M. Ossowski, red. nacz. „TS”: Solidarność od przeszło czterdziestu lat robi swoje, a ostatnie wydarzenia stanowią tylko jeden z licznych przykładów jej działania
W zakładzie tym pracuje około 100 osób, głównie kobiet, które zajmują się wytwarzaniem cholewek do butów. Do niedawna pracowały za minimalne wynagrodzenie. Dzięki determinacji tych kobiet, a także wsparciu Solidarności, ich los ma szansę się odmienić. Takich firm jak W&W na terenie całego kraju jest mnóstwo. Relatywnie niewielkie zakłady, często będące jedynym większym pracodawcą w okolicy, nie mają szans na zainteresowanie mediów, nie mają też szans na zorganizowanie wielkich manifestacji na wzór tych przy gotowanych przez lekarzy, nauczycieli czy górników. Ale także tam pracują ludzie, którzy mają prawo do otrzymywania godnej płacy za swoją pracę. Moment powstawania tego tekstu, jak i całego wydania „TS” zbiega się niemalże z ogłoszoną przez rząd zmianą wysokości minimalnego wynagrodzenia. Zmianą – co trzeba podkreślić – wywalczoną dzięki olbrzymiej pracy NSZZ „Solidarność” nie tylko dla swoich członków, ale i dla wszystkich pracowników. I niech będzie to kolejna odpowiedź dla tych wszystkich, którzy tak ochoczo gardłują o pierwszej czy drugiej Solidarności, którzy odsądzają dzisiejszy związek od czci i wiary, chociaż sami dawno już złożyli związkowe legitymacje, a od związkowych ideałów są dalej niż niejeden liberalnie nastawiony przedsiębiorca. Solidarność od przeszło czterdziestu lat robi swoje, a ostatnie posunięcia w sprawie minimalnego wynagrodzenia stanowią tylko jeden z licznych przykładów jej działania. Tak samo jak wsparcie protestujących pracowników W&W. Przykład pracowników W&W to także kolejny argument na to, że dalszy wzrost minimalnego wynagrodzenia jest niezbędny dla podniesienia jakości życia i zapewnienia godności pracownikom i ich rodzinom.