[Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Indie: od Afganistanu do Cejlonu
Dzieje muzułmanów w Azji Południowej, skonstruowane według paradygmatu relatywistycznego oraz przez postkolonialny pryzmat wprowadzony przez Edwarda Saida, a nie historię islamu z jego pretensjami do uniwersalizmu, serwuje nam praca zbiorowa pod redakcją Barbary D. Metcalf, Islam in South Asia in Practice [Islam w Azji Południowej w praktyce] (Princeton, NJ, and Oxford: Princeton University Press, 2009).
Jest to kolejna wyczerpująca praca zbiorowa. Zawiera wszystko, choćby od roli ulema jako doradców władców w dekkańskich sułtanatach w XIV w. oraz szyickich rytuałach religijnych upamiętniających rzeź pod Karbalą przez wpływ kaset magnetofonowych na szerzenie się poezji sufii ułożonej do muzyki nowoczesnej oraz feministycznych wyczynów młodej nauczycielki Koranu w Bangladeszu.
Miejscami jest to praca rewizjonistyczna. Niekiedy opinie przedstawione w niej należy traktować bardzo ostrożnie. Na przykład jeden z autorów, Muzaffar Alam, kwestionuje prześladowanie Hindusów przez muzułmanów oraz twierdzi, że po prostu chętnie się dostosowali do muzułmańskich panów. Z drugiej strony trudno zaprzeczyć racji Metcalf, gdy podaje ona, że w Indiach wydaje się, że muzułmanie wyłączyli Brahminów od obowiązku płacenia dżizja, ale kontynuowali hinduski zwyczaj poniżania Dżatów [Jats] poprzez zachowanie obowiązku chodzenia przez nich na bosaka i bez nakrycia głowy.
Dla ostrożnego czytelnika, znawcy mahometanizmu oraz regionu badanego, „Islam in South Asia in Practice” może być bardzo wartościową pozycją mimo jej lewicowych przegięć. Czasami wbrew samej sobie redaktorka rzuca ważne światło na przedmiot swoich zainteresowań. Na przykład pisze, że brak klarowności na temat różnic między dżihadem a pracą misjonarską [daua] wynika z faktu, że niektórzy misjonarze odnoszą się do swojej misji jako do „pokojowego dżihadu”. Co więcej, ci sami misjonarze również nie wykluczają stosowania przemocy w regularnym dżihadzie, bo widzą to jako samoobronę. I niektórzy z nich płynnie przechodzą do organizacji ekstremalnych, a nawet terrorystycznych, aby uprawiać świętą wojnę. Przy okazji Metcalf przypomina, że w wiekach średnich milenaryzm był właściwie normą w islamie.
Ekstremizm był więc normą. Pisze o tym też choćby Nile Green, przytaczając rytuały odgryzania głów wężom w sufickim transie. W innym miejscu Syed Akbar Hyder i Carla Petievich odnotowują, że lejtmotyw intelektualnej niższości kobiet w mahometanizmie naturalnie przewija się też przez islamskie pieśni dewocyjne śpiewane choćby w Urdu i Purabi.
Jednocześnie redaktorka daje zabrać głos autorytetom, takim jak Asad Ahmed, którzy potwierdzają wielki pluralizm światów islamu, choćby przywołując pracę Komisji Munia. Powstała ona w Pakistanie po pogromach skierowanych przeciw sekcie Ahmedija [Ahmedyya], którą oskarżono nie tylko o heretyzm, a wręcz zupełne odejście od islamu. Sędzia Munir z kolegami usiłowali zrozumieć islamską różnorodność za pomocą zachodniego logocentryzmu, co im marnie wychodziło. Zgodzili się, że trudno zdefiniować islam, czyli każdy może się obwołać mahometaninem.
Cenne są niezmiernie obszerne cytaty ze starych źródeł oryginalnych w „Islam in South Asia in Practice”. Takie porady w sprawie ściągania podatku od niewiernych, a tym wypadku od Hindusów, sędzia [kazi] Mughis dawał swemu władcy, sułtanowi Ala al-Din Khaldżiemu:
„Pierwszą sprawą, o którą Sułtan zapytał Kaziego, było to: «Wedle szariatu, jaka jest legalna definicja Hindusów, którzy płacą haracz?». Kazi odpowiedział: «W sensie prawnym hinduski płatnik haraczu jest tym, który powinien – gdy poborca podatkowy z biura rządowego zażąda srebra od niego – zaoferować mu zamiast tego złoto, oraz uczynić to z całą pokorą, bez żadnej zwłoki; nawet jeśli poborca podatkowy chce splunąć Hindusowi w usta, ten powinien otworzyć je bez żadnego oporu oraz w taki sposób, aby zademonstrować swoją służalczość w stosunku do poborcy. Doniosłość tego, że Hindus pokazuje taką pokorę, a poborca pluje mu w usta, polega na tym, że podkreśla to ekstremalną służalczość i posłuszeństwo [wymagane] od chronionego niewiernego [zimmi/dhimmi], aby zaznaczyć glorię prawdziwej religii islamu i aby obrazić fałszywą wiarę. W sprawie ich upokorzenia Allah powiedział: «Płacą z rąk swoich i powinni być pokorni». Szczególnie, aby pohańbić Hindusów jest jednym z zadań w celu utrzymania jedynej prawdziwej wiary. Prorok rozkazał, że albo Hindusi muszą przyjąć islam, albo trzeba ich zabić, albo zrobić z nich zdobycze wojenne czy zniewolić. Muszą być wsadzeni do więzienia, a ich własność i kraj trzeba wziąć jako łup. Oprócz Imama-i Azama [i.e. Abu Hanify], którego szkołę prawną uznajemy, żaden inny autorytet prawny pozwala na branie dżizji od Hindusów. Według tych innych ulama wybór dla Hindusów to albo islam, albo śmierć»”.
Albo cytat z porad Haidera Shaykha, sufickiego świętego w Indiach na przełomie XV i XVI w.:
„Doradźcie swoim kobietom, że oprócz zwykłych obowiązków religijnych istnieje jeszcze pięć dobrych cech charakteru:
1. Pozostań pobożną i cnotliwą.
2. Bądź oszczędną.
3. Patrz na swego męża z szacunkiem.
4. Uzyskanie aprobaty od twego męża uchroni cię przed kłótnią.
5. Głoś dobroć Allaha z radością…
Kobiety pobożne powinny być kochające i czułe jak matki oraz cierpliwe i uległe jak służące”.
Książka pod redakcją Metcalf może być skarbnicą, ale należy czytać ją uważnie i weryfikować wszystko. Tak zresztą jak z innymi pozycjami.
Podręcznikową próbę przedstawienia łagodnej wizji muzułmańskiego podboju i dominacji Indii podjął S. M. Ikram, „Muslim Civilization in India” [Cywilizacja muzułmańska w Indiach] (New York and London: Columbia University Press, 1964). W jego ujęciu mahometanie wypadają zwykle dobrze, podczas gdy hindusi i inni raczej nie.
Ikram pokazuje dalej, że większość muzułmanów w Indiach wywodzi się z hinduskich apostatów. Notabene taką regionalną konkluzję potwierdzają badania ze wszystkich światów islamu. Na przykład Richard M. Eaton ustalił, że proces konwersji był niesamowicie powolny. W prowincji Pundżab zajęło trzynaście pokoleń – od XIV do XIX w. – zanim większość imion z laickich zmieniła się w mahometańskie.
Miejscami praca „Muslim Civilization in India” ma pretensje porównawcze. Ale celem jest podkreślenie pozytywnych cech islamu. Przykładowo Ikram twierdzi, że to głównie Hindusi nie mieszali się z muzułmanami. W rzeczywistości obie strony miały przykazania przeciw łączeniu się, chociaż mahometanie występowali z pozycji siły, a więc mogli więcej. Ponadto islam dopuszcza, aby żona czy konkubina była niewierna, ale dzieci muszą być wychowane w religii mahometańskiej. Islam jednocześnie nie dozwala, aby muzułmanka wyszła za niewiernego.
Dalej Ikram podaje, że w Indiach pod panowaniem Mugałów narzeczeństwo wśród muzułmanów zaczynało się między 6. a 8. rokiem życia, ale ze ślubem czekano zwykle na pokwitanie. Wśród Hindusów natomiast siedmioletnie dziewczynki rutynowo wychodziły za mąż. W innym miejscu historyk podkreśla, że przynajmniej od XVI w. niektórzy muzułmańscy władcy Indii zwykle bezskutecznie starali się walczyć z sati, czyli zwyczajem palenia żywcem żon na stosach pogrzebowych ich mężów. Nic ze sprzeciwu nie wyszło. Sprawę załatwili dopiero Anglicy.
Gdzie indziej Ikram podkreśla, że decentralizacja pozwoliła na kwitnięcie kultury w królestwach regionalnych w Indiach w XV w. Chodziło zarówno o muzułmańskie, jak i hinduskie byty. Pisze też, że w Indiach suficki Sayyid Muhammad Jaunpuri (1443-1505) proklamował siebie mahdim i stanął na czele ruchu milenarnego zwanego Mahadwiyya. Autor odnotowuje również pojawienie się w XIX w. wywodzący się od uahabitów sekty farazi w Bengalu. Czyli znów zdecentralizowany pluralizm oraz pączkowanie uniwersalnych bytów w islamie, a także ich lokalne emanacje.
Z innych ciekawostek można odnotować, że – podobnie zresztą jak Tamim Ansary – Ikram odnosi się do najazdu mongolskiego w XIII w. jako do „holokaustu”. Dla muzułmanów – szczególnie w Azji Środkowej – była to jedna z największych katastrof dziejowych.
cdn.
Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 3 sierpnia 2022 r.