[Felieton „TS”] Cezary Krysztopa: Tylko dla nienormalnych
W tym przypadku mówimy wprawdzie nie o filmie fabularnym, ale o dokumencie pt. „Naszość. Tylko dla nienormalnych” w reżyserii Magdaleny Piejko, opowiadającym o historii grupy kompletnych świrów zorganizowanych pod szyldem poznańskiej organizacji „Naszość” przez charyzmatycznego lidera Piotra Lisiewicza, którzy postanowili, jak to opisuje w filmie sam Lisiewicz – „sprawdzić bojem” otaczającą ich smutną rzeczywistość lat dziewięćdziesiątych. Niemniej jednak, kiedy zabierałem ze sobą mojego siedemnastoletniego syna na premierę tego filmu w warszawskim kinie „Luna”, czyniłem to nieco z duszą na ramieniu, obawiając się, że jeśli zafunduję mu coś „chałowego”, to długo się ze mną na nic nie wybierze.
Za krótki film
I wiecie co? Nie pamiętam, ile ten film trwał, ale trwał zdecydowanie za krótko. Przez cały ten czas siedzieliśmy obok siebie, siedemnastolatek i czterdziestodziewięciolatek, i rżeliśmy jak dzikie konie, jakbyśmy obydwaj mieli po naście lat. Ja, bo dzięki temu filmowi przeniosłem się do czasów swojej młodości, kiedy napompowaliśmy z kolegami ze sto balonów i przechodząc z nimi przez naszą małą miejscowość pod Białymstokiem, udało nam się wywołać „procesję” dzieciaków, które nagle zobaczyły ogromne, kolorowe, fruwające grono, co wydało im się czymś wartym uwagi w szarości podbiałostockich lat dziewięćdziesiątych. On, bo okazało się, że starsi goście mogli być większymi kozakami niż jego koledzy z klasy. Kiedy na filmie chłopaki z „Naszości”, przebrani za ufoludki i zwinięci przez policję, oskarżyli funkcjonariuszy o brutalne połamanie czułek i zgłosili do prokuratury „zabór kosmicznej plazmy”, dostaliśmy śmiechokaszlu, a kiedy film przypomniał o zerwaniu w rosyjskim konsulacie rosyjskiej flagi czy wyprawie do Paryża, żeby obrzucić komucha Kwaśniewskiego jajkami, widziałem, że robi to na Synu wrażenie. Wyglądał, jakby myślał: „O cholera, nieźle”.
Dopiero go poznałem
Dlatego, słuchajcie, tak jak nigdy, bardzo Wam ten film polecam. Zabierzcie dzieciaki, pokażcie im, jaką fantazję mieli ludzie, kiedy nie mieli jeszcze twarzy przyrośniętych do smartfonów. Film ma być dostępny w kinach. Pewnie nie największych, bo pokazuje nieautoryzowane przez „radę starszych” oblicze młodzieżowego buntu (tu nie ma koncesjonowanego „buntu” Owsiaka, tu jest prawda o tamtych czasach), ale znajdźcie go i idźcie do kina. Myślałem, że znam Lisiewicza (zwanego „Leninem”), ale chyba dopiero go poznałem.