To Turcja decyduje o ruchach rosyjskiej marynarki wojennej przez cieśniny Bosfor i Dardanele
Po oficjalnym zakończeniu wojny o niepodległość Turcji Cieśniny Bosfor i Dardanele zostały zdemilitaryzowane traktatem z Lozanny w 1923 r. Dostęp do Morza Czarnego oraz z Morza Czarnego do Morza Śródziemnego został objęty kontrolą Międzynarodowej Komisji Cieśnin. W 12 lat później wobec pogarszającej się sytuacji politycznej w Europie przed II wojną światową Turcja postarała się zmienić porozumienie i wynegocjowała Konwencję z Montreux w 1936 r. Do dziś pełna kontrola nad Dardanelami i Bosforem daje Turcji wyjątkowo silną pozycję na Morzu Czarnym.
Dokument z Montreux
Dokument z Montreux wskazuje, że Turcja gwarantuje swobodny przepływ wszystkim statkom cywilnym i handlowym w czasie pokoju. Kiedy toczy się wojna, w której Turcja nie uczestniczy, okręty walczących państw nie mogą korzystać z cieśnin – chyba że wracają do swoich baz na Morzu Czarnym. To już było ustępstwo wobec Rosji Sowieckiej.
Tureckie media pod koniec lutego 2022 r. cytowały ambasadora Ukrainy w Turcji Wasyla Bodnara, który prosił Turcję o zastosowanie Konwencji z Montreux, aby powstrzymać rosyjskie okręty znajdujące się na Morzu Śródziemnym przed wpłynięciem na Morze Czarne. Wojna już trwała, okręty mogły być użyte do ataku morskiego na Ukrainę. Ale dopiero 1 marca ówczesny minister spraw zagranicznych Turcji Mevlüt Çavuşoğlu ocenił, że rosyjska inwazja na Ukrainę to wojna. Dało to Ankarze prawo do zastosowania konwencji i zamknięcie cieśnin. Jednak te pięć dni swobodnej żeglugi przez Dardanele i Bosfor było ważne dla rosyjskich okrętów, które z Morza Śródziemnego mogły się przedostać na Morze Czarne.
Interpretacja niejasnych przepisów
Zdawać by się mogło, że egzekwowanie przez Turcję Konwencji z Montreux blokuje Rosji możliwość wzmocnienia jej floty czarnomorskiej z okrętami z innych portów macierzystych albo przesunięcia okrętów znajdujących się na Morzu Czarnym na Morze Śródziemne. Jednak „Te przepisy nie zmieniają zbytnio równowagi sił na Morzu Czarnym” – powiedział Sinan Ülgen z CNBC, były turecki dyplomata, obecnie ekspert Carnegie Europe, na emigracji. Zatopienie rosyjskiego krążownika Moskwa na Morzu Czarnym 14 kwietnia przez siły ukraińskie uwydatniło dylemat Kremla – jak przekonać Turcję do otwarcia Bosforu i Dardaneli. Co wydawało się konieczne, aby zastąpić flagową jednostkę Moskwa innym odpowiednim okrętem. Wiadomo, że między Moskwą a Ankarą toczyły się na ten temat negocjacje, ale nic nie wiadomo, z jakim rezultatem.
Relacje turecko-rosyjskie?
Mimo różnych przewidywań nie doszło do nieporozumień między Moskwą i Ankarą w sprawie wojny na Ukrainie. Zdarzyło się, że Turcja zamknęła swoją przestrzeń powietrzną dla rosyjskich samolotów próbujących przedostać się do Syrii, ale przyczyną nie były sprawy ukraińskie, tylko pewne zobowiązania wobec Syrii. Tymczasem Turcja jest członkiem NATO i powinna wobec Rosji zająć konsekwentnie taką pozycję jak wszyscy członkowie NATO (za wyjątkiem Węgier).Tymczasem wciąż zajmuje dwuznaczną pozycję. Obecnie Turcja twierdzi, że stara się wynegocjować pokój między Rosją a Ukrainą, pośredniczy w eksporcie zboża zarówno z Rosji, jak i z Ukrainy – właśnie przez Bosfor i Dardanele i nie nałożyła żadnych sankcji na Rosję. Co więcej, staje się nowym miejsce gry handlowej dla proputinowskich rosyjskich oligarchów.
Rosja – tak. A NATO?
Analitycy jednak uważają, że prezydent Recep Tayyip Erdoğan, mimo militarnego wspierania Ukrainy, ma ważne względy polityczne i ekonomiczne, by utrzymywać dobre stosunki z Moskwą. Dlatego raczej nie podejmie działań na Morzu Czarnym, które nie są ściśle określone w Konwencji z Montreux. To wiąże ręce przede wszystkim Amerykanom, a także NATO, którzy muszą dostarczać uzbrojenie i co jakiś czas żołnierzy do baz Sojuszu Północnoatlantyckiego w Rumunii i Bułgarii, a także od lutego 2022 r. na Ukrainę. Bo pomimo wielu gestów „obiektywnej przyjaźni” wobec prezydenta Zełenskiego tureckie czarnomorskie cieśniny są dla takich transportów zamknięte, choć przecież ani NATO, ani USA, ani Rumunia czy Bułgaria nie są stronami wojującymi przeciw Rosji. Wojnę – obronną – prowadzi Ukraina, ale Konwencja z Montreux nic nie mówi na temat militarnej pomocy dla jednej z wojujących stron.
Tymczasem Rosja wysłała z Syrii systemy obrony przeciwrakietowej S-300 z powrotem na swoje terytorium przez cieśniny tureckie. To już bezpośrednio musi rodzić pytania o charakter tureckiej kontroli nad tymi drogami wodnymi. Konwencja z Montreux z 1936 r. daje Ankarze szerokie prawa do monitorowania i ograniczania typów okrętów i statków wpływających na Morze Czarne. Jak tureccy urzędnicy interpretują te prawa teraz, gdy trwa wojna między dwoma państwami położonymi nad Morzem Czarnym? Od 24 lutego 2022 r. nie wiadomo, jak prowadzone jest monitorowanie rosyjskich ładunków towarowych przepływających przez Morze Czarne.
Wydaje się, że nielojalność Turcji – członka NATO – to nie tylko sprzeciw wobec akceptacji akcesji Szwecji do Sojuszu. To także wspomniane problemy z dostarczaniem wsparcia wojskowego NATO i USA dla Ukrainy, co zresztą podaje w wątpliwość zdolność Waszyngtonu do nakierowania Ankary na stosowanie konkretnych środków osłabiających Rosję jako agresora w wojnie z Ukrainą.
Kanał Stambulski
Z Ankary dochodzą coraz bardziej konkretne sygnały od prezydenta Erdoğana, że dla Turcji ważniejsze od kontroli cieśnin będzie zbudowanie Kanału Stambulskiego, biegnącego równolegle do Bosforu. Kanał Stambulski ma mieć 45 kilometrów długości, 360 metrów szerokości i 20,75 metra głębokości. Będzie biegł od Morza Czarnego, przez Jezioro Küçükçekmece, do morza Marmara. Od Bosforu dzielić go będzie średnio 20 km. Ma mieć przepustowość 185 statków dziennie. Turecki rząd szacuje, że przekop kanału będzie kosztować 15 mld dol., ale niezależni deweloperzy szacują, że koszt wyniesie 65 mld dol. Prezydent Erdoğan zapowiada, że Bosfor zostanie wyłączony z funkcji naturalnego połączenia z Morzem Czarnym, a zastąpi go właśnie Kanał Stambulski. Pozostaną natomiast Dardanele. Dostępności Kanału Stambulskiego nie będzie dotyczyć Konwencja z Montreux, kontrola będzie należała wyłącznie do władz Turcji.
Stany Zjednoczone przewidują natomiast dalszą rozbudowę lądowych połączeń z państwami czarnomorskimi – Ukrainą, Mołdawią, Rumunią i Bułgarią. Z portów w Zatoce Egejskiej już obecnie są wyprowadzone specjalne kolejowe połączenia trzema liniami, którymi dostarczane jest całe zaopatrzenie militarne dla baz NATO w Rumunii i Bułgarii oraz przesyłane są siły wojskowe do tych baz. Tą samą trasą przesyłana jest duża część pomocy wojskowej dla Ukrainy. Lądowe połączenie tym szlakiem przewiduje także rozbudowę autostrad dla celów wojskowych.
Tekst pochodzi z 33 (1803) numeru „Tygodnika Solidarność”.