Jest coś co niepokoi w polityce Trumpa. I nie jest to Ukraina

Stary czekista Władimir Putin szybko to załapał. Były (?) komik Zełenski nie za bardzo. A może załapał, tylko „różni szatani” popchnęli go w otwartą, bezsensowną wojnę z MAGA. Jego sprawa, choć nie wszystkich Ukraińców to zapewne raduje. Bardziej mnie niepokoją różne inne deklaracje i planowane – tak, wiem, że część z tego to szum informacyjny i chęć przywalenia Trumpowi „ruskiemu agentowi” – decyzje dotyczące relacji USA z Rosją. Bo gdyby opierać się na tym, co się teraz mówi i zapowiada, to możemy mieć do czynienia z „resetem 2.0”.
- Nowe informacje ws. sprzedaży TVN. Komu Tusk odda stację należącą do Warner Bros. Discovery?
- Niepokojące informacje z granicy polsko-białoruskiej. Komunikat Straży Granicznej
- "Ważne posunięcie" właściciela TVN Warner Bros. Discovery
- Niepokojące informacje z granicy polsko-białoruskiej. Komunikat Straży Granicznej
- Komunikat dla mieszkańców Warszawy
- Komunikat dla mieszkańców Krakowa
- Zełenski się pogubił
- Zwolnienia grupowe w Plati Polska. Piotr Duda interweniuje
- "Rany ile tam kwasu weszło?" Burza po emisji programu TVN
- Katastrofa polskiego programu zbrojeniowego. Miało być 1000 "Borsuków", a będzie 116
- Niemiecka organizacja klimatyczna przyłapana
Sprawa Ukrainy
Ostatnie decyzje Białego Domu odnośnie Ukrainy nie powinny zaskakiwać – to akurat Trump zapowiadał (i jego ludzie) już w czasie kampanii prezydenckiej. Gdy zapowiadał, że szybko zaprowadzi pokój w wojnie rosyjsko-ukraińskiej, wszyscy natychmiast pytali: jak? Jaka odpowiedź pojawiała się najczęściej? Trump jako prezydent użyje dwóch dźwigni wobec obu stron konfliktu, aby zmusić je do rokowań i zakończenia wojny. W skrócie? Jeśli Zełenski będzie się opierał, USA zakręca kurek z pomocą wojskową i sytuacja na froncie wcześniej czy później zmusi Kijów do pogodzenia się z amerykańskim planem. Jeśli Putin będzie się opierał, USA zwiększą pomoc wojskową dla Ukrainy do tego stopnia i tak szybko, że Rosja szybko poprosi o pokojowe rozmowy, żeby nie dostać łupnia. A do tego dokręci się śrubę z sankcjami. I spójrzmy, jak Trump wprowadza zapowiedzi w życie.
Putin, choć jeszcze niedawno zapowiadał wojnę aż do zwycięstwa i przekonywał Rosjan, że kwestią czasu jest kompletne zniszczenie Ukrainy, nagle stał się „gołąbkiem pokoju”. Już jest gotów do rozmów, nawet je zaczął, choć nie z Kijowem, a „peacemakerem” zza oceanu. Oczywiście, że udaje, oczywiście, że jeśli warunki pokoju nie będą mu odpowiadały, to będzie grał na czas, a ostatecznie się wycofa. Ale nie szarżował, czekał. W pewnym sensie wystawił Zełenskiego. Bo Putin wie, jak rozmawiać z Trumpem. Pochlebstwa (a cóż one kosztują?), propozycje współpracy gospodarczej (dobra przynęta dla biznesowej ekipy Trumpa – nie przypadkiem czołowe postaci w zbliżeniu z Rosją odgrywają miliarderzy Witkoff i Musk), takie gesty, jak wypuszczenie (nie za darmo oczywiście) obywatela USA, wreszcie obietnica pomocy Trumpowi w rozwiązaniu takich problemów Ameryki, jak Bliski Wschód czy Iran. Ile to naprawdę warte? O tym nieco później.
Co zrobił Zełenski? Najpierw obraził się, że USA zaczęły rozmawiać z Rosją nad jego głową (jakby nie rozumiał, że rozmowy nie dotyczą tylko, a nawet nie przede wszystkim Ukrainy, lecz relacji dwustronnych i różnych spraw w innych częściach świata). Już wtedy zaczęła go mocno podpuszczać Europa, z Niemcami na czele. Oczywiście z czystej nienawiści do Trumpa i MAGA. A gdy J.D. Vance wygarnął prawdę w Monachium, no to już zaczęło się na całego. Trump, który od lat nie cierpi Zełenskiego (a w przypadku obecnego prezydenta USA personalia mają duże znaczenie), zaczął reagować alergicznie na wypowiedzi prezydenta Ukrainy. Tak, wszyscy wiemy, że nie można ufać Putinowi i że podpisane z nimi porozumienia – jeśli nie są korzystne dla Rosji – są warte tyle, co papier, na którym je spisano. Wie to też na przykład prezydent Andrzej Duda. Ale nie będzie polemizował z Trumpem i to tak ostro, na dodatek w świetle kamer i przy włączonych mikrofonach dziennikarzy. Zełenski to zrobił. To była kompletnie bezsensowna szarża. Zyskał falę gestów solidarności ze strony europejskich polityków – tylko z powodu ich antytrumpizmu. Stracił pomoc wojskową USA. Ginących na froncie żołnierzy i cywilów w bombardowanych miastach to przysłowiowe „pisanie kredkami po asfalcie” nie uratuje. Zełenski zrobił wszystko, by ustawić się w oczach Trumpa jako ten zły. Więc wiadomo było, po którą dźwignię, z tych wspomnianych na początku, sięgnie Trump. Ale zostawmy Ukrainę. Zapewne Zełenski pójdzie do Canossy i podpisze umowę o minerałach. Może przeprosi publicznie. Co nie zmienia faktu, że już na dobre jest skreślony w oczach prezydenta USA. A to fatalnie dla Ukrainy. Chyba że zmieni prezydenta.
Reset 2.0
Bardziej niepokoi coś innego. Zadziwiająca seria przychylnych i korzystnych dla Rosji wypowiedzi i decyzji Trumpa. Oczywiście wstrzymanie pomocy wojskowej dla Ukrainy też jest takim faktem. Do czego by nie doszło, gdyby Zełenski okazał się choć raz dyplomatą. Nie zmienia to jednak faktu, że Trump zaczął mówić o przywróceniu Rosji do G-7 (by znów było G-8), rozmawia z Moskwą jak z normalnym partnerem (jakby nie był to zbójecki reżim), pojawiają się różne doniesienia o zakulisowych rozmowach dotyczących współpracy gospodarczej, wreszcie Putin ma robić za pośrednika w rozmowach Waszyngtonu z Teheranem. Choć w tym ostatnim przypadku Irańczycy pod presją sami by się zgodzili na bezpośrednie rozmowy. Czy to wszystko jest taktyką negocjacyjną, wpuszczaniem Putina w pułapkę, wielopoziomową rozrywką Trumpa? Za dużo tego, by w to uwierzyć. Pojawiła się teoria, że Trump chce zbliżenia z Rosją, zdjęcia sankcji, przywrócenia gospodarczej współpracy, wreszcie pokoju na Ukrainie korzystnego dla Moskwy, nie Kijowa, bo chce oderwać Putina od sojuszu z Xi Jinpingiem. Jeśli tak jest faktycznie, to fatalnie świadczy o samym Trumpie i tych jego doradcach, co mu to podpowiadają.
Rozbicie osi Moskwa-Pekin i osłabienie w ten sposób Chin, jest nierealne. A przytaczanie jako przykładu Nixona bezsensowne. Współczesne Rosja i ChRL, jak też specyfika układu między nimi, są radykalnie różne od tego, co było w pierwszej połowie lat 70-tych ubiegłego wieku. Wtedy mieliśmy ideologiczne starcie Mao z Breżniewem. Wtedy to Związek Sowiecki był zdecydowanie potężniejszy. Dziś to Chiny są potężniejsze, a jeśli chodzi o ideologię, to oba reżimy doskonale się z sobą zgadzają. Poza tym Putin przekonał się, że może liczyć na pomoc Pekinu, ale też Iranu czy Korei Północnej. Po co miałby wystawić do wiatru takich pewnych sojuszników na rzecz jakiegoś układu z obcą ideologicznie i cywilizacyjnie Ameryką, gdzie na dodatek za cztery lata może rządzić prezydent z zupełnie innym pomysłem na politykę, niż Trump?
Jeśli naprawdę ekipa Trumpa jest tak naiwna, to warto tylko liczyć na to, że szybko przejrzy na oczy. Bo inaczej za jakiś czas cenę zapłacimy także my, Polska. I nic nam wtedy nie da satysfakcja z konserwatywnej kontrrewolucji w Ameryce, promieniująca także na nas, na Europę. Nie wiem, czy w rozmowach amerykańsko-rosyjskich pojawia się – przynajmniej teraz – temat Europy Środkowej. Czy może pojawi się później. Jednego jestem pewien: Rosja nie zrezygnuje z planów powrotu na ziemie, nad którymi kiedyś dominowała. Dlatego w polskim interesie jest, aby relacje USA z Rosją były jak najgorsze. Dlatego niepokoi mnie to, co widzimy w ostatnich tygodniach.