[Felieton "TS"] Grzegorz J. Kałuża: Tunelem do prawdy
W prawobrzeżnej części miasta na wyspie Wolin zlokalizowane są: terminal promowy do Szwecji, port pełnomorski, terminal LNG, stocznia, dworzec i połączenie z drogami krajowymi. Mieszkańcy 40-tysięcznego Świnoujścia muszą codziennie spędzać ok. godziny na przeprawie promowej, jeśli pracują lub mieszkają w zachodniej części miasta. Niemcy ze swojej strony wyspy mają od lat komfortowy dojazd mostem zwodzonym, odbudowanym po wojnie. Już w PRL-u planowano trwałe połączenie. Tragicznie zmarły prezydent Lech Kaczyński uważał to za sprawę nie tylko praktyczną, ale i prestiżową, jednoczącą trwale miasto w granicach Rzeczpospolitej. Potem nastała „epoka niemożności” i premier Donald Tusk ogłosił, że jest kryzys i na żadne tunele nas nie stać. W tym miesiącu tarcza wiertnicza sprowadzona z Chin rozpoczęła drążenie tunelu drogowego pod wodami Świny. Będzie miał długość 1440 m i zostanie otwarty w przyszłym roku. To druga tak spektakularna – obok przekopu Mierzei Wiślanej – inwestycja w Polsce nad Bałtykiem. Czym się różnią, a co je łączy? Różnią się oczywiście lokalizacją na dwóch krańcach polskiego Wybrzeża, charakterem konstrukcji i sposobem finansowania. Kanał przez Mierzeję Wiślaną jest w 100 proc. finansowany z polskiego budżetu, podczas gdy na realizację tunelu w Świnoujściu uzyskaliśmy w 85 proc. środki z funduszy unijnych. Co je łączy? Obydwa projekty są krytykowane przez media sąsiadów. Rosjanie od dawna walczą z kanałem przez Mierzeję Wiślaną, bo utracą możliwość blokowania przeładunków w porcie elbląskim. To przecież konkurencja dla Kaliningradu. Niemcy w swoich gazetach zapałali oburzeniem na Polskę, że śmie wykorzystywać unijne pieniądze podczas rządów tak znienawidzonej przez nich Zjednoczonej Prawicy, a realnie boli ich przyszłe trwałe zespolenie tego niegdyś niemieckiego miasta z resztą Polski i potencjał konkurencyjny jego rozwoju. Projekty łączy też wsparcie przez obecny rząd Rzeczpospolitej, uważający takie infrastrukturalne inwestycje za priorytety swojej kadencji. Obie te inwestycje są też zwalczane przez polską opozycję. Dla Platformy każdy przejaw skutecznego działania i inwestycja w trwałe obiekty, służące Polsce i Polakom, to przejaw „nacjonalistycznej megalomanii”. Zgodnie z receptą Trzaskowskiego – po co budować cokolwiek w Polsce, skoro Niemcy już mają? Dla Lewicy oprócz powyższego dochodzi pseudoekologizm, czyli walka z własnym państwem pod pretekstem ochrony środowiska naturalnego. Tu ma być rezerwat, a oni będą zażywać dóbr cywilizacji w Brukseli. Najzabawniej swoją niechęć dla publicznych inwestycji w obiekty służące społeczeństwu i rozwojowi gospodarki tłumaczy Konfederacja, środowisko to uważa bowiem takie inwestycje za przyczynę „opresji podatkowej”, a każde dobro dostępne dla wszystkich obywateli Rzeczpospolitej uznaje za „socjalizm”. Zapewne wiedzą, że prywatni inwestorzy nie budują takich obiektów w naszych stronach – nie jesteśmy monarchią Saudów. Nie przeszkadza to im podziwiać rosyjską potęgę państwową, a wszelkie problemy z obcą presją polityczną i konkurencją makroekonomiczną ma rozwiązać nie silne państwo polskie, ale „polityka wielowektorowa”, czyli uznanie Rosji za upragnioną siłę równoważącą nadmierną ingerencję Unii Europejskiej. Stanowisko to bliskie jest idei Nord Streamu i takie podejście może z czasem zyskać aprobatę nie tylko w Moskwie, ale także w Berlinie. Podsumowując – bez względu na sympatie polityczne każdy tunel, most czy kanał żeglugowy jest trwałym elementem rozwoju Rzeczpospolitej, służy wszystkim i będzie służyć pokoleniom niezależnie od wyników przyszłych wyborów. Jeśli dzisiejsza opozycja w Sejmie jest temu przeciwna, to nie jest opozycją jedynie wobec rządu, ale opozycją antypaństwową, przeciwstawiającą się wspólnemu dobru Polaków.