Zygfryd Czaban: Spektakularny kolaps niemieckiego Deep State
Co musisz wiedzieć:
- Autor twierdzi, że kryzys niemieckiej gospodarki nie wynika głównie z polityki klimatycznej UE, lecz z głębokiego załamania instytucjonalnego i decyzyjnego niemieckiego „Deep State”.
- Zdaniem Zygfryda Czabana Niemcy utraciły swoje dawne atuty: strategiczne państwo, przewagę technologiczną i zdolność do innowacji, co skutkuje stagnacją i utratą konkurencyjności.
- Tekst wskazuje, że osłabienie Niemiec może paradoksalnie stworzyć szansę dla Polski, o ile potrafi ona wykorzystać relokację produkcji i własny potencjał rozwojowy.
Kiedy słyszę, że przyczyną kłopotów niemieckiej gospodarki są unijne regulacje klimatyczne, ogarnia mnie pusty śmiech. Owe regulacje są jedynie wyzwalaczem tych kłopotów. A ich przyczyna leży zupełnie gdzie indziej.
Niemiecka gospodarka jest i zawsze była emanacją narodu niemieckiego i odzwierciedleniem jego psychiki. Kiedy ten naród wydawał tysiące pomysłowych wynalazców i racjonalizatorów oraz dziesiątki tysięcy doskonałych organizatorów, jego gospodarka była innowacyjna i doskonale zorganizowana.
A dzisiaj? Szkoda gadać.
Niemcy potrzebują psychoanalityka
Zbiorowa psychika niemiecka to fascynujący temat. Żaden naród nie nigdy nie potrzebował psychoanalityka tak bardzo jak niemiecki. I to już od bardzo dawna. Po stronie pasywów mamy: skłonność do fanatyzmu, podatność na ideologie, kult biurokracji, manię szczegółowego regulowania wszystkiego oraz chorobliwego trzymania się tych regulacji, niewiarygodne poczucie wyższości (ostatnio coraz bardziej urojonej)… Można by długo wymieniać. Gdyby decydowały tylko te pasywa, niemiecka gospodarka nigdy nie wyszłaby poza skrobanie kartofli.
Ale były też aktywa. Po pierwsze: Deep State, sprawne i zachowujące ciągłość od XVII wieku, pomimo dziejowych katastrof, które Niemcy regularnie sprowadzają na siebie i Europę. Po drugie: niemiecki geniusz, także techniczny i naukowy.
Tych aktywów już nie ma.
Spektakularny kolaps niemieckiego Deep State
Prusko-niemieckie Deep State zgniło. Dopuściło do wyłączenia niemieckich elektrowni jądrowych, do wpuszczenia milionów niepiśmiennych i leniwych migrantów, do narzucenia Niemcom klimatycznego szaleństwa, do uzależnienia niemieckiej gospodarki i polityki od Rosji, do uzależnienia tej gospodarki od eksportu towarów przemysłowych w prawdziwie dziewiętnastowiecznym stylu. Nie potrafiło zapobiec cyfrowemu zapóźnieniu tej gospodarki itd.
Dlaczego? Bo to Deep State też jest emanacją niemieckiej psychiki zbiorowej. Do pewnego momentu potrafiło sterować tą psychiką, ale potem już ta psychika zaczęła sterować nim. I nastąpił spektakularny kolaps, którego jesteśmy świadkami.
- Przykład 1: elektrownie jądrowe. Sowieci, a potem Rosjanie, przez 60 lat sączyli w niemieckie dusze propagandę antynuklearną. Kiedy w końcu zdecydowana większość Niemców zaczęła się domagać zamknięcia elektrowni, Deep State po prostu machnęło na to ręką. Zarżnęli własną energetykę w imię świętego spokoju!
- Przykład 2: szaleństwo klimatyczne – koncept promowany przez konkurentów Europy, żeby zatopić jej gospodarkę. Niemieckie Deep State uwierzyło, że Niemcy mogą na tym zyskać(!). To jest głupota, której nie da się nawet skomentować. W miejscu dawnego mózgu imperialnej myśli niemieckiej jest dziś jakaś bąblująca fermentacją maź.
Owszem, w sprawach politycznych to centrum jest dla nas nadal groźne, ale tylko dlatego, że jedzie siłą rozpędu oraz dlatego, że nasze centrum jest – chwilowo – jeszcze bardziej beznadziejne.
Niemcy zatrzymali się w epoce faksu
A niemiecki geniusz? Zniknął. Najlepsze mózgi wyemigrowały do USA po 2WŚ. Na miejscu zostali sprawni zarządcy, którzy potrafią udoskonalać istniejące produkty i optymalizować procesy, ale nigdy nie wymyślą mikroprocesora, karty graficznej, nowego medium społecznościowego, czy choćby paczkomatu. Jechało to jakiś czas siłą rozpędu, ale świat się zmienił, a niemiecka gospodarka pozostała taka sama.
Do tego doszło miękkie lądowanie RFN po wojnie. Zero denazyfikacji gospodarki. Zero dekartelizacji. Przemysł niemiecki, rozpędzony produkcją wojenną, relatywnie mało zniszczony, odbudowany z planu Marshalla, podbił dużą część świata i… osiadł na laurach. Bo na laurach osiadło rozleniwione dobrobytem społeczeństwo. Społeczeństwo, które – jak wskazują badania – panicznie boi się technologii: płatności bezgotówkowych, kas samoobsługowych, automatów biletowych, paczkomatów. Nawet e-maila. Społeczeństwo, które zatrzymało się na epoce faksu. Porównajcie to do Polski, która w ciągu minionego stulecia trzykrotnie budowała swoją gospodarkę od zera. My innowacyjność mamy we krwi, bo nasza gospodarka jest młodziutka, a społeczeństwo odważne i aktywne. I nie mylmy procenta PKB wydawanego na „innowacyjność” (która w Niemczech oznacza często nowy kolor starego samochodu) z prawdziwym duchem innowacyjności, który my mamy, a oni już po prostu nie.
Przedśmiertne podrygi
Oczywiście są w niemieckiej gospodarce firmy innowacyjne. Choćby Flix Bus, niektóre sklepy internetowe itd. Ale to nie jest skala, która pozwoli uniknąć katastrofy. Niemcy nadal opierają się na eksporcie towarów przemysłowych, które już od pewnego czasu Chińczycy robią nie tylko taniej, ale i lepiej, a zaraz będą robić taniej także Amerykanie. A niemieckie firmy na gwałt przenoszą produkcję do Chin i USA, czym wzmacniają te kraje, a osłabiają Niemcy.
Oczywiście niemieckie Deep State jeszcze uskutecznia jakieś przedśmiertne podrygi: teraz cała Europa ma obowiązkowo kupować niemieckie uzbrojenie za pieniądze z UE. Niemiecka motoryzacja ma się przestawić na produkcję czołgów, artylerii. Oczywiście nic z tego nie będzie, bo niemiecka gospodarka absolutnie nie jest zdolna do takiej nagłej zmiany, która byłaby zaprzeczeniem wszystkiego, co niemiecki przemysł robi od kilkudziesięciu lat: zasklepia się w udoskonalaniu tych samych samochodów i pralek. Realny czas dostawy takiego czołgu to będzie kilkanaście lat, a będzie to czołg bardzo drogi i nienajlepszy.
Co to oznacza dla Polski?
Upadek niemieckiej gospodarki ma też swój wymiar historyczno-moralny. Z filozoficznego punktu widzenia można by uznać go za opóźnioną o 80 lat denazyfikację. Fortuny rodzin wspierających Hitlera, pomnożone rabunkiem i pracą niewolniczą, w końcu walą się w gruzy.
A co to oznacza dla Polski? To nadal niewiadoma, ale na pewno nie jest tak, że upadek gospodarki niemieckiej musi spowodować upadek naszej gospodarki. Dlaczego? Otóż u nas nadal produkuje się taniej niż w Niemczech. Ostatnio jeden z niemieckich koncernów motoryzacyjnych ogłosił zamknięcie wielkiej fabryki w Niemczech. Choć ma on także fabryki w Polsce, ale ich nikt nie rusza - podobno będą przejmować produkcję z Niemiec. Jak widać, kłopoty Niemiec to także szansa dla Polski. Powtarzam z naciskiem: tylko szansa. Czy ją wykorzystamy? Trudno dziś powiedzieć. Ale nasz los nie jest jeszcze przesądzony. Ich już tak.




