[Felieton „TS”] Karol Gac: Sfałszowane wybory
Tezę o sfałszowaniu wyborów można odrzucić od razu. Nie jest to po prostu możliwe na masową skalę. Owszem, pojedyncze przypadki mogą się teoretycznie zdarzyć, ale i tak nie mają one żadnego wpływu na końcowy wynik. Mimo tego lewicowo-liberalny „Newsweek”, który swego czasu miał na okładce Donalda Tuska na białym koniu, uznał, iż jest to doskonały temat na „jedynkę”. Na jakiej podstawie? Trudno powiedzieć.
Okładka „Newsweeka”, zapewne nieintencjonalnie, szybko przypomniała jedną ze scen kultowego komiksu „Tytus, Romek i A’Tomek” Papcia Chmiela, w której trzech bohaterów stoi przed posągiem obciętej ręki z palcem wskazującym skierowanym w niebo. Jak wytłumaczył Tytus, to „palec, z którego redaktorzy wysyłają wiadomości, jeśli brakuje im prawdziwych”. Nic dodać, nic ująć.
W ciągu ostatnich lat w komisjach wyborczych pracowało przynajmniej kilkaset tysięcy ludzi. Tymczasem okładkowy tekst „Newsweeka” oparto na rozmowie z jedną (!) osobą – b. działaczem PiS, który wyjechał do Norwegii, skąd atakuje partię rządzącą. Zresztą już pobieżny rzut oka na jego media społecznościowe wskazuje, że mamy do czynienia z osobą intensywnie szukającą rozgłosu. Nic to, że jego opowieść całkowicie rozmija się z faktami. Tym gorzej dla nich.
Wystarczy bowiem spojrzeć na dane i liczby, by zobaczyć, jak dętą narrację pompuje „Newsweek”. Po pierwsze, w 2019 roku różnica w wyniku PiS podana przez Państwową Komisję Wyborczą a badaniem exit poll IPSOS wyniosła zaledwie 0,01 p.p. Po drugie, liczba głosów nieważnych z wyborów na wybory znacząco maleje. W 2011 r. było to 4,52 proc., w 2015 r. – 2,53 proc., zaś w 2019 r. – 1,11 proc. Po trzecie wreszcie, większy odsetek głosów nieważnych został zarejestrowany na zachodzie i północy Polski, gdzie na ogół wygrywa opozycja.
Nieco łagodniejszą narracją, którą sufluje część polityków PO, jest ta o „nieuczciwych” wyborach. Zgodnie z nią wybory nie będą uczciwe (tak jak nie były np. prezydenckie), ponieważ po stronie koalicji będzie zaangażowany cały aparat państwowy oraz media publiczne. Problem w tym, że zawsze tak było. Rząd po swojej stronie ma po prostu więcej narzędzi.
Problem w tym, że przyjęta przez PO strategia może mieć (choć oczywiście nie musi) opłakane skutki. Podważanie procesu wyborczego w demokracji może bowiem doprowadzić do scen, które widzieliśmy w Stanach Zjednoczonych czy Brazylii. To po prostu igranie z ogniem. Zwłaszcza gdy Donald Tusk mówił o organizowaniu się na ulicach. Mam jednak nadzieję, że w tym przypadku PO tej granicy nie przekroczy.
Autor jest dziennikarzem portalu DoRzeczy.pl.