Ks. prof. Robert Skrzypczak: Tolerancja, inkluzywność, otwartość – to są elementy gry wstępnej, potem dochodzi do gwałtu
– Osiem sztuk nowych ubrań rocznie, dieta bez mięsa i minimum nabiału. Idealne warunki, by zostać ascetą, może powinniśmy dziękować pomysłodawcom z C40 Cities?
– Tylko, że ascetą zostaje się dobrowolnie, to jest ten warunek.
– Czy pomysły Klausa Schwaba, C40 Cities itp. nie wpisują się w jedną całość rewolucji obyczajowej?
– Wiele inicjatyw dzisiaj podejmowanych żywo kojarzy się z tym, co sobie wyobraził Włodzimierz Sołowiow sto lat temu w „Krótkiej opowieści o Antychryście”. Przypomnę, że Antychryst w tym dziele był uśmiechniętym trucicielem, wielkim przyjacielem ludzkości, bojownikiem o jakość powietrza, o klimat, środowisko, zdrowie, prawa zwierząt. Swoją pseudofilantropijną działalnością robił wszystko, żeby zasłonić sobą Chrystusa, czyli zagrodzić ludziom dostęp do nieba. Działalność Antychrysta miała prowadzić ludzi do przekonania, że skupiając się tutaj, na tej ziemi i swoich własnych potrzebach, będą oni w stanie osiągnąć szczęście.
– Jakie jest prawdziwe duchowe oblicze tych ruchów? Przecież tu chodzi o kompletną zmianę mentalności.
– To ogromny, niemal herkulesowy wysiłek, by pozbyć się swojej europejskiej tożsamości. Staje się modne wybrzydzanie na tradycję katolicką, na doktrynalne fundamenty wiary. Podważana jest prawda o stworzeniu człowieka przez Boga. Z drugiej strony skupienie się wyłącznie na życiu doczesnym bez odniesień do transcendencji. Mamy nieustanną kampanię schlebiania samemu sobie, zepchnięcia każdego do skupiania się na własnych stanach emocjonalnych, dogadzania sobie… Chodzi o to, by tę naszą żałosną wędrówkę od porodówki do cmentarza jak najbardziej sobie umilić. Oczywiście my jako chrześcijanie nie nastawiamy się negatywnie do takich idei jak czyste powietrze, ochrona przyrody, zdrowy sposób życia, bo to wynika z głębokiego szacunku wobec tego, co Bóg stworzył. Problem dzisiejszej radykalnej lewicy, która cierpi na brak świeżych idei, jest odgrzebywanie starych wirusów marksizmu, który prezentowany jest w nowej formie dbałości o ekologię, zrównania rodzajowego ludzi, dbałości o prawa zwierząt. Te idee są absolutyzowane poprzez łączenie ich z religijnym patosem, co siłą rzeczy prowadzi do intelektualnej dyktatury, świeckiego fanatyzmu. To wszystko odbywa się w atmosferze nowej inkwizycji, wymuszania: „Musisz przyjąć nasz punkt widzenia”. Inaczej cię wykluczymy z głównego nurtu, będziemy nękać prawnymi przepisami, przyprawimy gębę prawicowego idioty.
– Ten fanatyzm przejawia się w coraz błahszych sprawach.
– Ci, którzy przestają wierzyć w Jezusa Chrystusa i Kazanie na Górze, wchodzą w regres, zaczynają wierzyć w Nietzscheańską „wolę mocy”, siłę stanowionego prawa. Tymczasem u św. Pawła słyszymy, że „z przekleństwa Prawa wyswobodził nas Chrystus”.
– Zauważam to samo, absolutyzacja prawa, prawo staje się świętym idolem.
– Cywilizacja pogańska, do której przed dwoma tysiącami lat wkroczyli Apostołowie z Kerygmatem o Chrystusie zmartwychwstałym, to była cywilizacja z jednej strony religijna, przy czym była to religijność politeistyczna, z drugiej strony była to cywilizacja oparta na kulcie prawa, czyli wszystko można było uzyskać za pomocą przepisów, restrykcji, szykan, jednym słowem: wymuszeniem prawnym. Dzisiaj pewną charakterystyką ruchów postępowych, tęczowych, zielonych – obojętnie jak chcemy je nazywać – jest wymuszanie. Oni nie chcą już wchodzić w dyskusje, debaty, bo mogliby się skompromitować w konfrontacji z prawdą, oni wolą wymuszać zachowania i myślenie prawem.
– Pisał o tym Pat Buchanan, twierdząc, że rewolucja w USA dokonała się przez sądy, i nazywając swój kraj „sądokracją”.
– Bo tak wygląda świat pogański. Św. Paweł pisał w Pierwszym Liście do Koryntian, czyli do ludzi kultury grecko-rzymskiej, by chrześcijanin nie żył jak poganin w tym sensie, żeby z każdą sprawą biegać do sądu po zyskanie przewagi. Chrześcijaństwo zawsze proponowało człowiekowi wolność przyjęcia prawdy o świecie i życiu w świetle Kerygmatu. Jeśli ją zaakceptujesz, uwierzysz w Jezusa i wstąpisz do chrześcijańskiej wspólnoty, staniesz się solą, światłem, pozytywnym fermentem, który od wewnątrz, od przemiany ludzkich serc spowoduje przemianę społeczeństwa. Grecy proponowali paidagogię, czyli powolny proces odkrywania i wgłębiania się w sprawy najważniejsze. Dzisiejszy świat neopogański jest światem postprawdy, prawdę bierze się w nawias, górę biorą opinie, pozory, naciąganie. Nikt nie zastanawia się, gdzie jest prawda, tylko kto ma rację, a rację ma silniejszy, ten, który dysponuje bardziej hałaśliwymi mediami lub systemem legislacyjnym po swojej stronie. Bardzo mnie poruszył ostatni wywiad papieża Benedykta XVI, który mówił, że to, co z pewnością napawa lękiem, to duchowa siła Antychrysta, swoista antychrześcijańska dyktatura jednomyślności.
– Środowiska lewicy reagują złością i niecierpliwością na propozycje debat. Już mają, co chcieli, po co im debaty?
– Tolerancja, inkluzywność, otwartość – to są elementy gry wstępnej, potem dochodzi do gwałtu. Paradoks polega na tym, że środowiska lewicowe bardzo chętnie powoływały się na tego typu kategorie tolerancji, dialogu, wsłuchiwania się w argumentację drugiej strony. Dzisiaj chętnie posługują się metodą pogardy, zaszczucia, wyśmiania, wreszcie wykluczenia. Jeśli nie myślisz tak jak my, to nie zaprosimy cię więcej na salony, wyłączymy ci mikrofon, zwolnimy z pracy. Drugi paradoks polega na tym, że środowiska katolickie, które do tej pory odwrotnie: stawiały na jednoznaczność, głoszenie niezmiennej prawdy wiary, intelektualną rzetelność, dzisiaj coraz częściej posługują się zużytym, zardzewiałym językiem lewicy, powtarzając wyświechtane, ale za to modne hasła o otwartości, wzajemnym rozumieniu się, nieosądzaniu nikogo. Nie tylko nie głosimy już prawdy, ale niedługo sami nie będziemy wiedzieć, czym ona jest.
– „Marsz w kierunku totalitaryzmu rozkłada się na trzy etapy. Pierwszym jest negacja istnienia prawa i prawdy obiektywnej, czego konsekwencję stanowi zrównanie dobra i zła, grzechu i cnoty. Drugim – instytucjonalizacja dewiacji moralnych objawiająca się w przemianie prywatnej niegodziwości w publiczną cnotę. Trzecim wreszcie – wprowadzenie ostracyzmu społecznego i prawnej karalności dobra. Do tego momentu właśnie doszliśmy” – pisze Roberto de Mattei.
– W tym rzecz: jeśli się nie dostosujesz i nie dostroisz do naszych refrenów, wykluczymy cię, uprzykrzymy ci życie. Dzisiaj kwestia wykluczenia stanowi w jakimś sensie kwestię przeżycia. Odcięcie kogoś za nieprawidłowe poglądy od globalnej sieci, od informacji oznacza to samo, co dawniej odcięcie od studni z wodą. Giniesz. Dodałbym jeszcze jedną bardzo ważną rzecz do wypowiedzi prof. de Mattei. Zagraża nam powrót do starożytnego pyrronizmu. Pyrron z Elidy był twórcą szkoły filozoficznej nazywanej sceptycyzmem. Spotkałem się z tym klimatem kilkanaście lat temu, gdy przebywałem na stażu naukowym w Europie Zachodniej. Wtedy w środowisku ludzi nauki spotykałem się ze stwierdzeniem, że dyskwalifikuję sam siebie jako naukowiec moim zbyt mocnym poczuciem pewności w stosunku do własnych poglądów. Ideałem naukowości dzisiaj jest okazywanie wątpliwości, dystansu, mnożenie hipotez, unikanie zbyt jednoznacznie brzmiących tez. Żadnych niepodważalnych twierdzeń, żadnych dogmatów czy określonych świadectw, winniśmy raczej spierać się, dyskutować, oddawać się przyjemności dialektyki. Nieważne, kto ma rację, liczy się, komu przyznają grant bądź profesorskie stanowisko. Szkoła Pyrona zakłada, że nie ma żadnej prawdy, a nawet jeśli jest, to nie potrafimy jej nazwać, a nawet jeśli potrafimy ją określić, to nie mamy narzędzi, by ją zweryfikować. Dzisiaj na powrót mamy gloryfikowanie relatywizmu i, broń Boże, nie wolno się kompromitować twierdzeniem, jakoby istniała jakaś obiektywna prawda. To najlepsza droga do wykluczenia z publicznego obiegu chrześcijaństwa, bo chrześcijaństwo jest religią, stylem życia, przekonaniem odwołującym się do Jezusa, który powiedział, „Ja jestem Prawdą, Drogą i Życiem”.
– W naszym mocno zsekularyzowanym świecie widać coraz więcej elementów religii Wschodu.
– Religie Wschodu są tutaj tylko narzędziem ideologicznym. Pamiętam, jak gościł w Polsce dalajlama i ostrzegał przed bezrefleksyjnym, głupim i płaskim fascynowaniem się buddyzmem czy hinduizmem. Dziś staje się to tak samo popularne, jak za czasów Beatlesów i wiąże się z odwracaniem z obrzydzeniem od własnej zbiorowej tożsamości. Ale pod tym wszystkim nie chodzi już o Wschód. Ludzie lewicy są dzisiaj dziećmi Friedricha Nietzschego: negują krzyż, cierpienie, miłość bliźniego.
– Ale pozwalają moralnie cierpieć innym w „autorytecie nowej inkwizycji”, jak to Ksiądz powiedział.
– Wszyscy wiemy, jak szkodliwe dzisiaj są proponowane dzieciom procedury zmiany płci. Potwierdzają to badania naukowe, wiedza na ten temat jest dostępna w internecie czy publikowanych książkach. W różnych częściach świata podejmuje się decyzje, by w kwestii tak delikatnej i nieodwracalnej, jak zmiana płci, stosować się do podejścia: klient wymaga, klient ma. We Włoszech podają dzieciom środki spowalniające fizyczny rozwój ciała, by utrzymać je jak najdłużej w stanie optymalnej podatności na ewentualną zmianę płci, chodzi o "dysforię płciową". Przeciw tym praktykom protestuje Włoskie Towarzystwo Psychoanalityczne. Rozmawiam o tym ze znajomymi psychiatrami i opowiadają mi, jak wielkie szkody wyrządza młodocianym ludziom, przechodzącym swoje emocjonalne burze związane z dorastaniem, przyzwolenie na zmianę płci. Osoby, które zdecydowały się na taką zmianę, przyznają, że często za tym kryły się kompleksy, odrzucenie przez własne środowisko, niskie poczucie wartości, brak akceptacji siebie. W szkole słyszeli, że jest to procedura łatwa, ale nikt im nie mówił, że to jest nieodwracalne. Brytyjski influencer Oli London, chłopak, który zmienił płeć na skutek czucia się odrzuconym, nie akceptował swojego wyglądu i w końcu postanowił zostać koreańską kobietą, ponieważ uważał, że Koreańczycy są najpiękniejszymi ludźmi na świecie. Przeszedł 32 operacje, wydał 300 tys. dolarów.
– W końcu został katolikiem.
– W sierpniu 2022 roku pewnej niedzieli zobaczył, że do pobliskiego kościoła wchodzą ludzie, którzy wydali mu się szczęśliwi: byli odświętnie ubrani, uśmiechnięci, szli z własnymi dziećmi. On też wszedł tam za nimi i usłyszał księdza mówiącego z ogromną siłą przekonywania. Ujęło go też piękno śpiewów oraz to, że spotkał się z serdecznością ze strony uczestników nabożeństwa. Zmienił się. W tej chwili wykorzystuje wszystkie wolne chwile na czytanie Pisma Świętego, które podarował mu ksiądz po tamtej Mszy św. Szczególnie ujął go fragment Ewangelii o trędowatym, którego ludzie odrzucali i który sam się nie akceptował, Jezus nie tylko go dotknął, ale i uzdrowił. Oli bardzo odnalazł się w tym fragmencie.
– „Zachód zrobimy tak zepsutym, że będzie śmierdział” – mówił w 1933 roku Wilhelm Reich. Dzisiaj obserwujemy, z jaką determinacją realizowane są te słowa.
– Niestety, idee mają konsekwencje. Wyrasta nowe pokolenie, które nie pamięta nazizmu, komunizmu i nie ma nawet świadomości, że serwuje mu się nowy totalitaryzm pod płaszczykiem dobra. Najgorsze jest to, że Zły nie namawia nas do złych rzeczy, on chce nas truć kłamstwem ukrytym za pozorami czegoś pozytywnego. Przecież propozycje czystego powietrza, równości społecznej same w sobie są dobre, ale miesza się je z ideologiami niebezpiecznymi. Konwencja stambulska też pochyliła się nad elementami społecznie ważnymi, takimi jak ochrona kobiet, zapobieganie przemocy, ale pomieszała to z ideologiczną trucizną afirmacji zachowań homoseksualnych, antykoncepcji, aborcji i obwiniania za wszelką krzywdę i niesprawiedliwość społeczną instytucji rodziny, religii, kategorii męskości i kobiecości oraz tradycyjną katolicką moralność. Antychryst uśmiecha się do nas serdecznie.
Tekst pochodzi z 10 (1780) numeru „Tygodnika Solidarność”.