Kiecka a sprawa polska - historia wokół stroju Marty Nawrockiej

Co musisz wiedzieć?
- Marta Nawrocka została skrytykowana przez część "ekspertów" za ubranie dwukrotnie tej samej sukienki.
- Marta Nawrocka dopiero od kilku miesięcy zaznała miodu bycia publicznie rozpoznawalną.
- Do tej pory pracowała w w Służbie Celnej i Krajowej Administracji Skarbowej.
Oważ określiła ten incydent mianem „niestosownego”. Podobny niesmak wzbudził w znawczyni także całus złożony na policzku żony przez Karola Nawrockiego.
- Prezes PSL o próbie podważania wyniku wyborów: To bardzo niebezpieczne
- Komunikat dla mieszkańców Rzeszowa
- Wyłączenia prądu w Krakowie. Jest komunikat
- Putin wieszczy upadek Zachodu: „Sami wkrótce zdechną”
- Nowa prognoza IMGW. Oto co nas czeka w najbliższym czasie
- Krzyki i dziwne, histeryczne zachowanie na antenie TVN24. Dziennikarze zachwyceni
- Komunikat dla mieszkańców oraz turystów woj. pomorskiego i warmińsko-mazurskiego. Wraca ważne połączenie
- Od 1 lipca ważne zmiany dla przyszłych kierowców. Sprawdź, co się zmieni
- "Długie, zakrzywione zęby wystające z pyska". Komunikat opolskiego zoo
Niezajeżdżalne
No tak – Eva „Evita” Perón w czasie publicznych występów nigdy nie założyła dwukrotnie tego samego kostiumu, a często zmieniała je trzy, nawet cztery razy dziennie. W najgorętszym dniu potrafiła narzucić na siebie wspaniałe futro z norek, kochała kreacje od Diora i pantofle Ferragamo. Słowem, uosabiała prezydencki glamour, do którego daleko naszej przyszłej prezydentowej z powodów finansowych. Jednak wiadomo – pani Nawrocka będzie podglądana i „rozbierana” przez znawców dress code’u w każdej sytuacji, bo… jest atrakcyjną kobietą. Albowiem tylko powabne damy ze społecznego świecznika są kuszącym obiektem dla paparazzi wszelkiej maści. Aparycję Anny Komorowskiej jakoś pomijano dyskretnym milczeniem… Również na Barbarę Bush, pomimo jej licznych zasług, fotoreporterzy nie kierowali zbyt często obiektywów. O urodzie gospodiny Chruszczowej nie ma co wspominać – standard sowiecki, choć podobno była to całkiem bystra i oczytana kobieta, przy tym oddana żona Nikity, któremu prała, gotowała i gwarantowała domowe ciepełko. Ale zewnętrznie jej walory przywodziły na myśl wdzięk ZiŁ-a, opancerzonego samochodu dla radzieckich dygnitarzy.
Co innego Carla Bruni, piękna jak ferrari, piosenkarka i ex-supermodelka, od 2008 roku żona Nicolasa Sarkozy’ego (wiem, teraz jego nazwisko kiepsko się kojarzy), która swe fotowizerunki liczy w milionach. Z jej fotodokumentacją mogłaby konkurować chyba tylko księżna Di, gdyby nie zakończyła życia w kwiecie wieku (przez fotograficznych szpiegów zresztą). Wczesne zejście nie grozi „pierwszej babci Francji”, jak złośliwcy nazywają Brigitte Trogneux, od 2007 roku małżonkę Emmanuela Macrona, starszą od prezydenta Republiki Francuskiej o 24 lata. Ten model ma tradycje i kształty szlachetne jak peugeot, świetne nogi, ale… plotki głoszą, że to facet po tranzycji płciowej. Podobne spiskowe teorie o zmianie płci dotyczą superkobiecej Michelle Obamy, pierwszej nie-białej first lady w USA (jak ford – może być w każdym kolorze, byle czarnym) – co już było wystarczającym powodem, by świat koncentrował uwagę na jej wyglądzie.
Pierwsze w obiektywie
Cofnijmy się o kilkadziesiąt lat. W międzywojniu na polskim podwórku, a raczej na salonach i w błyskach fleszy, brylowała Maria Mościcka, pierwsza dama, choć druga żona Ignacego Mościckiego. Pierwsza polska przedwojenna prezydentowa, która wyraźnie lubiła reprezentacyjną rolę. Dwukrotnie młodsza od prezydenta, zresztą wyjątkowo przystojnego mężczyzny (i także namiętnego imprezowicza), wykazywała się znakomitym wyczuciem stylu, co przekładało się na wielokrotnie jej przyznawany tytuł królowej balu (a chętnie balowała). To była epoka, kiedy tylko podczas oficjalnych sytuacji można było robić zdjęcia osobom z socjety. Toteż nie bardzo wiadomo, jak ponętna prezydentowa wyglądała w domowych pieleszach – żaden fotograf nie ośmieliłby się jej uwieczniać bez stosownej kreacji, fryzury i makijażu, a nade wszystko, bez jej wiedzy! Zawód paparazzich jeszcze nie istniał, w prywatnych okolicznościach żony głów państwa nie musiały dbać o… wygląd swoich głów. A skoro o tym mowa: Agata Kornhauser-Duda, powszechnie chwalona za ubraniową „klasyczną klasę”, po latach wierności krótkiej fryzurze zapuściła włosy! Teraz nosi dłuższego boba, choć nadal w jasnoblond odcieniu. Ale jeśli chodzi o tytuł arbitra elegancji w kategorii pierwsza dama, to w III RP palmę pierwszeństwa dzierży Jolanta Kwaśniewska, „prezydentowa serc”, od lat uważana za najlepszą polską pierwszą damę. Wizualnie nie mogły z nią konkurować ani jej następczyni Maria Kaczyńska, ani poprzedniczka Danuta Wałęsa – obydwie zbyt skromne i „niewyględne”, żeby wyznaczały standardy elegancji. Anna Komorowska stanowiła zaprzeczenie szyku, za to Agata Duda na jej tle wzniosła się na Himalaje świadomego outfitu. Marta Nawrocka ma potencjał: zgrabną sylwetkę, charakterną buzię, sprężyste ruchy i intuicyjną niechęć do przewalonych kreacji.
Jak ona wiesza pranie?
Na jej widok tłum na wiecach przedwyborczych skandował: „Pierwsza Dama, Pierwsza Dama!”, choć jeszcze nią nie była. Znaczy – ludzie polubili ją, uznali jej prezencję za godną prezydentowej. Ale to tylko akcelerowało ataki przeciwników Karola Nawrockiego, którzy dla deprecjacji prawicowego kandydata, a obecnie prezydenta elekta, nie cofali się przed niczym. Hejtowano ją za wszystko – odruchy czułości wobec męża (i vice versa), wychowanie córeczki, ba! nawet rozwieszanie prania na balkonie okazało się czynnością naganną. Wypomniano jej również przeszłość i wczesne macierzyństwo. Na szczęście Marta Nawrocka to twarda sztuka. Szybko oswoiła się z grzebaniem w jej życiorysie i nieustannym fotograficznym szpiegostwem. Jak opowiadała, od pewnego czasu jest śledzona przez pewną fotografkę, do której na tyle się przyzwyczaiła, że ma ochotę „wyjść do niej z kawą”.
W efekcie tych fotopodchodów na panią Nawrocką spadła fala krytykanctwa ze strony rozmaitej maści fashonistów, szafiarek, tiktokowych stylistów i innych ekspertów od ciuchów.
Czy jej stylizacje są godne pierwszej damy? Jeden z tiktokowych specjalistów uznał, że przyszła first lady ma jeszcze sporo do nadrobienia. Sztuczna biżuteria – wtopa; długość czy bardziej krótkość spódnic – nie do przyjęcia; sneakersy do spodni cygaretek i żakietu w stylu Chanell – masakra; różowy kolor – błeee, wygląda się „słodko-pierdząco”; zapięta marynarka, gdy siedzi – niekorzystnie zmarszczona; czarna torebka do pastelowego kompletu – po prostu grzech. Ogólnie „nie ma dramatu”, tylko „brakuje elegancji” z racji „nieobycia na salonach”. Na razie – nie spełnia oczekiwań elit.
Ma wywalone na negację
Powyższe cytaty to ułamek internetowych komentarzy dotyczących wizerunku Marty Nawrockiej. Dodajmy, w dużej mierze krytycznych. Jak wynika z raportu Europejskiego Kolektywu Analitycznego Res Futura, wobec Nawrockiej stosowany jest mechanizm „powolnej degradacji”, czyli przytyki dotyczące imponderabiliów, co ma na celu podważenie kompetencji danej osoby. Te pejoratywne opinie więcej mówią o naszym społeczeństwie niż aprobata. Przebija w nich odległe od obiektywizmu „szukanie dziury w całym”, odzwierciedlające sympatie polityczne. Po pierwsze, porównuje się ją do Jolanty Kwaśniewskiej, oczywiście na niekorzyść tej, która ma wkrótce przeprowadzić się do Pałacu Prezydenckiego. Tymczasem, gdyby ktoś pokusił się o wizualne zestawienie pani Jolanty z początków jej „pierwszodamowania”, a jeszcze nie oficjalnie namaszczoną na to stanowisko panią Martą, ta pierwsza wcale nie wypadłaby tak olśniewająco. Jest okazja: wydany kilka miesięcy temu wywiad rzeka „Pierwsza dama. Jolanta Kwaśniewska w rozmowie z Emilią Padoł” (Znak, 2024) obfituje w fotograficzną dokumentację, zarówno tę z lat 1995–2005, jak wcześniejszą i późniejszą. Otóż prawniczka i bizneswoman, „żona Olka i matka Oli”, ćwierć wieku temu nie wyróżniała się specjalnym stylem i szykiem, ani – trudno, narażę się – urodą. Dopiero z czasem, otoczona sztabem fachowców, coraz zasobniejsza, zyskiwała swoją sławetną klasę. Zabawne – wiek przydał pani Kwaśniewskiej „pazura”: stylowe ciuchy, dobre okulary i fryzura, nie wspominając o wspomaganiu chirurgii estetycznej.
Marta Nawrocka dopiero od kilku miesięcy zaznała miodu bycia publicznie rozpoznawalną. Przeskok od pracy w Służbie Celnej i Krajowej Administracji Skarbowej to salto mortale – a ona przeżyła i ma się świetnie.
I uwaga: kumulacja hejtów na ogół odnosi kontrproduktywny skutek. Res Futura prognozuje rychły wzrost społecznego poparcia dla nowej pierwszej damy – głównie w uznaniu za jej autentyczność, własny styl i siłę charakteru. „Na szczęście żona naszego prezydenta ma wywalone na te wszystkie negatywne opinie, jak również krytykę córeczki, bo ma u boku męża z charakterem i klasą!!!” – przytoczę ten facebookowy wpis jako głos zdrowego rozsądku.
Skrwawiony róż
Gdyby pokusić się o ranking najsłynniejszych kreacji wszystkich pierwszych dam, numerem jeden byłby kostium, o którym amerykańska krytyczka mody Cathy Horyn napisała: „Jeśli istnieje jakiś pojedynczy przedmiot, który oddaje zarówno wstyd i przemoc, które wybuchły tamtego dnia, jak i przepych, i sztuczność, które je poprzedzały, to jest to zakrwawiony różowy kostium Jackie Kennedy, kuszące okno na sławę i modę, jej powab i niezłomną determinację, rzeczy, które wiemy o pierwszej damie i te, których nigdy nie dowiemy się do końca”.
O tym mało kto wie – wydarzenia z dnia, w którym zamordowano prezydenta USA Johna F. Kennedy’ego, stały się – o zgrozo! – dziełem sztuki. Tak, dramat, który wydarzył się 22 listopada 1963 roku, okazał się „materiałem” do projektów artystycznych zwanych re-enactment. W tej historycznej rekonstrukcji główną rolę odgrywała garsonka pierwszej damy. Jasnoróżowy komplet, plus toczek w tym samym kolorze, długo uchodziły za dzieło sygnowane przez markę Chanel, w istocie zaś wykonany został w nowojorskiej pracowni Chez Ninon, specjalizującej się w kopiowaniu francuskiej ekskluzywnej mody, za ich zgodą zresztą. Żona prezydenta USA postanowiła bowiem wspierać rodzimych projektantów i nie wahała się wkładać tych samych strojów (w tym – sławetnej różowej garsonki) kilkakrotnie. Także w dniu, kiedy o 12.30 w stronę prezydenta Kennedy’ego padły strzały, raniąc go w głowę i szyję. Jackie nosiła zakrwawiony kostium podczas prób reanimacji męża i mimo nalegań nie zdjęła go następnego dnia ani podczas zaprzysiężenia kolejnego prezydenta Ameryki, Lyondona B. Johnsona. Powtarzała: „Niech zobaczą, co mu zrobili”. W 2003 roku córka Kennedych Caroline zdeponowała kostium w National Archives jako bezcenny skarb, gdzie ma być przechowany do 2103 roku i nigdy wcześniej nie eksponowany, żeby nie doszło do jego zbezczeszczenia czy „spowodowania smutku lub cierpienia członków rodziny”.
Po śmierci męża Jacqueline całkowicie zmieniła styl, w sytuacjach publicznych, przysłaniając zawsze twarz dużymi przeciwsłonecznymi okularami. Ale to już zupełnie inna historia.