Mjanma: Wojsko spaliło kościół i zrównało z ziemią wioskę. Miało jednak miejsce zjawisko uznawane za cud
Atak był dopełnieniem zniszczeń, jakich dokonano w ostatnich miesiącach. Po raz pierwszy żołnierze napadli wioskę Chan Thar w maju – wówczas zabili dwie osoby i spalili 20 domów. Powrócili miesiąc później, niszcząc około 100 domostw. 14 grudnia spalili zaś kolejne 300 budynków. Do tamtego momentu ponad stuletni kościół pw. Wniebowzięcia Maryi pozostał nietknięty. Teraz cała wioska leży w zgliszczach.
Cud ocalenia kaplicy
Siostra Rita, jedna z mieszkanek, zaznacza, że wydarzył się cud – kaplica Adoracji, będąca integralną częścią świątyni, ocalała z płomieni.
- Uważamy to za znak od Boga: że nawet pośród tej brutalnej i bezsensownej przemocy pozostaje z nami – mówi zakonnica.
Kobieta dodaje, że region dotąd uchodził za jeden z najbardziej spokojnych i pokojowych w całym kraju; dziś jednak przemienia się w gruzowisko.
Brutalna walka z opozycją
Prowincja Sikong, o której mowa, leży na północnym wschodzie kraju. Junta wojskowa rządząca od czasu zamachu stanu sprzed dwóch lat, skierowała do niej wojsko, żeby zdławić opozycję. W tych stronach żyje wielu chrześcijan, którzy padają ofiarą konfliktu. Ich wioski są nie tylko najeżdżane przez żołnierzy, ale także bombardowane z powietrza.
Walki trwają również w sąsiedniej prowincji Mandalaj. Arcybiskup Marco Tin Win bardzo martwi się o lokalną diecezję, której ponad połowa terytorium stała się miejscem starć.
- Żyjemy w czasie wielkiego cierpienia – mówi hierarcha. – Pomagamy tysiącom przesiedleńców w specjalnych ośrodkach utworzonych w pięciu parafiach katolickich. Robimy, co możemy.
Po przejęciu władzy przez juntę w Mjanmie dochodzi do masowych zabójstw, nieuzasadnionych aresztowań, tortur i gwałtów. W lipcu władze dokonały egzekucji czterech więźniów politycznych. W wyniku operacji wojskowych już ponad milion ludzi stało się uchodźcami wewnętrznymi.
Krzysztof Dudek SJ /vaticannews / Rangun