Jan Wróbel: Sikorski kontra Przydacz - kłótnia w cieniu rosyjskiego zagrożenia
Co musisz wiedzieć:
- Autor zauważa, że spór między rządem a prezydentem eskaluje mimo deklaracji jedności wobec rosyjskiego zagrożenia.
- Autor ironicznie porównuje współczesne konflikty do dawnych „klątw”, wskazując, że polskie życie publiczne wciąż funkcjonuje w logice wykluczania i piętnowania.
Klątwa Sikorskiego - Przydacza
Kiedy tylko pada taka deklaracja, zaczyna się polski spór, którego ma nie być.
– Panie ministrze, proszę się opamiętać, to nie jest czas na kłótnie, to nie jest czas na pańskie wewnętrzne emocje
– to akurat Marcin Przydacz, szef Biura Polityki Międzynarodowej w Kancelarii Prezydenta. Minister Przydacz jest naprawdę inteligentnym i dobrze rozumiejącym sprawy międzynarodowe politykiem. Cóż jednak zrobić, jest z Polski. Zatem ledwo zadeklaruje, że nie czas na emocje, jedzie po Sikorskim jeszcze gorzej, niż ten jechał po prezydencie (Sikorski przynajmniej skupił się na poglądach Karola Nawrockiego, a nie na tym, „co mu w życiu nie wyszło”). Rząd walczy z prezydentem, a prezydent z rządem. Wszystko w ramach naszej definicji jedności dyfuzyjno-polaryzacyjnej.
- Komunikat Straży Granicznej. Pilne doniesienia z granicy
- KRUS wydał komunikat dla rolników
- Na Placu św. Piotra stanęła choinka
- Łódzkie: 16 tys. gospodarstw domowych bez prądu. PGE wydało komunikat
- Pilne doniesienia z granicy. Komunikat straży granicznej
- PKO BP wydał pilny komunikat dla swoich klientów
- Komunikat dla mieszkańców woj. kujawsko-pomorskiego
- Komunikat dla mieszkańców woj. małopolskiego
- Sąd postanowił: Stanowski ma milczeć o Schnepf. Internauci: Decyzję podjął "neosędzia"
Zaraz, zaraz, jak to szło?
„Najwyższa Święta Kongregacja orzeka, że stwierdzone są zuchwalstwo i upór X, a dlatego ogłasza i wydaje wyrok, że tenże publicznie popadł za wspomniane przekroczenia pod karą klątwy [...] nakłada i wymierza tę klątwę ze wszystkimi jej skutkami na tegoż, orzekając, że powinien być unikanym i należy go unikać”.
Tym X był ksiądz Stanisław Stojałowski w końcu wieku XIX. „Najwyższa Święta Kongregacja” stosowała wówczas takie postanowienie tylko wobec księży, niektórych, rzecz jasna. Wydaje się, że nic tak dzisiaj nie ucieszyłoby zwaśnionych uczestników wielkiej wojny popisowej, a już szczególnie rycerzy internetu, jak to, gdyby klątwa wróciła. W potrzebnym dzisiaj formacie: świeckie gremium, punktowanie innych świeckich (duszpasterzami są dzisiaj polityczni influencerzy – zatem to oni staliby się celem klątwianych procedur; biedny Tusk...). Skuteczny zakaz wypowiadania się gdziekolwiek, amen. Będzie unikany i należy go unikać.
Pluło się, szczekało? No to się nie będzie. Pstryk. Można się odwołać, a mianowicie z urzędu, jeżeli się jakiś pełniło.
Tak, niejeden prawicowiec starszej daty niespecjalnie może być takimi rozważaniami rozbawiony. Bądź co bądź, ustawiano nas zwłaszcza w latach 90. w kącie z napisem: „Ci powinni być unikani”. Dzięki pracy i zapałowi cokolwiek szczupłej grupy ówczesnych konserwatystów i katolików (czasem chodziło to w parze), „klątwa” została przezwyciężona. Przecież aby działała naprawdę, „Kościół” musi być tylko jeden. To tak już nie jest, mamy ich kilka, z tego dwa duże i złe na siebie.
Zatem niby jest lepiej, niż było, a jednak, psiakrew, nie za dobrze.
[Tytuł, niektóre śródtytuły i sekcja "Co musisz wiedzieć" pochodzą od redakcji]




