Grzegorz J. Kałuża: Prelekcje Chodakiewicza - wykłady historyczne, czy narracja polityczna? [Polemika]
Prof. Chodakiewicz to wybitny znawca trendów politycznych i społecznych środowisk żydowskich w przedwojennej Polsce, USA i wśród społeczeństwa dzisiejszego Izraela. Problemem jest jednak fakt, że jako apologeta Narodowej Demokracji buduje obraz II RP dogodny dla odrodzenia Ruchu Narodowego, a nie rzeczywisty. Jest to zrozumiałe, ale zwodnicze. Przy dzisiejszym powszechnym braku elementarnej wiedzy historycznej o międzywojniu można ulec złudzeniu, że główna oś przedwojennego konfliktu politycznego przebiegała pomiędzy endecją a lewicą, której przewodziła tzw. żydokomuna. W rzeczywistości główny spór i walka o władzę przebiegały pomiędzy endecją a sanacją - dwoma największymi polskimi ruchami politycznymi. Dramatycznymi kulminacjami tych walk był mord polityczny na pierwszym prezydencie Gabrielu Narutowiczu, a później przewrót majowy.
Sanacja była wizją obywatelskiego państwa polskiego, endecja - wizją państwa narodowego. Pierwsza wynikała z przedrozbiorowej tradycji I RP i tradycji Powstania Styczniowego, przekształcanej w nowe formy organizacji państwa, druga z jej odrzucenia i uznania konieczności wprowadzenia wzorców narodowych państw Europy Zachodniej, powstałych w reakcji na skutki Rewolucji Francuskiej i przemiany społeczne po rewolucji przemysłowej kapitalizmu. Społeczeństwo w swojej większości wsparło tę pierwszą, bowiem po zamachu majowym nie doszło w Polsce do wojny domowej na skalę Hiszpanii, czy nawet Węgier (chodzi tu o rozmiar konfliktu, a nie polityczne poglądy stron).
Ten podział przeniósł się na okres okupacji i zbrojnego podziemia, bowiem istnienie niezależnych od londyńskiego rządu emigracyjnego Narodowych Sił Zbrojnych było wynikiem konkurencji z Armią Krajową o patriotyczny "rząd dusz". Po skutecznym zainstalowaniu przez Sowietów w Polsce komunizmu i jego przemianach, w tym gomułkowskiej czystce w aparacie partii i bezpieki (triumfie środowiska Moczara), polski patriotyzm, przy całej roli naszego katolicyzmu, wybrał nurt obywatelski. To on stał się treścią ruchu "Solidarności" i konkurował w nim z obozem marksistowskiego reformizmu, skupionego wokół "Gazety Wyborczej". Jest to odmienne od dominującego nurtu patriotyzmu emigrantów (narodowego), wśród których funkcjonuje prof. Chodakiewicz. Jest to bowiem świat obcych państw, gdzie środowiska polonijne na co dzień konkurują gospodarczo i politycznie z miejscowymi środowiskami żydowskimi. Szczególnie silna jest ta konkurencja w kraju prof. Chodakiewicza, czyli w USA. To na tamtym terenie wykłady i publikacje Chodakiewicza są szermierką z antypolską wizją międzywojnia, okupacji i Holokaustu, propagowaną przez Jana Tomasza Grossa. Po stronie Grossa mamy do czynienia z mieszaniną faktów, kłamstw i nadinterpretacji, bowiem ambicją tego publicysty o opinii historyka jest udowodnienie światu odpowiedzialności Polaków za zagładę Żydów, nawet poprzez marginalizowanie odpowiedzialności Trzeciej Rzeszy i ignorowanie okupacji niemieckiej. Gross usiłuje wmówić opinii światowej, że okupacja ta nie była zasadniczym czynnikiem sprawczym, lecz jedynie katalizatorem morderczych skłonności Polaków wobec Żydów. W tych okolicznościach odkłamywanie historii Polski na terenie amerykańskiego środowiska naukowego jest niezbędne.
Czego jednak brakuje w amerykańskiej historycznej narracji o Polsce i Żydach Marka Chodakiewicza? Posłużę się tu dwoma przykładami. Omawiając ruchy reformatorskie judaizmu na ziemiach polskich w XIX wieku wspomina on o lwowskim rabinie Kohnie, otrutym przez ortodoksyjnych współwyznawców za wprowadzanie do synagogi języka niemieckiego. Nie wspomina przy tym o rabinach warszawskich - Meiselsie, Jastrowie i Kramsztyku - wprowadzających do synagog język polski, uczestniczących w patriotycznych protestach duchowieństwa katolickiego przeciwko rosyjskiej opresji, w tym w pogrzebie "pięciu polskich męczenników" w 1861. Taki rabin Izaak Kramsztyk, zesłaniec syberyjski i bohater Powstania Styczniowego, zaprzecza bowiem endeckiej teorii, że jedyną drogą polonizacji mentalnej Żydów była konwersja na katolicyzm. Zaprzeczają jej też rabini - kapelani Wojska Polskiego z Naczelnym Rabinem mjr. Baruchem Steinbergiem, zamordowanym w Katyniu wraz z ok. 400 oficerami żydowskiego pochodzenia, a także stowarzyszenia religijne judaistyczne przedwojennych wojskowych i policjantów - a więc ludzi identyfikujących się ze służbą Ojczyźnie. Nie będzie też więc w tym obrazie generała brygady Bernarda Monda, legionisty, bohatera wojny polsko-bolszewickiej i dowódcy 6. Dywizji Piechoty w 1939. Takie postacie zaburzają bowiem endecki "czysty" podział na Polaków (w tym konwertytów), Żydów i tzw. "Żydów polskojęzycznych" (czyli kulturowo, a nie wyznaniowo spolonizowanych), którzy "muszą" być wrogim, lewackim lub syjonistycznym zagrożeniem polskości.
Drugim przykładem niech będzie opowieść Chodakiewicza o Żabotyńskim, syjonistach i organizacji paramilitarnej Betar. Słuchacze dowiadują się połowy prawdy - czyli faktu, że był to ruch nacjonalistyczny, że wywodzi się z niego dzisiejsza partia Likud w Izraelu i o fascynacji Żabotyńskiego Mussolinim. Nie dowiadują się, że swą walkę zbrojną o żydowskie państwo Betar pragnął prowadzić w Palestynie - nie był więc żadnym zagrożeniem dla Polski, że przedwojenne władze sanacyjne widziały w nim sojusznika odciągającego żydowską młodzież od marksistowskiego Bundu, oraz że fascynacja Mussolinim była wśród nacjonalistów Europy powszechna - z Romanem Dmowskim włącznie.
Podsumowując - Chodakiewicz to wybiórczy i silnie ideowo sprofilowany przekaz historyczny, którego nie można traktować jako kompletny. Bez lektury takich popularyzatorów historii i politologii, jak prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski czy publikacji IPN, nie uzyskamy zrozumienia dziejów Polski i polskiego patriotyzmu od rozbiorów po współczesność.
Pozaparlamentarna pozycja Ruchu Narodowego i kręgów jego sympatyków, z symboliczną obecnością w ruchu Kukiz'15, nie wynika z żadnych tajemnych spisków i na pewno nie pomogła jej rosyjska infiltracja agenturą wpływu, propagująca zmodernizowane wizje panslawizmu, czy uporczywe pomawianie PiS o takie tendencje przez Adama Michnika lub Tomasza Lisa. Społeczeństwo identyfikuje obecny obóz władzy raczej z tradycją sanacyjną lub chadecką.
Świetnie obrazuje to trafne określenie Leszka Żebrowskiego dzisiejszego konfliktu politycznego w Polsce jako walki "trzeciego pokolenia UB z trzecim pokoleniem AK" - a nie z " trzecim pokoleniem NSZ" - oraz dominacja kultu nad potępieniem Powstania Warszawskiego i - last, but not least - sukces wyborczy PiS, a nie RN. Wbrew marzeniom Rafała Ziemkiewicza nawet Marsz Niepodległości nie chce zamknąć się w formule nacjonalizmu bez nauki społecznej Jana Pawła II i jego wizji Polaka-katolika, jakże konkurencyjnej wobec wizji Romana Dmowskiego.
Grzegorz J. Kałuża