Agnieszka Couderq-Kubas: Iwermektyna – lek na Covid-10 – i dlaczego nie ma go jeszcze w Polsce?

Chodzi przecież o to, jak zachowujemy się wobec ogromnego kowidowego nieszczęścia my sami? Jak sprawdzają się w nim nasze rządy, nasi naukowcy i służba zdrowia? Dla kogo pracują i kogo stawiają na pierwszym miejscu w swych działaniach? To są wszystko bardzo istotne zagadnienia, odpowiedzi, na które wpłyną na przyszłość ludzkości już w jej znaczeniu gatunku ludzkiego.
Niedawno na LinkedIn polubiłam wzmiankę o Albercie Sabinie, urodzonym w 1906 roku w Białymstoku lekarzu-wirusologu, który stworzył szczepionkę Polio, i rezygnując z korzyści finansowych z patentu, umożliwił w latach 1959-1962 zaszczepienie milionów dzieci. W ten sposób swym działaniem Albert Sabin ustanowił górną poprzeczkę skali humanizmu. To do niej należy dziś odnosić ocenę postępowania pracowników służby zdrowia na świecie i laboratoriów farmaceutycznych. A zatem, jak w niej wypadają? To materia skomplikowana, ale dla dobra sprawy trzeba spróbować ją choć nieco wyjaśnić.
Na wstępie trzeba podkreślić ogromne poświęcenie lekarzy, pielęgniarzy i innych pracowników medycznych pracujących przy chorych na Covid-19. Bohaterstwa wielu z nich nie znamy, i nie poznamy, bo i nie o poznanie tym ludziom chodziło. Docierają do nas tylko niektóre z przykładów ich heroizmu. Mówimy tu o ludziach na pierwszej linii frontu. Z tymi na drugiej i kolejnych liniach frontu antykowidowego sytuacja jest znacznie mniej klarowna.
Straszeni jesteśmy jej kolejnymi falami pandemii, codziennie bombardowani liczbami zgonów na koronawirusa. I jakoś dziwnie nikt nas nie informuje z równą regularnością o rosnącej liczbie śmierci niekowidowych, tych wynikłych z braku terminowej diagnozy i leczenia, które stały się naturalnymi konsekwencjami sytuacji, gdy nic oprócz koronawirusa nie jest ważne. Jesteśmy coraz to zaskakiwani lock-downami, niszczącymi lata pracy i życia milionów ludzi na świecie, ograniczeniami wolności w stopniu nieznanym nawet w ciężkiej komunie. W tej udręce, każe nam się patrzeć na szczepionki, serwowane nam przez koncerny farmaceutyczne jako na jedyną nadzieję na lepsze jutro, przy okazji uwalniając ich producentów od odpowiedzialności procesowej.
Tymczasem, istnieją inne rozwiązania. Pojawiły się już dawno, zaraz po wybuchu epidemii. Część lekarzy wirusologów i pulmonologów nie czekała na doświadczalne pomysły szczepionkowe laboratoriów farmaceutycznych. Zakładała bowiem, iż stworzenie prawdziwie bezpiecznego szczepionkowego antidotum zabierze kilka lat a nie kilkanaście miesięcy. Ponadto, nawet przy założeniu powstania skutecznej i bezpiecznej szczepionki, całe rzesze ludzi mogą nie być zaszczepione przez dłuższy czas z racji przeszkód czysto logistycznych albo też zdrowotnych leżących po ich stronie. Ci lekarze zaczęli rozglądać się za potencjalnym rozwiązaniem wśród istniejących leków tzw. generycznych, czyli już nie chronionych patentem.
Bywa tak nierzadko, iż lek na jedną przypadłość okazuje się mieć także działanie uzdrawiające na zupełnie inną, niepowiązaną. Na przykład sławetna Viagra powstała w wyniku badań nad lekiem na serce. W 2008 roku, związek bimatoprostu (Lumigen) podawany w celu leczenia wysokiego ciśnienia w oku, został zatwierdzony pod nazwą Latisse w celu zwiększenia wzrostu rzęs po tym, jak ludzie go przyjmujący zaobserwowali efektowny efekt uboczny. Finasteryd został po raz pierwszy użyty w leku Proscar w leczeniu obrzęku prostaty, ale później został zatwierdzony do leczenia łysienia pod nazwą Propecia, gdy pacjenci zgłaszali, że zauważyli korzystne zmiany we poroście włosów po zażyciu leku. Mając podobne przykłady na uwadze, specjaliści w różnych częściach świata zabrali się za poszukiwanie skutecznego i już istniejącego leku na Covid-19.
W miarę czasu z różnych regionów świata zaczęły dochodzić wieści o skuteczności leku pod nazwą Iwermektyna. Zdaniem wielu ekspertów jest to lek bezpieczny, z nieznacznymi efektami ubocznymi. W ciągu czterech dekad jego istnienia podano go ludziom wiele wiele razy. Jego regularne zażywanie, według wielu specjalistów, znacząco zmniejsza prawdopodobieństwo zarażenia się koronawirusem, co mogłoby zmniejszyć konieczność wprowadzania szkodliwych gospodarczo i społecznie lock-downów. Podanie go natomiast w ramach leczenia ma istotnie zmniejszać jego zakaźność, tym samym obniżając ryzyko zachorowania osób opiekujących się chorym, zarazem łagodząc sam przebieg choroby, redukując śmiertelność.
Lek spotyka się z krytyką wpływowych środowisk medycznych, w szczególności w krajach rozwiniętych, w USA i Europie, które można podejrzewać o wiszenie na pasku tzw. Big Pharma – czyli gigantów farmaceutycznych. A że te korporacje są mu przeciwne wydaje się logiczne – na nim nie zarobią bowiem wielkich kokosów. Lek może być produkowany wszędzie i przez każdego. W USA dziś koszt jednej pigułki w ekwiwalencie złotówkowym to mniej niż cztery złote.
Pomimo dużych nacisków na lekarzy pozytywnie wypowiadających się o działaniu Iwermektyny, lekiem tym już się leczy koronawirusa w wielu krajach. W Unii Europejskiej pierwsze lody przełamuje Słowacja, która z dniem 26 stycznia br. formalnie zezwoliła na terapię Iwermektyną. Stało się to możliwe dzięki ogromnemu naciskowi lekarzy, organizacji pozarządowych i dziennikarzy słowacckich, którego w Polsce jak na razie brak.
Terapia Iwermektyną jest już dziś przedmiotem sporów sądowych i dyskusji o prawach pacjenta do autonomicznej decyzji o swoim zdrowiu w kontekście wolności konstytucyjnych. W ostatnich tygodniach zeszłego roku rodzina pewnej starszej pani pozwała szpital w Buffalo do sądu, żądając podania jej Iwermektyny. Sąd przychylił się i wydał nakaz zastosowania leku. Ostatecznie, 80-letnia kobieta, w ciężkim stanie na respiratorze, w ciągu 48 godzin poczuła się na tyle lepiej, że mogła już sama oddychać. Została wyleczona i wyszła ze szpitala. Podobne dyskusje o prawie pacjenta do decyzji o własnym leczeniu toczą się wszędzie tam, dokąd informacja o korzyściach płynących z iwermektynowej terapii dotarły, a lek nie jest powszechnie dostępny lub utrudniane jest jego użycie w kontekście Covid-19.
Obecnie sprawa zastosowania Iwermektyny trafiła już do Światowej Organizacji Zdrowia. Jest to organizacja, która ostatnio cieszy się mniejszym niż kiedyś zaufaniem. Przyczyn takiego stanu rzeczy nie będziemy tu omawiać. Niemniej jednak napływające doniesienia nie powinny być dłużej ignorowane. Jeśli pozytywnych wyników badań będzie coraz więcej, nawet koncerny farmaceutyczne nic nie wskórają i być może skończy się tym, że lek zostanie powszechnie zastosowany w leczeniu koronawirusa.
Tymczasem w Polsce nie ma zezwolenia na jego użycie nawet jako środka przeciwpasożytniczego. Nie są prowadzone badania kliniczne. W użyciu w stopniu bardzo ograniczonym jest jedynie u zwierząt. A już dziś cena Iwermektyny na czarnym rynku, do którego zmuszone są uciekać zdesperowane rodziny chorych, wzrosła o 2000%.
Na zakończenie należy postawić kilka ważnych pytań. Czy rząd, który już blokuje prawo obywateli do prowadzenia działalności gospodarczej na podstawie kwestionowanych podstaw prawnych, nie powinien wesprzeć badań nad lekiem, kóry może zapobiec takiej konieczności?
A co jeśli okaże się, że najlepszym rozwiązaniem i szansą na powrót z krawędzi życia dla tysięcy już zmarłych i obecnie chorych była i jest niedostępna dziś w Polsce Iwermektyna? Jak w takim razie ocenimy w skali humanizmu Dr Alberta Sabina uporczywy brak działań, by im ją podać po stronie Rady Medycznej przy Premierze RP i rządu polskiego? Rządów innych krajów? Komisji Europejskiej?
Czyli ile jest cukru w cukrze? Chyba jednak zbyt mało. By cukier stał się cukrem, a Iwermektyna została przebadana pod kątem przydatności w leczeniu koronawirusa, być może potrzebna jest świadomość pacjentów i ich presja na rządzących.