M. Ossowski, red. nacz. „TS”: Nie da się nie zauważyć pewnego procesu przewartościowywania myślenia o tym, czym Unia ma być w przyszłości
Patrząc na przemiany geopolityczne zachodzące obecnie na świecie, a w szczególności w naszym najbliższym sąsiedztwie, trudno nie zgodzić się z tym stwierdzeniem. Jeszcze nie tak dawno temu krytycy linii politycznej i ideologicznej przyjętej przez dzisiejsze władze Unii uznawani byli za heretyków i destruktorów i skazywani na funkcjonowanie na marginesie życia politycznego. Dzisiaj coraz trudniej już udawać, że polityka minionych lat nie miała wpływu na obecną sytuację. A co gorsza, cenę za te błędy wszyscy płacimy solidarnie. Przeszłości nie da się cofnąć, ale już przyszłość można kształtować dowolnie. Pytanie tylko, czy zjednoczona Europa będzie potrafiła wyciągnąć wnioski i skorygować działania na przyszłość. Na chwilę obecną trudno jest to przewidzieć. Z jednej strony możemy bowiem odnieść wrażenie, że obecne kierownictwo Unii jako receptę na obecny kryzys oferuje politykę polegającą na robieniu „jeszcze więcej tego samego”, co widoczne jest chociażby w prowadzonej polityce przeciwko Polsce i coraz głośniejszych pogróżkach wobec innych krajów, w których do głosu dochodzą rządy niekoniecznie bezwarunkowo bezkrytyczne wobec unijnej polityki. Z drugiej natomiast – nie da się nie zauważyć pewnego procesu przewartościowywania myślenia o tym, czym Unia ma być w przyszłości. W niektórych krajach, jak chociażby Polska, Włochy czy Szwecja, do władzy dochodzą partie nie tyle eurosceptyczne, co mające krytyczny stosunek do obecnej polityki Unii, w innych, jak np. Hiszpania czy Francja, partie wypowiadające się w podobnym tonie z roku na rok rosną w siłę. Może się więc okazać, że za kilka lat będziemy żyli już w zupełnie innej Europie.