Marek Jan Chodakiewicz dla "TS": Trump zasuwa
Redakcja
Zarówno Putin, jak i Kim mają totalitarne korzenie. Podczas gdy Kim pozostaje pełnym totalistą, Putin transformował się w posttotalitarystę. Federacja Rosyjska ma więcej wolności niż Korea Północna. Kraj Kima to wściekły pies salonowy Chin oraz lokalny teatr przykrości, chociaż uzbrojony w broń nuklearną. Tymczasem Putin jest szefem obrażonej byłej superpotęgi zredukowanej do potęgi regionalnej. Ale status Rosji podwyższa arsenał atomowy, który – jako jedyny na świecie – może zniszczyć Amerykę. Rosyjski potencjał nuklearny jest egzystencjalnym zagrożeniem dla USA, a północnokoreański nie.
W Singapurze Trump zbił biznes. Kim obiecał, że odda swoją broń atomową i znormalizuje stosunki z Koreą Południową. Z punktu widzenia amerykańskiego prezydenta, jeśli komunistyczny tyran złamie swoje obietnice, to biznesu nie będzie. Już teraz słyszymy raporty, że Korea Północna chowa swoją broń nuklearną i związane z nią obiekty. Rozwalanie nuklearnej maszyny wojennej i inne wygibasy, łącznie z usuwaniem antyamerykańskiej propagandy z internetu, to przecież kłamstwo powielane, aby otumanić Stany Zjednoczone i światową opinię publiczną. To szarada.
Prawie na pewno tak jest. Z punktu widzenia historii północni Koreańczycy zawsze zachowywali się w podobny sposób. Anthony D’Agostino nazwał to alternacją. Komuniści awanturowali się, wywijając szablą, aby zmusić Zachód do stawienia się przy stole negocjacyjnym. Zachodnia dyplomacja godziła się udzielić czerwonym pomocy, by uratować ich tonącą gospodarkę. Pod płaszczykiem akceptacji pomocy materialnej w celu ulżenia ich cierpiącym i spauperyzowanym niewolnikom („obywatelom”) komuniści przeznaczali dary na budowę nowych rodzajów broni (a dla ich przywódców oznaczało to również luksusowe życie).
Tak dyktuje doświadczenie od Kim Ir Sena przez Kim Dzong Ila do Kim Dzong Una. To gra otumaniania, aby przeżyć i wzmocnić się za zachodnie pieniędze. Dlaczego więc w ogóle silić się na negocjowanie z Pjongjangiem? USA ma bardzo niewiele opcji oprócz najazdu na Koreę Północną, co spowodowałoby regionalną wojnę z Chinami i zniszczyło Koreę Południową i Japonię.
Być może najbezpieczniej jest negocjować z Kimem do skupkanej śmierci i dawać mu tylko ochłapy, a jednocześnie udawać, że wierzy się jego fałszywym obietnicom. Gdy dyktator otwarcie złamie swoje przysięgi co do pozbycia się broni nuklearnej, to wtedy USA mogą odwrócić się od polityki „robienia biznesu” do polityki otwartej wrogości. Potem będzie zamrożenie stosunków, jak zwykle, i następny etap gry: machanie szabelką. Rozwiązanie tego irytującego problemu międzynarodowego nie leży w Pjongjangu, a w Pekinie. Jeśli Chiny chciałyby, to wszystko by się skończyło. Lecz Korea Północna wypełnia ważną rolę psychologicznego rozkładania USA i ich aliantów, dlatego też przedstawienie będzie się toczyć dalej. Czy Trump rozumie szerszy kontekst czy nie, jest prawie pewne, że nie zgodzi się na to, aby Kim złamał swoje słowo bezkarnie.
To samo dotyczy Rosji. Z Putinem jednak zadanie Trumpa jest trudniejsze. Odwrotnie niż w Singapurze, gdzie właściwie jedyną sprawą była broń nuklearna, w Helsinkach tematy sporne są wielorakie. Najważniejsze problemy to: Ukraina i Krym; Bliski Wschód, w tym szczególnie Syria; oraz rosyjskie mieszanie się w procesy demokratyczne, czyli wybory na Zachodzie, w tym w USA i UE.
Już podnosi się przerażony huk w Europie Środkowej i Wschodniej. Spektrum nowej Jałty straszy byłych niewolników komuny w Intermarium. Szerzy się strach, że Trump opuści Ukrainę w zamian za korzystny układ w Syrii, jak również obietnicę zarzucenia „środków aktywnych”, czyli wszelkiego rodzaju działań operacji wojny psychologicznej, w tym w internecie, w dziedzinie procesu demokratycznego na Zachodzie.
Alternacja jednak zaprzecza Trumpowemu zrozumieniu sztuki robienia biznesu. Oznacza ona przecież, że Trump zawsze wygrywa. A co można wygrać na cyklicznym odpłacaniu się bandziorowi?
Jest możliwe, że amerykański prezydent może zaoferować coś Moskwie, choćby Krym. Ale będzie spodziewać się zysku z takiej transakcji. A przecież Putin nic nie ma do zaoferowania. Podzielić się światem? Dlaczego USA miałyby coś takiego zaakceptować od zaledwie regionalnej potęgi, gdy Ameryka nadal pozostaje superpotęgą globalną? Putin to nie Stalin, Federacja Rosyjska to nie USSR.
Celem Putina jest reintegracja imperium. Dlatego jego polityka jest oportunistyczna, ostrożna i tylko w ostateczności agresywna. Oscyluje między różnymi ruchami, aby osiągnąć największą możliwie korzyść od Zachodu. Najczęściej rosyjski przywódca bardzo zwinnie posługuje się bronią energetyczną jako marchewką i kijem. A tylko wyjątkowo ucieka się do siły militarnej, czy to cyberataku (Estonia w 2007 r.), czołgów (Gruzja w 2008 r.) albo „zielonych ludzików” (Ukraina i Krym w 2014 r.).
I jaki biznes tutaj Trump może zrobić? Przekonać Putina, aby ustanowić demokrację w Syrii, żeby USA się mogły wycofać, a Izrael odetchnąć? Wątpliwe. Wymusić na nim oddanie Krymu? Nieprawdopodobne. Narzucić mu koniec politycznej wojaczki (political warfare) przeciwko amerykańskim i innym instytucjom zachodnim? Ale przecież to się dzieje przynajmniej od utworzenia Kominternu w 1919 r.!
Tak jak z Kimem, amerykański przywódca może negocjować ze swoim rosyjskim odpowiednikiem do końca świata. Waszyngton nie musi dawać Moskwie nic ważnego. Powinien negocjować, aby proces dyplomatyczny toczył się nieprzerwanie. Tak jak z Koreą Północną problemy z Rosją są nie do rozwiązania, dopóki nie zmieni się reżim na Kremlu. A to wymagałoby wielkiej wojny, na którą nikt nie ma ochoty. Można wspomóc opozycję, chociaż obecnie nie ma wielkich szans na zdobycie władzy. Ale irytuje Putina. Tymczasem nie można dawać Moskwie ani guzika od munduru – ze spraw ważnych, a jednocześnie spotykać się na dyplomację okresowo. I poczekać, aż Putin zniknie.
W tym kontekście w Helsinkach powinniśmy spodziewać się tego samego co w Singapurze: ślepej uliczki. Będą obietnice, uśmiechy i flesze aparatów fotograficznych. Trump uda, że wierzy w obietnice Putina. Europejczycy środkowi i wschodni zaczną się trząść i krzyczeć: „Zdrada!”. Ale potem Kreml oszuka jak zwykle i będzie interes jak zawsze. Na tym polega gra. Miejmy nadzieję, że Trump będzie na tyle zręczny, by nie zostać wymanewrowanym przez Putina. Dyktatorzy mają czas. Demokratyczni politycy nie. Czy Trump potrafi pomyśleć o tym, gdy zasuwa na najwyższych obrotach, aby zrobić biznes?
Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 14 lipca 2018
www.iwp.edu
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (29/2018) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.