[Tysol.fr] Boštjan Marko Turk: Słoweńska prezydencja, tradycyjne wartości i zbliżenie z Grupą Wyszehradzką
![premier Słowenii Janez Janša [Tysol.fr] Boštjan Marko Turk: Słoweńska prezydencja, tradycyjne wartości i zbliżenie z Grupą Wyszehradzką](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//uploads/cropit/16317346066fc2e706a569bb421d558af99af8a449d1fd3ce696171c8616d6e9f81c5565f1.jpg)
25 czerwca Słowenia obchodziła 30-tą rocznicę odzyskania niepodległości. Z okazji święta narodowego do Lublany przybyli premierzy państw sąsiednich, w tym Sebastian Kurz i Viktor Orban, a także minister spraw zagranicznych Portugalii i przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel. Premier Słowenii Janez Janša w swoim wystąpieniu mówił o tożsamości Unii Europejskiej i przedstawił swoją wizję starego kontynentu:
"Widzimy Europę opartą na cywilizacji europejskiej, na szacunku do odmienności, Europę pełną wigoru, z europejskim stylem życia, z silnymi państwami członkowskimi, Europę ze skutecznymi i godnymi szacunku instytucjami europejskimi. Widzimy Europę jako miejsce dynamizmu i swobody wypowiedzi, wzajemnej współpracy, wysokiego poziomu poszanowania praw człowieka i podstawowych wolności oraz rządów prawa, opartych na równych zasadach dla wszystkich i na współpracy demokratycznych instytucji wybranych przez narody.”
Tak sformułowane idee nieczęsto goszczą w ustach dzisiejszych polityków. Stanowią one rzeczywiste zaprzeczenie tego, co stało się praktyką polityki z Maastricht w Brukseli, gdzie instytucje nie są "wybierane przez naród". Choć może się to wydawać zaskakujące, w wysokich kręgach brukselskiej biurokracji nie ma nikogo, kto ubiegałby się o urząd drogą wyborczą. Co więcej, Unia Europejska jest kontrolowana przez lobbystów, którzy codziennie podkreślają zjawisko nazywane korupcją zawodową.
Co najważniejsze, słoweński premier odniósł się w swoim przemówieniu do "cywilizacji europejskiej", "silnych państw członkowskich" i "swobodnego wyrażania opinii". To są punkty, których Bruksela niezbyt chętnie widzi w swoim programie. Brzmiało to jakby premier jakieś wywrotowe tezy naklejał na drzwiach świątyni, tak jak to robił Marcin Luter. Sformułowanie "równe kryteria" jest w tym kontekście szczególnie ważne. Europa Zachodnia nie wie już co to wolne media: są one częścią globalistycznego programu i są podporządkowane interesom międzynarodowego kapitału. Ale to właśnie ta Europa, która nie zna już wolnej prasy, oskarża swoich wschodnich odpowiedników, zwłaszcza Polaków i Węgrów, o ograniczanie prasy. W Słowenii sytuacja jest dokładnie taka sama jak w Europie Zachodniej: 90% mediów drukowanych i nadawanych jest kontrolowanych przez ludzi, którzy wzbogacili się podczas transformacji w latach 90. To nie jest przejrzysta własność.
Premier Słowenii o Bogu
Ale w tym samym przemówieniu Janez Janša mówił również o Bogu. Jest to jeden z tematów, których europeistyczni politycy unikają najbardziej, bez skrupułów. Kiedy podkreślał potrzebę przejrzystej retoryki na arenie europejskiej, premier ewidentnie nawiązał do początku Ewangelii św. Jana. "Słowa, które wypowiadamy muszą być prawdziwe. Bowiem na początku było Słowo; przez nie wszystko się stało, a bez niego nic się nie stało, co się stało.” W tym samym przemówieniu premier jeszcze dwukrotnie wspomniał o Bogu: umieścił Go w kontekście rozumu i kultury, które są fundamentem narodu: "Słoweńska kultura podtrzymywała nas przez wieki. Trzydzieści lat temu nie wygrywano bronią, ale przede wszystkim rozumem. Róbmy zatem tak dalej. Niech Bóg błogosławi naszych przyjaciół, niech żyją wszystkie narody, niech Bóg błogosławi Słowenię."
Janez Janša jest wolnym człowiekiem. Zwrócił na siebie uwagę opinii publicznej pod koniec lat 80-ych, kiedy jako dziennikarz publikował artykuły kwestionujące Jugosłowiańską Armię Ludową, socjalizm i określał Jugosławię jako "więzienie narodów". Z tego powodu był więziony. W czasie wojny o niepodległość, która miała miejsce dokładnie trzydzieści lat temu, był ministrem obrony. Od tego czasu walczy on z monopolami byłej państwowej partii komunistycznej, które zostały zachowane w Słowenii, ponieważ lustracja nigdy tam nie miała miejsca. Wygrał ostatnie wybory w 2018 roku i stał na czele słoweńskiego rządu w czasie największego kryzysu zdrowotnego.
Zbliżenie z Grupą Wyszehradzką
Janez Janša zbliżył Słowenię do Grupy Wyszehradzkiej. Utrzymuje dobre stosunki z Viktorem Orbanem. Jest też w dobrych relacjach z kanclerzem Austrii Sebastianem Kurzem: w sierpniu ubiegłego roku razem wspięli się na jedną z najniebezpieczniejszych ścian słoweńskich gór. Dialektyka polityczna Janšy jest jedyna w swoim rodzaju. Jest ”zwolennikiem suwerenności”, przesiąkniętym uczuciami narodowymi. Jest także Europejczykiem i uważa Europę za niezbędną przestrzeń dla politycznej, kulturalnej i gospodarczej integracji krajów członkowskich. Europę, a nie Wspólnotę z Maastricht. Nawet jeśli dyplomatycznie sprzeciwia się brukselskim dyrektywom w sprawie migrantów i LGBT, nie jest przeciwny kierunkowi obranemu przez kierownictwo Komisji.
Janez Janša jest politykiem, za którym nie stoi nikt, kto mógłby mu podpowiadać, co powinien zrobić. W tej kwestii jest podobny do polityków Europy Wschodniej i Grupy Wyszehradzkiej. Jest to również zasadnicza różnica w porównaniu z politykami europejskimi, którzy są jedynie rozszerzeniem grup lobbystycznych działających w tle. Interesem Janeza Janšy, Viktora Orbana, braci Kaczynskich i innych są ich własne państwa. Nie można jednak powiedzieć, że Emmanuel Macron interesuje się Francją. Unika słowa "Francja": zamiast tego używa terminu "republika", który nic nie oznacza i w który nikt nie wierzy. W osobie Janeza Janšy polityka zachodnioeuropejska może odnaleźć to co świadomie odrzuca : miłość do ojczyzny, do Boga i do kultury, która to stanowi trzon każdego narodu. W tym znaczeniu Janša i politycy Europy Środkowej mogą stanowić bardzo cenną lekcję dla europejskiego Zachodu, a szczególnie dla Francji. "Istnieje liczący dwadzieścia tysięcy lat pakt pomiędzy wielkością Francji a wolnością świata”. Ten napis widnieje na pomniku ostatniego francuskiego prezydenta, który naprawdę troszczył się o przyszłość Francji i który zmarł pięćdziesiąt lat temu. Jego spuścizna niestety nie zaowocowała w stolicy Francji a wręcz przeciwnie. Jednakże ta spuścizna od pewnego czasu ożywia politykę, która w taki czy inny sposób przeciwstawia się obłędnemu rytmowi, w jakim mnożą się postępowe nonsensy z Brukseli.
[z francuskiego tłumaczyła Jolanta Domagalska]