[Felieton „TS”] Tomasz P. Terlikowski: Nadzieja dla złamanych
Generała – a tym jest przeor Wielkiej Kartuzji – najsurowszego zakonu pustelniczego tradycji zachodniej nie sposób podejrzewać o progresywizm czy niechęć do życia zakonnego. On – i wiele jest na to dowodów w tekście książki, o której mówię – jest głęboko zakorzeniony w tradycję życia mniszego i Kościoła katolickiego. A jednak – i to też jest moc owej pozycji – jej autor jest człowiekiem nie tylko niezmiernie otwartym, empatycznym, ale też świadomym zmian, jakie zachodzą w Kościele.
To, co napisał, w sposób bezpośredni odnosi się do życia zakonnego, ale wiele miejsc tej książki można polecić w ogóle członkom rozmaitych wspólnot katolickich, a także korzystającym z kierownictwa duchowego. O. Dysmas de Lassus ukazuje bowiem nie tylko piękno życia zakonnego i niebezpieczeństwa z nim związane, ale także wskazuje, kiedy powinny – nawet w zwykłym penitencie przystępującym do spowiedzi – zapalić się czerwone lampki, kiedy spowiedź i kierownictwo duchowe zamieniać się może w manipulację. Z taką sytuacją mamy do czynienia za każdym razem, gdy spowiednik, kierownik duchowy chce nas od siebie uzależnić, gdy zakazuje mówienia o grzechach innym, gdy chce nas związać poczuciem wyłączności.
Ważne jest w tej książce także ukazanie znaczenia prawa, tego jak brak prawnej, kanonicznej kontroli nad porywami Ducha (a niekiedy ducha), jak charyzmatyczna osobowość lidera, której nie kontroluje struktura, może jego samego, a także całą wspólnotę kierować na manowce. „Po co współżyciu nadawać strukturę? Po to, że jeśli nic nie ureguluje relacji między ludźmi, to szybko zapanuje najstarsze prawo – prawo silniejszego. „Między silnym a słabym, między bogatym a ubogim, między panem a sługą, wolność ciemięży, a prawo wyzwala”. Nie znaczy to, że prawo wystarczy, żeby wszystko uporządkować, gdyż trzeba jeszcze, żeby było ono trwałe, jak dodaje Lacordaire: „Każde zmienne prawo jest zdane na łaskę najsilniejszych, niezależnie od tego, jak wygląda forma rządów” – zauważa kartuz.
Wszystkie te rozważania przeniknięte są głęboką empatią, której najlepszym, najpiękniejszym przykładem pozostaje motto tej książki. „Wam wszystkim, znanym i nieznanym, którzy chcieliście oddać Bogu życie w wielkim uniesieniu miłości. Wam, których życie zakonne rozczarowało, a czasem niestety złamało. Nawet jeśli już straciliście wiarę, Bóg nigdy nie zapomni, że kiedyś chcieliście poświęcić Mu życie. Przez wzgląd na szacunek dla Was, a także z powodu smutku chcieliśmy sprawić, żeby Wasz krzyk był usłyszany” – napisał. I to jest istota tej książki.