[Tylko u nas] Wstrząsające. "Dziecko Zamojszczyzny": Z wagonów wyrzucano zamarznięte staruszki i dzieci..

Dzisiaj 78. rocznica rozpoczęcia wysiedleń na Zamojszczyźnie. Akcja zaczęła się w nocy z 27 na 28 listopada 1942 roku. Ogółem z Zamojszczyzny Niemcy wysiedlili ok. 110 tysięcy Polaków z 297 wsi. Największy dramat przeżyły w dniach wysiedleń i pacyfikacji dzieci Zamojszczyzny. Niemcy wysiedlili blisko 300 miejscowości, 110 tysięcy mieszkańców, wśród których było 30 tysięcy dzieci, z których tylko 12 tysięcy zostało uratowanych, 10 tysięcy z nich zmarło lub zostało zabitych pozostała część dzieci została wywieziona do Niemiec na zniemczenie. Wysiedleni trafiali do obozów przejściowych , takiego jaki był w Zamościu, składający się z 16 baraków. Potem wysiedleni byli poddawani segregacji ze względu na wiek, stan psycho-fizyczny i fizjonomię. Słabsi trafiali do obozów koncentracyjnych - w tym do KL Auschwitz, zdrowi- na roboty przymusowe do Niemiec. Matki z małymi dziećmi trafiały do wsi rentowych. Najgorszy los spotkał najmłodszych. Oddzielano ich od matek. Najwięcej z nich zginęło w transportach. Przedstawiamy Wam wspomnienia Dziecka Zamojszczyzny Pani Janiny Zielińskiej, która przeżyła tzw. Aktion Zamość przeprowadzaną w ramach Generalnego Planu Wschodniego. Zamordowani i przesiedleni Polacy mieli "zrobić miejsce" niemieckim osadnikom a ukradzione im dzieci, przynajmniej te które uznane zostały za "wartościowe rasowo", miały "zostać Niemcami".
 [Tylko u nas] Wstrząsające.
/ Jedno z Dzieci Zamojszczyzny. Obóz przejściowy na ul. Krochmalnej w Lublinie. Wikipedia domena publiczna

OKUPACJA NIEMIECKA – CZAS POGARDY

Każdy uczciwy człowiek, każdy Naród, ma prawo do szacunku. Wojna, okupacja niszczy to naturalne prawo. Wraca pytanie o nierozliczone zbrodnie niemieckie.

Zamojszczyzna, ten uroczy, żyzny zakątek południowej Polski, miał stać się terenem osadniczym dla niemieckiego okupanta. Żyzne gleby,urozmaicony teren,zalesienia,strumyki, zwierzyna łowna, gotowe domy, gospodarstwa,wszystko dla osiedleńców z Besarabii, nowych folksdojczów. Terminem – Zamojszczyzna,określano tereny powiatów: biłgorajskiego, chełmskiego, hrubieszowskiego, lubelskiego, tomaszowskiego i zamojskiego.

Pierwsze „ rugi z domów” przebiegały jednakowo: wczesnym rankiem wojsko niemieckie otaczało wieś, wyganiano z domostw kobiety, dzieci, i starców, zbiórka na placu,sprawdzanie spisów,szukanie ukrytych ludzi po gospodarstwach, nawet chorych leżących wyganiano. Opornych zabijano na progach własnych domostw. Niektóre stare chałupy podpalano. Dachy kryte słomą, wszystko zmieniało się w zgliszcza. Współpracujący z Niemcami – Ukraińcy, dorównywali lub przewyższali okrucieństwem niemieckiego okupanta. 

Niemcy fotografują ludność,która zabiera pierzyny,beciki dla niemowląt, jakieś niedorzeczne rzeczy. Dzieci zerwane ze snu płaczą, trzymają się matek, nie rozumieją krzyków w obcym języku, są bite, przepędzane, raus, raus! Nagle śmiech przechodzący w rechot. Niemcy robią kpiny,śmiechy. Trafił się lekko upośledzony, starszy chłop – Welo, w świeżych, łykowatych łapciach plecionych ze słomy. Każą mu tańczyć. Błyskają flesze aparatów fotograficznych. Z wolna formują się kolumny do wymarszu, ludzie oglądają się na swoje domy...

Inną drogą jadą wesołe wozy z nowymi osadnikami. Ze śpiewem wjeżdżają do wsi, wybierają sobie domy, zaglądają do stajni, obór, chlewów. Dawnym właścicielom kazano nakarmić i napoić trzodę. Niektórzy „ to mieli szczęście” - pozwolono im zostać we wsi, jako parobkom u bauera, ale nie są już u siebie. Później, zimą, okaże się, jacy z tych nasiedlonych byli wzorowi rolnicy: zaglądali do uli, wymrozili pszczoły,bo nie wiedzieli, po co są te skrzynki. Suszoną koniczynę rzucali jako podściółkę dla bydła, a nie jako karmę dla krów.

W mojej wsi już nie było tak wesoło. Zabudowana jednostronnie na ścianie lasu. Niemcy podejrzewali mieszkańców o pomoc partyzantom. Nasza sąsiadka – pani Wawrzyszko, nosiła do lasu kotły zupy. Jan Wawrzyszko został zamordowany w KL Auschwitz, a ich obie córki przeżyły pobyt w tym niemieckim obozie. 

Wówczas ...od tygodni było „poszukiwanie krwi niemieckiej”, namawianie do podpisywania folkslisty. Bez zezwolenia nie można było opuszczać wsi.

Tej jesieni Niemcy zabrali wszystkie produkty na rolne na kontyngenty, zabrano wszystko zboże, nie zostawiając niczego pod nowe zasiewy. Na własnej miedzy została zastrzelona sąsiadka, kiedy tłumaczyła Niemcom, że właśnie jej mąż odwiózł do Zamościa zwiększone kontyngenty.
We wsiach, sołtysi wyznaczali młodych ludzi,przeważnie z wielodzietnych rodzin na przymusowe roboty do Niemiec. Tam i „kultura” jest wyższa – na spisie ubrań była podana informacja, że rolnik ma zabrać ze sobą ubranie świąteczne ( do kościoła) oraz... chusteczkę do nosa. 

Tak ze wsi Skierbieszów został wysłany Tadeusz Węcławik. Bauer u którego pracował, oskarżył go w sądzie, że zabił mu krowę. Polak został skazany za zabicie krowy -  na karę śmierci przez ścięcie. Wyrok wykonano publicznie, zganiając chłopów z okolic – 23.09.1943r. Ale jak? Przecież nie zbudowano gilotyny. To jak? Siekierą na pieńku? Człowieka – za padłą krowę? To jest pogarda!!!

Taki stosunek mają niektórzy Niemcy do dziś, np, przedsiębiorca na naszym Pomorzu. Im już wszystko się należy?

No krowa, to jeszcze...., ale zastrzelić za kożuch? W okresie bitwy pod Stalingradem, pod kościołami, po mszy św. rabowano chłopom kożuchy, a kto uparcie nie chciał oddać, zastrzelono na miejscu. Polskie dzieci zamarzały w tym czasie w barakach w Zamościu. Najgorsze były baraki 9a i 9b., oraz 16, tam były prycze – zwane mary...

W mojej wsi – Niedzieliska Przymiarki gm. Mokre, wysiedlano rolników w listopadzie 1942r., ponownie 6 grudnia 1942r, razem ze wsią Zawada.  

Mroźny poranek, ujadanie psów, niemiecki szwargot, płacz dzieci i matek, ponaglanie, strzały na postrach i do opornych ludzi.  Pamiętam twarz Ojca, którego pod lufą karabinu, Ukrainiec prowadził  do obory, aby nakarmił zwierzęta,zabrano nam konia i zaprzęg, aby posadzić starców i dzieci w drodze do obozu w Zamościu. Punktem zbornym była leśniczówka. Po zmroku goniono ludność piechotą do Zamościa, „za druty”, jak mówili tutejsi.

Dla wszystkich uwięzionych, początkiem gehenny był obóz w Zamościu. Po przybyciu do obozu, przez 2 dni nie dawano niczego do jedzenia i picia. W baraku przejściowym były całe rodziny. Tłok był tak wielki, że nie było miejsca do leżenia, a dzieci w becikach leżały na głowach ludzi stojących. Po dwóch dobach, prawie wszystkie niemowlęta umierały i już nie było słychać ich płaczu. Jakoś rozluźniło się i z każdej rodziny (na zmianę) jedna osoba mogła usiąść lub położyć dziecko. 

Na trzeci dzień każda rodzina stawała przed komisją. Na placu obozowym ustawiano stoliki, krzesła, siedzieli Niemcy. Ustalano, kto będzie w którym baraku. Tam działy się straszne sceny oddzielania dzieci od matek. Moją Mamę Niemiec uderzył kolbą karabinu w twarz, kiedy my dzieci, nie chciałyśmy się od niej oderwać. Rana na lewej skroni mocno krwawiła. Żeby Niemiec już jej więcej nie bił – puściłyśmy Mamę. Gdyby uderzył odrobinę dalej straciłaby oko albo nawet życie. Ślad po uderzeniu został utrwalony na zdjęciu Mamy, które jej zrobiono po przywiezieniu do  KL Auschwitz.    

Baraki były ponumerowane i każdy miał inne przeznaczenie po selekcji. Jedne były dla dzieci zbliżonych rasowo do Niemców i przeznaczonych do zniemczenia, osobny barak z podłogą i piecykiem był dla rzemieślników, inny barak dla robotników do III Rzeszy, barak nr 14 – do obozów koncentracyjnych. Najgorsze były baraki – 14 i równoległy do wartowni. Tam byli ludzie przewidziani do eksterminacji w obozach koncentracyjnych lub mordowani na miejscu. W baraku obok wartowni przetrzymywano partyzantów, ludzi z łapanek i zagrażających III Rzeszy. W piwnicy była katownia, skąd dochodziły odgłosy bicia, katowania, jęki. Tam nigdy nie dostarczano żywności, ludzie umierali z głodu. Okna były zabite deskami, umierający nie widzieli nieba.

Mama – Aniela Malec z domu Lal i ojciec Jan Malec s. Stanisława umieszczeni zostali w baraku 14 przeznaczonym do obozów zagłady. Ojciec odmówił podpisania folkslisty. Jak opowiadał naszej najstarszej siostrze miał zasługi w wojnie bolszewickiej, czuł się patriotą. Miał 4 córki:Mariannę – lat 13, Genowefę – lat 9, Juliannę – lat i i mnie  Janinę– lat 4. 

W obozie wszystkie baraki były od siebie odgrodzone drutem kolczastym. Uwięzionym nie było wolno chodzić do innych baraków. Raz odwiedził nas Ojciec, czego nie pamiętam, ale za zgodą wartownika zaniósł mnie do swojego baraku, bo tam był felczer i ratował mnie. Raz odwiedziła nas Mama z innymi kobietami z 14 -tki, tuż przed wywiezieniem nas z obozu, W chusteczce przyniosła kilka kostek cukru, zabranych jeszcze z domu. Działy się straszne rzeczy. Nie zapomnę, jak  w wykopanej w ziemi głębokiej latrynie utopił się mały chłopczyk. Spało się na słomie rozrzuconej na klepisku. Były straszne mrozy i w baraku było zimno, prawie wszystkie dzieci miały guzy zamarzniętej krwi na szyi, ja i Gienia też. Gienia miała bardzo wysoką temperaturę, ale do lekarza bałyśmy się to zgłosić, bo dzieci po apelu zabierają i te znikają, nie wracają do baraku, a rodzice kazali Marysi pilnować dzieci i nie pogubić ich. W obozie nie było wody do picia ani do mycia się. Przez cały okres pobytu ludzie przebywali w tych samych ubraniach, w nocy też. Pełno było insektów, toteż choroby skóry, świerzb, czyraki, a także choroby zakaźne były niezwykle groźne. Cholerynka, tyfus powodowały dużą śmiertelność. O jedzenie dla sióstr troszczyła się Marysia,jako najstarsza siostra była zmuszona zawsze chodzić po śniadanie, obiad i kolację. Nieraz trzeba było długo czekać w kolejce, aż nogi przymarzały. Wtedy była bardzo mroźna zima. Pamiętam, że stojąc w kolejce dwa razy umarzała, gdyby nie ludzie starsi, którzy zaczęli ją szarpać, aż się obudziła i dzięki temu nie umarła.

Kiedy najstarsza  siostra Marysia była u Ojca w 14-tce, Tata był w poszarpanym ubraniu, jakby pociętym w paski. Katował więźniów Niemiec, zwany w obozie NE, były bokser z poznańskiego. Katował ich, jeśli byli poza swoim barakiem, kazał się turlać pod ogrodzeniem z druty kolczastego. Rozumiał język polski, podsłuchiwał pod barakami i potem bił do nieprzytomności, a poza barakiem strzelał do uciekającego. Może i Ojcu kazał się turlać pod ogrodzeniem z drutu kolczastego i stąd było to pocięte w pasy ubranie?

Ojciec w KL Auschwitz dostał pasiak z czerwonym trójkątem i literą P – Pole. Krótko pracował w stolarni obozowej. Rozmawiałam z byłym więźniem, który znał mojego Ojca z obozu. 

Z powodu przepełnienia obozu w Zamościu  zaczęto wywozić dzieci. Najpierw najzdrowsze, potem i te leżące. Na placu obozowym sprawdzano listy transportowe. Uformowano kolumnę i nawet rzucano bochenki chleba z wozu, na podróż. Kto złapał – to miał. Myśmy nie miały.  Później nas prowadzono do stacji kolejowej w Zamościu. Idąc w tłumie Marysia  chciała wyjść z tłumu na brzeg, żeby pomachać rodzicom, bo zobaczyła ich w oknie baraku, żeby wiedzieli, że my gdzieś idziemy. Na ręku niosła swoją najmłodszą siostrę, bo ona była bardzo chora i wyczerpana nie mogła iść sama. Zaczepiła butem o bruk i przewróciła się, a Niemiec zaczął ją bić i kopać. Biedni rodzice to wszystko musieli widzieć, chyba że nie poznali, bo tylko raz zdążyła machnąć ręką i się przewróciła.

Widmowymi, oblodzonymi towarowymi  pociągami, po 2 dniach podróży przywieziono nas do Siedlec. Na każdym postoju, przed stacjami, otwierano wagony i wyrzucano trupy zamarzniętych staruszek i dzieci. Przed Siedlcami nie zrobiono tego i na stacji w Siedlcach wyniesiono 26 ciał. Może Niemcy chcieli je pochować przy torach – ale prezydent Siedlec pan Zdanowski zebrał fundusze na 23 świeże trumny i pochowano 26 ofiar ( w 3 trumnach razem 1 staruszka – jedno dziecko). Pogrzeb szedł jak demonstracja przez całe miasto. Z dachu jednego z budynków fotografował Józef Buszko. Kiedy go Niemcy ściągnęli z dachu, jeden aparat zdążył schować za kominem. On i prezydent Siedlec zostali zesłani do obozu KL Auschwitz. Fotografie ocalały. 

 „Wygląd ich straszny. To są nie ludzie, ale kościotrupy – w ten sposób pisano o nas na łamach konspiracyjnego pisma „Polak”. Niemal wszyscy wysiedleńcy znajdowali się katastrofalnym stanie zdrowia fizycznym i psychicznym. Do Siedlec przywieziono nas przed południem i cały transport skierowano do Polskiego Czerwonego Krzyża. Po drodze z rampy ludność tego miasta wyszła z pomocą. Wyszli ludzie z tym, co mieli, kanapki, chleb, bułki, ciepła kawa i mleko. Ofiarność społeczeństwa była ogromna, kto mógł ratował dzieci, a przecież trudno było w czasie okupacji wyżywić nawet swoją rodzinę, a zawszone i chore dziecko trzeba było ogolić, wykąpać, odzież spalić i długo, długo leczyć. Wszystkie dzieci miały biegunkę, więc przyniesione na dworzec kolejowy kanapki i jedzenie były nieodpowiednie dla wygłodzonych i wycieńczonych obozowiczów. Siostry PCK upominały ludzi, aby nie dawali niczego do jedzenia na te posklejane głodem jelita dziecięce”.

Stan zdrowia większości dzieci był katastrofalny. Oprócz ogólnego wycieńczenia stwierdzono u dzieci http://m.in. zapalenie płuc, oskrzeli, jelita grubego, nerek, odrę, dyfteryt, rozedmę płuc, dur brzuszny i anemię. Niemal wszystkie miały wszy oraz liczne odmrożenia i owrzodzenia. Rozpoczęła się walka o życie wielu z nich. 

Społeczeństwo miasta i okolic solidarnie się rzuciło na ratunek. Po żydowskich domkach rozkwaterowano matki, osoby starsze oddano do Sióstr Niepokalanek, znalazł się dom na dom dziecka dla chłopców, dziewczynki umieszczono w diecezjalnym sierocińcu, niemowlaki – w domu małego dziecka przy ul. Cmentarnej. Dorożkami rozwożono do szpitali. Było dużo wozów z okolicznych wiosek, też przyjmowali dzieci do swoich rodzin. 
Ja byłam ok.1 roku w szpitalu. Nie było leków, ale było regularne jedzenie. Potem od nowa uczono mnie chodzić. Byłam krótko w rodzinie zastępczej, razem z siostra Julcią, ale jak wujka Niemcy zastrzelili, Julcię wzięła kolejna rodzina, a mnie nikt nie chciał, bo byłam brzydka, miałam głodowy wielki brzuch po obozie i tak trafiłam na 10 lat do sierocińca u zakonnic. Było ogromnie biednie i ciężko. 10 lat wierzyłam, że Rodzice żyją i wrócą. Nie wrócili. Oboje zostali zamordowani w KL Auschwitz. 

Zamojszczyzna. Nierozliczone zbrodnie niemieckie.   

Janina Zielińska



zdjęcie Mamy Janiny Zielińskiej Anieli Malec -z widocznymi śladami uderzenia kolbą przez Niemca przy rodzielaniu mamy z dziećmi w obozie w Zamościu


 

POLECANE
Donald Trump jest wrogiem NATO? To kłamstwo tylko u nas
Donald Trump jest wrogiem NATO? To kłamstwo

Przeciwnicy Donalda Trumpa - zarówno wśród polityków jak i w mediach - ukuli fejkowy stereotyp, głoszący, że Trump jest wrogiem NATO, że chce osłabić tę organizację lub całkowicie zniszczyć. To kłamstwo jest powtarzane bezczelnie od lat, jakby było oczywistością.

Klasztor w Kłodzku błaga o pomoc Wiadomości
Klasztor w Kłodzku błaga o pomoc

Zalany został zabytkowy klasztor w Kłodzku. Jest apel o pomoc.

Fala wezbraniowa dociera do Krakowa wideo
Fala wezbraniowa dociera do Krakowa

Według doniesień medialnych fala wezbraniowa powoli dociera do Krakowa.

Reporter Republiki siłą wyrzucony z powodziowej konferencji Tuska Wiadomości
Reporter Republiki siłą wyrzucony z "powodziowej" konferencji Tuska

Dziennikarz TV Republika został siłowo usunięty z konferencji Donalda Tuska.

z ostatniej chwili
Zielony Ład? Mamy raport – jest źle! Konrad Wernicki poleca nowy "Tygodnik Solidarność"

Tak kompleksowej analizy dotyczącej polityki klimatycznej UE oraz jej wpływu na Polskę jeszcze nie było. "European Green Deal" jest na ustach wszystkich polityków unijnego mainstreamu, a przede wszystkim Komisji Europejskiej. Jego implementacja ma być kluczowa dla przyszłości Unii. Jednak nikt z piewców Zielonego Ładu nie chce wprost mówić o kosztach z nim związanych. Na to reaguje Solidarność, która zleciła niezależnym ekspertom przygotowanie kompleksowego raportu dot. realizacji założeń polityki klimatycznej. W nowym numerze "Tygodnika Solidarność" prezentujemy wnioski płynące z raportu, który w całości może pobrać na stronie preczzzielonymladem.pl.

Kolejne niemieckie CPK będzie rozbudowywane gorące
Kolejne "niemieckie CPK" będzie rozbudowywane

Zatwierdzono plan rozbudowy lotniska niemieckiego Lipsk/Halle, będącego drugim największym portem lotniczym cargo w Niemczech.

Remigiusz Okraska: Było jasne, że rząd neoliberalnych łajdaków wyłoży się na pierwszej poważnej przeszkodzie gorące
Remigiusz Okraska: Było jasne, że rząd neoliberalnych łajdaków wyłoży się na pierwszej poważnej przeszkodzie

Tylko skończeni durnie sądzili, że ekipa Tuska nadaje się do czegoś poważnego. Gdy przez kilka lat Polska przechodziła w miarę suchą stopą przez bezprecedensową kumulację nieszczęść – globalną pandemię, wojnę w sąsiednim kraju, kryzys energetyczny, zerwanie łańcuchów dostaw, kryzys inflacyjny – dziękowałem losowi, że nie rządzą nami neoliberalni durnie.

Tych sześciu mężczyzn uratowało ujęcie wody dla Jeleniej Góry z ostatniej chwili
Tych sześciu mężczyzn uratowało ujęcie wody dla Jeleniej Góry

Sześciu pracowników Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji "Wodnik" uratowało ujęcia wody dla Jeleniej Góry.

Kazachska ropa dla Niemiec przejawia chemiczne cechy ropy rosyjskiej gorące
"Kazachska" ropa dla Niemiec przejawia chemiczne cechy ropy rosyjskiej

Już w niedziele 22 września w Brandenburgii odbędą się wybory landowe. Sytuacja jest napięta, bo co prawda tylko jednym procentem, ale jednak w sondażach prowadzi populistyczno-prawicowa partia Alternative für Deutschland (AfD).

Zabraknie pieniędzy w NFZ? gorące
Zabraknie pieniędzy w NFZ?

Ujawnione zostały szokujące informacje na temat stanu NFZ.

REKLAMA

[Tylko u nas] Wstrząsające. "Dziecko Zamojszczyzny": Z wagonów wyrzucano zamarznięte staruszki i dzieci..

Dzisiaj 78. rocznica rozpoczęcia wysiedleń na Zamojszczyźnie. Akcja zaczęła się w nocy z 27 na 28 listopada 1942 roku. Ogółem z Zamojszczyzny Niemcy wysiedlili ok. 110 tysięcy Polaków z 297 wsi. Największy dramat przeżyły w dniach wysiedleń i pacyfikacji dzieci Zamojszczyzny. Niemcy wysiedlili blisko 300 miejscowości, 110 tysięcy mieszkańców, wśród których było 30 tysięcy dzieci, z których tylko 12 tysięcy zostało uratowanych, 10 tysięcy z nich zmarło lub zostało zabitych pozostała część dzieci została wywieziona do Niemiec na zniemczenie. Wysiedleni trafiali do obozów przejściowych , takiego jaki był w Zamościu, składający się z 16 baraków. Potem wysiedleni byli poddawani segregacji ze względu na wiek, stan psycho-fizyczny i fizjonomię. Słabsi trafiali do obozów koncentracyjnych - w tym do KL Auschwitz, zdrowi- na roboty przymusowe do Niemiec. Matki z małymi dziećmi trafiały do wsi rentowych. Najgorszy los spotkał najmłodszych. Oddzielano ich od matek. Najwięcej z nich zginęło w transportach. Przedstawiamy Wam wspomnienia Dziecka Zamojszczyzny Pani Janiny Zielińskiej, która przeżyła tzw. Aktion Zamość przeprowadzaną w ramach Generalnego Planu Wschodniego. Zamordowani i przesiedleni Polacy mieli "zrobić miejsce" niemieckim osadnikom a ukradzione im dzieci, przynajmniej te które uznane zostały za "wartościowe rasowo", miały "zostać Niemcami".
 [Tylko u nas] Wstrząsające.
/ Jedno z Dzieci Zamojszczyzny. Obóz przejściowy na ul. Krochmalnej w Lublinie. Wikipedia domena publiczna

OKUPACJA NIEMIECKA – CZAS POGARDY

Każdy uczciwy człowiek, każdy Naród, ma prawo do szacunku. Wojna, okupacja niszczy to naturalne prawo. Wraca pytanie o nierozliczone zbrodnie niemieckie.

Zamojszczyzna, ten uroczy, żyzny zakątek południowej Polski, miał stać się terenem osadniczym dla niemieckiego okupanta. Żyzne gleby,urozmaicony teren,zalesienia,strumyki, zwierzyna łowna, gotowe domy, gospodarstwa,wszystko dla osiedleńców z Besarabii, nowych folksdojczów. Terminem – Zamojszczyzna,określano tereny powiatów: biłgorajskiego, chełmskiego, hrubieszowskiego, lubelskiego, tomaszowskiego i zamojskiego.

Pierwsze „ rugi z domów” przebiegały jednakowo: wczesnym rankiem wojsko niemieckie otaczało wieś, wyganiano z domostw kobiety, dzieci, i starców, zbiórka na placu,sprawdzanie spisów,szukanie ukrytych ludzi po gospodarstwach, nawet chorych leżących wyganiano. Opornych zabijano na progach własnych domostw. Niektóre stare chałupy podpalano. Dachy kryte słomą, wszystko zmieniało się w zgliszcza. Współpracujący z Niemcami – Ukraińcy, dorównywali lub przewyższali okrucieństwem niemieckiego okupanta. 

Niemcy fotografują ludność,która zabiera pierzyny,beciki dla niemowląt, jakieś niedorzeczne rzeczy. Dzieci zerwane ze snu płaczą, trzymają się matek, nie rozumieją krzyków w obcym języku, są bite, przepędzane, raus, raus! Nagle śmiech przechodzący w rechot. Niemcy robią kpiny,śmiechy. Trafił się lekko upośledzony, starszy chłop – Welo, w świeżych, łykowatych łapciach plecionych ze słomy. Każą mu tańczyć. Błyskają flesze aparatów fotograficznych. Z wolna formują się kolumny do wymarszu, ludzie oglądają się na swoje domy...

Inną drogą jadą wesołe wozy z nowymi osadnikami. Ze śpiewem wjeżdżają do wsi, wybierają sobie domy, zaglądają do stajni, obór, chlewów. Dawnym właścicielom kazano nakarmić i napoić trzodę. Niektórzy „ to mieli szczęście” - pozwolono im zostać we wsi, jako parobkom u bauera, ale nie są już u siebie. Później, zimą, okaże się, jacy z tych nasiedlonych byli wzorowi rolnicy: zaglądali do uli, wymrozili pszczoły,bo nie wiedzieli, po co są te skrzynki. Suszoną koniczynę rzucali jako podściółkę dla bydła, a nie jako karmę dla krów.

W mojej wsi już nie było tak wesoło. Zabudowana jednostronnie na ścianie lasu. Niemcy podejrzewali mieszkańców o pomoc partyzantom. Nasza sąsiadka – pani Wawrzyszko, nosiła do lasu kotły zupy. Jan Wawrzyszko został zamordowany w KL Auschwitz, a ich obie córki przeżyły pobyt w tym niemieckim obozie. 

Wówczas ...od tygodni było „poszukiwanie krwi niemieckiej”, namawianie do podpisywania folkslisty. Bez zezwolenia nie można było opuszczać wsi.

Tej jesieni Niemcy zabrali wszystkie produkty na rolne na kontyngenty, zabrano wszystko zboże, nie zostawiając niczego pod nowe zasiewy. Na własnej miedzy została zastrzelona sąsiadka, kiedy tłumaczyła Niemcom, że właśnie jej mąż odwiózł do Zamościa zwiększone kontyngenty.
We wsiach, sołtysi wyznaczali młodych ludzi,przeważnie z wielodzietnych rodzin na przymusowe roboty do Niemiec. Tam i „kultura” jest wyższa – na spisie ubrań była podana informacja, że rolnik ma zabrać ze sobą ubranie świąteczne ( do kościoła) oraz... chusteczkę do nosa. 

Tak ze wsi Skierbieszów został wysłany Tadeusz Węcławik. Bauer u którego pracował, oskarżył go w sądzie, że zabił mu krowę. Polak został skazany za zabicie krowy -  na karę śmierci przez ścięcie. Wyrok wykonano publicznie, zganiając chłopów z okolic – 23.09.1943r. Ale jak? Przecież nie zbudowano gilotyny. To jak? Siekierą na pieńku? Człowieka – za padłą krowę? To jest pogarda!!!

Taki stosunek mają niektórzy Niemcy do dziś, np, przedsiębiorca na naszym Pomorzu. Im już wszystko się należy?

No krowa, to jeszcze...., ale zastrzelić za kożuch? W okresie bitwy pod Stalingradem, pod kościołami, po mszy św. rabowano chłopom kożuchy, a kto uparcie nie chciał oddać, zastrzelono na miejscu. Polskie dzieci zamarzały w tym czasie w barakach w Zamościu. Najgorsze były baraki 9a i 9b., oraz 16, tam były prycze – zwane mary...

W mojej wsi – Niedzieliska Przymiarki gm. Mokre, wysiedlano rolników w listopadzie 1942r., ponownie 6 grudnia 1942r, razem ze wsią Zawada.  

Mroźny poranek, ujadanie psów, niemiecki szwargot, płacz dzieci i matek, ponaglanie, strzały na postrach i do opornych ludzi.  Pamiętam twarz Ojca, którego pod lufą karabinu, Ukrainiec prowadził  do obory, aby nakarmił zwierzęta,zabrano nam konia i zaprzęg, aby posadzić starców i dzieci w drodze do obozu w Zamościu. Punktem zbornym była leśniczówka. Po zmroku goniono ludność piechotą do Zamościa, „za druty”, jak mówili tutejsi.

Dla wszystkich uwięzionych, początkiem gehenny był obóz w Zamościu. Po przybyciu do obozu, przez 2 dni nie dawano niczego do jedzenia i picia. W baraku przejściowym były całe rodziny. Tłok był tak wielki, że nie było miejsca do leżenia, a dzieci w becikach leżały na głowach ludzi stojących. Po dwóch dobach, prawie wszystkie niemowlęta umierały i już nie było słychać ich płaczu. Jakoś rozluźniło się i z każdej rodziny (na zmianę) jedna osoba mogła usiąść lub położyć dziecko. 

Na trzeci dzień każda rodzina stawała przed komisją. Na placu obozowym ustawiano stoliki, krzesła, siedzieli Niemcy. Ustalano, kto będzie w którym baraku. Tam działy się straszne sceny oddzielania dzieci od matek. Moją Mamę Niemiec uderzył kolbą karabinu w twarz, kiedy my dzieci, nie chciałyśmy się od niej oderwać. Rana na lewej skroni mocno krwawiła. Żeby Niemiec już jej więcej nie bił – puściłyśmy Mamę. Gdyby uderzył odrobinę dalej straciłaby oko albo nawet życie. Ślad po uderzeniu został utrwalony na zdjęciu Mamy, które jej zrobiono po przywiezieniu do  KL Auschwitz.    

Baraki były ponumerowane i każdy miał inne przeznaczenie po selekcji. Jedne były dla dzieci zbliżonych rasowo do Niemców i przeznaczonych do zniemczenia, osobny barak z podłogą i piecykiem był dla rzemieślników, inny barak dla robotników do III Rzeszy, barak nr 14 – do obozów koncentracyjnych. Najgorsze były baraki – 14 i równoległy do wartowni. Tam byli ludzie przewidziani do eksterminacji w obozach koncentracyjnych lub mordowani na miejscu. W baraku obok wartowni przetrzymywano partyzantów, ludzi z łapanek i zagrażających III Rzeszy. W piwnicy była katownia, skąd dochodziły odgłosy bicia, katowania, jęki. Tam nigdy nie dostarczano żywności, ludzie umierali z głodu. Okna były zabite deskami, umierający nie widzieli nieba.

Mama – Aniela Malec z domu Lal i ojciec Jan Malec s. Stanisława umieszczeni zostali w baraku 14 przeznaczonym do obozów zagłady. Ojciec odmówił podpisania folkslisty. Jak opowiadał naszej najstarszej siostrze miał zasługi w wojnie bolszewickiej, czuł się patriotą. Miał 4 córki:Mariannę – lat 13, Genowefę – lat 9, Juliannę – lat i i mnie  Janinę– lat 4. 

W obozie wszystkie baraki były od siebie odgrodzone drutem kolczastym. Uwięzionym nie było wolno chodzić do innych baraków. Raz odwiedził nas Ojciec, czego nie pamiętam, ale za zgodą wartownika zaniósł mnie do swojego baraku, bo tam był felczer i ratował mnie. Raz odwiedziła nas Mama z innymi kobietami z 14 -tki, tuż przed wywiezieniem nas z obozu, W chusteczce przyniosła kilka kostek cukru, zabranych jeszcze z domu. Działy się straszne rzeczy. Nie zapomnę, jak  w wykopanej w ziemi głębokiej latrynie utopił się mały chłopczyk. Spało się na słomie rozrzuconej na klepisku. Były straszne mrozy i w baraku było zimno, prawie wszystkie dzieci miały guzy zamarzniętej krwi na szyi, ja i Gienia też. Gienia miała bardzo wysoką temperaturę, ale do lekarza bałyśmy się to zgłosić, bo dzieci po apelu zabierają i te znikają, nie wracają do baraku, a rodzice kazali Marysi pilnować dzieci i nie pogubić ich. W obozie nie było wody do picia ani do mycia się. Przez cały okres pobytu ludzie przebywali w tych samych ubraniach, w nocy też. Pełno było insektów, toteż choroby skóry, świerzb, czyraki, a także choroby zakaźne były niezwykle groźne. Cholerynka, tyfus powodowały dużą śmiertelność. O jedzenie dla sióstr troszczyła się Marysia,jako najstarsza siostra była zmuszona zawsze chodzić po śniadanie, obiad i kolację. Nieraz trzeba było długo czekać w kolejce, aż nogi przymarzały. Wtedy była bardzo mroźna zima. Pamiętam, że stojąc w kolejce dwa razy umarzała, gdyby nie ludzie starsi, którzy zaczęli ją szarpać, aż się obudziła i dzięki temu nie umarła.

Kiedy najstarsza  siostra Marysia była u Ojca w 14-tce, Tata był w poszarpanym ubraniu, jakby pociętym w paski. Katował więźniów Niemiec, zwany w obozie NE, były bokser z poznańskiego. Katował ich, jeśli byli poza swoim barakiem, kazał się turlać pod ogrodzeniem z druty kolczastego. Rozumiał język polski, podsłuchiwał pod barakami i potem bił do nieprzytomności, a poza barakiem strzelał do uciekającego. Może i Ojcu kazał się turlać pod ogrodzeniem z drutu kolczastego i stąd było to pocięte w pasy ubranie?

Ojciec w KL Auschwitz dostał pasiak z czerwonym trójkątem i literą P – Pole. Krótko pracował w stolarni obozowej. Rozmawiałam z byłym więźniem, który znał mojego Ojca z obozu. 

Z powodu przepełnienia obozu w Zamościu  zaczęto wywozić dzieci. Najpierw najzdrowsze, potem i te leżące. Na placu obozowym sprawdzano listy transportowe. Uformowano kolumnę i nawet rzucano bochenki chleba z wozu, na podróż. Kto złapał – to miał. Myśmy nie miały.  Później nas prowadzono do stacji kolejowej w Zamościu. Idąc w tłumie Marysia  chciała wyjść z tłumu na brzeg, żeby pomachać rodzicom, bo zobaczyła ich w oknie baraku, żeby wiedzieli, że my gdzieś idziemy. Na ręku niosła swoją najmłodszą siostrę, bo ona była bardzo chora i wyczerpana nie mogła iść sama. Zaczepiła butem o bruk i przewróciła się, a Niemiec zaczął ją bić i kopać. Biedni rodzice to wszystko musieli widzieć, chyba że nie poznali, bo tylko raz zdążyła machnąć ręką i się przewróciła.

Widmowymi, oblodzonymi towarowymi  pociągami, po 2 dniach podróży przywieziono nas do Siedlec. Na każdym postoju, przed stacjami, otwierano wagony i wyrzucano trupy zamarzniętych staruszek i dzieci. Przed Siedlcami nie zrobiono tego i na stacji w Siedlcach wyniesiono 26 ciał. Może Niemcy chcieli je pochować przy torach – ale prezydent Siedlec pan Zdanowski zebrał fundusze na 23 świeże trumny i pochowano 26 ofiar ( w 3 trumnach razem 1 staruszka – jedno dziecko). Pogrzeb szedł jak demonstracja przez całe miasto. Z dachu jednego z budynków fotografował Józef Buszko. Kiedy go Niemcy ściągnęli z dachu, jeden aparat zdążył schować za kominem. On i prezydent Siedlec zostali zesłani do obozu KL Auschwitz. Fotografie ocalały. 

 „Wygląd ich straszny. To są nie ludzie, ale kościotrupy – w ten sposób pisano o nas na łamach konspiracyjnego pisma „Polak”. Niemal wszyscy wysiedleńcy znajdowali się katastrofalnym stanie zdrowia fizycznym i psychicznym. Do Siedlec przywieziono nas przed południem i cały transport skierowano do Polskiego Czerwonego Krzyża. Po drodze z rampy ludność tego miasta wyszła z pomocą. Wyszli ludzie z tym, co mieli, kanapki, chleb, bułki, ciepła kawa i mleko. Ofiarność społeczeństwa była ogromna, kto mógł ratował dzieci, a przecież trudno było w czasie okupacji wyżywić nawet swoją rodzinę, a zawszone i chore dziecko trzeba było ogolić, wykąpać, odzież spalić i długo, długo leczyć. Wszystkie dzieci miały biegunkę, więc przyniesione na dworzec kolejowy kanapki i jedzenie były nieodpowiednie dla wygłodzonych i wycieńczonych obozowiczów. Siostry PCK upominały ludzi, aby nie dawali niczego do jedzenia na te posklejane głodem jelita dziecięce”.

Stan zdrowia większości dzieci był katastrofalny. Oprócz ogólnego wycieńczenia stwierdzono u dzieci http://m.in. zapalenie płuc, oskrzeli, jelita grubego, nerek, odrę, dyfteryt, rozedmę płuc, dur brzuszny i anemię. Niemal wszystkie miały wszy oraz liczne odmrożenia i owrzodzenia. Rozpoczęła się walka o życie wielu z nich. 

Społeczeństwo miasta i okolic solidarnie się rzuciło na ratunek. Po żydowskich domkach rozkwaterowano matki, osoby starsze oddano do Sióstr Niepokalanek, znalazł się dom na dom dziecka dla chłopców, dziewczynki umieszczono w diecezjalnym sierocińcu, niemowlaki – w domu małego dziecka przy ul. Cmentarnej. Dorożkami rozwożono do szpitali. Było dużo wozów z okolicznych wiosek, też przyjmowali dzieci do swoich rodzin. 
Ja byłam ok.1 roku w szpitalu. Nie było leków, ale było regularne jedzenie. Potem od nowa uczono mnie chodzić. Byłam krótko w rodzinie zastępczej, razem z siostra Julcią, ale jak wujka Niemcy zastrzelili, Julcię wzięła kolejna rodzina, a mnie nikt nie chciał, bo byłam brzydka, miałam głodowy wielki brzuch po obozie i tak trafiłam na 10 lat do sierocińca u zakonnic. Było ogromnie biednie i ciężko. 10 lat wierzyłam, że Rodzice żyją i wrócą. Nie wrócili. Oboje zostali zamordowani w KL Auschwitz. 

Zamojszczyzna. Nierozliczone zbrodnie niemieckie.   

Janina Zielińska



zdjęcie Mamy Janiny Zielińskiej Anieli Malec -z widocznymi śladami uderzenia kolbą przez Niemca przy rodzielaniu mamy z dziećmi w obozie w Zamościu



 

Polecane
Emerytury
Stażowe