Zielony Ład. Śmierć prawdziwa czy pozorowana?

„Już nie ma Europejskiego Zielonego Ładu, dlatego że w tej chwili zmienił się świat, jeżeli chodzi o kwestie dotyczące załamania łańcucha dostaw i tego, że musimy inwestować w nasz przemysł i w naszą konkurencyjność” – mówił w telewizyjnej debacie 12 maja Rafał Trzaskowski.
Niemiecka elektrownia węglowa Frimmersdorf, zdjęcie podglądowe Zielony Ład. Śmierć prawdziwa czy pozorowana?
Niemiecka elektrownia węglowa Frimmersdorf, zdjęcie podglądowe / Wikipedia CC BY-SA 3.0 / Stodtmeister

Co musisz wiedzieć?

  • Przez Europę przetoczyła się niedawno potężna fala rolniczych protestów.
  • Dzięki ETS2 potężne opłaty, które już dziś ponosimy w kosztach energii elektrycznej, za chwilę dopadną nas w innych dziedzinach życia.
  • Najwyższe koszty będą ponosili mieszkańcy najstarszych, nieocieplonych budynków jednorodzinnych.

 

Lecz choć prezydent Warszawy bardzo się starał, nawet na ogół łaskawy dla władzy portal Demagog uznał jego wypowiedź za fałsz. Zielony Ład był często poruszanym w kampanii wyborczej tematem. Oficjalnie nikt nie chciał go w surowej europejskiej wersji. Lecz czy znaczy to, że przestał nam zagrażać? Wręcz przeciwnie.

Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, które odbywały się w zeszłym roku, można było mieć złudzenia. Przez Europę przetoczyła się niedawno potężna fala rolniczych protestów. Choć w Polsce koalicja PO – PSL miała dla protestujących rolników jedynie gaz i pałki, w sąsiednich Niemczech przedstawiciele CDU, partii z tej samej rodziny politycznej, wręcz lansowali się na chłopskich pikietach. Był to specyficzny dla europejskiej polityki moment. Nie dość, że politycy bezobjawowej eurochadecji walczyli o głosy, to dodatkowo nie byli wcale pewni, z kim zawrą koalicję w przyszłej kadencji. Sondaże wskazywały bowiem, że europejski mainstream będzie musiał wejść w jakiś rodzaj układu z co najmniej jedną z konserwatywno-tożsamościowych frakcji. A te Zielonemu Ładowi były zdecydowanie przeciwne. 

 

Zabójczy ETS2

Gdy jednak przyznano już mandaty, okazało się, że jak zwykle „chadekom” łatwiej dogadać się z zielonymi. A ci, choć bardzo słabi, postanowili popchnąć UE jeszcze mocniej w stronę zielonego szaleństwa. Strona Komisji Europejskiej wciąż wyznacza te same cele: „Pierwszy kontynent neutralny dla klimatu do 2050 r.” i „Co najmniej 55 proc. mniej emisji gazów cieplarnianych netto w 2030 r. w porównaniu z poziomem z 1990 r.”. To ostatnie to już słynne „Fit for 55”, największe chyba zagrożenie dla polskiej gospodarki i zwykłych obywateli. Jak pisze portal Energetyka24.com: „W ramach pakietu Fit for 55 z 14 lipca 2021 r. Komisja Europejska wyznaczyła ambitne cele, w tym redukcję emisji gazów cieplarnianych o 55% do 2030 r. Kluczowym krokiem jest wprowadzenie systemu handlu emisjami EU ETS2, obejmującego budynki, transport drogowy oraz inne sektory”. W wielkim skrócie znaczy to tyle, że potężne opłaty, które już dziś ponosimy w kosztach energii elektrycznej, za chwilę dopadną nas w wielu innych dziedzinach życia, w rachunkach za ogrzewanie domów, w cenach paliwa czy kosztach podróży. Według wyliczeń przedstawionych przez portal Forsal.pl, dla rodziny używającej do gotowania i ogrzewania węgla koszty wzrosną o 17 347 zł do 2055 r., a dla ogrzewającej się gazem – o 28 330 zł do 2055 r. W międzyczasie wszystkie budynki ogrzewane gazem spadną do najniższej klasy energetycznej, co oznacza, że nie będzie można ich sprzedać ani wynająć. Choć informacje na ten temat nie są wcale całkowicie przemilczane przez media, nie budzą na razie żywiołowej reakcji społecznej. Być może dlatego, że są tak absurdalne i tak trudne do wyobrażenia, że większość przyszłych ofiar tego szaleństwa zwyczajnie nie przyjmuje tego do wiadomości. 

 

Rząd ignoruje problem

Ratunkiem mógł być rządowy program „Czyste Powietrze”, ale jego obecne działanie to typowy przykład chaosu, który opanował państwo pod rządami Koalicji 13 grudnia. Zresztą problemem jest tu też brak zaufania obywateli do unijnych dyrektyw. Przecież jeszcze kilka lat temu gaz uznawany był za ekologiczny, a z państwowych czy unijnych funduszy można było uzyskać dofinansowanie również na wymianę starszych typów ogrzewania na kotły gazowe. Sytuację zmienił dopiero wybuch wojny na Ukrainie. Gdy spadły na nią pierwsze bomby, a Niemcy musieli rezygnować ze swoich wspaniałych biznesów z kremlowskim katem, gaz stał się nagle dużo mniej ekologiczny niż kilka lat wcześniej. Ratunkiem mógłby też być polski atom, jednak i w tej dziedzinie ekipa Donalda Tuska jedynie markuje działania, dodając kolejne lata opóźnienia, które tak naprawdę liczy się od wstrzymania budowy Żarnowca pod koniec lat 80. Choć rząd wciąż podkreśla konieczność budowy polskiej elektrowni, realna strona zagadnienia sprowadza się do słów. I do zamknięcia jedynego polskiego reaktora „Maria”, w wyniku tak absurdalnych błędów urzędniczych, że trzeba bardzo wiele dobrej woli, by nie widzieć w tym sabotażu. Wygląda więc na to, że ratunku nie ma – a raczej nie ma woli rządzących, by nas ratować. W dostępnej od roku analizie Wandy Buk i Marcina Zwolińskiego „Analiza wpływu ETS2 na koszty życia Polaków”, z której pochodzą przytoczone powyżej szacunki, czytamy: „Ze względów klimatycznych należymy do grona państw z zapotrzebowaniem na ciepło przekraczającym średnią unijną. Mamy też najwyższe w Europie wykorzystanie węgla, będącego najbardziej emisyjnym paliwem, do ogrzewania budynków mieszkalnych”. 

 

„Nieład” w kampanii

Najwyższe koszty będą ponosili mieszkańcy najstarszych, nieocieplonych budynków jednorodzinnych. Może więc jednak nie powinniśmy tak spieszyć się z tym węglem? Jego przeciwnicy podkreślają, że wydobycie czarnego złota lub jego brunatnego odpowiednika jest kosztowne i nieopłacalne. Może jednak warto zapytać, czy przypadkiem komuś nie zależy na tym, by właśnie tak było? Przecież, dziwnym trafem, naszym sąsiadom to wciąż się opłaca. Nawet u nas. W kampanii węgiel przewijał się w przekazie większości polityków, jednak przekaz był oczywiście niejednolity. Karol Nawrocki przekładał na nasze Trumpowskie: „Drill, baby, drill”, mówiąc: „Polski węgiel trzeba fedrować, wydobywać i rozwijać Rzeczpospolitą Polską”, i postulował szerokie użycie węgla do czasu wybudowania mocnej infrastruktury jądrowej. Wydaje się to najbardziej rozsądnym podejściem do tematu, wymaga jednak współdziałania rządu i woli budowy elektrowni. Możemy spodziewać się, że z jednym i drugim będzie krucho. Przypomnijmy przy okazji, że Nawrocki zapowiadał również obniżenie rachunków za energię poprzez zmiany w ETS, a także współpracę państw przeciwnych Zielonemu Ładowi. Przeciwko Zielonemu Ładowi z podobnych pozycji wypowiadali się Grzegorz Braun, Marek Jakubiak, Sławomir Mentzen, choć z ich wypowiedzi można wychwycić też inne akcenty. Braun w typowy dla siebie sposób skupiał się na aspekcie ideologicznym, Jakubiak dostrzegał w nim narzędzie dominacji Niemiec, a Mentzen zwracał uwagę na bezsens przedsięwzięcia, w którym nie biorą udziału inne kontynenty, co obniża konkurencyjność gospodarki europejskiej. Ale i druga strona na czas wyborów przyjęła bardziej zachowawcze niż na co dzień stanowisko. Rafał Trzaskowski zapomniał na moment, że był określany „ambasadorem Zielonego Ładu” i poza wspominaną już negacją mówił o zmniejszaniu kosztów czy wydłużeniu okresu odchodzenia od węgla. Szymon Hołownia i Magdalena Biejat nie krytykowali unijnych propozycji, stawiali natomiast postulat zdjęcia kosztów tej operacji z obywateli. Biejat twierdziła, ze odejście od węgla jest nieuchronne, zarzucając kłamstwo zwolennikom tezy przeciwnej. Adrian Zandberg (a z drugiej strony Artur Bartoszewicz) skupiał się na energii atomowej.

 

Czasy się (nie) zmieniły

Zapewne jeszcze pamiętają Państwo, jak przed pierwszą turą wyborów Rafał Trzaskowski pozycjonował się trochę niespodziewanie jako kandydat wyważony, odwołujący się do tradycji i patriotyzmu, zwłaszcza w gospodarce. W miejscach, które odwiedzał, w tajemniczy sposób znikały nawet tęczowe flagi, jeśli akurat były obecne wcześniej w przestrzeni miejskiej. Ale już dwa tygodnie od swej przegranej Trzaskowski poszedł znów w Warszawie z Paradą Równości, tym razem szokującą konserwatystów już nie tylko ekscentrycznymi i wyzywającymi strojami przedstawicieli społeczności LGBT, a udziałem (zresztą chyba nie pierwszy raz…) satanistów idących w tym samym pochodzie ze swoimi transparentami. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ tak samo szybko może zmienić się stanowisko w każdej sprawie, zwłaszcza gdy zmiana jest tylko powrotem na stare tory. „Czasy się zmieniły” – słyszeliśmy w kampanii wiele razy. Europa miała stawiać na konkurencyjność i rezygnować z ekoszaleństwa (lub, dla rządzących, w ich nowej narracji, ekonadgorliwości) niszczącego jej gospodarkę. Jednak rzeczywistość temu przeczy. Oto jeszcze w trakcie kampanii wyborczej Polska podpisała z Francją traktat oficjalnie dotyczący gwarancji bezpieczeństwa. Kto się w niego wczytał, ze zdziwieniem mógł odkryć, że dokument ten zawiera zobowiązania do „przyczynienia się do osiągnięcia europejskich celów klimatycznych, w tym celu na 2030 rok i neutralności klimatycznej UE do 2050 roku, w sposób zapewniający i zwiększający konkurencyjność europejskiego przemysłu przy jednoczesnym osiągnięciu transformacji społecznej i przemysłowej”. „Strony dążą do przeprowadzenia transformacji ekologicznej” i kontynuują „współpracę w zakresie wspierania transformacji ekologicznej miast, regionów i samorządów terytorialnych”. Czyli – nie zmienia się nic. 

 

Jazda na ścianę

W styczniu 2024 roku wiceminister Urszula Zielińska podczas wystąpienia w Brukseli składała ważne, choć niekonsultowane z Polakami deklaracje. – Przyjechałam tu z wiadomością, że Polska zwiększy wysiłki w walce ze zmianami klimatu. [...] Neutralność klimatyczna do 2050 roku to oczywisty cel, który jako Polska musimy osiągnąć. Musimy wykonać naszą część zadania. Będę przekonywać do tego resztę członków rządu. Myślę, że podążamy w tym kierunku – mówiła wówczas. Co więcej, zaszokowała deklaracją, że „należy przyjąć cel redukcji emisji gazów cieplarnianych o 90 proc. do 2040 r.” I gdy kampania już się skończyła, powtórzyła niemal wszystko, co padło z jej ust niecałe półtora roku wcześniej, dodając jednak, że nie robimy wystarczająco szybkich postępów, więc – musimy przyspieszyć. I przyspieszamy. Oto Ministerstwo Klimatu i Środowiska rezygnuje z planów eksploatacji jednego z największych złóż węgla brunatnego w Europie rozciągającego się między Legnicą a Głogowem. Potężne pokłady węgla, kilkanaście lat temu wpisane na listę ochrony kopalin, mają z niej zostać wykreślone. – Brak zabezpieczenia strategicznych złóż jest dużym błędem. Żaden kraj lekką ręką nie pozbywa się takiego bogactwa. Zwłaszcza że w najbliższych latach technologia może się zmienić na tyle, że można by było z tego złoża skorzystać – mówił portalowi Tysol.pl Wojciech Ilnicki, przewodniczący Rady Krajowej Sekcji Górnictwa Węgla Brunatnego NSZZ „Solidarność”. Wygląda jednak na to, że taki kraj – a raczej taki rząd – się znalazł. Wykreślenie złoża oznacza możliwość wkroczenia na zastrzeżony dotąd teren samorządów, a w ślad za nimi zapewne deweloperów, co uniemożliwi korzystanie z naturalnych bogactw nawet przy ewentualnej zmianie w ministerstwie. Tymczasem legnickie pokłady węgla dla elektrowni w Bełchatowie wystarczyłyby na… 500 lat. Obecnie jednak surowce dostępne bez inwestycji zaczynają się kończyć, inwestycje są skreślane z planów lub jedynie pozorowane, w efekcie za chwilę może zabraknąć nam prądu i trzeba będzie ratować się jego importem. 

 

Jedyna szansa

Z jednej strony wygląda na to, że nawet politycy mainstreamu zdają sobie sprawę z problemów, które generuje Zielony Ład i jego poszczególne odnogi. Dla całej Europy jest to dramatyczne uderzenie w konkurencyjność przemysłu, dla wyjątkowej, jeśli chodzi o strukturę energetyczną, i relatywnie chłodnej Polski również potężny cios w finansowe i bytowe podstawy egzystencji obywateli. O ile jednak poszczególne branże (jak niemiecki przemysł motoryzacyjny) czy kraje (jak Węgry czy Włochy) potrafią kwestionować samobójcze pomysły, nasz rząd nie chce i nie potrafi wykazać się asertywnością, stawiając naszą gospodarkę, a za chwilę całe społeczeństwo na ołtarzu swego bycia europejskim prymusem. Nadzieją może być referendum, którego domaga się Solidarność, a które wspiera prezydent elekt Karol Nawrocki. Szansą jest też zmiana układu sił po kolejnych wyborach. Pozostaje jednak pytanie, czy zdążymy uciec spod zielonego topora. 


 

POLECANE
Bezradna antytrumpowska histeria. A jaki pomysł ma Europa? tylko u nas
Bezradna antytrumpowska histeria. A jaki pomysł ma Europa?

Histeria antytrumpowska wylała się już z piątku na sobotę. Media i politycy rozpoczęli krytykowanie Trumpa za spotkanie z Putinem. Europa daje w ten sposób kolejny dowód swojej naiwności i bezradności.

Rosja sprzeciwiła się wysłaniu wojsk NATO na Ukrainę z ostatniej chwili
Rosja sprzeciwiła się wysłaniu wojsk NATO na Ukrainę

Rosja sprzeciwia się rozmieszczeniu wojsk NATO na Ukrainie – podało w poniedziałek rosyjskie ministerstwo spraw zagranicznych, cytowane przez agencję Reutera.

Donald Trump ośmieszył europejskich liderów gorące
Donald Trump ośmieszył "europejskich liderów"

Zakończyła się rozmowa Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim. Na swoją kolej czekali "europejscy liderzy", którzy przylecieli z Zełenskim.

Europejscy liderzy spotkali się z Donaldem Trumpem z ostatniej chwili
Europejscy liderzy spotkali się z Donaldem Trumpem

Władimir Putin zgodził się na gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy – poinformował prezydent USA Donald Trump na początku spotkania z europejskimi przywódcami i prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. Trump zapowiedział również dyskusję o wymianie terytoriów.

Paweł Jabłoński: Część niemieckich polityków i przemysłowców ucieszyłaby się ze wznowienia relacji z Rosją tylko u nas
Paweł Jabłoński: Część niemieckich polityków i przemysłowców ucieszyłaby się ze wznowienia relacji z Rosją

- Część niemieckich polityków ucieszyłaby się ze wznowienia relacji z Rosją – mówi w rozmowie z Mateuszem Kosińskim Paweł Jabłoński, poseł PiS.

Zełenski wyciągnął list. To nie dla Ciebie z ostatniej chwili
Zełenski wyciągnął list. "To nie dla Ciebie"

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski wręczył w poniedziałek prezydentowi USA Donaldowi Trumpowi list od swojej żony, Ołeny Zełenskiej. Poprosił amerykańskiego przywódcę o przekazanie go swojej małżonce, Melanii.

Niemieckie media: Kto przeprosi Ruchniewicza i Niemców? gorące
Niemieckie media: "Kto przeprosi Ruchniewicza i Niemców?"

''Kto przeprosi Ruchniewicza i Niemców za cios w niemiecko-polską przyjaźń?'' – pyta specjalizująca się w sprawach polsko-niemieckich niemiecka publicystka Gabriele Lesser na łamach ''Die Tageszeitung''. Pytanie odnosi się oczywiście do szeregu skandali, które wywołał nowy szef Instytutu Pileckiego Krzysztof Ruchniewicz, i ich konsekwencji.

Trump: Będziemy omawiać z Zełenskim ochronę podobną do artykułu 5 z ostatniej chwili
Trump: Będziemy omawiać z Zełenskim ochronę podobną do artykułu 5

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski przybył do Białego Domu na spotkanie z przywódcą USA Donaldem Trumpem. – Będziemy omawiać ochronę podobną do artykułu 5, damy Ukrainie dobrą ochronę – przekazał Donald Trump.

PKO BP wydał pilny komunikat z ostatniej chwili
PKO BP wydał pilny komunikat

Oszuści wysyłają fałszywe e-maile ze złośliwym oprogramowaniem. Nie klikaj w linki ani załączniki – ostrzega PKO Bank Polski.

Zełenski przybył do Białego Domu. Wyjaśniło się, czy założył garnitur z ostatniej chwili
Zełenski przybył do Białego Domu. Wyjaśniło się, czy założył garnitur

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski przybył do Białego Domu w czarnej marynarce bez krawata. Przywitał go prezydent USA Donald Trump. Wcześniej media zastanawiały się, czy ukraiński polityk będzie miał na sobie oficjalny strój.

REKLAMA

Zielony Ład. Śmierć prawdziwa czy pozorowana?

„Już nie ma Europejskiego Zielonego Ładu, dlatego że w tej chwili zmienił się świat, jeżeli chodzi o kwestie dotyczące załamania łańcucha dostaw i tego, że musimy inwestować w nasz przemysł i w naszą konkurencyjność” – mówił w telewizyjnej debacie 12 maja Rafał Trzaskowski.
Niemiecka elektrownia węglowa Frimmersdorf, zdjęcie podglądowe Zielony Ład. Śmierć prawdziwa czy pozorowana?
Niemiecka elektrownia węglowa Frimmersdorf, zdjęcie podglądowe / Wikipedia CC BY-SA 3.0 / Stodtmeister

Co musisz wiedzieć?

  • Przez Europę przetoczyła się niedawno potężna fala rolniczych protestów.
  • Dzięki ETS2 potężne opłaty, które już dziś ponosimy w kosztach energii elektrycznej, za chwilę dopadną nas w innych dziedzinach życia.
  • Najwyższe koszty będą ponosili mieszkańcy najstarszych, nieocieplonych budynków jednorodzinnych.

 

Lecz choć prezydent Warszawy bardzo się starał, nawet na ogół łaskawy dla władzy portal Demagog uznał jego wypowiedź za fałsz. Zielony Ład był często poruszanym w kampanii wyborczej tematem. Oficjalnie nikt nie chciał go w surowej europejskiej wersji. Lecz czy znaczy to, że przestał nam zagrażać? Wręcz przeciwnie.

Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, które odbywały się w zeszłym roku, można było mieć złudzenia. Przez Europę przetoczyła się niedawno potężna fala rolniczych protestów. Choć w Polsce koalicja PO – PSL miała dla protestujących rolników jedynie gaz i pałki, w sąsiednich Niemczech przedstawiciele CDU, partii z tej samej rodziny politycznej, wręcz lansowali się na chłopskich pikietach. Był to specyficzny dla europejskiej polityki moment. Nie dość, że politycy bezobjawowej eurochadecji walczyli o głosy, to dodatkowo nie byli wcale pewni, z kim zawrą koalicję w przyszłej kadencji. Sondaże wskazywały bowiem, że europejski mainstream będzie musiał wejść w jakiś rodzaj układu z co najmniej jedną z konserwatywno-tożsamościowych frakcji. A te Zielonemu Ładowi były zdecydowanie przeciwne. 

 

Zabójczy ETS2

Gdy jednak przyznano już mandaty, okazało się, że jak zwykle „chadekom” łatwiej dogadać się z zielonymi. A ci, choć bardzo słabi, postanowili popchnąć UE jeszcze mocniej w stronę zielonego szaleństwa. Strona Komisji Europejskiej wciąż wyznacza te same cele: „Pierwszy kontynent neutralny dla klimatu do 2050 r.” i „Co najmniej 55 proc. mniej emisji gazów cieplarnianych netto w 2030 r. w porównaniu z poziomem z 1990 r.”. To ostatnie to już słynne „Fit for 55”, największe chyba zagrożenie dla polskiej gospodarki i zwykłych obywateli. Jak pisze portal Energetyka24.com: „W ramach pakietu Fit for 55 z 14 lipca 2021 r. Komisja Europejska wyznaczyła ambitne cele, w tym redukcję emisji gazów cieplarnianych o 55% do 2030 r. Kluczowym krokiem jest wprowadzenie systemu handlu emisjami EU ETS2, obejmującego budynki, transport drogowy oraz inne sektory”. W wielkim skrócie znaczy to tyle, że potężne opłaty, które już dziś ponosimy w kosztach energii elektrycznej, za chwilę dopadną nas w wielu innych dziedzinach życia, w rachunkach za ogrzewanie domów, w cenach paliwa czy kosztach podróży. Według wyliczeń przedstawionych przez portal Forsal.pl, dla rodziny używającej do gotowania i ogrzewania węgla koszty wzrosną o 17 347 zł do 2055 r., a dla ogrzewającej się gazem – o 28 330 zł do 2055 r. W międzyczasie wszystkie budynki ogrzewane gazem spadną do najniższej klasy energetycznej, co oznacza, że nie będzie można ich sprzedać ani wynająć. Choć informacje na ten temat nie są wcale całkowicie przemilczane przez media, nie budzą na razie żywiołowej reakcji społecznej. Być może dlatego, że są tak absurdalne i tak trudne do wyobrażenia, że większość przyszłych ofiar tego szaleństwa zwyczajnie nie przyjmuje tego do wiadomości. 

 

Rząd ignoruje problem

Ratunkiem mógł być rządowy program „Czyste Powietrze”, ale jego obecne działanie to typowy przykład chaosu, który opanował państwo pod rządami Koalicji 13 grudnia. Zresztą problemem jest tu też brak zaufania obywateli do unijnych dyrektyw. Przecież jeszcze kilka lat temu gaz uznawany był za ekologiczny, a z państwowych czy unijnych funduszy można było uzyskać dofinansowanie również na wymianę starszych typów ogrzewania na kotły gazowe. Sytuację zmienił dopiero wybuch wojny na Ukrainie. Gdy spadły na nią pierwsze bomby, a Niemcy musieli rezygnować ze swoich wspaniałych biznesów z kremlowskim katem, gaz stał się nagle dużo mniej ekologiczny niż kilka lat wcześniej. Ratunkiem mógłby też być polski atom, jednak i w tej dziedzinie ekipa Donalda Tuska jedynie markuje działania, dodając kolejne lata opóźnienia, które tak naprawdę liczy się od wstrzymania budowy Żarnowca pod koniec lat 80. Choć rząd wciąż podkreśla konieczność budowy polskiej elektrowni, realna strona zagadnienia sprowadza się do słów. I do zamknięcia jedynego polskiego reaktora „Maria”, w wyniku tak absurdalnych błędów urzędniczych, że trzeba bardzo wiele dobrej woli, by nie widzieć w tym sabotażu. Wygląda więc na to, że ratunku nie ma – a raczej nie ma woli rządzących, by nas ratować. W dostępnej od roku analizie Wandy Buk i Marcina Zwolińskiego „Analiza wpływu ETS2 na koszty życia Polaków”, z której pochodzą przytoczone powyżej szacunki, czytamy: „Ze względów klimatycznych należymy do grona państw z zapotrzebowaniem na ciepło przekraczającym średnią unijną. Mamy też najwyższe w Europie wykorzystanie węgla, będącego najbardziej emisyjnym paliwem, do ogrzewania budynków mieszkalnych”. 

 

„Nieład” w kampanii

Najwyższe koszty będą ponosili mieszkańcy najstarszych, nieocieplonych budynków jednorodzinnych. Może więc jednak nie powinniśmy tak spieszyć się z tym węglem? Jego przeciwnicy podkreślają, że wydobycie czarnego złota lub jego brunatnego odpowiednika jest kosztowne i nieopłacalne. Może jednak warto zapytać, czy przypadkiem komuś nie zależy na tym, by właśnie tak było? Przecież, dziwnym trafem, naszym sąsiadom to wciąż się opłaca. Nawet u nas. W kampanii węgiel przewijał się w przekazie większości polityków, jednak przekaz był oczywiście niejednolity. Karol Nawrocki przekładał na nasze Trumpowskie: „Drill, baby, drill”, mówiąc: „Polski węgiel trzeba fedrować, wydobywać i rozwijać Rzeczpospolitą Polską”, i postulował szerokie użycie węgla do czasu wybudowania mocnej infrastruktury jądrowej. Wydaje się to najbardziej rozsądnym podejściem do tematu, wymaga jednak współdziałania rządu i woli budowy elektrowni. Możemy spodziewać się, że z jednym i drugim będzie krucho. Przypomnijmy przy okazji, że Nawrocki zapowiadał również obniżenie rachunków za energię poprzez zmiany w ETS, a także współpracę państw przeciwnych Zielonemu Ładowi. Przeciwko Zielonemu Ładowi z podobnych pozycji wypowiadali się Grzegorz Braun, Marek Jakubiak, Sławomir Mentzen, choć z ich wypowiedzi można wychwycić też inne akcenty. Braun w typowy dla siebie sposób skupiał się na aspekcie ideologicznym, Jakubiak dostrzegał w nim narzędzie dominacji Niemiec, a Mentzen zwracał uwagę na bezsens przedsięwzięcia, w którym nie biorą udziału inne kontynenty, co obniża konkurencyjność gospodarki europejskiej. Ale i druga strona na czas wyborów przyjęła bardziej zachowawcze niż na co dzień stanowisko. Rafał Trzaskowski zapomniał na moment, że był określany „ambasadorem Zielonego Ładu” i poza wspominaną już negacją mówił o zmniejszaniu kosztów czy wydłużeniu okresu odchodzenia od węgla. Szymon Hołownia i Magdalena Biejat nie krytykowali unijnych propozycji, stawiali natomiast postulat zdjęcia kosztów tej operacji z obywateli. Biejat twierdziła, ze odejście od węgla jest nieuchronne, zarzucając kłamstwo zwolennikom tezy przeciwnej. Adrian Zandberg (a z drugiej strony Artur Bartoszewicz) skupiał się na energii atomowej.

 

Czasy się (nie) zmieniły

Zapewne jeszcze pamiętają Państwo, jak przed pierwszą turą wyborów Rafał Trzaskowski pozycjonował się trochę niespodziewanie jako kandydat wyważony, odwołujący się do tradycji i patriotyzmu, zwłaszcza w gospodarce. W miejscach, które odwiedzał, w tajemniczy sposób znikały nawet tęczowe flagi, jeśli akurat były obecne wcześniej w przestrzeni miejskiej. Ale już dwa tygodnie od swej przegranej Trzaskowski poszedł znów w Warszawie z Paradą Równości, tym razem szokującą konserwatystów już nie tylko ekscentrycznymi i wyzywającymi strojami przedstawicieli społeczności LGBT, a udziałem (zresztą chyba nie pierwszy raz…) satanistów idących w tym samym pochodzie ze swoimi transparentami. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ tak samo szybko może zmienić się stanowisko w każdej sprawie, zwłaszcza gdy zmiana jest tylko powrotem na stare tory. „Czasy się zmieniły” – słyszeliśmy w kampanii wiele razy. Europa miała stawiać na konkurencyjność i rezygnować z ekoszaleństwa (lub, dla rządzących, w ich nowej narracji, ekonadgorliwości) niszczącego jej gospodarkę. Jednak rzeczywistość temu przeczy. Oto jeszcze w trakcie kampanii wyborczej Polska podpisała z Francją traktat oficjalnie dotyczący gwarancji bezpieczeństwa. Kto się w niego wczytał, ze zdziwieniem mógł odkryć, że dokument ten zawiera zobowiązania do „przyczynienia się do osiągnięcia europejskich celów klimatycznych, w tym celu na 2030 rok i neutralności klimatycznej UE do 2050 roku, w sposób zapewniający i zwiększający konkurencyjność europejskiego przemysłu przy jednoczesnym osiągnięciu transformacji społecznej i przemysłowej”. „Strony dążą do przeprowadzenia transformacji ekologicznej” i kontynuują „współpracę w zakresie wspierania transformacji ekologicznej miast, regionów i samorządów terytorialnych”. Czyli – nie zmienia się nic. 

 

Jazda na ścianę

W styczniu 2024 roku wiceminister Urszula Zielińska podczas wystąpienia w Brukseli składała ważne, choć niekonsultowane z Polakami deklaracje. – Przyjechałam tu z wiadomością, że Polska zwiększy wysiłki w walce ze zmianami klimatu. [...] Neutralność klimatyczna do 2050 roku to oczywisty cel, który jako Polska musimy osiągnąć. Musimy wykonać naszą część zadania. Będę przekonywać do tego resztę członków rządu. Myślę, że podążamy w tym kierunku – mówiła wówczas. Co więcej, zaszokowała deklaracją, że „należy przyjąć cel redukcji emisji gazów cieplarnianych o 90 proc. do 2040 r.” I gdy kampania już się skończyła, powtórzyła niemal wszystko, co padło z jej ust niecałe półtora roku wcześniej, dodając jednak, że nie robimy wystarczająco szybkich postępów, więc – musimy przyspieszyć. I przyspieszamy. Oto Ministerstwo Klimatu i Środowiska rezygnuje z planów eksploatacji jednego z największych złóż węgla brunatnego w Europie rozciągającego się między Legnicą a Głogowem. Potężne pokłady węgla, kilkanaście lat temu wpisane na listę ochrony kopalin, mają z niej zostać wykreślone. – Brak zabezpieczenia strategicznych złóż jest dużym błędem. Żaden kraj lekką ręką nie pozbywa się takiego bogactwa. Zwłaszcza że w najbliższych latach technologia może się zmienić na tyle, że można by było z tego złoża skorzystać – mówił portalowi Tysol.pl Wojciech Ilnicki, przewodniczący Rady Krajowej Sekcji Górnictwa Węgla Brunatnego NSZZ „Solidarność”. Wygląda jednak na to, że taki kraj – a raczej taki rząd – się znalazł. Wykreślenie złoża oznacza możliwość wkroczenia na zastrzeżony dotąd teren samorządów, a w ślad za nimi zapewne deweloperów, co uniemożliwi korzystanie z naturalnych bogactw nawet przy ewentualnej zmianie w ministerstwie. Tymczasem legnickie pokłady węgla dla elektrowni w Bełchatowie wystarczyłyby na… 500 lat. Obecnie jednak surowce dostępne bez inwestycji zaczynają się kończyć, inwestycje są skreślane z planów lub jedynie pozorowane, w efekcie za chwilę może zabraknąć nam prądu i trzeba będzie ratować się jego importem. 

 

Jedyna szansa

Z jednej strony wygląda na to, że nawet politycy mainstreamu zdają sobie sprawę z problemów, które generuje Zielony Ład i jego poszczególne odnogi. Dla całej Europy jest to dramatyczne uderzenie w konkurencyjność przemysłu, dla wyjątkowej, jeśli chodzi o strukturę energetyczną, i relatywnie chłodnej Polski również potężny cios w finansowe i bytowe podstawy egzystencji obywateli. O ile jednak poszczególne branże (jak niemiecki przemysł motoryzacyjny) czy kraje (jak Węgry czy Włochy) potrafią kwestionować samobójcze pomysły, nasz rząd nie chce i nie potrafi wykazać się asertywnością, stawiając naszą gospodarkę, a za chwilę całe społeczeństwo na ołtarzu swego bycia europejskim prymusem. Nadzieją może być referendum, którego domaga się Solidarność, a które wspiera prezydent elekt Karol Nawrocki. Szansą jest też zmiana układu sił po kolejnych wyborach. Pozostaje jednak pytanie, czy zdążymy uciec spod zielonego topora. 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe