"Wewnątrz były skłębione ciała." Nurek ujawnia szokujące szczegóły po tragedii w Dziwnowie

Super Express'' i ''Fakt''' dotarły do nurka, który jako jeden z pierwszych pojawił się w Dziwnowie.
Dostałem sygnał, gdy byłem w domu. Założyłem skafander i dosłownie w ciągu kilkunastu minut byłem już w wodzie w asyście straży pożarnej. Woda miała 4 stopnie, widoczność to było zaledwie pół metra
- mówi w rozmowie z ''SE'' Zbigniew Jeszka.
Obie szyby z przodu były uchylone na kilkanaście centymetrów. Liczyłem na to, że może jeszcze żyją dzięki poduszce powietrznej, ale gdy zobaczyłem, że samochód jest pełen wody, zrozumiałem, że już za późno
- opowiada w rozmowie z ''Faktem''.
Z jego relacji wynika, że czteroosobowa rodzina ze Szczecina nie miała szans na wydostanie się z pojazdu.
Byli zapięci w pasach i zwisali głowami w dół, a samochód wypełniał się wodą
- dodaje.
Pierwsze, co zobaczyłem, to rączki tego małego chłopczyka. Widok tego dzieciaczka w tym foteliku... straszny! Wewnątrz były skłębione ciała, za kierownicą była kobieta
- wspomina na łamach ''Super Expressu''.