[Tylko u nas] Wstrząsające. "Dziecko Zamojszczyzny": Z wagonów wyrzucano zamarznięte staruszki i dzieci..

Dzisiaj 78. rocznica rozpoczęcia wysiedleń na Zamojszczyźnie. Akcja zaczęła się w nocy z 27 na 28 listopada 1942 roku. Ogółem z Zamojszczyzny Niemcy wysiedlili ok. 110 tysięcy Polaków z 297 wsi. Największy dramat przeżyły w dniach wysiedleń i pacyfikacji dzieci Zamojszczyzny. Niemcy wysiedlili blisko 300 miejscowości, 110 tysięcy mieszkańców, wśród których było 30 tysięcy dzieci, z których tylko 12 tysięcy zostało uratowanych, 10 tysięcy z nich zmarło lub zostało zabitych pozostała część dzieci została wywieziona do Niemiec na zniemczenie. Wysiedleni trafiali do obozów przejściowych , takiego jaki był w Zamościu, składający się z 16 baraków. Potem wysiedleni byli poddawani segregacji ze względu na wiek, stan psycho-fizyczny i fizjonomię. Słabsi trafiali do obozów koncentracyjnych - w tym do KL Auschwitz, zdrowi- na roboty przymusowe do Niemiec. Matki z małymi dziećmi trafiały do wsi rentowych. Najgorszy los spotkał najmłodszych. Oddzielano ich od matek. Najwięcej z nich zginęło w transportach. Przedstawiamy Wam wspomnienia Dziecka Zamojszczyzny Pani Janiny Zielińskiej, która przeżyła tzw. Aktion Zamość przeprowadzaną w ramach Generalnego Planu Wschodniego. Zamordowani i przesiedleni Polacy mieli "zrobić miejsce" niemieckim osadnikom a ukradzione im dzieci, przynajmniej te które uznane zostały za "wartościowe rasowo", miały "zostać Niemcami".
 [Tylko u nas] Wstrząsające.
/ Jedno z Dzieci Zamojszczyzny. Obóz przejściowy na ul. Krochmalnej w Lublinie. Wikipedia domena publiczna

OKUPACJA NIEMIECKA – CZAS POGARDY

Każdy uczciwy człowiek, każdy Naród, ma prawo do szacunku. Wojna, okupacja niszczy to naturalne prawo. Wraca pytanie o nierozliczone zbrodnie niemieckie.

Zamojszczyzna, ten uroczy, żyzny zakątek południowej Polski, miał stać się terenem osadniczym dla niemieckiego okupanta. Żyzne gleby,urozmaicony teren,zalesienia,strumyki, zwierzyna łowna, gotowe domy, gospodarstwa,wszystko dla osiedleńców z Besarabii, nowych folksdojczów. Terminem – Zamojszczyzna,określano tereny powiatów: biłgorajskiego, chełmskiego, hrubieszowskiego, lubelskiego, tomaszowskiego i zamojskiego.

Pierwsze „ rugi z domów” przebiegały jednakowo: wczesnym rankiem wojsko niemieckie otaczało wieś, wyganiano z domostw kobiety, dzieci, i starców, zbiórka na placu,sprawdzanie spisów,szukanie ukrytych ludzi po gospodarstwach, nawet chorych leżących wyganiano. Opornych zabijano na progach własnych domostw. Niektóre stare chałupy podpalano. Dachy kryte słomą, wszystko zmieniało się w zgliszcza. Współpracujący z Niemcami – Ukraińcy, dorównywali lub przewyższali okrucieństwem niemieckiego okupanta. 

Niemcy fotografują ludność,która zabiera pierzyny,beciki dla niemowląt, jakieś niedorzeczne rzeczy. Dzieci zerwane ze snu płaczą, trzymają się matek, nie rozumieją krzyków w obcym języku, są bite, przepędzane, raus, raus! Nagle śmiech przechodzący w rechot. Niemcy robią kpiny,śmiechy. Trafił się lekko upośledzony, starszy chłop – Welo, w świeżych, łykowatych łapciach plecionych ze słomy. Każą mu tańczyć. Błyskają flesze aparatów fotograficznych. Z wolna formują się kolumny do wymarszu, ludzie oglądają się na swoje domy...

Inną drogą jadą wesołe wozy z nowymi osadnikami. Ze śpiewem wjeżdżają do wsi, wybierają sobie domy, zaglądają do stajni, obór, chlewów. Dawnym właścicielom kazano nakarmić i napoić trzodę. Niektórzy „ to mieli szczęście” - pozwolono im zostać we wsi, jako parobkom u bauera, ale nie są już u siebie. Później, zimą, okaże się, jacy z tych nasiedlonych byli wzorowi rolnicy: zaglądali do uli, wymrozili pszczoły,bo nie wiedzieli, po co są te skrzynki. Suszoną koniczynę rzucali jako podściółkę dla bydła, a nie jako karmę dla krów.

W mojej wsi już nie było tak wesoło. Zabudowana jednostronnie na ścianie lasu. Niemcy podejrzewali mieszkańców o pomoc partyzantom. Nasza sąsiadka – pani Wawrzyszko, nosiła do lasu kotły zupy. Jan Wawrzyszko został zamordowany w KL Auschwitz, a ich obie córki przeżyły pobyt w tym niemieckim obozie. 

Wówczas ...od tygodni było „poszukiwanie krwi niemieckiej”, namawianie do podpisywania folkslisty. Bez zezwolenia nie można było opuszczać wsi.

Tej jesieni Niemcy zabrali wszystkie produkty na rolne na kontyngenty, zabrano wszystko zboże, nie zostawiając niczego pod nowe zasiewy. Na własnej miedzy została zastrzelona sąsiadka, kiedy tłumaczyła Niemcom, że właśnie jej mąż odwiózł do Zamościa zwiększone kontyngenty.
We wsiach, sołtysi wyznaczali młodych ludzi,przeważnie z wielodzietnych rodzin na przymusowe roboty do Niemiec. Tam i „kultura” jest wyższa – na spisie ubrań była podana informacja, że rolnik ma zabrać ze sobą ubranie świąteczne ( do kościoła) oraz... chusteczkę do nosa. 

Tak ze wsi Skierbieszów został wysłany Tadeusz Węcławik. Bauer u którego pracował, oskarżył go w sądzie, że zabił mu krowę. Polak został skazany za zabicie krowy -  na karę śmierci przez ścięcie. Wyrok wykonano publicznie, zganiając chłopów z okolic – 23.09.1943r. Ale jak? Przecież nie zbudowano gilotyny. To jak? Siekierą na pieńku? Człowieka – za padłą krowę? To jest pogarda!!!

Taki stosunek mają niektórzy Niemcy do dziś, np, przedsiębiorca na naszym Pomorzu. Im już wszystko się należy?

No krowa, to jeszcze...., ale zastrzelić za kożuch? W okresie bitwy pod Stalingradem, pod kościołami, po mszy św. rabowano chłopom kożuchy, a kto uparcie nie chciał oddać, zastrzelono na miejscu. Polskie dzieci zamarzały w tym czasie w barakach w Zamościu. Najgorsze były baraki 9a i 9b., oraz 16, tam były prycze – zwane mary...

W mojej wsi – Niedzieliska Przymiarki gm. Mokre, wysiedlano rolników w listopadzie 1942r., ponownie 6 grudnia 1942r, razem ze wsią Zawada.  

Mroźny poranek, ujadanie psów, niemiecki szwargot, płacz dzieci i matek, ponaglanie, strzały na postrach i do opornych ludzi.  Pamiętam twarz Ojca, którego pod lufą karabinu, Ukrainiec prowadził  do obory, aby nakarmił zwierzęta,zabrano nam konia i zaprzęg, aby posadzić starców i dzieci w drodze do obozu w Zamościu. Punktem zbornym była leśniczówka. Po zmroku goniono ludność piechotą do Zamościa, „za druty”, jak mówili tutejsi.

Dla wszystkich uwięzionych, początkiem gehenny był obóz w Zamościu. Po przybyciu do obozu, przez 2 dni nie dawano niczego do jedzenia i picia. W baraku przejściowym były całe rodziny. Tłok był tak wielki, że nie było miejsca do leżenia, a dzieci w becikach leżały na głowach ludzi stojących. Po dwóch dobach, prawie wszystkie niemowlęta umierały i już nie było słychać ich płaczu. Jakoś rozluźniło się i z każdej rodziny (na zmianę) jedna osoba mogła usiąść lub położyć dziecko. 

Na trzeci dzień każda rodzina stawała przed komisją. Na placu obozowym ustawiano stoliki, krzesła, siedzieli Niemcy. Ustalano, kto będzie w którym baraku. Tam działy się straszne sceny oddzielania dzieci od matek. Moją Mamę Niemiec uderzył kolbą karabinu w twarz, kiedy my dzieci, nie chciałyśmy się od niej oderwać. Rana na lewej skroni mocno krwawiła. Żeby Niemiec już jej więcej nie bił – puściłyśmy Mamę. Gdyby uderzył odrobinę dalej straciłaby oko albo nawet życie. Ślad po uderzeniu został utrwalony na zdjęciu Mamy, które jej zrobiono po przywiezieniu do  KL Auschwitz.    

Baraki były ponumerowane i każdy miał inne przeznaczenie po selekcji. Jedne były dla dzieci zbliżonych rasowo do Niemców i przeznaczonych do zniemczenia, osobny barak z podłogą i piecykiem był dla rzemieślników, inny barak dla robotników do III Rzeszy, barak nr 14 – do obozów koncentracyjnych. Najgorsze były baraki – 14 i równoległy do wartowni. Tam byli ludzie przewidziani do eksterminacji w obozach koncentracyjnych lub mordowani na miejscu. W baraku obok wartowni przetrzymywano partyzantów, ludzi z łapanek i zagrażających III Rzeszy. W piwnicy była katownia, skąd dochodziły odgłosy bicia, katowania, jęki. Tam nigdy nie dostarczano żywności, ludzie umierali z głodu. Okna były zabite deskami, umierający nie widzieli nieba.

Mama – Aniela Malec z domu Lal i ojciec Jan Malec s. Stanisława umieszczeni zostali w baraku 14 przeznaczonym do obozów zagłady. Ojciec odmówił podpisania folkslisty. Jak opowiadał naszej najstarszej siostrze miał zasługi w wojnie bolszewickiej, czuł się patriotą. Miał 4 córki:Mariannę – lat 13, Genowefę – lat 9, Juliannę – lat i i mnie  Janinę– lat 4. 

W obozie wszystkie baraki były od siebie odgrodzone drutem kolczastym. Uwięzionym nie było wolno chodzić do innych baraków. Raz odwiedził nas Ojciec, czego nie pamiętam, ale za zgodą wartownika zaniósł mnie do swojego baraku, bo tam był felczer i ratował mnie. Raz odwiedziła nas Mama z innymi kobietami z 14 -tki, tuż przed wywiezieniem nas z obozu, W chusteczce przyniosła kilka kostek cukru, zabranych jeszcze z domu. Działy się straszne rzeczy. Nie zapomnę, jak  w wykopanej w ziemi głębokiej latrynie utopił się mały chłopczyk. Spało się na słomie rozrzuconej na klepisku. Były straszne mrozy i w baraku było zimno, prawie wszystkie dzieci miały guzy zamarzniętej krwi na szyi, ja i Gienia też. Gienia miała bardzo wysoką temperaturę, ale do lekarza bałyśmy się to zgłosić, bo dzieci po apelu zabierają i te znikają, nie wracają do baraku, a rodzice kazali Marysi pilnować dzieci i nie pogubić ich. W obozie nie było wody do picia ani do mycia się. Przez cały okres pobytu ludzie przebywali w tych samych ubraniach, w nocy też. Pełno było insektów, toteż choroby skóry, świerzb, czyraki, a także choroby zakaźne były niezwykle groźne. Cholerynka, tyfus powodowały dużą śmiertelność. O jedzenie dla sióstr troszczyła się Marysia,jako najstarsza siostra była zmuszona zawsze chodzić po śniadanie, obiad i kolację. Nieraz trzeba było długo czekać w kolejce, aż nogi przymarzały. Wtedy była bardzo mroźna zima. Pamiętam, że stojąc w kolejce dwa razy umarzała, gdyby nie ludzie starsi, którzy zaczęli ją szarpać, aż się obudziła i dzięki temu nie umarła.

Kiedy najstarsza  siostra Marysia była u Ojca w 14-tce, Tata był w poszarpanym ubraniu, jakby pociętym w paski. Katował więźniów Niemiec, zwany w obozie NE, były bokser z poznańskiego. Katował ich, jeśli byli poza swoim barakiem, kazał się turlać pod ogrodzeniem z druty kolczastego. Rozumiał język polski, podsłuchiwał pod barakami i potem bił do nieprzytomności, a poza barakiem strzelał do uciekającego. Może i Ojcu kazał się turlać pod ogrodzeniem z drutu kolczastego i stąd było to pocięte w pasy ubranie?

Ojciec w KL Auschwitz dostał pasiak z czerwonym trójkątem i literą P – Pole. Krótko pracował w stolarni obozowej. Rozmawiałam z byłym więźniem, który znał mojego Ojca z obozu. 

Z powodu przepełnienia obozu w Zamościu  zaczęto wywozić dzieci. Najpierw najzdrowsze, potem i te leżące. Na placu obozowym sprawdzano listy transportowe. Uformowano kolumnę i nawet rzucano bochenki chleba z wozu, na podróż. Kto złapał – to miał. Myśmy nie miały.  Później nas prowadzono do stacji kolejowej w Zamościu. Idąc w tłumie Marysia  chciała wyjść z tłumu na brzeg, żeby pomachać rodzicom, bo zobaczyła ich w oknie baraku, żeby wiedzieli, że my gdzieś idziemy. Na ręku niosła swoją najmłodszą siostrę, bo ona była bardzo chora i wyczerpana nie mogła iść sama. Zaczepiła butem o bruk i przewróciła się, a Niemiec zaczął ją bić i kopać. Biedni rodzice to wszystko musieli widzieć, chyba że nie poznali, bo tylko raz zdążyła machnąć ręką i się przewróciła.

Widmowymi, oblodzonymi towarowymi  pociągami, po 2 dniach podróży przywieziono nas do Siedlec. Na każdym postoju, przed stacjami, otwierano wagony i wyrzucano trupy zamarzniętych staruszek i dzieci. Przed Siedlcami nie zrobiono tego i na stacji w Siedlcach wyniesiono 26 ciał. Może Niemcy chcieli je pochować przy torach – ale prezydent Siedlec pan Zdanowski zebrał fundusze na 23 świeże trumny i pochowano 26 ofiar ( w 3 trumnach razem 1 staruszka – jedno dziecko). Pogrzeb szedł jak demonstracja przez całe miasto. Z dachu jednego z budynków fotografował Józef Buszko. Kiedy go Niemcy ściągnęli z dachu, jeden aparat zdążył schować za kominem. On i prezydent Siedlec zostali zesłani do obozu KL Auschwitz. Fotografie ocalały. 

 „Wygląd ich straszny. To są nie ludzie, ale kościotrupy – w ten sposób pisano o nas na łamach konspiracyjnego pisma „Polak”. Niemal wszyscy wysiedleńcy znajdowali się katastrofalnym stanie zdrowia fizycznym i psychicznym. Do Siedlec przywieziono nas przed południem i cały transport skierowano do Polskiego Czerwonego Krzyża. Po drodze z rampy ludność tego miasta wyszła z pomocą. Wyszli ludzie z tym, co mieli, kanapki, chleb, bułki, ciepła kawa i mleko. Ofiarność społeczeństwa była ogromna, kto mógł ratował dzieci, a przecież trudno było w czasie okupacji wyżywić nawet swoją rodzinę, a zawszone i chore dziecko trzeba było ogolić, wykąpać, odzież spalić i długo, długo leczyć. Wszystkie dzieci miały biegunkę, więc przyniesione na dworzec kolejowy kanapki i jedzenie były nieodpowiednie dla wygłodzonych i wycieńczonych obozowiczów. Siostry PCK upominały ludzi, aby nie dawali niczego do jedzenia na te posklejane głodem jelita dziecięce”.

Stan zdrowia większości dzieci był katastrofalny. Oprócz ogólnego wycieńczenia stwierdzono u dzieci http://m.in. zapalenie płuc, oskrzeli, jelita grubego, nerek, odrę, dyfteryt, rozedmę płuc, dur brzuszny i anemię. Niemal wszystkie miały wszy oraz liczne odmrożenia i owrzodzenia. Rozpoczęła się walka o życie wielu z nich. 

Społeczeństwo miasta i okolic solidarnie się rzuciło na ratunek. Po żydowskich domkach rozkwaterowano matki, osoby starsze oddano do Sióstr Niepokalanek, znalazł się dom na dom dziecka dla chłopców, dziewczynki umieszczono w diecezjalnym sierocińcu, niemowlaki – w domu małego dziecka przy ul. Cmentarnej. Dorożkami rozwożono do szpitali. Było dużo wozów z okolicznych wiosek, też przyjmowali dzieci do swoich rodzin. 
Ja byłam ok.1 roku w szpitalu. Nie było leków, ale było regularne jedzenie. Potem od nowa uczono mnie chodzić. Byłam krótko w rodzinie zastępczej, razem z siostra Julcią, ale jak wujka Niemcy zastrzelili, Julcię wzięła kolejna rodzina, a mnie nikt nie chciał, bo byłam brzydka, miałam głodowy wielki brzuch po obozie i tak trafiłam na 10 lat do sierocińca u zakonnic. Było ogromnie biednie i ciężko. 10 lat wierzyłam, że Rodzice żyją i wrócą. Nie wrócili. Oboje zostali zamordowani w KL Auschwitz. 

Zamojszczyzna. Nierozliczone zbrodnie niemieckie.   

Janina Zielińska



zdjęcie Mamy Janiny Zielińskiej Anieli Malec -z widocznymi śladami uderzenia kolbą przez Niemca przy rodzielaniu mamy z dziećmi w obozie w Zamościu


 

POLECANE
Sędziowie TK bez pensji za luty. Domański nie odpowiada Wiadomości
Sędziowie TK bez pensji za luty. "Domański nie odpowiada"

Trybunał Konstytucyjny przestał wypłacać pensje sędziom. To wynik „wycięcia” tej instytucji z tegorocznego budżetu – informuje serwis wPolityce.pl i podkreśla, że minister finansów Andrzej Domański "nie reaguje na alarmujące monity ze strony TK".

Uważaj na siebie je...any pisowcu. Groźby od urzędnika rządu Tuska? Wiadomości
"Uważaj na siebie je...any pisowcu". Groźby od urzędnika rządu Tuska?

Jak donosi portal wPolityce.pl, były szef Biura Administracyjnego MSWiA Łukasz Suchecki miał w ubiegłym roku otrzymać telefon z pogróżkami, od urzędnika, który miał wówczas pracować w resorcie spraw wewnętrznych.

Zawieszenie broni. Putin zabrał głos pilne
Zawieszenie broni. Putin zabrał głos

– Zgadzamy się z propozycjami zawieszenia broni, ale nasze stanowisko opiera się na założeniu, że zawieszenie broni doprowadzi do długoterminowego pokoju, czegoś, co usunie pierwotne przyczyny kryzysu – oświadczył podczas czwartkowej konferencji prasowej prezydent Rosji Władimir Putin.

Prezydent Ukrainy zabrał głos ws. ewentualnego zawieszenia broni polityka
Prezydent Ukrainy zabrał głos ws. ewentualnego zawieszenia broni

- To kolejny dowód na to, że Rosja dąży do przedłużenia wojny - stwierdził w swoim wpisie na platformie X prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, komentując działania przedstawicieli rosyjskich władz ws. ewentualnego zawieszenia broni.

O kulturze i popkulturze. 3 po 3, czyli nowy format Bartosza Boruciaka na profilu YT Tysol.pl Wiadomości
O kulturze i popkulturze. "3 po 3", czyli nowy format Bartosza Boruciaka na profilu YT Tysol.pl

Bartosz Boruciak w swoim autorskim formacie łączy energię, humor i błyskotliwość, by w szybki i treściwy sposób recenzować najnowsze filmy i albumy muzyczne oraz propozycje w serwisach streamingowych. Każdy odcinek to dynamiczna mieszanka subiektywnej opinii, trafnych spostrzeżeń i zabawnych  puent, które sprawiają, że nawet najpoważniejsze tytuły nabierają lekkości.

Ogromna rezerwa. Szef NBP zdradził, ile warte jest teraz polskie złoto gorące
"Ogromna rezerwa". Szef NBP zdradził, ile warte jest teraz polskie złoto

– Właśnie dobiliśmy do 480 ton złota w rezerwach, zmierzamy szybko do 500 ton złota – powiedział w czwartek podczas konferencji prasowej prezes NBP Adam Glapiński. Dodał, że Polska osiągnęła w ten sposób 13. miejsce na świecie pod względem zasobów złota.

Niepokojące informacje z granicy polsko-niemieckiej. Komunikat niemieckich służb Wiadomości
Niepokojące informacje z granicy polsko-niemieckiej. Komunikat niemieckich służb

Niemieckie służby opublikowały w ostatnich dniach kilka raportów dotyczących zatrzymania na granicy z Polską kilku nielegalnych imigrantów. Według przedstawionych komunikatów do Polski odesłano łącznie kilka osób z Uzbekistanu i Ghany.

Władimir Putin osobiście sformułuje stanowisko Rosji ws. zawieszenia broni na Ukrainie Wiadomości
"Władimir Putin osobiście sformułuje stanowisko Rosji ws. zawieszenia broni na Ukrainie"

– Prezydent Rosji Władimir Putin osobiście sformułuje stanowisko Moskwy w sprawie tymczasowego zawieszenia broni na Ukrainie – powiedział agencji Channel One doradca Kremla Jurij Uszakow. Wcześniej Uszakow wypowiedział się krytycznie o propozycji USA i Ukrainy, co większość mediów odczytało jako nieoficjalne stanowisko Kremla.

Tusk ma problem. Jest nowy sondaż partyjny polityka
Tusk ma problem. Jest nowy sondaż partyjny

Koalicja Obywatelska utrzymuje przewagę nad Prawem i Sprawiedliwością – wynika z najnowszego sondażu przeprowadzonego przez pracownię United Surveys na zlecenie serwisu wp.pl. Lider KO Donald Tusk ma jednak spory problem – wyniki wskazują, że jego koalicjanci znaleźliby się poza Sejmem.

Patryk Jaki ostro skomentował rezolucję PE ws. europejskiej obronności polityka
Patryk Jaki ostro skomentował rezolucję PE ws. europejskiej obronności

Parlament Europejski przegłosował w środę rezolucję dotyczącą przygotowywanej białej księgi na temat przyszłości europejskiej obronności, a w jej ramach poprawkę uznającą Tarczę Wschód za projekt flagowy dla wspólnego bezpieczeństwa UE. Komentarz w tej sprawie zamieścił na platformie X europoseł Patryk Jaki.

REKLAMA

[Tylko u nas] Wstrząsające. "Dziecko Zamojszczyzny": Z wagonów wyrzucano zamarznięte staruszki i dzieci..

Dzisiaj 78. rocznica rozpoczęcia wysiedleń na Zamojszczyźnie. Akcja zaczęła się w nocy z 27 na 28 listopada 1942 roku. Ogółem z Zamojszczyzny Niemcy wysiedlili ok. 110 tysięcy Polaków z 297 wsi. Największy dramat przeżyły w dniach wysiedleń i pacyfikacji dzieci Zamojszczyzny. Niemcy wysiedlili blisko 300 miejscowości, 110 tysięcy mieszkańców, wśród których było 30 tysięcy dzieci, z których tylko 12 tysięcy zostało uratowanych, 10 tysięcy z nich zmarło lub zostało zabitych pozostała część dzieci została wywieziona do Niemiec na zniemczenie. Wysiedleni trafiali do obozów przejściowych , takiego jaki był w Zamościu, składający się z 16 baraków. Potem wysiedleni byli poddawani segregacji ze względu na wiek, stan psycho-fizyczny i fizjonomię. Słabsi trafiali do obozów koncentracyjnych - w tym do KL Auschwitz, zdrowi- na roboty przymusowe do Niemiec. Matki z małymi dziećmi trafiały do wsi rentowych. Najgorszy los spotkał najmłodszych. Oddzielano ich od matek. Najwięcej z nich zginęło w transportach. Przedstawiamy Wam wspomnienia Dziecka Zamojszczyzny Pani Janiny Zielińskiej, która przeżyła tzw. Aktion Zamość przeprowadzaną w ramach Generalnego Planu Wschodniego. Zamordowani i przesiedleni Polacy mieli "zrobić miejsce" niemieckim osadnikom a ukradzione im dzieci, przynajmniej te które uznane zostały za "wartościowe rasowo", miały "zostać Niemcami".
 [Tylko u nas] Wstrząsające.
/ Jedno z Dzieci Zamojszczyzny. Obóz przejściowy na ul. Krochmalnej w Lublinie. Wikipedia domena publiczna

OKUPACJA NIEMIECKA – CZAS POGARDY

Każdy uczciwy człowiek, każdy Naród, ma prawo do szacunku. Wojna, okupacja niszczy to naturalne prawo. Wraca pytanie o nierozliczone zbrodnie niemieckie.

Zamojszczyzna, ten uroczy, żyzny zakątek południowej Polski, miał stać się terenem osadniczym dla niemieckiego okupanta. Żyzne gleby,urozmaicony teren,zalesienia,strumyki, zwierzyna łowna, gotowe domy, gospodarstwa,wszystko dla osiedleńców z Besarabii, nowych folksdojczów. Terminem – Zamojszczyzna,określano tereny powiatów: biłgorajskiego, chełmskiego, hrubieszowskiego, lubelskiego, tomaszowskiego i zamojskiego.

Pierwsze „ rugi z domów” przebiegały jednakowo: wczesnym rankiem wojsko niemieckie otaczało wieś, wyganiano z domostw kobiety, dzieci, i starców, zbiórka na placu,sprawdzanie spisów,szukanie ukrytych ludzi po gospodarstwach, nawet chorych leżących wyganiano. Opornych zabijano na progach własnych domostw. Niektóre stare chałupy podpalano. Dachy kryte słomą, wszystko zmieniało się w zgliszcza. Współpracujący z Niemcami – Ukraińcy, dorównywali lub przewyższali okrucieństwem niemieckiego okupanta. 

Niemcy fotografują ludność,która zabiera pierzyny,beciki dla niemowląt, jakieś niedorzeczne rzeczy. Dzieci zerwane ze snu płaczą, trzymają się matek, nie rozumieją krzyków w obcym języku, są bite, przepędzane, raus, raus! Nagle śmiech przechodzący w rechot. Niemcy robią kpiny,śmiechy. Trafił się lekko upośledzony, starszy chłop – Welo, w świeżych, łykowatych łapciach plecionych ze słomy. Każą mu tańczyć. Błyskają flesze aparatów fotograficznych. Z wolna formują się kolumny do wymarszu, ludzie oglądają się na swoje domy...

Inną drogą jadą wesołe wozy z nowymi osadnikami. Ze śpiewem wjeżdżają do wsi, wybierają sobie domy, zaglądają do stajni, obór, chlewów. Dawnym właścicielom kazano nakarmić i napoić trzodę. Niektórzy „ to mieli szczęście” - pozwolono im zostać we wsi, jako parobkom u bauera, ale nie są już u siebie. Później, zimą, okaże się, jacy z tych nasiedlonych byli wzorowi rolnicy: zaglądali do uli, wymrozili pszczoły,bo nie wiedzieli, po co są te skrzynki. Suszoną koniczynę rzucali jako podściółkę dla bydła, a nie jako karmę dla krów.

W mojej wsi już nie było tak wesoło. Zabudowana jednostronnie na ścianie lasu. Niemcy podejrzewali mieszkańców o pomoc partyzantom. Nasza sąsiadka – pani Wawrzyszko, nosiła do lasu kotły zupy. Jan Wawrzyszko został zamordowany w KL Auschwitz, a ich obie córki przeżyły pobyt w tym niemieckim obozie. 

Wówczas ...od tygodni było „poszukiwanie krwi niemieckiej”, namawianie do podpisywania folkslisty. Bez zezwolenia nie można było opuszczać wsi.

Tej jesieni Niemcy zabrali wszystkie produkty na rolne na kontyngenty, zabrano wszystko zboże, nie zostawiając niczego pod nowe zasiewy. Na własnej miedzy została zastrzelona sąsiadka, kiedy tłumaczyła Niemcom, że właśnie jej mąż odwiózł do Zamościa zwiększone kontyngenty.
We wsiach, sołtysi wyznaczali młodych ludzi,przeważnie z wielodzietnych rodzin na przymusowe roboty do Niemiec. Tam i „kultura” jest wyższa – na spisie ubrań była podana informacja, że rolnik ma zabrać ze sobą ubranie świąteczne ( do kościoła) oraz... chusteczkę do nosa. 

Tak ze wsi Skierbieszów został wysłany Tadeusz Węcławik. Bauer u którego pracował, oskarżył go w sądzie, że zabił mu krowę. Polak został skazany za zabicie krowy -  na karę śmierci przez ścięcie. Wyrok wykonano publicznie, zganiając chłopów z okolic – 23.09.1943r. Ale jak? Przecież nie zbudowano gilotyny. To jak? Siekierą na pieńku? Człowieka – za padłą krowę? To jest pogarda!!!

Taki stosunek mają niektórzy Niemcy do dziś, np, przedsiębiorca na naszym Pomorzu. Im już wszystko się należy?

No krowa, to jeszcze...., ale zastrzelić za kożuch? W okresie bitwy pod Stalingradem, pod kościołami, po mszy św. rabowano chłopom kożuchy, a kto uparcie nie chciał oddać, zastrzelono na miejscu. Polskie dzieci zamarzały w tym czasie w barakach w Zamościu. Najgorsze były baraki 9a i 9b., oraz 16, tam były prycze – zwane mary...

W mojej wsi – Niedzieliska Przymiarki gm. Mokre, wysiedlano rolników w listopadzie 1942r., ponownie 6 grudnia 1942r, razem ze wsią Zawada.  

Mroźny poranek, ujadanie psów, niemiecki szwargot, płacz dzieci i matek, ponaglanie, strzały na postrach i do opornych ludzi.  Pamiętam twarz Ojca, którego pod lufą karabinu, Ukrainiec prowadził  do obory, aby nakarmił zwierzęta,zabrano nam konia i zaprzęg, aby posadzić starców i dzieci w drodze do obozu w Zamościu. Punktem zbornym była leśniczówka. Po zmroku goniono ludność piechotą do Zamościa, „za druty”, jak mówili tutejsi.

Dla wszystkich uwięzionych, początkiem gehenny był obóz w Zamościu. Po przybyciu do obozu, przez 2 dni nie dawano niczego do jedzenia i picia. W baraku przejściowym były całe rodziny. Tłok był tak wielki, że nie było miejsca do leżenia, a dzieci w becikach leżały na głowach ludzi stojących. Po dwóch dobach, prawie wszystkie niemowlęta umierały i już nie było słychać ich płaczu. Jakoś rozluźniło się i z każdej rodziny (na zmianę) jedna osoba mogła usiąść lub położyć dziecko. 

Na trzeci dzień każda rodzina stawała przed komisją. Na placu obozowym ustawiano stoliki, krzesła, siedzieli Niemcy. Ustalano, kto będzie w którym baraku. Tam działy się straszne sceny oddzielania dzieci od matek. Moją Mamę Niemiec uderzył kolbą karabinu w twarz, kiedy my dzieci, nie chciałyśmy się od niej oderwać. Rana na lewej skroni mocno krwawiła. Żeby Niemiec już jej więcej nie bił – puściłyśmy Mamę. Gdyby uderzył odrobinę dalej straciłaby oko albo nawet życie. Ślad po uderzeniu został utrwalony na zdjęciu Mamy, które jej zrobiono po przywiezieniu do  KL Auschwitz.    

Baraki były ponumerowane i każdy miał inne przeznaczenie po selekcji. Jedne były dla dzieci zbliżonych rasowo do Niemców i przeznaczonych do zniemczenia, osobny barak z podłogą i piecykiem był dla rzemieślników, inny barak dla robotników do III Rzeszy, barak nr 14 – do obozów koncentracyjnych. Najgorsze były baraki – 14 i równoległy do wartowni. Tam byli ludzie przewidziani do eksterminacji w obozach koncentracyjnych lub mordowani na miejscu. W baraku obok wartowni przetrzymywano partyzantów, ludzi z łapanek i zagrażających III Rzeszy. W piwnicy była katownia, skąd dochodziły odgłosy bicia, katowania, jęki. Tam nigdy nie dostarczano żywności, ludzie umierali z głodu. Okna były zabite deskami, umierający nie widzieli nieba.

Mama – Aniela Malec z domu Lal i ojciec Jan Malec s. Stanisława umieszczeni zostali w baraku 14 przeznaczonym do obozów zagłady. Ojciec odmówił podpisania folkslisty. Jak opowiadał naszej najstarszej siostrze miał zasługi w wojnie bolszewickiej, czuł się patriotą. Miał 4 córki:Mariannę – lat 13, Genowefę – lat 9, Juliannę – lat i i mnie  Janinę– lat 4. 

W obozie wszystkie baraki były od siebie odgrodzone drutem kolczastym. Uwięzionym nie było wolno chodzić do innych baraków. Raz odwiedził nas Ojciec, czego nie pamiętam, ale za zgodą wartownika zaniósł mnie do swojego baraku, bo tam był felczer i ratował mnie. Raz odwiedziła nas Mama z innymi kobietami z 14 -tki, tuż przed wywiezieniem nas z obozu, W chusteczce przyniosła kilka kostek cukru, zabranych jeszcze z domu. Działy się straszne rzeczy. Nie zapomnę, jak  w wykopanej w ziemi głębokiej latrynie utopił się mały chłopczyk. Spało się na słomie rozrzuconej na klepisku. Były straszne mrozy i w baraku było zimno, prawie wszystkie dzieci miały guzy zamarzniętej krwi na szyi, ja i Gienia też. Gienia miała bardzo wysoką temperaturę, ale do lekarza bałyśmy się to zgłosić, bo dzieci po apelu zabierają i te znikają, nie wracają do baraku, a rodzice kazali Marysi pilnować dzieci i nie pogubić ich. W obozie nie było wody do picia ani do mycia się. Przez cały okres pobytu ludzie przebywali w tych samych ubraniach, w nocy też. Pełno było insektów, toteż choroby skóry, świerzb, czyraki, a także choroby zakaźne były niezwykle groźne. Cholerynka, tyfus powodowały dużą śmiertelność. O jedzenie dla sióstr troszczyła się Marysia,jako najstarsza siostra była zmuszona zawsze chodzić po śniadanie, obiad i kolację. Nieraz trzeba było długo czekać w kolejce, aż nogi przymarzały. Wtedy była bardzo mroźna zima. Pamiętam, że stojąc w kolejce dwa razy umarzała, gdyby nie ludzie starsi, którzy zaczęli ją szarpać, aż się obudziła i dzięki temu nie umarła.

Kiedy najstarsza  siostra Marysia była u Ojca w 14-tce, Tata był w poszarpanym ubraniu, jakby pociętym w paski. Katował więźniów Niemiec, zwany w obozie NE, były bokser z poznańskiego. Katował ich, jeśli byli poza swoim barakiem, kazał się turlać pod ogrodzeniem z druty kolczastego. Rozumiał język polski, podsłuchiwał pod barakami i potem bił do nieprzytomności, a poza barakiem strzelał do uciekającego. Może i Ojcu kazał się turlać pod ogrodzeniem z drutu kolczastego i stąd było to pocięte w pasy ubranie?

Ojciec w KL Auschwitz dostał pasiak z czerwonym trójkątem i literą P – Pole. Krótko pracował w stolarni obozowej. Rozmawiałam z byłym więźniem, który znał mojego Ojca z obozu. 

Z powodu przepełnienia obozu w Zamościu  zaczęto wywozić dzieci. Najpierw najzdrowsze, potem i te leżące. Na placu obozowym sprawdzano listy transportowe. Uformowano kolumnę i nawet rzucano bochenki chleba z wozu, na podróż. Kto złapał – to miał. Myśmy nie miały.  Później nas prowadzono do stacji kolejowej w Zamościu. Idąc w tłumie Marysia  chciała wyjść z tłumu na brzeg, żeby pomachać rodzicom, bo zobaczyła ich w oknie baraku, żeby wiedzieli, że my gdzieś idziemy. Na ręku niosła swoją najmłodszą siostrę, bo ona była bardzo chora i wyczerpana nie mogła iść sama. Zaczepiła butem o bruk i przewróciła się, a Niemiec zaczął ją bić i kopać. Biedni rodzice to wszystko musieli widzieć, chyba że nie poznali, bo tylko raz zdążyła machnąć ręką i się przewróciła.

Widmowymi, oblodzonymi towarowymi  pociągami, po 2 dniach podróży przywieziono nas do Siedlec. Na każdym postoju, przed stacjami, otwierano wagony i wyrzucano trupy zamarzniętych staruszek i dzieci. Przed Siedlcami nie zrobiono tego i na stacji w Siedlcach wyniesiono 26 ciał. Może Niemcy chcieli je pochować przy torach – ale prezydent Siedlec pan Zdanowski zebrał fundusze na 23 świeże trumny i pochowano 26 ofiar ( w 3 trumnach razem 1 staruszka – jedno dziecko). Pogrzeb szedł jak demonstracja przez całe miasto. Z dachu jednego z budynków fotografował Józef Buszko. Kiedy go Niemcy ściągnęli z dachu, jeden aparat zdążył schować za kominem. On i prezydent Siedlec zostali zesłani do obozu KL Auschwitz. Fotografie ocalały. 

 „Wygląd ich straszny. To są nie ludzie, ale kościotrupy – w ten sposób pisano o nas na łamach konspiracyjnego pisma „Polak”. Niemal wszyscy wysiedleńcy znajdowali się katastrofalnym stanie zdrowia fizycznym i psychicznym. Do Siedlec przywieziono nas przed południem i cały transport skierowano do Polskiego Czerwonego Krzyża. Po drodze z rampy ludność tego miasta wyszła z pomocą. Wyszli ludzie z tym, co mieli, kanapki, chleb, bułki, ciepła kawa i mleko. Ofiarność społeczeństwa była ogromna, kto mógł ratował dzieci, a przecież trudno było w czasie okupacji wyżywić nawet swoją rodzinę, a zawszone i chore dziecko trzeba było ogolić, wykąpać, odzież spalić i długo, długo leczyć. Wszystkie dzieci miały biegunkę, więc przyniesione na dworzec kolejowy kanapki i jedzenie były nieodpowiednie dla wygłodzonych i wycieńczonych obozowiczów. Siostry PCK upominały ludzi, aby nie dawali niczego do jedzenia na te posklejane głodem jelita dziecięce”.

Stan zdrowia większości dzieci był katastrofalny. Oprócz ogólnego wycieńczenia stwierdzono u dzieci http://m.in. zapalenie płuc, oskrzeli, jelita grubego, nerek, odrę, dyfteryt, rozedmę płuc, dur brzuszny i anemię. Niemal wszystkie miały wszy oraz liczne odmrożenia i owrzodzenia. Rozpoczęła się walka o życie wielu z nich. 

Społeczeństwo miasta i okolic solidarnie się rzuciło na ratunek. Po żydowskich domkach rozkwaterowano matki, osoby starsze oddano do Sióstr Niepokalanek, znalazł się dom na dom dziecka dla chłopców, dziewczynki umieszczono w diecezjalnym sierocińcu, niemowlaki – w domu małego dziecka przy ul. Cmentarnej. Dorożkami rozwożono do szpitali. Było dużo wozów z okolicznych wiosek, też przyjmowali dzieci do swoich rodzin. 
Ja byłam ok.1 roku w szpitalu. Nie było leków, ale było regularne jedzenie. Potem od nowa uczono mnie chodzić. Byłam krótko w rodzinie zastępczej, razem z siostra Julcią, ale jak wujka Niemcy zastrzelili, Julcię wzięła kolejna rodzina, a mnie nikt nie chciał, bo byłam brzydka, miałam głodowy wielki brzuch po obozie i tak trafiłam na 10 lat do sierocińca u zakonnic. Było ogromnie biednie i ciężko. 10 lat wierzyłam, że Rodzice żyją i wrócą. Nie wrócili. Oboje zostali zamordowani w KL Auschwitz. 

Zamojszczyzna. Nierozliczone zbrodnie niemieckie.   

Janina Zielińska



zdjęcie Mamy Janiny Zielińskiej Anieli Malec -z widocznymi śladami uderzenia kolbą przez Niemca przy rodzielaniu mamy z dziećmi w obozie w Zamościu



 

Polecane
Emerytury
Stażowe