycznego spektrum.

Rok temu Karol Nawrocki nawet nie był jeszcze politykiem. Dziś ma przed sobą zadanie, którego trudność przerosłaby z pewnością niejednego doświadczonego polityka. Co do tego, że w obecnym rządzie, ostatecznie po raz kolejny, zwycięży myślenie podporządkowujące całą politykę doraźnym politycznym wojenkom z opozycją i wszystkim, co w optyce rządzących opozycję uosabia, nie mam żadnych złudzeń. Obecny układ gnije na naszych oczach i będzie gnił tak długo, jak długo na jego czele będzie stał owładnięty obsesją polityk. Nowy prezydent dopiero rozpoczyna proces zapisywania treścią swojej politycznej karty. Co wyczytamy z niej za rok, dwa czy pięć lat? Od tego może zależeć coś więcej niż tylko przyszłość prawicy w Polsce.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe