Sztuczna inteligencja zamknie nas w złotej klatce
Badanie dotyczyło dostępu do generatywnych narzędzi sztucznej inteligencji, które otrzymali pracownicy amerykańskiej firmy z listy 500 największych spółek magazynu „Fortune”. Pokazało ono, że średnia wydajność pracowników z dostępem do pomocy SI była wyższa niż tych, którzy takiego dostępu nie otrzymali. Przy czym najwięcej zyskali na tym najmniej wykwalifikowani pracownicy, którzy wcześniej mieli dość spore problemy. Badanie to po raz pierwszy zmierzyło wpływ generatywnych narzędzi sztucznej inteligencji na pracę poza laboratorium. Wcześniejsze badania porównały możliwości dużych modeli językowych z zadaniami w dziedzinach takich jak prawo i medycyna – pokazując na przykład, że GPT-4 zdał egzamin adwokacki na poziomie 90 percentyla, czyli osiągnął wynik lepszy od większości kandydatów na adwokatów biorących udział w tym samym egzaminie. Inne badania dotyczyły wpływu technologii na wykonywanie przez pracowników pojedynczych zadań związanych z pisaniem w małych laboratoriach.
Narzędzie GPT-4, dzisiaj serwis internetowy, który stał się popularniejszy od serwisów społecznościowych, pokazało już wszystkie wady sztucznej inteligencji, między innymi to, że SI kłamie, ile wlezie. W naukowym żargonie nazywa się to halucynowaniem SI i pojawia się, kiedy model językowy chce odpowiedzieć na pytanie użytkownika, ale brakuje mu wiedzy. Przy czym kłamstwa te są na tyle wiarygodne, że pozwalały amerykańskiej młodzieży przemycać je w pracach zaliczeniowych.
Konieczny szczyt w sprawie SI
SI dała się również złapać na chodzeniu na skróty nie tylko podczas udzielania informacji użytkownikom, ale także przy podejmowaniu decyzji dotyczących ludzi, a nierzadko ludzkiego życia. To właśnie najbardziej zaniepokoiło naukowców, którzy wskazują, że ludzkość nie może przekazać decyzyjności szybko uczącym się algorytmom, choć już i tak mają one tyle władzy, że byłyby w stanie zauważalnie zaszkodzić najbardziej rozwiniętym krajom świata. Mowa o infrastrukturze krytycznej, która już od wielu lat zarządzana jest automatycznie i niemalże autonomicznie.
To dlatego 12-osobowa grupa europosłów, wśród których są Polacy, wezwała światowych przywódców – list trafił m.in. do Joe Bidena, prezydenta USA, oraz Ursuli von der Leyen, przewodniczącej Komisji Europejskiej – do zorganizowania szczytu w celu znalezienia sposobów kontrolowania rozwoju zaawansowanych systemów sztucznej inteligencji. Ich zdaniem technologie te rozwijają się szybciej, niż oczekiwano.
– Szybki i niekontrolowany rozwój technologii to ogromne wyzwanie zarówno społeczne, ekonomiczne, jak i prawne. W ostatnich miesiącach obserwujemy nowe przykłady zastosowania sztucznej inteligencji, które wywołują entuzjazm, ale także budzą obawy o to, czy nasze prawa jako użytkowników i konsumentów tych narzędzi będą w odpowiedni sposób chronione. Podsycanie strachu przed innowacjami jest jednak drogą donikąd. Potrzebujemy jasnych przepisów, które będą zobowiązywać producentów i dystrybutorów produktów i usług opartych na AI do przewidywania i minimalizowania zagrożeń dla naszego zdrowia, bezpieczeństwa czy danych osobowych – domagają się europosłowie. – Dlatego jako sprawozdawcy pracujący nad AI Act wzywamy przewodniczącą von der Leyen i prezydenta Bidena m.in. do zwołania globalnego szczytu wysokiego szczebla w celu uzgodnienia wstępnego zestawu zasad rządzących rozwojem, kontrolą i wdrażaniem bardzo potężnej sztucznej inteligencji.
Kilka tygodni wcześniej ponad tysiąc naukowców oraz właścicieli spółek technologicznych zażądało przynajmniej sześciomiesięcznej przerwy w rozwoju systemów znacznie bardziej rozwiniętych, niż obecnie rozbudowywanie OpenAI oraz ChatGPT. List wciąż jest promowany przez największą instytucję broniącą ludzkości przed zrzeczeniem się władzy nad Ziemią na rzecz sztucznej inteligencji, czyli Future of Life Institute (Instytut dla Przyszłości Życia).
– SI może rozpowszechnić dezinformację w niespotykanym dotąd tempie, a maszyny, jeżeli będą niekontrolowane, mogą przechytrzyć i zastąpić ludzi szybciej, niż się spodziewamy.
Narzędzie w złych rękach
– Niebezpieczeństwo oddania władzy nad ludźmi SI jest poważnym zagrożeniem – przyznaje Sundar Pichai, szef Google’a, firmy, która najwięcej na świecie robi dla rozwoju sztucznej inteligencji. To Google rozwija najwięcej programów w tym obszarze, udostępnia swoje zasoby również tym osobom, które chcą spróbować swoich sił w pisaniu inteligentnych skryptów bądź studiują informatykę. Większość z tych zasobów i programów udostępniana jest przez technologicznego giganta zupełnie za darmo.
W amerykańskiej stacji CBS w głośnej już dziś rozmowie w programie „60 Minutes” Pinchai mówił o zagrożeniach i wzywał polityków z Waszyngtonu do stworzenia krajowych, a najlepiej globalnych, ram regulacyjnych dla SI, podobnych do traktatów zawartych w sprawie broni jądrowej. Porównanie, jak wyjaśniał, nie jest pozbawione sensu, ponieważ rywalizacja o wyprodukowanie bardziej zaawansowanej technologii może prowadzić do odsuwania na bok obaw związanych z bezpieczeństwem.
Przestrzegł również przed niewłaściwym wdrożeniem SI. – Może być bardzo szkodliwa, jeśli zostanie źle wdrożona. Przecież wciąż nie mamy wszystkich odpowiedzi na temat jej obecności w życiu ludzi, choć ta technologia rozwija się błyskawicznie – wyjaśnił i dodał: – Dla SI będzie możliwe stworzenie wideo, w którym prowadzący wywiad w CBS mówi coś, albo ja mówię coś, czego nigdy nie powiedzieliśmy. I mogłoby to wyglądać realistycznie. Na skalę społeczną, wiesz, może to spowodować wiele szkód.
Superkontrola miasta nad człowiekiem
To nie jedyny przykład „złego” wykorzystania SI. Przed kolejnym przestrzega serwis Business Insider, skupiając się na flagowej inwestycji Arabii Saudyjskiej, czyli „najszczęśliwszego i najbardziej nowoczesnego miasta świata”. Arabowie chcą, żeby miasto zaczęło żyć własnym życiem już za 17 lat i nie zamierzają oszczędzać na jego budowie. The Line, albo Neom, tak brzmią nazwy budowanej właśnie metropolii, ma być w pełni niezależnym energetycznie, żywnościowo i infrastrukturalnie miastem wybudowanym na pustyni. Ze sztucznym księżycem, latającymi taksówkami, stokami narciarskimi i w pełni zrobotyzowaną obsługą, inteligentne miasto ma kosztować kilkaset miliardów dolarów. Zamieszkać ma w nim elita ludzkości.
Business Insider ostrzega, że projekt ma również swoje mroczne strony. To przede wszystkim ciągła inwigilacja wszystkich mieszkańców połączona z kompleksową analizą danych dotyczących każdego aspektu ich życia.
„Obecnie tak zwane inteligentne miasta używają około 10 procent potencjalnych danych użytkownika. Neom ma ich wykorzystywać dziewięciokrotnie więcej” – zauważa portal. – Mają być wykorzystywane od elektronicznego nadzoru do realizowania wszelkich usług, w tym na przykład wywozu śmieci, czy rozkładu jazdy komunikacji publicznej.
Dziś w Arabii Saudyjskiej nie ma jeszcze takiego stopnia nadzoru jak w Chinach, ale przy wielomiliardowych nakładach Saudów na SI to się zaczyna zmieniać.
Problem pojawi się wówczas – zauważają analitycy – kiedy dane zbierane i wykorzystywane przez sztuczną inteligencję pozwolą jej na przejęcie kontroli i podejmowanie decyzji, czyje życie ratować, a kogo spisać na straty w przypadku np. choroby któregoś z mieszkańców.
W The Line ma zamieszkać dziewięć milionów ludzi, którzy będą obywać się bez dróg, którym niepotrzebne będą auta i którzy w zaledwie pięć minut będą mogli dostać się do szkoły, centrum handlowego czy rozrywkowego. Miasto ma przypominać raj na ziemi. Raj zarządzany wyłącznie przez superkomputer.
Tekst pochodzi z 19 (1789) numeru „Tygodnika Solidarność”.