"Za wolność Waszą i naszą", Żegota, pomoc Ukraińcom. Jesteśmy narodem solidarności
To niezwykle solidarnościowe hasło było wypisywane na proporcach podczas powstania listopadowego, w językach polskich i rosyjskim. Hasło miało pokazywać cel walki, która skierowana była w zamierzeniu powstańców nie przeciwko Rosjanom, a przeciw carskiemu despotyzmowi. Słowa te były wykorzystywane również w przyszłości – w wersji polskiej i węgierskiej przez oddział Józefa Bema na Węgrzech w 1848 roku. Hasło, tak bardzo kojarzone z polskością, promieniowało na przedstawicieli innych narodów, w jego myśl wielu Węgrów, Francuzów, Włochów, a nawet Rosjan wspierało polskich powstańców. Później wracało w kolejnych dekadach – podczas II wojny światowej, gdy Polacy na wielu frontach walczyli o wolność Polski, ale też innych narodów, również podczas protestu radzieckich decydentów na placu Czerwonym w Moskwie 25 sierpnia 1968 roku. Ostatnio słowa „za wolność naszą i waszą” były wielokrotnie używane po inwazji Rosji na Ukrainę przez głowy państw polskiego, ukraińskiego i litewskiego. W czerwcu 2022 r. w Warszawie pod tym hasłem otworzono wystawę poświęconą konfliktowi na Ukrainie.
Nasz solidaryzm społeczny
Wśród osób uhonorowanych najwyższym odznaczeniem cywilnym nadawanym nie-Żydom, medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, przyznawanym przez Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu Jad Waszem, najdłuższą listę stanowią Polacy. Na początku 2022 r. w sumie wyróżnionych tytułem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” było 27 928 osób, w tym 7184 Polaków. Wielu historyków, w tym zagranicznych, twierdzi, że liczba ta może być dużo większa. Historyk Hans Furth podaje, że pomocy mógł udzielić nawet milion obywateli polskich. Z kolei Szwed Gunnar Paulsson zauważył, że prawdopodobnie około 100 tysięcy Polaków zasłużyło na medal sprawiedliwych. Pomoc niesiona naszym żydowskim sąsiadom była często oddolna, udzielana przez całe rodziny czy wsie, ale również i systemowa, wszak istotnym elementem państwa podziemnego była Rada Pomocy Żydom przy Delegaturze Rządu RP na Kraj, zwana „Żegotą”. Była to humanitarna organizacja podziemna działająca w latach 1942-1945. „Żegota” była organem polskiego rządu na uchodźstwie, której zadaniem było organizowanie pomocy dla Żydów w gettach oraz poza nimi.
Jak pisał w 1943 r. w „Notatkach z getta” Emanuel Ringelblum: „Panuje u nas pogląd, że antysemityzm znacznie się wzmógł w okresie wojny, że Polacy w swej większości są zadowoleni z nieszczęścia, które spotkało Żydów w miastach i miasteczkach Polski itp. Uważny czytelnik naszych materiałów znajdzie setki dokumentów świadczących o czymś wręcz przeciwnym. W niejednym sprawozdaniu z miasteczka przeczyta on, jak serdecznie odnosiła się ludność polska do żydowskich uchodźców. Dowiecie się o setkach wypadków, kiedy chłopi w ciągu długich miesięcy ukrywali i dobrze karmili żydowskich uchodźców z okolicznych miasteczek”.
Warto pamiętać, że warunki do pomocy Żydom w Polsce były dużo niekorzystniejsze niż w wielu państwach Europy Zachodniej. Za pomoc Żydom groziła kara śmierci dla całej rodziny. Niemcy uznawali za nią nie tylko ukrywanie Żydów, ale chociażby przekazywanie im informacji, prowadzenie handlu z nimi lub sam kontakt. Gubernator Hans Frank 15 października 1941 roku ogłosił, że „Żydzi, którzy bez upoważnienia opuszczają wyznaczoną im dzielnicę, podlegają karze śmierci. Tej samej karze podlegają osoby, które takim żydom świadomie dają kryjówkę. Podżegacze i pomocnicy podlegają takiej samej karze jak sprawca, czyn usiłowany karany będzie jak czyn dokonany. W lżejszych wypadkach można orzec ciężkie więzienie...”. Czy można wyobrazić sobie większy przykład solidaryzmu społecznego niż postawa Polaków podczas II wojny światowej? Oczywiście nie oznacza to, że w Polsce nie istniał problem szmalcownictwa, w każdym społeczeństwie znajduje się margines, ten jednak był karany przez państwo podziemne śmiercią.
Siła wynikająca z powszechności
Dlaczego fenomen NSZZ „Solidarność” wybuchł akurat w Polsce? Dlaczego żaden inny naród bloku wschodniego nie stworzył tak masowego i dobrze zorganizowanego systemu oporu wobec komunizmu? Bo przecież siła Solidarności nie wynikała z siły jej liderów, a z powszechności, z tego, że struktury powstawały na terenie całego kraju – od Morza Bałtyckiego po Tatry, od Szczecina do Rzeszowa, od Suwałk po Wałbrzych. Fenomenem było to, że pod wspólnym hasłem solidaryzmu społecznego zrzeszali się ludzie wierzący i niewierzący, liberałowie, konserwatyści, socjaliści, narodowcy. Ludzie różnych zawodów i z różnych klas społecznych. Dlaczego porwał ich właśnie sztandar z hasłem „SOLIDARNOŚĆ”?
Adam Mickiewicz podczas przymusowej migracji we Francji opublikował w czasopiśmie „Pielgrzym Polski” artykuł pod tytułem „O duchu narodu polskiego, gdzie tego ducha i jaką drogą szukać należy”. Wieszcz w tej niezwykłej publicystyce pisał: „Polska chrześcijańska stała się naturalną obroną cywilizacyi zachodniej, z chrześcijaństwa wynikłej, przeciwko barbarzyństwu bałwochwalczemu i mahometańskiemu. To było jej właściwem powołaniem i jej zasługą dla rodu ludzkiego; czuli to przodkowie nasi. O ile stawali w obronie świata, o tyle Polska wzmagała się i kwitnęła, bo narody wtenczas tylko wzrastają i o tyle mają prawo do życia, o ile wysługują się całemu rodzajowi ludzkiemu, popieraniem lub bronieniem wielkiej jakiej myśli lub wielkiego uczucia. Chlubili się przodkowie nasi trudami za chrześcijaństwo i my dotąd odwołujemy się do ich zasług”. Mickiewicz w artykule zaznacza, że tak jak u indywidualnych osób pewne cechy charakteru potrafią dominować, czyniąc z nas ludzi chciwych, poczciwych lub dumnych, tak pewne cechy większych mas społecznych budują charakter narodowy. Co czyni narody zdeterminowanymi do podboju terytorialnego (starożytny Rzym), do ekspansji religijnej (mahometańska Turcja) czy walki z ustrojem (Francja okresu rewolucji). Czy w powyższych słowach Mickiewicz nie zdiagnozował w sposób trafny najważniejszej narodowej cechy Polaków, jaką jest poczucie solidaryzmu?
Czy nie mogło być lepszego gruntu pod narodziny „Solidarności” niż naród, którego protoplaści słynęli z tego, że stworzyli państwo bez stosów? Państwo wielonarodowe, które chwaliło się wolnością wyznania w czasach, gdy wszędzie wokół trwała hekatomba wojen religijnych? Państwa o najwyższym procencie członków społeczeństwa cieszących się swobodami obywatelskimi? Państwa, które nie znało pojęcia królobójstwa i terroru politycznego, a pojedyncze przypadki kary śmierci popełnione na szlachcicu wywoływały powszechne oburzenie? Państwa, gdzie chłop cieszył się dużo większymi przywilejami niż na Zachodzie, do którego z Zachodu migrowano (jak w przypadku osiadłych na Żuławach Olendrów), szukając w nim po prostu dobrego miejsca do życia? Państwa, w którym króla wybierano spośród równych sobie, w czasach, gdy gdzie indziej król uchodził za boga?
Nie jest dziełem przypadku, że w ostatnich latach Polacy okazali naszym ukraińskim sąsiadom tak wielkie wyrazy wsparcia i międzyludzkiej solidarności. Nie czekając na zachętę, otworzyliśmy dla uciekających przed grozą wojny nasze domy i serca, a w pierwszych dniach konfliktu na granicy ustawiała się niemal kolejka chętnych do pomocy. Często na łamach „Tygodnika Solidarność” piszemy o sztafecie pokoleń niosącej pewne wartości, nie inaczej jest w przypadku solidaryzmu – pokolenie wspierające Żydów w trakcie II wojny światowej wychowało pokolenie, które zbudowało najważniejszą pokojową organizację w historii świata – NSZZ „Solidarność”. Z kolei wychowankowie pokolenia Solidarności stworzyli fenomen pomocy dla narodu ukraińskiego. Ta międzypokoleniowa powtarzalność nie jest dziełem przypadku.
Budowanie tożsamości
– My po prostu jesteśmy narodem, który buduje swoją tożsamość w oparciu o solidarność. Również w sytuacji, gdy inni znajdowali się w ucisku lub niekontrolowanej opresji. Od zawsze w sytuacjach krytycznych, klęski, zderzenia z przeważającym wrogiem, przychodziliśmy z pomocą – mówi mi Miłosz Lodowski, dyrektor kreatywny zajmujący się marketingiem tożsamościowym. – Sami znaliśmy ucisk, dostrzegaliśmy to u innych. Musimy pielęgnować tę cechę narodową, stawiać ją na piedestale. Pamiętajmy, że Jan Paweł II, „Papież z dalekiego kraju”, działalność pomocową wpisał na swój własny sztandar i kojarzył się z „Papieżem Pielgrzymem”, ale też Papieżem dającym ludziom ciepło, otuchę, wsparcie w sytuacjach trudnych. Polak w Afryce nie kojarzy się jako ciemiężca czy sprzedawca niewolników, ale z solidarnościowym podejściem – polskimi szpitalami, zakonnicami czy księżmi, którzy prowadzą zakony, szkoły, ochronki dla małych dzieci. To jest doceniane, chociaż sami czasem tego nie zauważamy, jak bardzo różnimy się od całego świata zachodniego. To jest w nas, tego nie trzeba nas uczyć. To nie postawa wymuszona, kalkulowana. Ona jest naturalna – mówi mi Lodowski. – Nie przez przypadek dziś nasze służby wyspecjalizowały się w rozmaitych akcjach ratunkowych. Polak zaczyna być kojarzony jako specjalista od niesienia pomocy, tak było podczas pożarów lasów w Norwegii, tak było podczas ratowania ofiar trzęsienie ziemi w Turcji. Coraz częściej, dzięki większemu znaczeniu mediów społecznościowych ta postawa jest zauważalna. Oczywiście dzieje się to w sferze mocno oddolnej, to nie jest tak, że całe społeczeństwa masowo otrzymują tego typu informacje. Wciąż nie jest to element wielkiej polityki państwa. Warto, żeby państwo stawiało to jako element pozycjonowania i odpowiednio to wzmacniało. Jednak na razie to spontaniczne akcje, na szczęście coraz częściej są zorganizowane. To ważne, by wśród osób pracujących nad wizerunkiem naszego państwa pojawiło się zespolone, tożsamościowe myślenie – kończy Miłosz Lodowski.
Od wielu pokoleń jesteśmy narodem solidarności i nie powinniśmy bać się eksponować tej pięknej cechy narodowej. To wspaniały oręż – zarówno dla instytucji państwowych, jak i dla NSZZ „Solidarność”. Nie bójmy się z tego oręża skorzystać, a być może znów staniemy się siłą, która będzie gotowa zmieniać świat na lepsze. Tak jak uczynili to nasi poprzednicy w niekończącej się sztafecie pokoleń.
Tekst pochodzi z 8 (1778) numeru „Tygodnika Solidarność”.