[Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Środowisko naturalne
Oczywiście obecnie powstała gnostyczna alternatywa do chrześcijańskiego rozumienia natury: zielona ideologia. Naturę należy czcić jak boginię Gaję. A – jak twierdzą najbardziej ekstremalne ruchy społeczne, np. Extinction Rebellion – ludzkość powinna po prostu wymrzeć. To jest najlepszy sposób na ocalenie Ziemi. Obserwuję takie trendy od dawna, ale w Polsce początkowo skoncentrowałem się na czymś innym. Po 1989 r. zajmowałem się głównie odkłamywaniem historii. Głównie w Polsce, gdzie byłem na stypendiach amerykańskich łącznie dwa i pół roku, badałem archiwa na potrzeby swego doktoratu. Zdecydowałem, że należy obalić największe kłamstwa PRL-u, czyli czarną legendę Narodowych Sił Zbrojnych oraz łgarstwo propagandowe o Gwardii Ludowej, Armii Ludowej i Polskiej Partii Robotniczej (PPR). Jak to się uda, runie cały mit PRL-u. W dużym stopniu to się powiodło, przynajmniej na razie. Nie zarzucałem jednak myślenia o sprawach współczesnych, ale głównie rozważałem je po angielsku. Jednym z palących problemów, którym się zainteresowałem, było zanieczyszczenie środowiska naturalnego przez komunistów. W Polsce była to doszczętna katastrofa, chociaż potem widziałem dużo gorsze rzeczy w post-Sowdepii.
W marksizmie i leninizmie zanieczyszczanie środowiska naturalnego było wpisane w te ideologie. Największym niszczycielem środowiska była ta sama struktura, która zajmowała się jego „ochroną”, czyli państwo. Cenzura i represje komunistyczne uniemożliwiały nawet otwarte rozmowy na temat tego problemu, nie mówiąc o jego rozwiązaniu. Dopiero gdy powstała Solidarność, pojawili się dbający o przyrodę i środowisko naturalne ekolodzy. Solidarność pomogła uratować w ten sposób polską spuściznę i naturę. Pisałem o tym w „An Environmental Battleground: Eco-Politics in Poland” [Pole bitwy środowiska naturalnego: Eko-polityka w Polsce], w: O.P. Dwivedi and Joseph G. Jabbra (red.), Managing the Environment: An East European Perspective [Zarządzając środowiskiem: Perspektywa z Europy Wschodniej] (Ontario: de Sitter Publications, 1995), s. 64–90.
Po 1989 r. nastała wolność, a więc można było otwarcie zidentyfikować problem i się nim zająć. Pomogła nam zagranica, w tym: Niemcy, Szwecja i inni. Udostępnili nam nowe technologie, przysłali odpowiednie fundusze. Zresztą było to w ich interesie, ponieważ większość zanieczyszczeń przenosi się zwykle drogą powietrzną i wodną.
I taka współpraca międzynarodowa jest jak najbardziej pożądana. Nie są natomiast pożądane deindustrializacja Polski czy zamknięcie kopalni – chyba że zbuduje się w ich miejsce kasyna, gdzie Niemcy i Szwedzi będą przegrywali krocie i hazardem zrekompensują zlikwidowane miejsca pracy w przemyśle i górnictwie. Tak się nie stało. Nie dość, że miejsca pracy w tych dziedzinach gospodarki zniknęły, to zniknął też opał. Taki okrutny skutek tych działań wynika nie z racjonalnej polityki gospodarczej i społecznej, ale z ekstremalnej ideologii. Jak wspomniałem, na Zachodzie dominuje zielona ideologia. W ramach Unii Europejskiej zielone stanowisko dyktuje nie to, żeby postawić na najbardziej wydajne i wydolne technologie, ale żeby przerzucić się na korzystanie z energii czerpanej ze słońca i wiatru, czyli instalowanie paneli słonecznych oraz wiatraków. Ani jedne, ani drugie nie generują wystarczającej ilości energii. Co więcej, te pierwsze zajmują niesamowitą powierzchnię, na której trzeba je instalować. A te drugie są największymi mordercami ptaków na świecie.
Zarówno panele, jak i wiatraki trzeba nieustannie subsydiować w ramach zielonej ideologii. Tej samej ideologii, której nie przeszkadza marnowanie wielkich powierzchni ziemi na panele słoneczne ani masowe zabijanie ptaków przez wiatraki, nie mówiąc już o miernych rezultatach w uzyskiwaniu elektryczności. Ta sama ideologia mówi, że nie można wykorzystywać najczystszej technologii generowania energii na świecie, czyli reaktorów jądrowych. Elektrownie atomowe to najlepszy sposób napędzania naszej cywilizacji i jednocześnie najbezpieczniejsze urządzenia produkujące energię na świecie. Zagrożenie dla środowiska istnieje w teorii, ale w praktyce jest minimalne, o ile zachowuje się wszystkie zasady bezpieczeństwa. Skąd więc nasze uprzedzenia? Na Zachodzie sprawa jest jasna: zielona ideologia, która paraliżuje wszelką działalność gospodarczą i wiele aspektów życia ludzkiego. Jej początki wywodzą się z potrzeby znalezienia przez ludzi substytutu religii. Na przykład postawa Grety Thunberg do złudzenia przypomina średniowiecznych jurodiwych „świętych młodzieniaszków” natchnionych Duchem Świętym z całym misterium, mistycyzmem i histerią religijną. Zresztą to zadufanie i przekonanie o własnej nieomylności charakteryzuje niemal wszystkich „zielonych” i innych rozmaitych „futerkowców”.
Pamiętajmy też, że przemysły: węglowy, gazowy i roponośny wspólnie jednoczyły się również przeciwko energii atomowej. W Kalifornii w latach dziewięćdziesiątych politycy Partii Demokratycznej, w tym sam gubernator „Moonbeam” Jerry Brown (ojciec), współpracowali z koncernem Getty Oil oraz indonezyjskimi spółkami węglowymi, aby zablokować inicjatywę kalifornijskich elektrowni atomowych. Tym spiskiem kierował jako główny prawnik ojciec obecnego gubernatora tego stanu. A wtórowało mu Hollywood. W jednym z horrorów lewacka aktorka Jane Fonda straszyła Amerykanów, że nuklearna katastrofa elektrowni atomowej w USA będzie miała natychmiastowe skutki i że to będzie koniec świata. Nigdy nic takiego się nie wydarzyło. Jednak cała antyatomowa kampania propagandowa naturalnie odbywała się z namaszczeniem i (hipokrytycznie) w celu ochrony środowiska. Tymczasem indonezyjski węgiel i inne produkty tego typu straszliwie zanieczyszczają przyrodę. No, ale politykom skutecznie udało się zniechęcić ludzi do pomysłu pozyskiwania energii nuklearnej. Rezultat jest taki, że dziś w Kalifornii brakuje elektryczności. Cyklicznie gaśnie światło (brownouts), czyli niszczenie konkurencji jest jednym z powodów uprzedzeń w stosunku do energii atomowej.
Ale jest jeszcze inne zatrute źródło – sowiecka agentura. To ona stała za wszechobecnymi znaczkami z napisem: „Atomkraft? Nein danke”, czyli „Energia atomowa? Nie, dziękuję”, falowymi demonstracjami i stałymi kampaniami przeciw elektrowniom nuklearnym. Sowieci potrafili zmanipulować ludzi na zachodzie Europy, aby ci pozbyli się nuklearnej energii na rzecz uzależnienia się od energii z Sowdepii. I tak jest do dziś. Tylko wojna na Ukrainie zmieniła trochę to równanie. Co będzie dalej? Czy odcięcie się od moskiewskiego „cyca” energetycznego jest zjawiskiem permanentnym dla Unii Europejskiej i każdego z jej krajów członkowskich? Zobaczymy. Tymczasem w Polsce antynuklearne uprzedzenia pochodzą przede wszystkim ze wspomnień o katastrofie w Czarnobylu, doskonałym przykładzie sowieckiego „gównozjadztwa”, gdzie komunistyczna niekompetencja doprowadziła do awarii reaktora i wycieku radioaktywnego w elektrowni atomowej. I jeszcze dochodzą do tego wieści o nielicznych wypadkach, takich jak Fukushima w Japonii, gdzie do awarii doszło pod wpływem trzęsienia ziemi i tsunami. Ani tsunami, ani sowieckie „gównozjadztwo” Polsce obecnie nie zagrażają, więc trzeba brać się do pracy. A w międzyczasie należy ściągnąć amerykański gaz ziemny do kraju oraz zaplanować dystrybucję nadwyżek elektryczności na całą Europę tak, żeby uniezależnić ją od postsowieckiej energii. I w dalszym ciągu należy korzystać z polskiego węgla. Bruksela będzie się wściekać, ale co z tego? Chodzi o to, aby Polacy bezpiecznie i w cieple przetrwali nadchodzącą zimę. To liczy się bardziej niż fanaberie zielonego fanatyzmu.
Waszyngton, DC, 3 listopada 2022 r.