[Tylko u nas] Osiński: Większość Podhalan pozostawała wierna Polsce. O niezabliźnionych ranach górali

Mimo że niektórzy polscy górale w okresie II WŚ zblatowali się z nazistami i uwodząc nielicznych rodaków kupowali sobie ich poparcie, większość Podhalan pozostawała wierna Polsce
/ Wizyta gubernatora Hansa Franka w Zakopanem (listopad 1939), Wikipedia domena publiczna
Latem zapełniają się w Polsce nie tylko plaże nad Bałtykiem, lecz także urokliwe miejscowości na południu kraju. W lipcu zakopiańskie Krupówki są pełne turystów, zachwyconych rodzimą egzotyką góralszczyzny. Prawie dokładnie 80 lat temu sytuacja na Podhalu wyglądała nieco inaczej. Po wybuchu II WŚ przybył do Zakopanego niemiecki zwyrodnialec Hans Frank, który od niedawna kierował Generalnym Gubernatorstwem. Nazistowskiego zbrodniarza powitał uroczyście niejaki Wacław Krzeptowski.
 

"Dwadzieścia lat jęczeliśmy pod polskim panowaniem, a teraz wracamy pod skrzydła wielkiego narodu niemieckiego"

 
- cieszył się szef Komitetu Góralskiego.
 
Już kilka tygodni wcześniej Krzeptowski wybrał się na Wawel, gdzie wręczył Frankowi złotą ciupagę. Ten obrzydliwy "hołd krakowski" wywołał wśród polskich górali lawinę oburzenia, która szybko przerodziła się w nieskrywany opór przeciwko kolaborantom. Zachowanie przedstawicieli "Goralisches Komitee" było dla nich całkowicie niezrozumiałe, zwłaszcza że kilka dni przed tymi wiernopoddańczymi gestami Niemcy zatrzymali w ramach "Sonderaktion Krakau" profesorów uczelni krakowskich. Mimo że serwilizm Krzeptowskiego rozpalił gniew większości Podhalan, to udało mu się też przesycić swoją propagandą wiele góralskich umysłów. W pociągnięciu za sobą górali oraz spojeniu ich w lojalną wobec Franka grupę swój udział mieli oprócz niego także inni prominentni górale, jak choćby Józef Cukier.
 
Co ciekawe, również naziści byli od początku zainteresowani polskimi góralami. Już podczas uroczystości na Wawelu uwagę Franka przykuła delegacja Podhalan, wyróżniająca się na tle jednolicie ubranych urzędników swoją pstrokatą odświętną odzieżą. Wbrew legendzie o całkowitej indolencji nazistów wobec słowiańskich kultur Frank był dokładnie poinformowany o specyfice górali, jeszcze zanim Krzeptowski zdążył wygłosić peany na jego cześć. Z kolei niemieccy "wschodnioznawcy", przyssani do hitlerowskich garnuszków, dostrzegali w polskich góralach potomków Gotów. W swoich pracach przekonywali, że ich śpiew wywodzi się z tyrolskiego jodłowania. Podobnie jak w przypadku Kaszubów lub Ślązaków Niemcy dokładali przeto wszelkich starań, aby udowodnić, że pod Tatrami wcale nie mieszkają Polacy.
 
Celem nadrzędnym było swtorzenie tzw. "Goralenvolku" pod nadzorem hitlerowskich Niemiec. Nazistowscy naukowcy posiłkowali się tezami zawartymi w publikacjach Polaka Włodzimierza Antoniewicza, znanego archeologa, który twierdził, jakoby podobieństwa ozdób góralskich i gotyckich były rzeczywiście wynikiem silnych wpływów germańskich. Do tej argumentacji pasowały skądinąd analogie ikonologiczne. Wszak krzyżyk niespodziany, w istocie łudząco przypominający swastykę, pojawił się w kulturze górali jeszcze zanim pretendujący do miana „artysty” Hitler żdążył odcisnąć na naszej historii swoje złowrogie piętno. Toteż na ironię historii zakrawa fakt, że symbol ów, wryty od wieków nad drzwiami góralskich chat i często spotykany na tatrzańskich szlakach, miał chronić tutejszych mieszkańców przed złem. Propagandyści Hitlera zwracali nadto uwagę na niemieckie nazwy podhalańskich miejscowości. Natomiast jawna germanizacja Podhalan, ochoczo wspierana przez Krzeptowskiego, tak na dobre zaczęła się dopiero w 1942 r.
 
Jednym z czołowych projektów było utworzenie szkoły niemieckiej w Zakopanem, czego z powodu braku chętnych jednak nigdy nie zrealizowano. Nieco większym powodzeniem cieszyła się powołana w jej miejsce szkoła ludowa Goralische Volksschule, do której chodziło ok. 16 proc. góralskiej młodzieży. Jednocześnie czołowi działacze Goralenvolku objeżdżali wsie i namawiali rodaków do przyjęcia kenkart z literą "G". Krzeptowski nie potrafił ani jednego słowa po niemiecku, ale za to siał strach i panikę, że w razie odmowy kenkarty można zginąć lub zostać wywiezionym. Przekonanym obiecywał zaś przywileje. Najlepszym potwierdzeniem, że cementem spajającym Goralenvolk były głównie pobudki ekonomiczne, była przeszłość samego Krzeptowskiego. Jednocześnie rosła na Podhalu granicząca z pogardą niechęć wobec niemieckiego okupanta. W Zakopanem ginęli polscy górale z rąk gestapowskich katów. Jedni brali zatem kenkarty ze strachu, inni liczyli z kolei na gwarancję bezpieczeństwa. Jeszcze inni żywili nadzieję, że z niemieckimi dokumentami będą mogli spokojniej działać w podziemiu konspiracyjnym.
 
Na prawdziwe przywileje mogli jednak liczyć tylko ludzie pokroju Krzeptowskiego. Mimo nieustającego huku propagandowych armat oraz obietnic liderów Komitetu Góralskiego, w życiu większości "przekonanych" górali nic się więc nie zmieniło.
 

"Moja rodzina została zmuszona do przyjęcia kenkarty, ale nasza sytuacja materialna się nie polepszyła. Mieliśmy te same kartki żywnościowe co zawsze"

 
- opowiada 96-letni Władysław Gąsienica, znany zakopiański narciarz.
 
Historycy zakładają, że kenkartę przyjęło ok. 20 proc. ludności Podhala, czyli ok. 27 tys. na 150 tys. mieszkańców. W niektórych miejscowościach górale masowo odrzucali propozycje kolaboranckiego Komitetu Góralskiego, choć przekleństwo pamięci podsuwa nam też inne liczby. O ile w okolicach Nowego Targu niemieckich papierów nie przyjmowano wcale lub, o tyle np. w Szczawnicy zatrudnionym do prania mózgów fachowcom uległo prawie 90 proc. mieszkańców. Germanizacja górali wymagała oczywiście swojego intelektualnego zaplecza, którym kierował niejaki Henryk Szatkowski.
 

"Niemcy od początku kierowali akcją Goralenvolku w myśl starej i wypróbowanej rzymskiej zasady: dziel i rządź. [...] Podział taki ułatwiłby hitlerowcom ujarzmienie, a w końcu zniszczenie i całkowite zgermanizowanie narodu polskiego zgodnie z tajnymi dyrektywami Heinricha Himmlera"

 
- pisze Wojciech Szatkowski, wnuk Henryka, który w swojej książce rozprawia się ze swoją rodzinną historią.
 
Charakterystyczne zresztą, że "mózg" Goralenvolku nie był prawdziwym góralem, choć przez lata wrósł w kulturę tatrzańską, ożeniwszy się z góralką. Szatkowski pasjonował się tradycjami Podhalan, które niestety złowróżbnie połączyły się z jego talentami niemcoznawczymi. Wiele wskazuje bowiem na to, że był zwykłą marionetką hitlerowskiej Abwehry. To Szatkowski sfałszował spis ludności, poprzedzający akcję z kenkartami na Podhalu. Wszędzie tam, gdzie było napisane "polski góral", przymiotnik został skreślony, co umieszczało daną osobę bezwiednie na volksliście. Ofiarą manipulacji padła też rodzina Gąsienicy. Szatkowski był zresztą jedną z pierwszych osób w jego środowisku, którzy zrozumieli, że Niemcy są już na straconej pozycji i dalsze brnięcie w rojenia o "niemieckich góralach sytuuje ich na krze, ktora może tylko topnieć. Zdrajca uciekł więc wraz z wycofującymi się niemieckimi grabieżcami, zręcznie zacierając po sobie ślady. Szatkowski był jednak tylko trybikiem w nazistowskiej machinie, mającej przefarbować polskich górali na niemiecki Goralenvolk. Już przed wybuchem II WŚ do Zakopanego przyjechał niejaki Witalis Wieder, niegdyś polski oficer, a potem agent niemieckiego wywiadu wojskowego. To on założył pod Tatrami siatkę Abwehry i zwerbował Szatkowskiego.
 
Po bolesnych klęskach na wschodnim froncie dowódcy Wehrmachtu szukali nowych rozwiązań na przetrwanie. W 1942 r. pojawił się pomysł sformowania pod Tatrami "Goralische Waffen-SS", który był wszelako skazany na niepowodzenie. Historycy twierdzą, że z nazistami współpracowało czynnie razem wziąwszy zaledwie 200 górali. Wielu z nich uważało, że ulegając germanizacji mogą ocalić Podhale przed dalszym zniszczeniem. W tej tezie zawarta jest nuta, która wybrzmiewa także w dyskursie niektórych współczesnych publicystów, uważających sojusz II RP z Trzecią Rzeszą jako lepsze (czytaj: mniej destrukcyjne) z możliwych rozwiązań. Jednak powody, które popychały niektórych ówczesnych górali do zdrady, to niestety też żądza władzy, zyski materialne, a także autentyczny zachwyt brutalną siłą niemieckiego agresora.
 
Choć trzeba raz jeszcze jasno powtórzyć, że większość Podhalan alboż się uchylała od kolaboracji, alboż aktywnie angażowała w działania konspiracyjne. W maju 1941 r. powstała Konfederacja Tatrzańska, a Niemcy dwukrotnie pacyfikowali miejscowość Waksmund, w której nazistowscy badacze doszukiwali się co prawda iście germańskich elementów, choć właśnie tu – wbrew legendom – opór Polaków był szczególnie żywy. Posiadanie kenkarty nie gwarantowało zresztą ani obiecanych dostatków, w które opływali np. Krzeptowski i Szatkowski, ani bezpieczeństwa. W samym Zakopanem zginęło w okresie działań wojennych ok. 25 proc. ludności. 
 
Podczas gdy jednak główni ideolodzy Goralenvolku, Wieder i Szatkowski, nie pochodzili nawet z Podhala, a mimo to ośmielali się nosić ciupagi, to trudno powiedzieć to samo o Krzeptowskim, góralu z dziada pradziada, wywodzącym się z patriotycznej polskiej rodziny, potomkiem Sabały (ojca chrzestnego Witkacego).
 

"Wacek zawsze chciał być pierwszy, miał manię bycia przywódcą, niezależnie od ustroju"

 
- zaznacza śp. Henryk Jost, znany na Podhalu inżynier.
 
Krzeptowski był niestety zwykłym karierowiczem, który nadrabiał braki intelektualne nadętym ego. W Galicji pomagał austriackiej policji wyłapywać polskich dezerterów. W II RP udawał z kolei polskiego patriotę, zapisując się m.in. do Stronnictwa Ludowego. Następnie zachwycał się Sanacją. Akceptował więc każdą barwę polityczną, która mogła go "wyżywić". W tym świetle nie jest szczególnie zdumiewające, że w 1939 r. Krzeptowskiemu nagle przyszło do głowy, że mógłby w sumie też zostać Niemcem. Tym bardziej, że miał długi, które naziści chcieli w zamian za lojalność umorzyć. Wystarczyło upoić go poczuciem własnej wyższości i obiecać, że niebawem zostanie "księciem górali".
 
Po nieudanych próbach utowrzenia góralskiego Waffen-SS i w obliczu nadciągającej Armii Czerwonej Niemcy zrozumieli, że nie mogą liczyć na poparcie polskich Podhalan i odwrócili się też od "pożytecznych idiotów" jak Krzeptowski. Ci zaś mieli teraz nagle nieco więcej kłopotów, bo bez niemieckiej ochrony byli łatwym łupem dla polskich patriotów. Na "księcia górali" Polskie Państwo Podziemne wydało wyrok śmierci. Znamienne, że nawet podczas swojej ucieczki Krzeptowski mógł się zaaranżować z każdym napotkanym "wiatrem politycznym". W pewnym momencie dołączył nawet do jednego z sowieckich oddziałów. W styczniu 1945 r. został wreszcie nakryty przez AK w Zakopanem.
 

"Kulę mi dajcie"

 
- wyraził swoją ostatnią wolę Krzeptowski.
 

"Kula to śmierć honorowa, zdrajcy na nią nie zasługują"

 
- odparł dowódca plutonu AK „Kurniawa” Tadeusz Studziński.
 
Kiedy rodzina odcięła powieszonego na drzewie Krzeptowskiego, znalazła w jego kieszeni list z następującą treścią:
 

"Przekazuję cały swój [...] majątek na rzecz oddziału partyzanckiego Kurniawa jako jedyne zadośćuczynienie dla narodu polskiego za winy popełnione przeze mnie wobec polskiej ludności Podhala".

 
Co skłoniło górala do zapisania tychże słów? Przeczucie nieuchronnego kresu? Prawdziwa skrucha? Na karę skazanego w 1946 r. na 15 lat więzienia Józefa Cukra, zastępcy szefa Goralenvolku, łagodząco miał wpłynąć fakt, że korzystając ze swoich wpływów ocalił kilku Żydów przed śmiercią. Trudno się jednak doszukiwać różnych niuansów, skoro większość górali pozostała wierna Polsce.  
 

"Portki mam góralskie, a to co w portkach, polskie"

 
- mówił stary Gąsienica.

Wojciech Osiński

#REKLAMA_POZIOMA#

 

POLECANE
Zdjęcia dzieci w sieci. Eksperci mówią o realnym zagrożeniu Wiadomości
Zdjęcia dzieci w sieci. Eksperci mówią o realnym zagrożeniu

W Polsce ok. 40 proc. rodziców regularnie udostępnia publicznie zdjęcia dzieci, nie zdając sobie sprawy, że wizerunek może być kopiowany lub wykorzystany bez ich kontroli. Eksperci przestrzegają, że każde zdjęcie opublikowane w sieci zostawia trwały cyfrowy ślad na lata.

Nie żyje słynny szkocki piłkarz z ostatniej chwili
Nie żyje słynny szkocki piłkarz

W wieku 72 lat zmarł były szkocki piłkarz John Robertson. Największe sukcesy odniósł w barwach Nottingham Forest, z którym w 1979 i 1980 roku wygrywał Puchar Europy, poprzednika obecnej Ligi Mistrzów. W 1980 zdobył bramkę w finale z Hamburgerem SV, zakończonym wynikiem 1:0.

Bez spiny. Doda opublikowała nietypowe zdjęcie Wiadomości
"Bez spiny". Doda opublikowała nietypowe zdjęcie

Doda, postanowiła spędzić Boże Narodzenie w rodzinnych stronach. Piosenkarka wróciła do domu w Ciechanowie, gdzie świętuje w gronie najbliższych.

Pałac Buckingham wydał komunikat Wiadomości
Pałac Buckingham wydał komunikat

Brytyjski monarcha Karol III w czwartkowym orędziu bożonarodzeniowym podkreślił potrzebę życzliwości, współczucia oraz nadziej w „czasach niepewności”. W wyemitowanym w czwartek w mediach przesłaniu stwierdził, że „historie o triumfie odwagi nad przeciwnościami” dają mu nadzieję.

Niemcy postawili na swoim, Bułgaria przyjmuje euro tylko u nas
Niemcy postawili na swoim, Bułgaria przyjmuje euro

Bułgaria od 1 stycznia 2026 roku wejdzie do strefy euro, mimo politycznego chaosu i sprzeciwu dużej części społeczeństwa. Decyzja forsowana przez obóz Bojko Borisowa pokazuje skuteczność wpływów Berlina w Europie Środkowo-Wschodniej i rodzi pytania o suwerenność państw regionu oraz cenę, jaką płacą za integrację walutową.

Łódź: zatrzymano seryjnego włamywacza. Usłyszał 33 zarzuty Wiadomości
Łódź: zatrzymano seryjnego włamywacza. Usłyszał 33 zarzuty

Policjanci z Łodzi zakończyli wielomiesięczne działania dotyczące serii włamań, do których dochodziło na terenie dzielnicy Polesie. W efekcie zatrzymano 27-letniego mężczyznę, który - jak ustalili śledczy - miał uczynić z przestępstw stałe źródło dochodu.

Zygfryd Czaban: Spektakularny kolaps niemieckiego Deep State gorące
Zygfryd Czaban: Spektakularny kolaps niemieckiego Deep State

Niemiecka gospodarka traci impet, a kolejne decyzje polityczne i energetyczne pogłębiają kryzys największej gospodarki Europy. Publicysta Zygfryd Czaban stawia tezę, że problemem nie są wyłącznie regulacje klimatyczne, lecz głębszy rozpad niemieckiego modelu państwa, który przez dekady gwarantował stabilność i rozwój.

Rosyjski samolot nad Bałtykiem. Jest komunikat MON Wiadomości
Rosyjski samolot nad Bałtykiem. Jest komunikat MON

Wszystkie prowokacje nad Bałtykiem oraz przy granicy z Białorusią były pod pełną kontrolą Wojska Polskiego - poinformował w czwartek wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz m.in. po tym, jak polskie myśliwce przechwyciły rosyjski samolot rozpoznawczy w pobliżu granic przestrzeni powietrznej RP.

Dramat w Wigilię w Pruszkowie. 3-letnie dziecko trafiło do szpitala Wiadomości
Dramat w Wigilię w Pruszkowie. 3-letnie dziecko trafiło do szpitala

Spokojny wigilijny wieczór w jednym z domów w Pruszkowie zakończył się dramatem. Podczas rodzinnej kolacji doszło do groźnego wypadku, w wyniku którego poparzone zostało małe dziecko. Na miejsce natychmiast wezwano służby ratunkowe.

IMGW wydał komunikat. Oto co nas czeka Wiadomości
IMGW wydał komunikat. Oto co nas czeka

Jak informuje IMGW, północno-wschodnia Europa pozostanie pod wpływem niżu z ośrodkiem nad Morzem Barentsa. Również krańce południowo zachodnie kontynentu są pod wpływem niżu z ośrodkiem w rejonie Balearów. Dalsza część kontynentu pozostanie w obszarze oddziaływania rozległego wyżu z centrum w okolicach Szkocji. Polska jest pod wpływem tego wyżu, w mroźnym powietrzu arktycznym. Jednak po południu z północy zacznie napływać nieco cieplejsze powietrze polarne.

REKLAMA

[Tylko u nas] Osiński: Większość Podhalan pozostawała wierna Polsce. O niezabliźnionych ranach górali

Mimo że niektórzy polscy górale w okresie II WŚ zblatowali się z nazistami i uwodząc nielicznych rodaków kupowali sobie ich poparcie, większość Podhalan pozostawała wierna Polsce
/ Wizyta gubernatora Hansa Franka w Zakopanem (listopad 1939), Wikipedia domena publiczna
Latem zapełniają się w Polsce nie tylko plaże nad Bałtykiem, lecz także urokliwe miejscowości na południu kraju. W lipcu zakopiańskie Krupówki są pełne turystów, zachwyconych rodzimą egzotyką góralszczyzny. Prawie dokładnie 80 lat temu sytuacja na Podhalu wyglądała nieco inaczej. Po wybuchu II WŚ przybył do Zakopanego niemiecki zwyrodnialec Hans Frank, który od niedawna kierował Generalnym Gubernatorstwem. Nazistowskiego zbrodniarza powitał uroczyście niejaki Wacław Krzeptowski.
 

"Dwadzieścia lat jęczeliśmy pod polskim panowaniem, a teraz wracamy pod skrzydła wielkiego narodu niemieckiego"

 
- cieszył się szef Komitetu Góralskiego.
 
Już kilka tygodni wcześniej Krzeptowski wybrał się na Wawel, gdzie wręczył Frankowi złotą ciupagę. Ten obrzydliwy "hołd krakowski" wywołał wśród polskich górali lawinę oburzenia, która szybko przerodziła się w nieskrywany opór przeciwko kolaborantom. Zachowanie przedstawicieli "Goralisches Komitee" było dla nich całkowicie niezrozumiałe, zwłaszcza że kilka dni przed tymi wiernopoddańczymi gestami Niemcy zatrzymali w ramach "Sonderaktion Krakau" profesorów uczelni krakowskich. Mimo że serwilizm Krzeptowskiego rozpalił gniew większości Podhalan, to udało mu się też przesycić swoją propagandą wiele góralskich umysłów. W pociągnięciu za sobą górali oraz spojeniu ich w lojalną wobec Franka grupę swój udział mieli oprócz niego także inni prominentni górale, jak choćby Józef Cukier.
 
Co ciekawe, również naziści byli od początku zainteresowani polskimi góralami. Już podczas uroczystości na Wawelu uwagę Franka przykuła delegacja Podhalan, wyróżniająca się na tle jednolicie ubranych urzędników swoją pstrokatą odświętną odzieżą. Wbrew legendzie o całkowitej indolencji nazistów wobec słowiańskich kultur Frank był dokładnie poinformowany o specyfice górali, jeszcze zanim Krzeptowski zdążył wygłosić peany na jego cześć. Z kolei niemieccy "wschodnioznawcy", przyssani do hitlerowskich garnuszków, dostrzegali w polskich góralach potomków Gotów. W swoich pracach przekonywali, że ich śpiew wywodzi się z tyrolskiego jodłowania. Podobnie jak w przypadku Kaszubów lub Ślązaków Niemcy dokładali przeto wszelkich starań, aby udowodnić, że pod Tatrami wcale nie mieszkają Polacy.
 
Celem nadrzędnym było swtorzenie tzw. "Goralenvolku" pod nadzorem hitlerowskich Niemiec. Nazistowscy naukowcy posiłkowali się tezami zawartymi w publikacjach Polaka Włodzimierza Antoniewicza, znanego archeologa, który twierdził, jakoby podobieństwa ozdób góralskich i gotyckich były rzeczywiście wynikiem silnych wpływów germańskich. Do tej argumentacji pasowały skądinąd analogie ikonologiczne. Wszak krzyżyk niespodziany, w istocie łudząco przypominający swastykę, pojawił się w kulturze górali jeszcze zanim pretendujący do miana „artysty” Hitler żdążył odcisnąć na naszej historii swoje złowrogie piętno. Toteż na ironię historii zakrawa fakt, że symbol ów, wryty od wieków nad drzwiami góralskich chat i często spotykany na tatrzańskich szlakach, miał chronić tutejszych mieszkańców przed złem. Propagandyści Hitlera zwracali nadto uwagę na niemieckie nazwy podhalańskich miejscowości. Natomiast jawna germanizacja Podhalan, ochoczo wspierana przez Krzeptowskiego, tak na dobre zaczęła się dopiero w 1942 r.
 
Jednym z czołowych projektów było utworzenie szkoły niemieckiej w Zakopanem, czego z powodu braku chętnych jednak nigdy nie zrealizowano. Nieco większym powodzeniem cieszyła się powołana w jej miejsce szkoła ludowa Goralische Volksschule, do której chodziło ok. 16 proc. góralskiej młodzieży. Jednocześnie czołowi działacze Goralenvolku objeżdżali wsie i namawiali rodaków do przyjęcia kenkart z literą "G". Krzeptowski nie potrafił ani jednego słowa po niemiecku, ale za to siał strach i panikę, że w razie odmowy kenkarty można zginąć lub zostać wywiezionym. Przekonanym obiecywał zaś przywileje. Najlepszym potwierdzeniem, że cementem spajającym Goralenvolk były głównie pobudki ekonomiczne, była przeszłość samego Krzeptowskiego. Jednocześnie rosła na Podhalu granicząca z pogardą niechęć wobec niemieckiego okupanta. W Zakopanem ginęli polscy górale z rąk gestapowskich katów. Jedni brali zatem kenkarty ze strachu, inni liczyli z kolei na gwarancję bezpieczeństwa. Jeszcze inni żywili nadzieję, że z niemieckimi dokumentami będą mogli spokojniej działać w podziemiu konspiracyjnym.
 
Na prawdziwe przywileje mogli jednak liczyć tylko ludzie pokroju Krzeptowskiego. Mimo nieustającego huku propagandowych armat oraz obietnic liderów Komitetu Góralskiego, w życiu większości "przekonanych" górali nic się więc nie zmieniło.
 

"Moja rodzina została zmuszona do przyjęcia kenkarty, ale nasza sytuacja materialna się nie polepszyła. Mieliśmy te same kartki żywnościowe co zawsze"

 
- opowiada 96-letni Władysław Gąsienica, znany zakopiański narciarz.
 
Historycy zakładają, że kenkartę przyjęło ok. 20 proc. ludności Podhala, czyli ok. 27 tys. na 150 tys. mieszkańców. W niektórych miejscowościach górale masowo odrzucali propozycje kolaboranckiego Komitetu Góralskiego, choć przekleństwo pamięci podsuwa nam też inne liczby. O ile w okolicach Nowego Targu niemieckich papierów nie przyjmowano wcale lub, o tyle np. w Szczawnicy zatrudnionym do prania mózgów fachowcom uległo prawie 90 proc. mieszkańców. Germanizacja górali wymagała oczywiście swojego intelektualnego zaplecza, którym kierował niejaki Henryk Szatkowski.
 

"Niemcy od początku kierowali akcją Goralenvolku w myśl starej i wypróbowanej rzymskiej zasady: dziel i rządź. [...] Podział taki ułatwiłby hitlerowcom ujarzmienie, a w końcu zniszczenie i całkowite zgermanizowanie narodu polskiego zgodnie z tajnymi dyrektywami Heinricha Himmlera"

 
- pisze Wojciech Szatkowski, wnuk Henryka, który w swojej książce rozprawia się ze swoją rodzinną historią.
 
Charakterystyczne zresztą, że "mózg" Goralenvolku nie był prawdziwym góralem, choć przez lata wrósł w kulturę tatrzańską, ożeniwszy się z góralką. Szatkowski pasjonował się tradycjami Podhalan, które niestety złowróżbnie połączyły się z jego talentami niemcoznawczymi. Wiele wskazuje bowiem na to, że był zwykłą marionetką hitlerowskiej Abwehry. To Szatkowski sfałszował spis ludności, poprzedzający akcję z kenkartami na Podhalu. Wszędzie tam, gdzie było napisane "polski góral", przymiotnik został skreślony, co umieszczało daną osobę bezwiednie na volksliście. Ofiarą manipulacji padła też rodzina Gąsienicy. Szatkowski był zresztą jedną z pierwszych osób w jego środowisku, którzy zrozumieli, że Niemcy są już na straconej pozycji i dalsze brnięcie w rojenia o "niemieckich góralach sytuuje ich na krze, ktora może tylko topnieć. Zdrajca uciekł więc wraz z wycofującymi się niemieckimi grabieżcami, zręcznie zacierając po sobie ślady. Szatkowski był jednak tylko trybikiem w nazistowskiej machinie, mającej przefarbować polskich górali na niemiecki Goralenvolk. Już przed wybuchem II WŚ do Zakopanego przyjechał niejaki Witalis Wieder, niegdyś polski oficer, a potem agent niemieckiego wywiadu wojskowego. To on założył pod Tatrami siatkę Abwehry i zwerbował Szatkowskiego.
 
Po bolesnych klęskach na wschodnim froncie dowódcy Wehrmachtu szukali nowych rozwiązań na przetrwanie. W 1942 r. pojawił się pomysł sformowania pod Tatrami "Goralische Waffen-SS", który był wszelako skazany na niepowodzenie. Historycy twierdzą, że z nazistami współpracowało czynnie razem wziąwszy zaledwie 200 górali. Wielu z nich uważało, że ulegając germanizacji mogą ocalić Podhale przed dalszym zniszczeniem. W tej tezie zawarta jest nuta, która wybrzmiewa także w dyskursie niektórych współczesnych publicystów, uważających sojusz II RP z Trzecią Rzeszą jako lepsze (czytaj: mniej destrukcyjne) z możliwych rozwiązań. Jednak powody, które popychały niektórych ówczesnych górali do zdrady, to niestety też żądza władzy, zyski materialne, a także autentyczny zachwyt brutalną siłą niemieckiego agresora.
 
Choć trzeba raz jeszcze jasno powtórzyć, że większość Podhalan alboż się uchylała od kolaboracji, alboż aktywnie angażowała w działania konspiracyjne. W maju 1941 r. powstała Konfederacja Tatrzańska, a Niemcy dwukrotnie pacyfikowali miejscowość Waksmund, w której nazistowscy badacze doszukiwali się co prawda iście germańskich elementów, choć właśnie tu – wbrew legendom – opór Polaków był szczególnie żywy. Posiadanie kenkarty nie gwarantowało zresztą ani obiecanych dostatków, w które opływali np. Krzeptowski i Szatkowski, ani bezpieczeństwa. W samym Zakopanem zginęło w okresie działań wojennych ok. 25 proc. ludności. 
 
Podczas gdy jednak główni ideolodzy Goralenvolku, Wieder i Szatkowski, nie pochodzili nawet z Podhala, a mimo to ośmielali się nosić ciupagi, to trudno powiedzieć to samo o Krzeptowskim, góralu z dziada pradziada, wywodzącym się z patriotycznej polskiej rodziny, potomkiem Sabały (ojca chrzestnego Witkacego).
 

"Wacek zawsze chciał być pierwszy, miał manię bycia przywódcą, niezależnie od ustroju"

 
- zaznacza śp. Henryk Jost, znany na Podhalu inżynier.
 
Krzeptowski był niestety zwykłym karierowiczem, który nadrabiał braki intelektualne nadętym ego. W Galicji pomagał austriackiej policji wyłapywać polskich dezerterów. W II RP udawał z kolei polskiego patriotę, zapisując się m.in. do Stronnictwa Ludowego. Następnie zachwycał się Sanacją. Akceptował więc każdą barwę polityczną, która mogła go "wyżywić". W tym świetle nie jest szczególnie zdumiewające, że w 1939 r. Krzeptowskiemu nagle przyszło do głowy, że mógłby w sumie też zostać Niemcem. Tym bardziej, że miał długi, które naziści chcieli w zamian za lojalność umorzyć. Wystarczyło upoić go poczuciem własnej wyższości i obiecać, że niebawem zostanie "księciem górali".
 
Po nieudanych próbach utowrzenia góralskiego Waffen-SS i w obliczu nadciągającej Armii Czerwonej Niemcy zrozumieli, że nie mogą liczyć na poparcie polskich Podhalan i odwrócili się też od "pożytecznych idiotów" jak Krzeptowski. Ci zaś mieli teraz nagle nieco więcej kłopotów, bo bez niemieckiej ochrony byli łatwym łupem dla polskich patriotów. Na "księcia górali" Polskie Państwo Podziemne wydało wyrok śmierci. Znamienne, że nawet podczas swojej ucieczki Krzeptowski mógł się zaaranżować z każdym napotkanym "wiatrem politycznym". W pewnym momencie dołączył nawet do jednego z sowieckich oddziałów. W styczniu 1945 r. został wreszcie nakryty przez AK w Zakopanem.
 

"Kulę mi dajcie"

 
- wyraził swoją ostatnią wolę Krzeptowski.
 

"Kula to śmierć honorowa, zdrajcy na nią nie zasługują"

 
- odparł dowódca plutonu AK „Kurniawa” Tadeusz Studziński.
 
Kiedy rodzina odcięła powieszonego na drzewie Krzeptowskiego, znalazła w jego kieszeni list z następującą treścią:
 

"Przekazuję cały swój [...] majątek na rzecz oddziału partyzanckiego Kurniawa jako jedyne zadośćuczynienie dla narodu polskiego za winy popełnione przeze mnie wobec polskiej ludności Podhala".

 
Co skłoniło górala do zapisania tychże słów? Przeczucie nieuchronnego kresu? Prawdziwa skrucha? Na karę skazanego w 1946 r. na 15 lat więzienia Józefa Cukra, zastępcy szefa Goralenvolku, łagodząco miał wpłynąć fakt, że korzystając ze swoich wpływów ocalił kilku Żydów przed śmiercią. Trudno się jednak doszukiwać różnych niuansów, skoro większość górali pozostała wierna Polsce.  
 

"Portki mam góralskie, a to co w portkach, polskie"

 
- mówił stary Gąsienica.

Wojciech Osiński

#REKLAMA_POZIOMA#


 

Polecane