[Felieton "TS"] Tomasz P. Terlikowski: Nieostra granica
Decyzje dotyczące odłączania chorych od aparatury medycznej podejmowane są, także w polskim szpitalach, niemal codziennie. Pandemia COVID-19, szerokie zastosowanie respiratorów, sprawiają, że jest to jeszcze częstsze niż wcześniej. Wiele z tych decyzji – także w Polsce, ale jeszcze częściej w innych krajach – podejmowanych jest przez samych lekarzy, a jeśli wychodzą one na zewnątrz i są dyskutowane, to jedynie dlatego, że następuje konflikt między rodziną a personelem medycznym. Jeśli go nie ma, to odłączenie od aparatury następuje po cichu, po dokładnej diagnozie stanu zdrowia.
Sprawa pana R.S. nie jest więc w żaden sposób nietypowa. Takich historii, także w Polsce, jest więcej. I to nie dlatego, że lekarzy nagle ogarnęła „ciemna noc cywilizacji śmierci”, ale dlatego, że dotychczasowe definicje życia i śmierci się zmieniły, a możliwości medycyny są takie, że można podtrzymywać funkcjonowanie organizmu osób, których mózg i pień mózgu są całkowicie martwe. Tak jest, gdy do szpitala trafia kobieta w ciąży, która po wypadku umarła śmiercią mózgową, ale jej ciało jest podtrzymywane w funkcjonowaniu, by mogło urodzić się dziecko. Jeśli trzeba, można to robić i kilka miesięcy, ale od tego – choć dziecko urodzi się zdrowe, i dlatego robić to należy – nie ożyje osoba zmarła. Jeśli śmierć mózgowa jest dobrze zdiagnozowana, to nie ma możliwości, by ktoś po niej ożył.
Oczywiście w przypadku Polaka z Wielkiej Brytanii nie mieliśmy do czynienia ze śmiercią mózgową, a jedynie z całkowitą dezintegracją (śmiercią) kory mózgowej, ale przy zachowaniu jakichś czynności głębokich partii mózgu – co sprawiało, że R.S. samodzielnie oddychał. Zniszczenie kory mózgowej (a to potwierdziło kilka niezależnych badań, których wyników nikt nie kwestionował) sprawiło, że chory nie mógł niczego świadomie odczuwać. Czy oznacza to, że można go było odłączyć od żywienia i pojenia? Według mnie nie, według polskiego prawa także nie, bo odżywianie i pojenie nie jest terapią, ale pielęgnacją. Brytyjskie prawo, a także moralność społeczna ujmują rzecz nieco inaczej. Tam terapia daremna (to coś nieco innego niż terapia uporczywa, ale to właśnie tym pierwszym terminem operuje brytyjski system prawny) obejmować może także skomplikowane formy medycznego karmienia i pojenia. I właśnie taką decyzję – za zgodą i akceptacją żony, która jest prawnie najbliższą rodziną – podjęli lekarze, a później – gdy w sprawę włączyła się inna część rodziny – brytyjski sąd.
Negatywna ocena tej decyzji, uznanie, że brytyjskie prawo źle rozumie pewne kwestie, nie może jednak oznaczać odmawiania i lekarzom, i sędziom dobrej woli. Oni – nawet jeśli podjęli złą decyzję – kierowali się w tej sprawie najlepszą wolą i wiedzą medyczną.