Halina Kaczmarczyk dla Tygodnika Solidarność: Oby się USA wolnością nie udławiły
Z jednej strony ciężko pracujący nielegalni poczuli ulgę, z drugiej jednak, odnalezienie nieudokumentowanego przestępcy stało się zadaniem równie karkołomnym, co odszukanie szpilki w stogu siana.
Koncepcja sanktuarium dla uchodźców sięga czasów starożytnych i dotyczyła cywilów uciekających przed rzeziami, ale nie wykluczała ochrony dla mętów i przestępców. Obecnie aspekt pomocy najsłabszym jest podnoszony w czasie demonstracji przeciw drakońskiemu edyktowi Donalda Trumpa o deportacji nielegalnych i budowie muru na granicy USA z Meksykiem.
Nielegalni
Do końca XX wieku policja spoglądała na nielegalnych przez palce, ale też nie więcej niż 5 mln banitów znajdowało się wtedy w USA.
Również ilość gangów o latynoskiej proweniencji nie stanowiła pandemicznego zagrożenia. Dopiero nowe tysiąclecie spowodowało lawinowy najazd na południową granicę amerykańską. Szacuje się, że w roku 2006 było nawet ponad 12 mln bezprawnych mieszkańców, szczególnie w zachodnio-południowych stanach jak Kalifornia, Arizona, Teksas.
Nie jest proste ustalenie poziomu przestępczości wśród przybyłych przez zieloną granicę. Najlepiej byłoby wędrować od jednego miasta do miast. Jest ich zaś 39. Jeśli nawet uzna się, że warto prześledzić tysiące akt sądowych, raportów z przesłuchań i aresztowań, trzeba by przekonać każde municypalne władze, że danych nie wykorzysta się personalnie.
Zakłada się, że obecnie, liczba emigrantów bez dokumentów, to nieco ponad 11 milionów, z czego Meksykanie stanowią 6,6 mln, przybysze z Salwadoru 530 tys., z Gwatemali i Hondurasu 800 tys., Ekwadoru i Brazylii 320 tys.
Według szacunków jedynie 1/3 (czyli ok. 300 tys.) przekraczających na zielono granicę meksykańsko-amerykańską zostaje złapana. Łatwo więc obliczyć, że na miejsce szczęśliwie dociera około 600 tys. osób rocznie. Zastanawiałoby więc dlaczego liczba imigrantów w latach rządów Baracka Obamy utrzymywała się na stałym poziomie między 11,3 – 11,1 mln i stanowiła 3,5% ogólnej populacji USA. Mało kto wiedział, że uroczy prezydent o aparycji księcia z bajki deportował jak szalony. W ciągu pierwszej kadencji odstawił ciupasem więcej nielegalnych, niż Bush syn w ciągu 8 lat, i było to nie mniej niż 2 mln osób. Wśród nich znalazło się: 44 653 oskarżonych o handel narkotykami; 35 927 złapanych na jeździe pod wpływem czego tylko się da; 5 848 za przestępstwa na tle seksualnym; 1 119 za zabójstwa i morderstwa.
Obecny prezydent jeszcze nikogo nie deportował, ale grozi obcięciem funduszy związanych z imigrantami. To wzbudza sprzeciw władz lokalnych, bo wprawdzie prawo sanktuariów jest zwyczajowe, ale dotacje są jak najbardziej usankcjonowane budżetem. Zagrożeni czują się wszyscy zajmujący ciepłe posady w sektorze pomocy nielegalnym. Władza lokalna, bojąca się obcięcia dotacji, to nie taki znowu wielki przeciwnik. Jednak jest jeszcze inny, bardziej bezwzględny, twardy i nieustępliwy – mafia.
Halina Kaczmarczyk
Całość artykułu w Nr 6 Tygodnika Solidarność dostępnego również w formie cyfrowej TUTAJ