To, co dobre na czas pokoju i prosperity, przestaje mieć znaczenie, gdy przychodzi kataklizm

Obecna rocznica stanu wojennego zbiega się z przykrym doświadczeniem milionów Ukraińców niemających dostępu do podstawowych środków do życia.
 To, co dobre na czas pokoju i prosperity, przestaje mieć znaczenie, gdy przychodzi kataklizm

13 grudnia 1981 roku nie tylko nie było „Teleranka”, nie było też telefonów ani żadnych zaplanowanych wydarzeń publicznych. Kilka tysięcy opozycjonistów już w nocy zostało aresztowanych i wywiezionych do miejsc internowania. W jednej chwili normalne życie w całej rozciągłości zostało zamrożone. Na ulicach wojsko i czołgi, w sklepach puste półki. I tak już zubożałe polskie społeczeństwo nie miało żadnej szansy przygotowania się na wszelkie braki, które miały nastąpić bardzo szybko wraz z wprowadzonym stanem wojennym.

Wojsko na ulicach

W ogólnym chaosie i blokadzie informacji komunistyczni włodarze Polski wprowadzili jeszcze godzinę policyjną oraz system kartkowy na podstawowe produkty spożywcze, który nie tylko bardzo komplikował życie, ale po prostu się nie sprawdzał, był dalece niewystarczający.

Stanie godzinami w kolejkach po „ochłapy”, których często nie starczało dla wszystkich, i powszechny brak wszystkiego dość szybko doprowadziły do powstania drugiego obiegu handlu żywnością oraz innych dóbr. – W Warszawie co dzień autobusami i pociągami przyjeżdżali handlarze z okolicznych wsi sprzedawać własne wyroby: mięso, wędliny, jaja, mleko, nawet warzywa – mówi mieszkaniec stolicy pan Zdzisław Kudela i twierdzi, że bez żywności ze wsi problem byłby poważny, ponieważ nawet gdy były kartki, nie było towaru.

Mieszkańcy miast w czasie kryzysu stają się szczególnie narażeni na przerwy w łańcuchach dostaw i działania wroga, co obecnie obserwujemy za naszą wschodnią granicą na Ukrainie. Ogromnym utrudnieniem jest brak możliwości wytwarzania żywności samemu.

Miasta kojarzą się z komfortem, łatwym dostępem do dóbr i dużym wyborem różnych usług oraz nieograniczonymi wręcz możliwościami realizacji swoich potrzeb ‒ dlatego ludzie przenoszą się do miast. Według ONZ do 2050 roku w miastach będzie żyło dwie trzecie wszystkich mieszkańców Ziemi, choć w orbicie oddziaływania terenów zurbanizowanych żyje już większość ludzi. W krajach biednego Południa w stolicach i wokół nich żyje nieraz kilkadziesiąt milionów ludzi. W Polsce jeszcze do niedawna około 68 proc. ludności mieszkało w miastach, jednak w przeciwieństwie do trendów światowych wraz z bogaceniem się wolimy zostawiać bloki z wielkiej płyty i przenosić się do miasteczek. To z kolei powoduje, że wzrasta poziom zurbanizowania tzw. prowincji i co roku powiększa się liczba wsi awansowanych do statusu miasta.

Ten trend „związany jest z postępem rewolucji naukowo-technicznej, koncentracją sił wytwórczych i form stosunków społecznych, z rozprzestrzenianiem się miejskiego stylu życia, zmianą stosunków i więzi społecznych, przemianą społeczeństw wiejskich w zróżnicowane społeczeństwa o charakterze pozarolniczym, z modernizacją całej sieci osadniczej. Inaczej mówiąc, urbanizacja oznacza modernizację i przenoszenie miejskiego stylu życia na wieś” – mówiła w rozmowie z PAP prof. dr hab. Daniela Szymańska z Katedry Studiów Miejskich i Rozwoju Regionalnego UMK.

Marcin Bąk, dziennikarz TV Republika, współpracownik „Tygodnika Solidarność” i znawca survivalu, w cyklu artykułów pod wiele mówiącym tytułem „Miasta umrą pierwsze” pisze: „Problem dotyczy mieszkańców miast, zwłaszcza wielkich aglomeracji, które uzależnione są od technologii w stopniu niespotykanym dotąd w historii. Po wyłączeniu tych technologii i rozpadzie państwa oraz wszelkich podległych mu służb w miastach zaczną się bardzo szybko rozgrywać sceny jak z Dantego. Jasne, że warto mieć dokąd uciekać z miasta, ale nawet jeśli takiego schronu przygotowanego nie mamy, pozostawanie w mieście nie wróży nic dobrego. Za miastem można starać się szukać ratunku, schronienia, pożywienia i mniej jesteśmy narażeni na towarzystwo zdesperowanych przedstawicieli naszej rasy, którzy przypomnieli sobie o swojej zwierzęcej naturze i starają się przeżyć za wszelką cenę… Dlatego na pytanie: «Czy uciekać?» odpowiedź brzmi: «Uciekać, uciekać jak zające!»”.

Algorytmy przetrwania

To, co dobre na czas pokoju i prosperity, przestaje mieć znaczenie, gdy przychodzi kataklizm. Jacek Pałkiewicz, polski podróżnik, odkrywca źródeł Amazonki, członek prestiżowego Królewskiego Towarzystwa Geograficznego, mówi, że w sytuacjach ekstremalnych trzeba być przygotowanym na trud, więc proponuje zadawanie sobie tego trudu, by kształtować w sobie dzielność. Na początek można zaczynać od rzeczy najprostszych: wchodzić po schodach, zamiast wjeżdżać windą, organizować wyprawy do lasu z kompasem i np. ograniczoną ilością wody.

– Bezprecedensowa terrorystyczna napaść wojsk Putina na Ukrainę spowodowała, że Europa zadrżała. Oto wojna, o której od lat tylko się mówiło albo działa się gdzieś tam w Afryce, nagle pojawiła się u naszego progu. XXI wiek nie okazał się żadną cezurą, Rubikonem, dzielącym nas na wieki od epoki przemocy. Najazd bezwzględny, brutalny, pełen łamania praw człowieka, gwałtów, uzmysłowił europejskim społeczeństwom, że bezpieczeństwo nie jest nam dane raz na zawsze. Trzeba o nie zabiegać, dbać, ale z tyłu głowy mieć świadomość, że każdy z nas może znaleźć się na terenach objętych działaniami wojennymi. W wywiadzie udzielonym mojemu współpracownikowi Krzysztofowi Petkowi polonistka z Żytomierza Julia Makszajewa opowiadała, że aż do eksplozji pierwszych rosyjskich rakiet niemal nikt nie zabezpieczał się na wypadek wojny. Nie tworzono zapasów, nie wzmacniano budynków, puste pozostawały apteczki. Mechanizm psychologiczny jest zrozumiały, to rodzaj zaklinania rzeczywistości. Mówimy przecież: „Nie wywołuj wilka z lasu!”, „Obyś nie wyrzekł tego w złą godzinę!”. Ukraińcy nie czynili przygotowań; takie działanie oznaczałoby bowiem, że przyjęli do wiadomości realną groźbę wojny. Nie chcieli jej. Ale działania magiczne nigdy nie będą stanowić tarczy dla kul i bomb. Największy problem z przetrwaniem, zwłaszcza nadchodzącej zimy, mogą mieć na Ukrainie ci, którzy pozostali w dużych miastach – mówi Jacek Pałkiewicz.

– W naszym poradniku „Wojna u progu” pokazujemy algorytmy decyzyjne, także te dotyczące odpowiedzi na zasadnicze pytanie: „Zostać czy uciekać?”. Im większe miasto, w im bardziej zaludnionym centrum mieszkasz, tym bardziej szala przechyla się w stronę ewakuacji. W dużych aglomeracjach bardzo szybko zabraknie nie tylko żywności, ale i czystej wody, środków higieny, odcięty zostanie gaz, prąd – i jak sobie w tej sytuacji poradzić na dziewiątym piętrze w bloku na wielkim osiedlu? A przecież w grę wchodzą także zagrożenia ludzkie. Nie łudźmy się – w sytuacji permanentnych braków, głodu, ale i poczucia bezkarności spowodowanego brakiem łączności w wielu ludziach zbudzą się demony. Miły sąsiad z naprzeciwka, spokojny osiłek z parteru mogą nagle wtargnąć do naszego mieszkania, ograbić nas, pobić, nawet pozbawić życia. Wiedzieli o tym już starożytni Rzymianie, posługując się maksymą: „Inter arma silent leges” [W czasie wojny milczą prawa]. I jak wówczas, tak i dziś prawa milkną podczas wojny. Jaka rada, jeśli już zostajemy w ludzkim skupisku? Przede wszystkim miejmy świadomość relacji preferencji. Innymi słowy, wciąż odpowiadajmy sobie na pytanie, co jest najważniejsze? A priorytetem podczas działań wojennych jest po prostu przetrwanie. Moje, moich bliskich. Na bok idą potrzeby związane z posiadaniem, komfortem – trzeba przetrwać, wówczas będzie szansa odbudowania swojego życia – dodaje Jacek Pałkiewicz.

Marcin Bąk ma podobne zdanie. – Bardzo łatwo jest nam przyzwyczajać się do pewnych rzeczy, zwłaszcza do rzeczy wygodnych. Rozniecenie ognia jest dla nas sprawą na ogół dość łatwą, nie pojmujemy, że jeszcze dwieście lat temu, przed wynalezieniem zapałek, skrzesanie płomienia nie było takie proste. Większość specjalistów od survivalu jest przekonanych, że najważniejszą sprawą jest wola przetrwania, nasze wewnętrzne nastawienie. Nie ekstra sprzęt, nie zapasy, nawet nie umiejętności. W KL Auschwitz zauważono ciekawą zależność – kobiety przywożone z zamożnych krajów Zachodu, Francji, Holandii, przyzwyczajone do pewnych standardów cywilizacyjnych, umierały znacznie szybciej niż Polki czy Rosjanki, które były na ogół twardsze, także wewnętrznie, i potrafiły w tych skrajnie trudnych warunkach lepiej zadbać o siebie. Nie jest łatwo człowiekowi wychowanemu w wielkim mieście przestawić się na „tryb awaryjny” i zacząć obywać bez większości zdobyczy cywilizacji, które czynią życie wygodniejszym – tłumaczy Marcin Bąk.
– Stare, dobre harcerstwo uczyło niegdyś, a i dzisiaj w niektórych drużynach uczy, jak znajdować się w nieco trudniejszej sytuacji, jak zadbać o siebie. Każdy człowiek, który miał za sobą już jakiś trening przybliżający do warunków ekstremalnych, był w wojsku na poligonie, w harcerstwie, zaliczył kurs survivalu, jest w sytuacji lepszej niż ktoś takich doświadczeń pozbawiony. Wie przynajmniej, że można się obyć bez prądu, że można ugotować zupę na dwóch ustawionych cegłach i prawdziwa katastrofa będzie dla niego mniejszym wstrząsem – zaznacza.

Plecak przetrwania

W czasie wojny, gdy system państwa się załamuje lub działa w bardzo ograniczony sposób, cały system wygód, którym obudował się dzisiejszy człowiek miejski, wyparowuje. Produkcja żywności na własne potrzeby też obciążona jest ryzykiem, że skorzysta z niej kto inny, bo w czasie chaosu tworzą się różne bandy zbrojne. Specjaliści od survivalu proponują, by stosować wtedy taktykę szarego wilka, czyli nie rzucać się w oczy, nie wychylać, starać się być przezroczystym dla innych ludzi, ale obserwować, co się dzieje wokół, szukać bezpiecznych dróg przejścia choćby po wodę, unikać sytuacji potencjalnie niebezpiecznych i najlepiej, o ile środki pozwolą, nie wychodzić z bezpiecznej kryjówki. Działać zgodnie z zasadą „trzech”: trzy sekundy nieuwagi może kosztować życie, podobnie jak trzy dni bez wody i trzy tygodnie bez jedzenia. Warto o to zadbać.

– Zanim nadejdzie kryzys wojenny, a nawet jeśli nie nadejdzie, dla własnego spokoju ducha, dla sportu niemal, warto zbadać różne źródła ewentualnego zaopatrzenia w żywność. Kupić survivalowy filtr do wody. Tabletki do odkażania. Przejrzeć i zaopatrzyć domowa apteczkę. Uzupełnić zapas baterii, latarek, świec. Zorientować się, gdzie można by przeczekać ewentualne bombardowanie. W Kalifornii, nawiedzanej wciąż przez trzęsienia ziemi, każda rodzina ma spakowane plecaki ucieczkowe – z ubraniami, wodą, dokumentami, apteczką. Warto się na nich wzorować i chociaż mieć pojęcie, co w takim plecaku winno się znaleźć – podkreśla Jacek Pałkiewicz. – Ważne jest także, by mieć świadomość, jakie zmiany zachodzą w naszych mózgach podczas wojny, w sytuacji zagrożenia, deprywacji. Bezsenność, nerwowość, poczucie omnipotencji, brak łaknienia, histeria, katalepsja – to wszystko może się pojawić w wyniku burzy adrenaliny, oksytocyny, zwiększonego ciśnienia… Każdy adept survivalu uczony jest podstaw psychosomatyki, by rozumieć, co się dzieje z jego organizmem w sytuacji krytycznej. Bo wiedzieć oznacza lepiej panować. Życząc sobie, by te emocje nas nigdy nie dotknęły, nie możemy jednocześnie gwarantować ani sobie, ani naszym dzieciom, że wojna będzie na zawsze jedynie mroczną opowieścią z kart historii. Dla własnego dobrostanu lepiej przygotować się na najgorsze i żyć z satysfakcją, że nam się te starania nie przydały. O tym wszystkim piszemy z Krzysztofem Petkiem w poradniku przetrwania „Wojna u progu”. Zebraliśmy tam dziesiątki odpowiedzi na kluczowe pytania – jak sobie radzić, gdy innym już opadną ręce. Warto być gotowym – dodaje.

Na top liście Marcina Bąka przedmiotów przydatnych w czasie katastrofy znajdują się: buty – wytrzymałe, lekkie, odporne na różne warunki pogodowe; plecak – średniej wielkości, wytrzymały, najlepiej z systemem molle umożliwiającym troczenie dodatkowych pakunków; nóż – najlepiej ze stałą, solidną rękojeścią; krzesiwo magnezjowe; poncho amerykańskie lub pałatka LWP – osłona przed deszczem, prowizoryczne schronienie; manierka US Army z metalowym kubkiem – możemy przenosić zapas wody i mamy naczynie nadające się od biedy do gotowania; monokular – lżejszy od lornetki, daje możliwość obserwacji terenu, przez który zamierzamy przejść; mały filtr do wody – nie będzie łatwo o wodę, czasem trzeba zadowolić się brudną; cienka, wytrzymała linka paracord.

Tekst pochodzi z 50. (1769) numeru „Tygodnika Solidarność”.


 

POLECANE
Nie chcę się kryć za żadnym immunitetem. Mateusz Morawiecki skomentował decyzję prokuratury polityka
"Nie chcę się kryć za żadnym immunitetem". Mateusz Morawiecki skomentował decyzję prokuratury

- Chętnie się zrzeknę immunitetu, ponieważ nie chcę się kryć za żadnym immunitetem - powiedział Mateusz Morawiecki, który skomentował wniosek prokuratury o uchylenie byłemu premierowi immunitetu. Chodzi o postępowanie w sprawie tzw. wyborów kopertowych.

Nie żyje David Lynch. Był trzy krotnie nominowany do Oscara z ostatniej chwili
Nie żyje David Lynch. Był trzy krotnie nominowany do Oscara

Nie żyje David Lynch, który był jednym z najbardziej znanych i oryginalnych amerykańskich reżyserów. Był autorem m.in. "Człowieka słonia", "Miasteczka Twin Peaks", "Dzikości serca", "Blue Velvet", czy "Mulholland Drive".

Patriotyzm gospodarczy Rafała Trzaskowskiego. Gorące komentarze internautów gorące
"Patriotyzm gospodarczy" Rafała Trzaskowskiego. Gorące komentarze internautów

Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski w czwartek odwiedził Łomżę, gdzie udał się do miejscowego sklepu. Pod jego wpisami pojawiła się masa gorących komentarzy od internautów.

Jest decyzja francuskiego parlamentu ws. wotum nieufności wobec rządu z ostatniej chwili
Jest decyzja francuskiego parlamentu ws. wotum nieufności wobec rządu

Zgromadzenie Narodowe (niższa izba parlamentu Francji) nie przyjęło w czwartek wniosku o wotum nieufności wobec rządu premiera Francoisa Bayrou. Za wnioskiem, złożonym przez część lewicy, głosowało 131 deputowanych. Do przyjęcia wotum nieufności niezbędnych było 288 głosów.

To on chce kupić Nord Stream. Nikt nie wie co z nim zrobi tylko u nas
To on chce kupić Nord Stream. Nikt nie wie co z nim zrobi

Na dnie Bałtyku leżą łącznie cztery nitki gazociągu Nord Stream 1 i Nord Stream 2. Każdy z tych gazociągów był przeznaczony do przesyłu gazu ziemnego z Rosji do Niemiec. Gazociągiem Nord Stream 1, który powstał w 2011 roku, płynęły do Niemiec rocznie 50 - 55 miliardów metrów sześciennych gazu. Niemcy zaspokajały ponad połowę swojego zapotrzebowania na gaz ziemny właśnie przy pomocy tego gazociągu.

Zespół Trumpa rozważa dwa scenariusze. Chodzi o amerykańskie sankcje na Rosję Wiadomości
"Zespół Trumpa rozważa dwa scenariusze". Chodzi o amerykańskie sankcje na Rosję

Według agencji Bloomberga, doradcy Donalda Trumpa mają przygotowywać strategię sankcji na Rosję, która mogłaby pomóc zakończyć wojnę na Ukrainie. Strategia doradców Trumpa ma zakładać dwa scenariusze, które mają złagodzić sankcje lub je zaostrzyć.

Słowacja: Atak nożownika w szkole. Nowe informacje Wiadomości
Słowacja: Atak nożownika w szkole. Nowe informacje

W czwartek na Słowacji doszło do ataku nożownika, który zabił co najmniej dwie osoby w szkole w Starej Wsi Spiskiej. Słowacka policja poinformowała, że ujęła 18-letniego ucznia tej placówki.

Północnokoreańscy żołnierze giną masowo na Ukrainie polityka
Północnokoreańscy żołnierze giną masowo na Ukrainie

Z relacji prezydenta Ukrainy wynika, że już niemal jedna trzecia żołnierzy wysłanych z Korei Północnej do walki z Ukraińcami została zabita bądź ranna. Informacje te potwierdził także szef estońskiego wywiadu sił obronnych pułkownik Ants Kiviselg.

Może kiedyś będzie działać. Krzysztof Stanowski pokazał miejską toaletę w Warszawie Wiadomości
"Może kiedyś będzie działać". Krzysztof Stanowski pokazał miejską toaletę w Warszawie

Krzysztof Stanowski z Kanału Zero udał się do Parku Skaryszewskiego w Warszawie, gdzie stoi toaleta miejska. Na miejscu okazało się, że toaleta, która kosztowała 650 tysięcy złotych jest nieczynna.

RPP podjęła decyzję dotyczącą stóp procentowych pilne
RPP podjęła decyzję dotyczącą stóp procentowych

Rada Polityki Pieniężnej na pierwszym posiedzeniu w tym roku zdecydowała ws. poziomu stóp procentowych w Polsce.

REKLAMA

To, co dobre na czas pokoju i prosperity, przestaje mieć znaczenie, gdy przychodzi kataklizm

Obecna rocznica stanu wojennego zbiega się z przykrym doświadczeniem milionów Ukraińców niemających dostępu do podstawowych środków do życia.
 To, co dobre na czas pokoju i prosperity, przestaje mieć znaczenie, gdy przychodzi kataklizm

13 grudnia 1981 roku nie tylko nie było „Teleranka”, nie było też telefonów ani żadnych zaplanowanych wydarzeń publicznych. Kilka tysięcy opozycjonistów już w nocy zostało aresztowanych i wywiezionych do miejsc internowania. W jednej chwili normalne życie w całej rozciągłości zostało zamrożone. Na ulicach wojsko i czołgi, w sklepach puste półki. I tak już zubożałe polskie społeczeństwo nie miało żadnej szansy przygotowania się na wszelkie braki, które miały nastąpić bardzo szybko wraz z wprowadzonym stanem wojennym.

Wojsko na ulicach

W ogólnym chaosie i blokadzie informacji komunistyczni włodarze Polski wprowadzili jeszcze godzinę policyjną oraz system kartkowy na podstawowe produkty spożywcze, który nie tylko bardzo komplikował życie, ale po prostu się nie sprawdzał, był dalece niewystarczający.

Stanie godzinami w kolejkach po „ochłapy”, których często nie starczało dla wszystkich, i powszechny brak wszystkiego dość szybko doprowadziły do powstania drugiego obiegu handlu żywnością oraz innych dóbr. – W Warszawie co dzień autobusami i pociągami przyjeżdżali handlarze z okolicznych wsi sprzedawać własne wyroby: mięso, wędliny, jaja, mleko, nawet warzywa – mówi mieszkaniec stolicy pan Zdzisław Kudela i twierdzi, że bez żywności ze wsi problem byłby poważny, ponieważ nawet gdy były kartki, nie było towaru.

Mieszkańcy miast w czasie kryzysu stają się szczególnie narażeni na przerwy w łańcuchach dostaw i działania wroga, co obecnie obserwujemy za naszą wschodnią granicą na Ukrainie. Ogromnym utrudnieniem jest brak możliwości wytwarzania żywności samemu.

Miasta kojarzą się z komfortem, łatwym dostępem do dóbr i dużym wyborem różnych usług oraz nieograniczonymi wręcz możliwościami realizacji swoich potrzeb ‒ dlatego ludzie przenoszą się do miast. Według ONZ do 2050 roku w miastach będzie żyło dwie trzecie wszystkich mieszkańców Ziemi, choć w orbicie oddziaływania terenów zurbanizowanych żyje już większość ludzi. W krajach biednego Południa w stolicach i wokół nich żyje nieraz kilkadziesiąt milionów ludzi. W Polsce jeszcze do niedawna około 68 proc. ludności mieszkało w miastach, jednak w przeciwieństwie do trendów światowych wraz z bogaceniem się wolimy zostawiać bloki z wielkiej płyty i przenosić się do miasteczek. To z kolei powoduje, że wzrasta poziom zurbanizowania tzw. prowincji i co roku powiększa się liczba wsi awansowanych do statusu miasta.

Ten trend „związany jest z postępem rewolucji naukowo-technicznej, koncentracją sił wytwórczych i form stosunków społecznych, z rozprzestrzenianiem się miejskiego stylu życia, zmianą stosunków i więzi społecznych, przemianą społeczeństw wiejskich w zróżnicowane społeczeństwa o charakterze pozarolniczym, z modernizacją całej sieci osadniczej. Inaczej mówiąc, urbanizacja oznacza modernizację i przenoszenie miejskiego stylu życia na wieś” – mówiła w rozmowie z PAP prof. dr hab. Daniela Szymańska z Katedry Studiów Miejskich i Rozwoju Regionalnego UMK.

Marcin Bąk, dziennikarz TV Republika, współpracownik „Tygodnika Solidarność” i znawca survivalu, w cyklu artykułów pod wiele mówiącym tytułem „Miasta umrą pierwsze” pisze: „Problem dotyczy mieszkańców miast, zwłaszcza wielkich aglomeracji, które uzależnione są od technologii w stopniu niespotykanym dotąd w historii. Po wyłączeniu tych technologii i rozpadzie państwa oraz wszelkich podległych mu służb w miastach zaczną się bardzo szybko rozgrywać sceny jak z Dantego. Jasne, że warto mieć dokąd uciekać z miasta, ale nawet jeśli takiego schronu przygotowanego nie mamy, pozostawanie w mieście nie wróży nic dobrego. Za miastem można starać się szukać ratunku, schronienia, pożywienia i mniej jesteśmy narażeni na towarzystwo zdesperowanych przedstawicieli naszej rasy, którzy przypomnieli sobie o swojej zwierzęcej naturze i starają się przeżyć za wszelką cenę… Dlatego na pytanie: «Czy uciekać?» odpowiedź brzmi: «Uciekać, uciekać jak zające!»”.

Algorytmy przetrwania

To, co dobre na czas pokoju i prosperity, przestaje mieć znaczenie, gdy przychodzi kataklizm. Jacek Pałkiewicz, polski podróżnik, odkrywca źródeł Amazonki, członek prestiżowego Królewskiego Towarzystwa Geograficznego, mówi, że w sytuacjach ekstremalnych trzeba być przygotowanym na trud, więc proponuje zadawanie sobie tego trudu, by kształtować w sobie dzielność. Na początek można zaczynać od rzeczy najprostszych: wchodzić po schodach, zamiast wjeżdżać windą, organizować wyprawy do lasu z kompasem i np. ograniczoną ilością wody.

– Bezprecedensowa terrorystyczna napaść wojsk Putina na Ukrainę spowodowała, że Europa zadrżała. Oto wojna, o której od lat tylko się mówiło albo działa się gdzieś tam w Afryce, nagle pojawiła się u naszego progu. XXI wiek nie okazał się żadną cezurą, Rubikonem, dzielącym nas na wieki od epoki przemocy. Najazd bezwzględny, brutalny, pełen łamania praw człowieka, gwałtów, uzmysłowił europejskim społeczeństwom, że bezpieczeństwo nie jest nam dane raz na zawsze. Trzeba o nie zabiegać, dbać, ale z tyłu głowy mieć świadomość, że każdy z nas może znaleźć się na terenach objętych działaniami wojennymi. W wywiadzie udzielonym mojemu współpracownikowi Krzysztofowi Petkowi polonistka z Żytomierza Julia Makszajewa opowiadała, że aż do eksplozji pierwszych rosyjskich rakiet niemal nikt nie zabezpieczał się na wypadek wojny. Nie tworzono zapasów, nie wzmacniano budynków, puste pozostawały apteczki. Mechanizm psychologiczny jest zrozumiały, to rodzaj zaklinania rzeczywistości. Mówimy przecież: „Nie wywołuj wilka z lasu!”, „Obyś nie wyrzekł tego w złą godzinę!”. Ukraińcy nie czynili przygotowań; takie działanie oznaczałoby bowiem, że przyjęli do wiadomości realną groźbę wojny. Nie chcieli jej. Ale działania magiczne nigdy nie będą stanowić tarczy dla kul i bomb. Największy problem z przetrwaniem, zwłaszcza nadchodzącej zimy, mogą mieć na Ukrainie ci, którzy pozostali w dużych miastach – mówi Jacek Pałkiewicz.

– W naszym poradniku „Wojna u progu” pokazujemy algorytmy decyzyjne, także te dotyczące odpowiedzi na zasadnicze pytanie: „Zostać czy uciekać?”. Im większe miasto, w im bardziej zaludnionym centrum mieszkasz, tym bardziej szala przechyla się w stronę ewakuacji. W dużych aglomeracjach bardzo szybko zabraknie nie tylko żywności, ale i czystej wody, środków higieny, odcięty zostanie gaz, prąd – i jak sobie w tej sytuacji poradzić na dziewiątym piętrze w bloku na wielkim osiedlu? A przecież w grę wchodzą także zagrożenia ludzkie. Nie łudźmy się – w sytuacji permanentnych braków, głodu, ale i poczucia bezkarności spowodowanego brakiem łączności w wielu ludziach zbudzą się demony. Miły sąsiad z naprzeciwka, spokojny osiłek z parteru mogą nagle wtargnąć do naszego mieszkania, ograbić nas, pobić, nawet pozbawić życia. Wiedzieli o tym już starożytni Rzymianie, posługując się maksymą: „Inter arma silent leges” [W czasie wojny milczą prawa]. I jak wówczas, tak i dziś prawa milkną podczas wojny. Jaka rada, jeśli już zostajemy w ludzkim skupisku? Przede wszystkim miejmy świadomość relacji preferencji. Innymi słowy, wciąż odpowiadajmy sobie na pytanie, co jest najważniejsze? A priorytetem podczas działań wojennych jest po prostu przetrwanie. Moje, moich bliskich. Na bok idą potrzeby związane z posiadaniem, komfortem – trzeba przetrwać, wówczas będzie szansa odbudowania swojego życia – dodaje Jacek Pałkiewicz.

Marcin Bąk ma podobne zdanie. – Bardzo łatwo jest nam przyzwyczajać się do pewnych rzeczy, zwłaszcza do rzeczy wygodnych. Rozniecenie ognia jest dla nas sprawą na ogół dość łatwą, nie pojmujemy, że jeszcze dwieście lat temu, przed wynalezieniem zapałek, skrzesanie płomienia nie było takie proste. Większość specjalistów od survivalu jest przekonanych, że najważniejszą sprawą jest wola przetrwania, nasze wewnętrzne nastawienie. Nie ekstra sprzęt, nie zapasy, nawet nie umiejętności. W KL Auschwitz zauważono ciekawą zależność – kobiety przywożone z zamożnych krajów Zachodu, Francji, Holandii, przyzwyczajone do pewnych standardów cywilizacyjnych, umierały znacznie szybciej niż Polki czy Rosjanki, które były na ogół twardsze, także wewnętrznie, i potrafiły w tych skrajnie trudnych warunkach lepiej zadbać o siebie. Nie jest łatwo człowiekowi wychowanemu w wielkim mieście przestawić się na „tryb awaryjny” i zacząć obywać bez większości zdobyczy cywilizacji, które czynią życie wygodniejszym – tłumaczy Marcin Bąk.
– Stare, dobre harcerstwo uczyło niegdyś, a i dzisiaj w niektórych drużynach uczy, jak znajdować się w nieco trudniejszej sytuacji, jak zadbać o siebie. Każdy człowiek, który miał za sobą już jakiś trening przybliżający do warunków ekstremalnych, był w wojsku na poligonie, w harcerstwie, zaliczył kurs survivalu, jest w sytuacji lepszej niż ktoś takich doświadczeń pozbawiony. Wie przynajmniej, że można się obyć bez prądu, że można ugotować zupę na dwóch ustawionych cegłach i prawdziwa katastrofa będzie dla niego mniejszym wstrząsem – zaznacza.

Plecak przetrwania

W czasie wojny, gdy system państwa się załamuje lub działa w bardzo ograniczony sposób, cały system wygód, którym obudował się dzisiejszy człowiek miejski, wyparowuje. Produkcja żywności na własne potrzeby też obciążona jest ryzykiem, że skorzysta z niej kto inny, bo w czasie chaosu tworzą się różne bandy zbrojne. Specjaliści od survivalu proponują, by stosować wtedy taktykę szarego wilka, czyli nie rzucać się w oczy, nie wychylać, starać się być przezroczystym dla innych ludzi, ale obserwować, co się dzieje wokół, szukać bezpiecznych dróg przejścia choćby po wodę, unikać sytuacji potencjalnie niebezpiecznych i najlepiej, o ile środki pozwolą, nie wychodzić z bezpiecznej kryjówki. Działać zgodnie z zasadą „trzech”: trzy sekundy nieuwagi może kosztować życie, podobnie jak trzy dni bez wody i trzy tygodnie bez jedzenia. Warto o to zadbać.

– Zanim nadejdzie kryzys wojenny, a nawet jeśli nie nadejdzie, dla własnego spokoju ducha, dla sportu niemal, warto zbadać różne źródła ewentualnego zaopatrzenia w żywność. Kupić survivalowy filtr do wody. Tabletki do odkażania. Przejrzeć i zaopatrzyć domowa apteczkę. Uzupełnić zapas baterii, latarek, świec. Zorientować się, gdzie można by przeczekać ewentualne bombardowanie. W Kalifornii, nawiedzanej wciąż przez trzęsienia ziemi, każda rodzina ma spakowane plecaki ucieczkowe – z ubraniami, wodą, dokumentami, apteczką. Warto się na nich wzorować i chociaż mieć pojęcie, co w takim plecaku winno się znaleźć – podkreśla Jacek Pałkiewicz. – Ważne jest także, by mieć świadomość, jakie zmiany zachodzą w naszych mózgach podczas wojny, w sytuacji zagrożenia, deprywacji. Bezsenność, nerwowość, poczucie omnipotencji, brak łaknienia, histeria, katalepsja – to wszystko może się pojawić w wyniku burzy adrenaliny, oksytocyny, zwiększonego ciśnienia… Każdy adept survivalu uczony jest podstaw psychosomatyki, by rozumieć, co się dzieje z jego organizmem w sytuacji krytycznej. Bo wiedzieć oznacza lepiej panować. Życząc sobie, by te emocje nas nigdy nie dotknęły, nie możemy jednocześnie gwarantować ani sobie, ani naszym dzieciom, że wojna będzie na zawsze jedynie mroczną opowieścią z kart historii. Dla własnego dobrostanu lepiej przygotować się na najgorsze i żyć z satysfakcją, że nam się te starania nie przydały. O tym wszystkim piszemy z Krzysztofem Petkiem w poradniku przetrwania „Wojna u progu”. Zebraliśmy tam dziesiątki odpowiedzi na kluczowe pytania – jak sobie radzić, gdy innym już opadną ręce. Warto być gotowym – dodaje.

Na top liście Marcina Bąka przedmiotów przydatnych w czasie katastrofy znajdują się: buty – wytrzymałe, lekkie, odporne na różne warunki pogodowe; plecak – średniej wielkości, wytrzymały, najlepiej z systemem molle umożliwiającym troczenie dodatkowych pakunków; nóż – najlepiej ze stałą, solidną rękojeścią; krzesiwo magnezjowe; poncho amerykańskie lub pałatka LWP – osłona przed deszczem, prowizoryczne schronienie; manierka US Army z metalowym kubkiem – możemy przenosić zapas wody i mamy naczynie nadające się od biedy do gotowania; monokular – lżejszy od lornetki, daje możliwość obserwacji terenu, przez który zamierzamy przejść; mały filtr do wody – nie będzie łatwo o wodę, czasem trzeba zadowolić się brudną; cienka, wytrzymała linka paracord.

Tekst pochodzi z 50. (1769) numeru „Tygodnika Solidarność”.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe