„Jestem szczęściarzem, że zdążyłem go poznać”. Powstaje film o śp. ks. Tadeuszu Isakowiczu-Zaleskim
Walka o Kresy
– Jak wspomina Pan śp. ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego i w jakich obszarach życia publicznego go Panu najbardziej brakuje?
– To człowiek, który inspirował mnie do działania w wielu dziedzinach mojej społecznej aktywności. Był dla mnie także ogromnym autorytetem w kwestiach podejścia do wiary i do Kościoła. Ksiądz Tadeusz to wzór bezkompromisowej postawy, którą zawsze potrafił jednak wyrażać z miłością i troską, mając na uwadze dobro drugiego człowieka. Nigdy nie hejtował, nigdy nie krytykował dla samej krytyki. Jeżeli zwracał na coś uwagę – a czasem robił to bardzo dosadnie – zawsze miał na celu dobro bliźniego. Kontakt z ks. Isakowiczem był dla mnie niezwykle cenny z uwagi na moją pasję do historii, zwłaszcza do dziejów Kresów Wschodnich. Ksiądz był opoką wiedzy i zaangażowania w sprawę godnego upamiętnienia ofiar ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Nasze kontakty zaowocowały założeniem przeze mnie i moich przyjaciół Stowarzyszenia „Wspólnota i Pamięć”. Bardzo ważną kwestią jest dla mnie walka księdza Tadeusza z komunizmem – jako młodego kapelana Solidarności, który nie ugiął się przed oprawcami, mimo dwukrotnego pobicia go przez służby bezpieczeństwa PRL, a także w późniejszym czasie, kiedy w 2005 roku rozpoczęła się jego kolejna misja – apel o lustrację Kościoła. Ksiądz Isakowicz-Zaleski dostrzegł ważną koincydencję pomiędzy nadużyciami seksualnymi części kapłanów z ich z uwikłaniem w komunistycznych służbach. Ważna jest dla mnie wreszcie wrażliwość ks. Tadeusza na drugiego człowieka. Ksiądz Tadeusz miał swoją ostoję – Fundację Imienia Brata Alberta, gdzie mógł trochę odpocząć od walki w różnych obszarach swojego zaangażowania społecznego i po prostu być dla drugiego człowieka. Starał się dbać o osoby niepełnosprawne, był dla nich bratem i przyjacielem. Widać to zresztą po reakcji pracowników Fundacji i jej podopiecznych na jego odejście – ci ludzie za nim po prostu bardzo tęsknią. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych, a jednak uważam, że ksiądz Tadeusz jest właśnie taką osobą. Był autorytetem w tak wielu dziedzinach, że teraz naprawdę ogromnie go brakuje. W wielu sytuacjach miałbym teraz ochotę wejść na profil ks. Tadeusza na Twitterze i sprawdzić, jak skomentowałby dane wydarzenie, są też momenty, kiedy bym po prostu do niego zadzwonił i poprosił o radę w sprawie rozmaitych dylematów naszego Stowarzyszenia, jak to już w przeszłości wielokrotnie bywało.
CZYTAJ TAKŻE: Nie żyje ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
– Które ze spotkań ze śp. ks. Tadeuszem utkwiło Panu szczególnie w pamięci?
– Jedno z takich spotkań odbyło się w lipcu ubiegłego roku – wspólnie z księdzem Tadeuszem nieśliśmy transparenty wzywające do prawdy o ludobójstwie na Kresach oraz zawierające wezwania do władz Ukrainy o odblokowanie pochówków i ekshumacji Polaków, którzy padli ofiarami ludobójstwa. Te transparenty dostaliśmy wówczas od księdza Tadeusza z przesłaniem, abyśmy kontynuowali jego walkę o prawdę. Mieliśmy je przed archikatedrą warszawską, gdzie wzywaliśmy episkopaty Polski i Ukrainy do prawdy i pamięci o ofiarach, a także w samej siedzibie Kurii Warszawskiej, gdzie ks. Tadeusz został bardzo źle potraktowany. Po tym wydarzeniu spotkaliśmy się w gronie członków naszego Stowarzyszenia, był z nami też gościnnie dr Michał Siekierka z Wrocławia. Porozmawialiśmy sobie wówczas tak bardzo osobiście. Kończyłem wtedy książkę pt. „Wołyń bez mitów”, cykl wywiadów rzek ze świadkami ludobójstwa, historykami oraz publicystami. Jednym z nich była właśnie rozmowa z księdzem Tadeuszem. Omawialiśmy wówczas bieżące sprawy dotyczące obchodów osiemdziesiątej rocznicy „Krwawej Niedzieli” na Wołyniu, ale poruszaliśmy też wiele innych tematów. Drugie spotkanie, które mi się przypomina, to miniony Marsz Niepodległości, który przeszliśmy wspólnie z księdzem Tadeuszem, niosąc całą drogę wspomniane transparenty. Trochę się obawiałem, wiedziałem, że ksiądz jest chory, ale był w dobrej formie, przeszedł cały Marsz. Pamiętam zwłaszcza scenę, kiedy już na błoniach Stadionu Narodowego członkowie naszego Stowarzyszenia oraz nasi sympatycy ustawili się w szeregu, tworząc jakby szpaler wojskowy z naszymi transparentami. Wiele osób widziało wówczas ks. Tadeusza po raz ostatni, choć rzecz jasna nie wiedzieliśmy tego w tamtym momencie. Poprosiłem wtedy księdza, żeby pobłogosławił nas na najbliższy czas działalności. Wyglądało to trochę tak, jakby generał błogosławił swoich żołnierzy i udzielał im ostatnich wskazówek przed akcją. Bardzo podobała mi się ta scena i mam ją teraz przed oczami. Moje ostatnie spotkanie z księdzem Tadeuszem odbyło się na początku grudnia, kiedy przyjechał do Warszawy na odbywający się na Torwarze międzynarodowy kiermasz dobroczynny, w który włączyła się także Fundacja im. Brata Alberta. Dzięki księdzu Tadeuszowi skosztowaliśmy wówczas wspaniałej ormiańskiej kuchni. Oddaliśmy wtedy księdzu jego manierkę wojskową, którą zostawił u nas w lipcu. Pożegnaliśmy się i rozstaliśmy jak gdyby nic, z myślą, że zobaczymy się pewnie przy najbliższej okazji, podczas jakichś uroczystości czy konferencji. Niestety, było inaczej. Jeszcze w połowie grudnia miałem okazję przeprowadzić jeden z ostatnich – a może nawet w ogóle ostatni – wywiad z ks. Isakowiczem. Była to rozmowa dla internetowej telewizji wRealu24.
„Odczuwamy jego obecność”
– Odejście ks. Isakowicza-Zaleskiego z pewnością było dla Państwa ciosem, ale zyskali Państwo potężnego orędownika w niebie.
– To prawda. Jestem pewien, że ksiądz Tadeusz jest już po tej lepszej stronie życia i że stamtąd pilnuje teraz tych najważniejszych spraw, którym służył. Często zastanawiamy się: co by teraz powiedział ksiądz? Co by zrobił? Mimo braku odczuwamy jego obecność i bliskość. Mam też refleksję, że jestem szczęściarzem, że zdążyłem go poznać, bo ci, którzy właśnie po nas przyjdą, będą znali go tylko z opowieści.
CZYTAJ TAKŻE: Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Kościół trzeszczy w szwach
– Tworzą państwo film upamiętniający ks. Tadeusza. Proszę powiedzieć coś więcej o tym projekcie.
– Pomysł tego projektu narodził się krótko po pogrzebie księdza Tadeusza. Mamy twardy orzech do zgryzienia, ponieważ na realizację filmu potrzebne są środki, uruchomiliśmy zatem zrzutkę w internecie, która cieszy się sporym zainteresowaniem. Ludzie włączają się w ten projekt nie tylko finansowo – ktoś np. napisał do nas na Facebooku, że ma stary film, jeszcze na kasecie VHS, z księdzem Tadeuszem, kiedy był w Armenii na pielgrzymce Jana Pawła II. Ktoś ma stare zdjęcia, inny jakieś pamiątki po księdzu. Nie wspominając już o Fundacji im. Brata Alberta oraz o środowiskach kresowych, które także bardzo życzliwie podchodzą do naszego projektu. Ideę realizacji filmu wspiera także kościół ormiańsko-katolicki w Polsce – tutaj szczególne podziękowania kieruję do ks. prof. Józefa Naumowicza, który bardzo miło przyjął nasz pomysł. Kiedy zastanawialiśmy się, co ma być głównym celem tego filmu, doszliśmy do wniosku, że powinno być nim pokazanie bogatego dziedzictwa księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego – jego walkę o to, aby Kościół katolicki był „przezroczysty”, jak głosi tytuł jednej z jego książek, jego zakorzenienie w dziedzictwie ormiańskim, walkę o prawdę o ludobójstwie na Kresach czy wreszcie wspieranie osób z niepełnosprawnościami, ubogich i cierpiących. W filmie chcemy pokazać także rodzinne strony ks. Tadeusza, który pochodził z Korościatyna koło Monasterzysk w powiecie Buczacz dawnego województwa tarnopolskiego. Chcemy odwiedzić Lwów, gdzie na Cmentarzu Łyczakowskim znajdują się rodzinne groby krewnych księdza. Oczywiście na mapie miejsc, które pokażemy, nie może zabraknąć Radwanowic. Nie chcemy z realizacją filmu nadmiernie się spieszyć, żeby nie ucierpiała na tym jego jakość, ale zarazem nie chcemy też nadmiernie zwlekać z uwagi na ulotność ludzkiej pamięci. Wstępnie rozważamy datę premiery filmu o ks. Tadeuszu na 7 września 2024 roku – dzień jego urodzin.
Zbiórkę na film o śp. ks. Tadeuszu Isakowiczu-Zalewskim można wesprzeć TUTAJ.
Paweł Zdziarski jest dziennikarzem, działaczem społecznym, prezesem Stowarzyszenia „Wspólnota i Pamięć”, autorem książki „Wołyń bez mitów”.
Rozmawiała: Agnieszka Żurek