Czarny piątek kryptowalut. Wirtualne pieniądze przechodzą najpoważniejszy kryzys od swojego powstania
Tracą klienci oraz jeden z najbardziej nowatorskich projektów ekonomicznych, a kolejne giełdy ogłaszają bankructwa. Inwestowaniem w kryptowaluty będą zainteresowani wyłącznie przestępcy ukrywający dochody i piorący swoje pieniądze.
Sposób, w jaki funkcjonują kryptowaluty, jeszcze do niedawna wydawał się odpowiedzią na pytanie, w co inwestować, żeby mieć gwarancję wysokiej stopy zwrotu. Handel kryptowalutami w ciągu ostatnich 10 lat stał się na tyle popularny, że sięgali po niego nawet najbardziej wytrawni światowi inwestorzy, zaś największe gospodarki świata przygotowywały się do wprowadzenia do obiegu cyfrowych pieniędzy działających w oparciu o hybrydę waluty kontrolowanej przez państwo, ale rejestrowanej – podobnie jak krypto – wyłącznie przy pomocy niewymiennych tokenów, czyli istniejących wyłącznie w systemach komputerowych. Wirtualizacja walut dawała coś jeszcze – anonimowość na rynkach finansowych, pozwalającą miliarderom ukrywać swoje zasoby z dala od czujnych oczu urzędów skarbowych całego świata. Jednak to, co wydawało się najsilniejszym atutem świata nowych finansów, okazało się również jego najsłabszym ogniwem. Przynajmniej z punktu widzenia tysięcy oszukanych klientów, którzy na kłopotach FTX stracili łącznie ponad 10 miliardów dolarów i nie są w stanie wyśledzić swoich pieniędzy.
Padają kolejne giełdy
Kłopoty FTX Trading zaczęły się od zniknięcia – we wciąż nie wyjaśnionych okolicznościach – 600 tysięcy dolarów. Kiedy kwota strat zbliżyła się do miliarda dolarów, klienci giełdy natychmiast zaczęli wycofywać swój kapitał. W ciągu 72 godzin na biurku założyciela i dyrektora naczelnego giełdy Sama Bankmana-Frieda znalazły się wnioski o wypłatę na łączną kwotę sześciu miliardów dolarów.
Bankman-Fried natychmiast rozpoczął postępowanie naprawcze – sprowadziło się ono do propozycji sprzedaży giełdy kryptowalut jej największemu konkurentowi, innej giełdzie ‒ Binance. Niedługo po złożeniu propozycji wycofał z giełdy 10 miliardów dolarów aktywów swoich klientów do swojej spółki tradingowej Alameda i wystąpił do sądu z wnioskiem o ochronę przed bankructwem w Stanach Zjednoczonych i, tuż po złożeniu wniosku, podał się do dymisji. Dopiero śledztwo dziennikarskie pokazało, że wniosek o ochronę przed bankructwem został rozszerzony o spółkę Alameda i 130 powiązanych z firmą spółek rozsianych po całym świecie.
Dotychczas klienci FTX nie odzyskali ani centa ze swoich pieniędzy. Nie mają również niewymiennych tokenów, które mogliby zamienić na twarde dolary i euro.
Zaskakujący upadek giełdy postawił pod znakiem zapytania sens istnienia kryptowalut w całości. Kolejne informacje o znikających z FTX miliardach dolarów zmusiły giełdę Binance do wycofania się z przejęcia bankruta i zajęcia własnymi problemami. Wirtualne pieniądze przechodzą bowiem najpoważniejszy kryzys od swojego powstania. Kilka dni później również Binance zaczyna głośno mówić o możliwych kłopotach.
Następnego dnia wniosek o bankructwo składa kolejny kryptowalutowy globalny gigant. Giełda BlockFi wstrzymała już większość aktywności na swojej platformie, powołując się na „znaczną ekspozycję” na FTX i zapowiada wystąpienie do sądu z kolejnym wnioskiem – o ochronę sądową w celu restrukturyzacji, uregulowania długów i odzyskania pieniędzy inwestorów, które obiecuje natychmiast zwrócić.
W kolejnych dniach o niewypłacalności informują kolejne giełdy – Celsius Network i Voyager Digital, zaś wartość bitcoina spada z ponad 64 tys. dolarów do ledwie 20 tys. dolarów za walor.
Miłe złego początki
Jeszcze kilka miesięcy przed bankructwem nic nie wskazywało na nadchodzący kryzys. FTX Trading była giełdą, która rozpychała się łokciami na każdym obiecującym rynku. Nie tylko to; zaczęła również inwestować w promocję swojej marki. W ubiegłym roku FTX przejęła prawa do nazwy hali, w której swoje mecze rozgrywa koszykarska drużyna NBA Miami Heat. Przez następne 19 lat obiekt miał nosić nazwę FTX Arena.
Na drugiej półkuli – w Singapurze – brokerzy z innej giełdy kryptowalut, Independent Reserve, we współpracy z FTX rozpoczęli starania o likwidację zakazu reklam związanych z kryptowalutami. Zamiast tego – przekonywali parlamentarzystów południowo-azjatyckiego państwa – trzeba wprowadzić ramy regulacyjne chroniące konsumentów i inwestorów.
„Konieczne jest wprowadzanie odpowiednich przepisów, bo inaczej cała branża się załamie ‒ inwestorzy zwyczajnie stracą zaufanie do podmiotów, które pozwalają na zakup i sprzedaż krypto aktywów” – pisali do azjatyckich polityków.
Tymczasem Singapur jeszcze bardziej zaostrzył przepisy – dzisiaj giełdom kryptowalutowym nie wolno w tym kraju reklamować swoich usług w miejscach publicznych i prowadzić działań marketingowych, takich jak reklamy na stronach internetowych, w mediach społecznościowych i środkach transportu publicznego.
Podobnych rozwiązań można się spodziewać we wszystkich krajach, gdzie kryptowaluty maszerowały przez rynek w triumfalnym pochodzie.
Analitycy oczekują również kolejnych upadłości. Już dzisiaj jedni mówią o czarnym listopadzie, drudzy – z przekąsem – o „czarnym piątku” całego rynku, który być może kończy jedną z najciekawszych gospodarczych inicjatyw XXI wieku.
Kryptowaluty – jak przekonują – mogą się zachować tylko w transakcjach, w które zaangażowane są grupy przestępcze. Jako instrument inwestycyjny krypto raczej jest skończone.
Tekst pochodzi z 49. (1768) numeru „Tygodnika Solidarność”.