[NASZ WYWIAD] Agnieszka Romaszewska-Guzy: Na Białorusi nie ma wrogości do Polski, jest poczucie, że Polska rozumie i pomaga
"Tygodnik Solidarność": Mam wrażenie, że o wydarzeniach na Białorusi słychać w polskich mediach coraz mniej... Jak aktualnie wygląda sytuacja zatrzymanych polskich działaczy?
Agnieszka Romaszewska-Guzy: Rzeczywiście to, że tych informacji przebija się w Polsce coraz mniej, budzi zmartwienie. Ci ludzie przecież siedzą nadal.
Aresztowano pięć osób, które mają postawione zarzuty prokuratorskie, nie jest to więc już śledztwo w sprawie. Anna Paniszewa jest trzymana w Brześciu. Reszta została przewieziona na Waładarkę. To areszt śledczy, szczęśliwie panują w nim nieco lepsze warunki niż w aresztach, w których trzyma się więźniów odbywających wyroki administracyjne – których są tysiące. Na Białorusi nieustannie zamyka się ludzi na tydzień, dwa czy miesiąc i trzyma w koszmarnych warunkach, po prostu przerażających. Więźniowie nierzadko są tam bici, nie mają możliwości otrzymania paczek. Waładarka to normalne więzienie śledcze, panują tam też w miarę normalne warunki, chociaż sam budynek pochodzi jeszcze z czasów carskich. Na Waładarce siedzi czwórka polskich działaczy: Borys, Biernacka, Poczobut i Tiszkowska. Wiem, że Andrzej Poczobut pisał do rodziny, nieźle się trzyma... Tak też mówi jego adwokat. Również adwokatka Andżeliki Borys twierdzi, że Andżelika jest w bardzo dobrej formie, podobno szuka we wszystkim pozytywu, dużo czyta, będzie starała się odzwyczajać od palenia. Miała stwierdzić, że siedzenie w więzieniu to nowa umiejętność, którą musi nabyć. Cała Andżelika! Ona taka jest, nie dziwi mnie to w ogóle.
Czy większe zainteresowanie polskich mediów pomogłoby osadzonym?
Tak jest. Pamiętanie o uwięzionych jest bardzo ważne i w jakimś stopniu pomaga zawsze, choć oczywiście nie będzie to miało wpływu na ich natychmiastowe wypuszczenie. Białoruś jest państwem odrębnym i zależnym raczej od Rosji, a nie od nas, więc takiego bezpośredniego wpływu na to nie mamy. To przykra rzeczywistość, która dla niektórych okazała się niespodzianką. Niezależnie od tego, jak byśmy w czasach pokoju nie opowiadali o tym, jak kochamy Polaków za Bugiem, to oni są obywatelami tamtego kraju i zależą od sytuacji, która w tamtym kraju panuje.
Nie ma więc możliwości uzyskania natychmiastowych efektów, ale stała presja na władze białoruskie i nie tylko, bo również na rosyjskie, jest potrzebna. Jest potrzebne stałe podnoszenie tej sprawy. To ważne, byśmy tę presję organizowali, ważne są rozmowy z Litwą, Ukrainą, to przecież państwa graniczące z Białorusią, w kwestii sankcji chociażby.
Nie rozumiem, dlaczego dotychczas nie zostały wprowadzone personalne sankcje wobec osób biorących udział w represjach. Przecież to konkretni sędziowie wydawali wyroki, konkretni prokuratorzy oskarżali. Dwie dziennikarki Biełsatu – Andriejewą i Czulcową – oskarżała konkretna prokuratorka i skazała konkretna sędzia. Te panie już dawno nie powinny mieć wjazdu do Unii Europejskiej, a jeśli by się nie udało, to przynajmniej do Polski i na Litwę, bo wiele im podobnych przed koronawirusem regularnie jeździło za granicę na zakupy albo na wakacje. W tej chwili na listach sankcyjnych mamy mniej ludzi, niż jest więźniów politycznych na Białorusi. A mamy tam masowe pobicia, znęcanie się nad ludźmi, bestialstwo...
Kolejnym celem ataku będą polskie szkoły?
W ostatnich dniach Uładzimir Makiej, minister spraw zagranicznych, wypowiadał się na temat polskich szkół. To nie są szkoły sensu stricto, ale takie rozbudowane kursy języka, kultury. One były zakładane głównie przez Związek Polaków na Białorusi. Makiej zatrąbił do ataku na te placówki. Oznajmił, że ponad 500 różnych „firemek” na Białorusi, znajdując luki w ustawodawstwie, zajmowało się „tak zwaną działalnością edukacyjną” – na zasadach „kompletnie obcych” białoruskiemu społeczeństwu. Minister zapowiedział, że będą zwalczać te „firemki”. Oczywiście w kwestii ilości Makiej nas trochę przecenił, ale wszystko po to, by wywołać wrażenie na obywatelach, że wszędzie się ci Polacy wciskają. Mam wrażenie, że będzie próba rozprawy z nauczaniem języka polskiego. Niedługo dojdzie do tego, że będzie trzeba nauczać polskiego tajnie, jak było już na tych terenach za cara.
Polska jest kreowana obecnie na zewnętrznego przeciwnika nr 1 reżimu Aleksandra Łukaszenki?
Tak dokładnie jest, zaraz na drugiej pozycji są Litwini, a na trzeciej Amerykanie albo odwrotnie, a dopiero potem reszta.
Jak na represje wobec Polaków reagują Białorusini?
Represje raczej nie spotykają się z jakimś powszechnym zrozumieniem, choć oczywiście istnieje grupa ludzi bardziej podatnych na tę propagandę niż inni, Łukaszenka usiłuje obudzić animozje między naszymi narodami, ale że jej za bardzo nie ma, on musi je kreować. Stąd pomysł na wygrzebywanie spraw z II wojny światowej. Jednak poza pewnym resentymentem związanym z niechętną mniejszościom etnicznym polityką II RP (zwłaszcza w drugiej połowie okresu międzywojennego) i miejscowymi, endemicznymi konfliktami, gdzie działo się coś w czasie wojny i sowieckiej oraz niemieckiej okupacji (jakieś ataki na dwory, kwestia szkolnictwa, konflikt o to, kto „bardziej współpracował” z Niemcami po wyparciu Sowietów itd.), jest niewiele więcej. A i to nie były silne konflikty, nie było krwi przelewanej na masową skalę. Ludzie o tym zapomnieli, stosunki były zazwyczaj raczej dobre.
Zresztą granica etniczna między Polakami a Białorusinami jest bardzo płynna. To nie jest tak, że po jednej stronie geograficznej czy etnicznej granicy są tylko Polacy lub tylko Białorusini. Sama znam wielką liczbę osób, które czują się Białorusinami, ale tu mają babcię Polkę, tu dziadka, albo są z rodziny, która w swoim czasie uważała się za polską, a oni współcześnie, ostatecznie zdefiniowali się jako Białorusini, jednak wciąż są związani z polskością. Poza tym, że na Białorusi mieszka grupa wprost definiująca się jako Polacy, to jest też wielka grupa ludzi, która czuje się z polskością jakoś związana, nie uważając się za Polaków. Obecna propaganda nie napotyka na szeroki oddźwięk społeczny, bo po pierwsze pochodzi od aparatu, który ma już bardzo niski stopień wiarygodności, a poza tym dotyczy ich bezpośrednio. Ci ludzie odpowiadają: „Zaraz, to ta propaganda uderza w moją babcię?”.
Znaczącym faktem było poważne oświadczenie kilku białoruskich organizacji praw człowieka, które zajmują się represjami, spisują to wszystko. Organizacje te razem wydały oświadczenie w obronie mniejszości polskiej, ostrzegały przed budzeniem tych potworów. Łukaszenka robi wszystko, by coś wykopać. Na razie mu się to jednak nie udaje.
W Polsce panuje wręcz przeświadczenie, że Białoruś jest tym narodem, żyjącym na terenie byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego, z którym historycznie mieliśmy najmniej konfliktów. Dziś do WKL Białorusini nawiązują chociażby przez symbol Pogoni...
O tak. Trzeba tylko wziąć pod uwagę, że szkolnictwo białoruskie wciąż opiera się na sowieckich wzorcach. To, co pan mówi, nie jest jeszcze jakoś bardzo szeroko świadomie rozpowszechnione, ale jest obecne wręcz podskórnie. To aż dziwne, że po tylu latach rusyfikacji i sowietyzacji gdzieś przetrwało. To dla mnie i wielu kolegów Białorusinów było zdumiewające, że nagle w ciągu kilku tygodni ludzie wyjęli skądś te flagi biało-czerwono-białe i symbole Pogoni. Wydawało się, że ta flaga biało-czerwono-biała jest symbolem części opozycjonistów, a tutaj po dwóch miesiącach cały kraj pokrył się tymi flagami. Nagle okazało się, że ta flaga jest, że w głębinach jest świadomość odrębności. Jeżeli zapyta się Białorusinów o ich przeszłość, to oni bardzo chętnie mówią o Wielkim Księstwie, to dla nich bardzo ważna część przeszłości, bardziej uświadomiona, jeśli chodzi o elity, co oczywiście wynika z tego, że ze szkolnictwem jest marnie. Świadomość jednak wzrasta, to nie jest już tak, że Białoruś zaczęła się od wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Nawet wśród oficjalnych czynników w poprzednim etapie rządów Łukaszenki, kiedy nie był jeszcze tak represyjny, część naukowców, muzealników usiłowała to kultywować. Niewątpliwie ma pan rację, to kraj, w którym ta tradycja działa. To nawet nam z Polski wydało się, że Wielkie Księstwo Litewskie jest jak Atlantyda, zostało zatopione. Jednak okazuje się, że jej części gdzieś istnieją pod tą wodą. Nawet jeśli chodzi o elity białoruskie, to jest pewna rywalizacja o spuściznę Wielkiego Księstwa Litewskiego z elitami litewskimi.
Polska aktywnie włączyła się we wsparcie białoruskiej opozycji. Czy jest to dostrzegalne na Białorusi?
To jest dostrzegane. Zawsze daję na to przykład, czym różni się społeczeństwo białoruskie od rosyjskiego. W Rosji jest obyczaj oznaczania nieprzychylnych mediów jako „obcy agent”, że są np. dofinansowane z zagranicznej fundacji. Na Białorusi wpadli na podobny pomysł. Cel takiej działalności w przypadku Białorusi nie jest jasny, w przypadku Rosji to działa zniechęcająco – „ktoś jest obcym agentem, czyli naszym wrogiem”. Jednak na Białorusi to nie działa. Skąd to wiem? Otwieram na YouTubie Biełsat News, widzę 465 tys. subskrybentów naszego kanału. A pod każdym wideo jest napis: „Biełsat jest podmiotem finansowanym w całości lub częściowo przez rząd polski”. Jak widać, nie przeszkodziło to blisko pół miliona Białorusinom, żeby to oglądać. Nie ma wrogości do Polski, jest poczucie, że Polska rozumie i pomaga.
Dużo mówi się o możliwości zaognienia sytuacji na granicy rosyjsko-ukraińskiej. Czy naród białoruski śledzi to, co dzieje się na południowym wschodzie?
Na pewno tak, ale Białorusini mają tak nieprzyjemną sytuację, że trudno zajmować się czymś więcej, jednak zainteresowanie Donbasem jest. Sprawa jest specyficzna, Białorusini są narodem, który jest pozytywnie nastawiony do Rosjan. To dzieje się od wielu lat, wpływ na to ma kwestia prawosławia, także pokrewieństwa języków, bo białoruski znajduje się pomiędzy polskim a rosyjskim. Białorusini są przyzwyczajeni do Rosjan, którzy są na Białorusi obecni od pierwszego rozbioru Polski. Jednak od czasu, gdy Putin otwarcie popiera Łukaszenkę, chociaż czasem robi pewne miny świadczące, że już go nie popiera, bo oczywiście odbywa się walka między nimi, tarcia o większą swobodę czy o finanse, ale to nic zasadniczego, to ta sympatia spada. W momencie, gdy Białorusini to dłużej oglądają, tym bardziej są niechętni Putinowi.
Jakie scenariusze mogą wydarzyć się w najbliższej przyszłości na Białorusi?
Na pewno czeka Białorusinów dokręcenie śruby. Będzie to intensywne, ale nie może toczyć się bez końca, jeszcze trochę i Białoruś dojdzie do poziomu Korei Północnej. Np. niedawno zamknięto kanał Euronews, który był bardzo mało szkodliwy i raczej w typie prorosyjskim. Teraz będzie atak na polskie szkoły społeczne i kursy. Moim przewidywaniem jest to, że opresyjność nie może rosnąć bez końca i kiedyś musi się zatrzymać, chociażby pod względem wielkości więzień, w których niedługo nie będzie miejsc. Społeczeństwo zostało zastraszone, ale to nie zmieniło nastawienia. W którymś momencie, przy sprzyjającej sytuacji międzynarodowej, co też jest bardzo istotne, w końcu dojdzie do przesilenia. Jestem o tym przekonana. Na bagnetach nie da się siedzieć, sytuacja gospodarcza się pogarsza. Ludzie nie pracują normalnie, trochę trwa coś w rodzaju włoskiego strajku, bo kto by chciał pracować na państwo, które bije i torturuje? Dziś jest to już wiedza powszednia. Cała masa ludzi nie miała o tym pojęcia wcześniej, odwracała się. Od represji cierpiała nieduża grupka. W tej chwili co drugi Białorusin przynajmniej zna kogoś, kto był pobity, torturowany lub siedział w zatłoczonej celi. Moim zdaniem do tego przesilenia dojdzie. Kiedy? Nie wiem.
Artykuł pochodzi z najnowszego (16/2021) numeru "Tygodnika Solidarność".