Mołdawia wyrywa się ze strefy rosyjskich wpływów. „Rozpoczynamy wypowiadanie umów w ramach WPN”
Kiedy świat oczekiwał kolejnej rosyjskiej ofensywy na Ukrainę w rocznicę pełnoskalowej inwazji na to państwo, w niewielkim Kiszyniowie, stolicy Mołdawii, pod ambasadą rosyjską pojawiło się mniej więcej tysiąc osób protestujących przeciwko wojnie i polityce Moskwy.
W trwającym kilka godzin proteście skandowano hasła przeciwko władzom Rosji, zarzucając im celowe rozpętanie wojny na Ukrainie, przemoc, łamanie praw człowieka oraz zbrodnie przeciwko ludzkości.
Wojna hybrydowa już trwa
„Zbrodniarzy trzeba ukarać!” – skandowali uczestnicy wiecu, na którym wśród licznych transparentów i flag ukraińskich pojawiła się też kukła Putina umieszczona na symbolicznej szubienicy. Na przyniesionych na wiec transparentach widniały hasła: „Putinizm jest sektą”, „Rosja to państwo terrorystyczne”, „Wojny miało już nie być!”, „Chwała Ukrainie i jej bohaterom!” czy „Światło pokona ciemność”.
W trakcie protestu manifestanci śpiewali patriotyczne pieśni ukraińskie.
W tym samym czasie mołdawskie MSZ przygotowywało ostre w tonie oświadczenie zarzucające Kremlowi próbę destabilizacji sytuacji w tym kraju poprzez „prowokacyjny” komunikat wydany dzień wcześniej. W komunikacie tym Rosja poinformowała, że armia ukraińska zamierza zająć separatystyczne Naddniestrze znajdujące się w granicach Mołdawii.
„To bezpodstawne zarzuty wygłaszane w celu manipulowania opinią publiczną. Sytuacja bezpieczeństwa w regionie jest stabilna” – zapewnił szef mołdawskiej dyplomacji Nicu Popescu. W podobnym tonie protestowało Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rumunii, kolejnego kraju zainteresowanego bezpieczeństwem i stabilnością w tej niewielkiej republice, zwracając uwagę, że i Rumunia, i Ukraina to teraz najpewniejsi sojusznicy Mołdawii – kraju, w którym tak samo często można usłyszeć ukraiński, jak i rumuński, i którego flaga dumnie powiewająca nad siedzibą prezydenta republiki nie bez powodu jest w kolorach flagi Rumunii – nie zaś słowiańskiej bieli, czerwieni i niebieskiego tworzących barwy rosyjskie, ale również słowackie, słoweńskie czy serbskie (na tych kolorach Rosja próbuje budować mit państwa wszechsłowiańskiego, tak jak Niemcy w latach 30. XX wieku budowali swoją niemiecką tysiącletnią rzeszę).
Zamknąć za sobą rosyjskie drzwi
Dzień wcześniej niewielki kraj rozpoczął proces wycofania się z kilkudziesięciu umów w ramach poradzieckiej Wspólnoty Niepodległych Państw – poinformował Nicu Popescu. „Rozpoczynamy wypowiadanie umów w ramach WPN. Nasze instytucje państwowe przeanalizowały potrzebę wielu umów podpisanych przez WNP i w tych dniach rozpoczynamy procedurę wycofywania się z kilkudziesięciu umów. Uzupełnimy i opublikujemy tę listę. Po samej tylko linii MSZ wypowiemy blisko 20 umów”.
Wyjaśniał również, że wypowiedzenie umów związane jest z tym, iż są one „nieaktualne bądź nieskuteczne”, albo też „niewykonywane”, a niekiedy sprzeczne z interesami Mołdawii.
Popescu, deklarując jednocześnie chęć wyrwania się ze strefy rosyjskich wpływów i przyłączenia do Zachodu, zapowiedział, że proces wypowiadania umów będzie kontynuowany. „Mołdawia przyłączy się do Unii Europejskiej i ma zupełnie inne cele polityki zagranicznej. Udział w innych sojuszach będzie podporządkowany celowi integracji europejskiej” – powiedział.
Przewodniczący parlamentu Mołdawii Igor Grosu powiedział w styczniu br., że Mołdawia praktycznie nie prowadzi działalności w ramach WNP. „Dopóki trwa niesprawiedliwa wojna przeciwko naszym ukraińskim sąsiadom, nasza obecność nie jest tam właściwa i nie będzie nas tam” – dodał przewodniczący parlamentu.
Na przemytniczym szlaku
Choć terytorialnie niewielki, zachodni sąsiad Ukrainy ma strategiczne znaczenie w wojnie. Znaczenie, które podkreślał Joe Biden, prezydent USA, prosząc swoją odpowiedniczkę Maię Sandu o wzięcie udziału w spotkaniu z przedstawicielami dziewięciu członków Sojuszu Północnoatlantyckiego w Warszawie, mimo że jej kraj jeszcze nawet nie stara się o członkostwo.
Podczas przemówienia Biden zwrócił się bezpośrednio do Sandu: – Jestem dumny, że mogę stać z wami, kochającym wolność narodem Mołdawii – mówił.
Mołdawia była pierwszym krajem po rozpadzie Związku Radzieckiego, w którym Rosja wspierała separatystów, wywołując krwawą, trwającą kilka miesięcy w 1992 roku, wojnę. Rezultatem był zamrożony konflikt, w którym siły promoskiewskie rządziły Naddniestrzem, wąskim pasem ziemi we wschodniej części kraju, która jest domem dla wielu rosyjskojęzycznych obywateli. Nadal stacjonuje tam ok. 2 tys. rosyjskich żołnierzy, mimo że Moskwa zagwarantowała wycofanie swoich wojsk z tego rejonu w 1999 roku. W pobliżu naddniestrzańskiej wsi znajduje się również największy skład broni w Europie, zawierający ok. 20 tys. ton amunicji i sprzętu wojskowego z Cobasny.
Odkąd Rosja najechała Ukrainę rok temu, Naddniestrze stało się strategicznie ważniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Stamtąd Rosja mogłaby nie tylko otworzyć zachodni front na Ukrainie, ale także wywołać wewnętrzny chaos w Mołdawii, powodując kryzys na południowo-wschodniej granicy zewnętrznej NATO. Takim scenariuszem prawdopodobnie zainteresowane byłyby siły separatystów w Naddniestrzu. W ostatnich dziesięcioleciach finansowali się między innymi masowymi operacjami przemytniczymi, które odbywały się również przez terytorium Ukrainy. Jednak od początku wojny Ukraina zamknęła granicę z Naddniestrzem, któremu obecnie grozi załamanie gospodarcze.
Tekst pochodzi z 10 (1780) numeru „Tygodnika Solidarność”.