Ksiądz Ignacy Piwowarski zmarł 1 listopada. Nie bez powodu nazywano go "beskidzkim Popiełuszką"
Był uparty, konsekwentny i bezkompromisowy. W czasach PRL, mimo grożącego mu niebezpieczeństwa, wygłaszał patriotyczne kazania. Po latach wspominał, że bał się jak każdy i był świadomy, że bezpieka szybko może go „sprzątnąć”. Jednak nie ugiął się i konsekwentnie głosił prawdę i o nią się upominał. Jak wtedy, gdy był wikariuszem w parafii w Lipince koło Gorlic, gdzie przez 10 miesięcy odprawiał msze przy zaplombowanej przez SB cerkwi. W 2015 r. ks. Ignacy obchodził jubileusz 50-lecia kapłaństwa. Z tej okazji Aleksandra Pagacz-Pociask przy współpracy z Marią Pagacz wydała książkę „Ksiądz Ignacy Piwowarski w służbie Bogu, ojczyźnie i ludziom”. Wstęp do niej napisał prof. dr hab. Mieczysław Ryba z KUL-u, wychowanek ks. Piwowarskiego. „Nikt nie mógł obok niego przejść obojętnie. Komuniści szczerze go nienawidzili, parafianie fascynowali się jego pracą i ubóstwem, które przejawiało się w stylu i sposobie życia” – wspomina historyk.
Kiedy tworzyły się struktury Solidarności wspierał robotników chcących odzyskać niepodległość. W działalność solidarnościową szczególnie zaangażował się, będąc w parafii w Bereście koło Krynicy-Zdroju. Tam spotykali się m.in. Anna Walentynowicz, Andrzej Gwiazda, Zbigniew Romaszewski czy Jerzy Kropiwnicki. Dla „S” robotniczej i rolniczej był zawsze otwarty i gotowy do pomocy. Mimo braku formalnej nominacji ze strony władz kościelnych, uważano go za jej kapelana. Miejscowi nazywali go „Popiełuszką z Berestu”, a przybysze „beskidzkim Popiełuszką”.
#REKLAMA_POZIOMA#