Ludwik Pęzioł: Tusk przegrał Amerykę

Oficjalna narracja rządu Donalda Tuska głosi, że Polska wkroczyła w nową, dojrzalszą fazę przyjaźni ze Stanami Zjednoczonymi. Napięcia z Donaldem Trumpem – zgodnie z tą wersją – zostały zażegnane w imię geopolitycznego realizmu, a sojusz polsko-amerykański ma być odporny na polityczne wstrząsy po obu stronach Atlantyku. Ale czy za tymi dyplomatycznymi frazami kryje się realna współpraca?
Donald Tusk i Donald Trump Ludwik Pęzioł: Tusk przegrał Amerykę
Donald Tusk i Donald Trump / grafika K. Karnkowski

Co musisz wiedzieć?

  • W narracji Donalda Tuska prezydent Trump urasta do rangi zagrożenia dla Zachodu, a Ameryka staje się nieprzewidywalnym, wręcz wrogim państwem.
  • Krytyka Donalda Trumpa nie przynosi Polsce politycznych korzyści.
  • Brak relacji ze Stanami Zjednoczonymi może w przyszłości zagrozić polskim interesom strategicznym.

Antytrumpizm integralny

Przed rosyjską inwazją na Ukrainę wielu polityków i komentatorów wątpiło, czy USA rzeczywiście staną w obronie krajów wschodniej flanki NATO w razie wojny. Sceptycyzm ten skruszyła pierwsza faza agresji – państwo spoza Sojuszu otrzymało z Waszyngtonu ogromne wsparcie militarne, finansowe i wywiadowcze. Bez tej pomocy Kijów prawdopodobnie już dawno by upadł. Co więcej, pomoc nie ustała nawet za prezydentury Donalda Trumpa – polityka często przedstawianego w liberalnych mediach jako zapatrzonego w satrapę Putina lub wręcz jego marionetkę. Dla Polaków oznaczało to jedno: skoro USA bronią Ukrainy, tym bardziej nie zawiodą sojusznika z NATO. Donald Tusk musiał się z tym przekonaniem liczyć. Dlatego po objęciu władzy deklarował „nowe otwarcie” w relacjach z USA, zapewniał o sile sojuszu, podkreślał wspólne wartości i bezpieczeństwo jako fundament współpracy. Ale pozostaje pytanie: czy rzeczywiście zmienił swój stosunek do Ameryki ery Trumpa – czy tylko dostosował retorykę do okoliczności?

Z wielu nieprzyjaznych gestów Donalda Tuska wobec Donalda Trumpa dwa zwróciły uwagę opinii publicznej w sposób szczególny. Pierwszy to zdjęcie z Brukseli, na którym Tusk układa dłoń w kształt przypominający mierzenie z pistoletu w plecy amerykańskiego prezydenta. Drugi – jego publiczna sugestia, że Trump może być rosyjskim agentem wpływu, oparta na własnej (nieścisłej) interpretacji raportu służb amerykańskich ws. tzw. Russiagate. Antytrumpizm Tuska sięga jednak dużo dalej niż „niefortunne” wiecowe sformułowania czy wygłupy na życzenie fotografa – przeniknął do jego myślenia politycznego i znalazł trwałe miejsce w jego publicystyce. W książce „Szczerze”, wydanej jeszcze podczas jego kadencji jako przewodniczącego Rady Europejskiej, Trumpa krytykuje w sposób wyważony, okazując troskę wobec partycypacji USA w międzynarodowych projektach obronnych. Jednak już w „Wyborze” – napisanym wspólnie z Anne Applebaum po powrocie do krajowej polityki i za prezydentury Joe Bidena – Tusk idzie znacznie dalej. W niektórych fragmentach nie tylko wtóruje Applebaum w demonizowaniu Trumpa, ale wręcz ją przelicytowuje.

Trump w tej narracji nie jest już tylko trudnym partnerem czy politykiem lekceważącym NATO – staje się niemal egzystencjalnym zagrożeniem dla Zachodu. Tusk pisze o „złowrogiej misji” prezydenta USA, której celem była „destrukcja świata zachodniego”. Według niego każde działanie Trumpa miało „antynatowski charakter” i zmierzało do „rozbicia Unii Europejskiej”. Padają stwierdzenia, że „nasz tradycyjny sojusznik stał się nie tylko nieobliczalny, ale wręcz wrogi”. Wniosek? „Na Amerykę nie można liczyć, musimy liczyć na siebie”. To nie są słowa o partnerze. To opis przeciwnika. Skąd ta radykalizacja? Czy wynika tylko z ideowego konfliktu – Trumpa kontestującego wartości rodziny ideologicznej, do której należy Tusk? Niekoniecznie.

 

Unia i nowy imperializm

Część konserwatywnych komentatorów wskazuje na głębsze źródła niechęci Tuska do Trumpa – i szerzej: do Ameryki. Chodzi o mentalność, którą często kształtuje unijna biurokracja. Wśród polityków z wieloletnim stażem w instytucjach UE narasta pokusa budowania europejskiej tożsamości w kontrze do USA – nie jako partnera, ale jako rywala. Tusk, który spędził siedem lat na brukselskich salonach, wydaje się mocno przesiąknięty tą logiką. Widać to choćby w rządowym tłumaczeniu „dziejowej konieczności” pogłębiania integracji UE. „Tylko silna, scentralizowana Europa może konkurować z Ameryką” – w kręgach liberalnej inteligencji ten imperatyw pobrzmiewa nieustannie – ale retoryka ta podszyta jest zakamuflowanym proto-imperialnym myśleniem. Tusk staje się reprezentantem tego nurtu: unijnym „imperialistą” przekonanym, że Europa powinna wyznaczać globalne reguły gry, nawet kosztem woli narodów „peryferyjnych”.

Nie chodzi jednak wyłącznie o zimną kalkulację. W tle jest także kulturowa niechęć do Ameryki jako takiej. Wielu liderów europejskich elit – mimo chybotliwych deklaracji o partnerstwie transatlantyckim – w młodości maszerowało w pierwszym rzędzie na antyamerykańskich demonstracjach. Dotyczy to nie tylko spadkobierców paryskiego Maja czy niemieckich socjaldemokratów, ale szerokiego spektrum zachodnioeuropejskich środowisk, które w USA widziały kapitalistyczno-militarnego opresora. To dziedzictwo, choć dziś filtrowane przez pragmatyzm instytucji, wciąż działa. Celem nie jest więc partnerstwo z Ameryką, lecz rewanż: wygranie geopolitycznej i kulturowej rywalizacji o nowy kształt Zachodu. Tusk coraz wyraźniej wpisuje się w ten projekt. Problem w tym, że dla Polski to droga ryzykowna. Gwarancje wsparcia militarnego potwierdziła reakcja USA na agresję rosyjską na Ukrainę, a tzw. europejski system obrony to palcem na wodzie pisana hipoteza.

 

Niekompetencja czy uniocentryzm?

W kampanii 2023 roku Donald Tusk jako lider tzw. opozycji demokratycznej walczący o władzę nie zyskał niczego konkretnego na publicznych atakach na Donalda Trumpa. Trudno wyobrazić sobie wyborcę, który oddał głos na Koalicję Obywatelską z powodu jej antytrumpowskiego kursu. Co gorsza, ta retoryka utrudniła możliwość przyszłej współpracy z republikańską administracją. A przecież każdy odpowiedzialny polityk powinien brać pod uwagę różne scenariusze – także powrót Trumpa do Białego Domu. Próby „symetryzowania” tego problemu – obwiniania PiS lub prezydenta Andrzeja Dudy za chłodne relacje z Bidenem – są całkowicie chybione. Porównywanie powściągliwych gratulacji po wyborach do brutalnych oskarżeń Tuska wobec Trumpa to pomylenie jakichkolwiek proporcji. Duda nie podważał wiarygodności sojusznika, nie nazywał Ameryki wrogiem – Tusk owszem. Przez całą kadencję Joe Bidena rząd PiS unikał otwartych konfliktów z USA – mimo ideowych różnic, szczególnie w sprawach obyczajowych. W kluczowych kwestiach – bezpieczeństwa regionu i wsparcia dla Ukrainy – Polska zachowała spójny, proamerykański kurs.

Dlaczego więc Tusk poszedł w przeciwną stronę? Możliwe są dwa wytłumaczenia: brak politycznego instynktu – lub, co bardziej prawdopodobne, inne priorytety. Tusk wyżej ceni projekt europejski niż relacje transatlantyckie. Dla niego kluczowe jest wzmacnianie Unii jako globalnego gracza – nawet jeśli oznacza to osłabienie więzi z USA. To wpisuje się w dążenia części brukselskich elit do emancypacji od amerykańskich wpływów – wojskowych, gospodarczych i kulturowych. Ze szkodą dla naszego bezpieczeństwa.

 

Sukces goni sukces

Skutki tej strategii były łatwe do przewidzenia. Obozowi Tuska nie udało się zbudować żadnych realnych relacji z otoczeniem Trumpa. To poważne zaniedbanie – szczególnie że wśród republikańskich doradców, „niezależnych” influencerów, a nawet w kręgu rodziny samego Trumpa, coraz śmielej wybrzmiewają narracje korzystne dla Kremla. Często ubierają się one w szaty „antyestablishmentowego” podejścia do polityki zagranicznej. Tym bardziej potrzebna była obecność Polski – jako przeciwwagi, głosu ostrzegającego przed niebezpiecznymi skrętami. Tymczasem Warszawa straciła wpływ, zanim jeszcze zaczęła go budować.

Nowa atmosfera relacji polsko-amerykanskich nie przeszła niezauważona za oceanem. W konserwatywnych mediach, jak „National Review”, pojawiły się teksty zarzucające Tuskowi niechęć wobec USA, a nawet podważanie podstaw sojuszu. Jeśli ktoś miał wątpliwości, to rozwiał je sam Donald Trump, udzielając jasnego poparcia Karolowi Nawrockiemu w wyborach prezydenckich: w świetle przywołanych wcześniej faktów było ono w prostej linii wsparciem dla polsko-amerykańskiego sojuszu.

 


 

POLECANE
Szczyt Trump–Putin–Zełenski. Jest możliwa data z ostatniej chwili
Szczyt Trump–Putin–Zełenski. Jest możliwa data

Donald Trump chce zorganizować trójstronny szczyt z Władimirem Putinem i Wołodymyrem Zełenskim już w najbliższy piątek 22 sierpnia – informuje serwis Axios.

Spotkanie Tuska z zaprzyjaźnionymi dziennikarzami z ostatniej chwili
"Spotkanie Tuska z "zaprzyjaźnionymi dziennikarzami"

Dziennikarz Telewizji Republika Marcin Dobski twierdzi, że odbyło się "spotkanie D. Tuska i kierownictwa rządu z zaprzyjaźnionymi dziennikarzami".

Placówka Schenpfa zapomniała o Święcie Wojska Polskiego? Relacja z polskiego cmentarza pod Monte Cassino z ostatniej chwili
Placówka Schenpfa zapomniała o Święcie Wojska Polskiego? Relacja z polskiego cmentarza pod Monte Cassino

15 sierpnia pod Monte Cassino nie pojawił się żaden przedstawiciel polskich instytucji – relacjonuje Tomasz Łysiak w serwisie niezalezna.pl.

Tragedia na Mazowszu. Znaleziono zwłoki 20-latka z ostatniej chwili
Tragedia na Mazowszu. Znaleziono zwłoki 20-latka

Znaleziono zwłoki 20-latka, który w piątek wieczorem zaginął w okolicy Jeziora Białego w pow. gostynińskim w woj. mazowieckim. Ciało zostało wyciągnięte z wody – poinformowała w sobotę rzeczniczka mazowieckiej policji podinsp. Katarzyna Kucharska.

Efekt Nawrockiego. Szefowa KRS: Część problemów samoczynnie ustępuje z ostatniej chwili
Efekt Nawrockiego. Szefowa KRS: Część problemów samoczynnie ustępuje

Szefowa KRS twierdzi, że po objęciu urzędu przez Karola Nawrockiego kończą się spory o wyłączenia sędziów powołanych po 2018 r.

Komunikat dla mieszkańców Wielkopolski z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Wielkopolski

Sejmik Wielkopolski wybrał nowego skarbnika. Po 21 latach pracy Elżbieta Kuzdro-Lubińska odchodzi na emeryturę – informuje Samorząd Województwa Wielkopolskiego.

Ta książka anonimowego dyplomaty może wstrząsnąć stosunkami niemiecko-polskimi: Tak Niemcy chroniły zbrodniarzy tylko u nas
Ta książka anonimowego dyplomaty może wstrząsnąć stosunkami niemiecko-polskimi: Tak Niemcy chroniły zbrodniarzy

Przedstawiamy naszym Czytelnikom fragment powstającej książki pod roboczym tytułem "Protokół rozbieżności" anonimowego, polskiego dyplomaty od lat pracującego w Niemczech. Książka w zbeletryzowanej formie opisuje szokujący stan stosunków polsko-niemieckich, a także różnego rodzaju postawy Niemców i Polaków.

Ujawniono żądania Putina. Co zrobi Zełenski? z ostatniej chwili
Ujawniono żądania Putina. Co zrobi Zełenski?

Prezydent USA Donald Trump stwierdził podczas rozmowy z europejskimi liderami, że można szybko osiągnąć pokój, jeśli Ukraina wycofa się z reszty obwodu donieckiego – donosi „New York Times”. W zamian Putin miał zaoferować rozejm, a Trump nie wykluczył gwarancji bezpieczeństwa z udziałem żołnierzy USA.

Groźny wypadek w Toruniu. Kilkanaście osób rannych Wiadomości
Groźny wypadek w Toruniu. Kilkanaście osób rannych

W sobotę, 16 sierpnia 2025 roku, około godziny 10:40, na ulicy Józefa Ignacego Kraszewskiego w Toruniu doszło do groźnego wypadku. Dwa tramwaje zderzyły się w rejonie przystanku Osiedle Młodych, powodując obrażenia u 14 pasażerów i poważne utrudnienia w ruchu miejskim.

Złe wieści dla Tuska. Jest sondaż z ostatniej chwili
Złe wieści dla Tuska. Jest sondaż

Polacy widzą małe szanse, na utworzenie koalicji 13 grudnia po kolejnych wyborach parlamentarnych – wynika z sondażu SW Research dla "Rzeczpospolitej".

REKLAMA

Ludwik Pęzioł: Tusk przegrał Amerykę

Oficjalna narracja rządu Donalda Tuska głosi, że Polska wkroczyła w nową, dojrzalszą fazę przyjaźni ze Stanami Zjednoczonymi. Napięcia z Donaldem Trumpem – zgodnie z tą wersją – zostały zażegnane w imię geopolitycznego realizmu, a sojusz polsko-amerykański ma być odporny na polityczne wstrząsy po obu stronach Atlantyku. Ale czy za tymi dyplomatycznymi frazami kryje się realna współpraca?
Donald Tusk i Donald Trump Ludwik Pęzioł: Tusk przegrał Amerykę
Donald Tusk i Donald Trump / grafika K. Karnkowski

Co musisz wiedzieć?

  • W narracji Donalda Tuska prezydent Trump urasta do rangi zagrożenia dla Zachodu, a Ameryka staje się nieprzewidywalnym, wręcz wrogim państwem.
  • Krytyka Donalda Trumpa nie przynosi Polsce politycznych korzyści.
  • Brak relacji ze Stanami Zjednoczonymi może w przyszłości zagrozić polskim interesom strategicznym.

Antytrumpizm integralny

Przed rosyjską inwazją na Ukrainę wielu polityków i komentatorów wątpiło, czy USA rzeczywiście staną w obronie krajów wschodniej flanki NATO w razie wojny. Sceptycyzm ten skruszyła pierwsza faza agresji – państwo spoza Sojuszu otrzymało z Waszyngtonu ogromne wsparcie militarne, finansowe i wywiadowcze. Bez tej pomocy Kijów prawdopodobnie już dawno by upadł. Co więcej, pomoc nie ustała nawet za prezydentury Donalda Trumpa – polityka często przedstawianego w liberalnych mediach jako zapatrzonego w satrapę Putina lub wręcz jego marionetkę. Dla Polaków oznaczało to jedno: skoro USA bronią Ukrainy, tym bardziej nie zawiodą sojusznika z NATO. Donald Tusk musiał się z tym przekonaniem liczyć. Dlatego po objęciu władzy deklarował „nowe otwarcie” w relacjach z USA, zapewniał o sile sojuszu, podkreślał wspólne wartości i bezpieczeństwo jako fundament współpracy. Ale pozostaje pytanie: czy rzeczywiście zmienił swój stosunek do Ameryki ery Trumpa – czy tylko dostosował retorykę do okoliczności?

Z wielu nieprzyjaznych gestów Donalda Tuska wobec Donalda Trumpa dwa zwróciły uwagę opinii publicznej w sposób szczególny. Pierwszy to zdjęcie z Brukseli, na którym Tusk układa dłoń w kształt przypominający mierzenie z pistoletu w plecy amerykańskiego prezydenta. Drugi – jego publiczna sugestia, że Trump może być rosyjskim agentem wpływu, oparta na własnej (nieścisłej) interpretacji raportu służb amerykańskich ws. tzw. Russiagate. Antytrumpizm Tuska sięga jednak dużo dalej niż „niefortunne” wiecowe sformułowania czy wygłupy na życzenie fotografa – przeniknął do jego myślenia politycznego i znalazł trwałe miejsce w jego publicystyce. W książce „Szczerze”, wydanej jeszcze podczas jego kadencji jako przewodniczącego Rady Europejskiej, Trumpa krytykuje w sposób wyważony, okazując troskę wobec partycypacji USA w międzynarodowych projektach obronnych. Jednak już w „Wyborze” – napisanym wspólnie z Anne Applebaum po powrocie do krajowej polityki i za prezydentury Joe Bidena – Tusk idzie znacznie dalej. W niektórych fragmentach nie tylko wtóruje Applebaum w demonizowaniu Trumpa, ale wręcz ją przelicytowuje.

Trump w tej narracji nie jest już tylko trudnym partnerem czy politykiem lekceważącym NATO – staje się niemal egzystencjalnym zagrożeniem dla Zachodu. Tusk pisze o „złowrogiej misji” prezydenta USA, której celem była „destrukcja świata zachodniego”. Według niego każde działanie Trumpa miało „antynatowski charakter” i zmierzało do „rozbicia Unii Europejskiej”. Padają stwierdzenia, że „nasz tradycyjny sojusznik stał się nie tylko nieobliczalny, ale wręcz wrogi”. Wniosek? „Na Amerykę nie można liczyć, musimy liczyć na siebie”. To nie są słowa o partnerze. To opis przeciwnika. Skąd ta radykalizacja? Czy wynika tylko z ideowego konfliktu – Trumpa kontestującego wartości rodziny ideologicznej, do której należy Tusk? Niekoniecznie.

 

Unia i nowy imperializm

Część konserwatywnych komentatorów wskazuje na głębsze źródła niechęci Tuska do Trumpa – i szerzej: do Ameryki. Chodzi o mentalność, którą często kształtuje unijna biurokracja. Wśród polityków z wieloletnim stażem w instytucjach UE narasta pokusa budowania europejskiej tożsamości w kontrze do USA – nie jako partnera, ale jako rywala. Tusk, który spędził siedem lat na brukselskich salonach, wydaje się mocno przesiąknięty tą logiką. Widać to choćby w rządowym tłumaczeniu „dziejowej konieczności” pogłębiania integracji UE. „Tylko silna, scentralizowana Europa może konkurować z Ameryką” – w kręgach liberalnej inteligencji ten imperatyw pobrzmiewa nieustannie – ale retoryka ta podszyta jest zakamuflowanym proto-imperialnym myśleniem. Tusk staje się reprezentantem tego nurtu: unijnym „imperialistą” przekonanym, że Europa powinna wyznaczać globalne reguły gry, nawet kosztem woli narodów „peryferyjnych”.

Nie chodzi jednak wyłącznie o zimną kalkulację. W tle jest także kulturowa niechęć do Ameryki jako takiej. Wielu liderów europejskich elit – mimo chybotliwych deklaracji o partnerstwie transatlantyckim – w młodości maszerowało w pierwszym rzędzie na antyamerykańskich demonstracjach. Dotyczy to nie tylko spadkobierców paryskiego Maja czy niemieckich socjaldemokratów, ale szerokiego spektrum zachodnioeuropejskich środowisk, które w USA widziały kapitalistyczno-militarnego opresora. To dziedzictwo, choć dziś filtrowane przez pragmatyzm instytucji, wciąż działa. Celem nie jest więc partnerstwo z Ameryką, lecz rewanż: wygranie geopolitycznej i kulturowej rywalizacji o nowy kształt Zachodu. Tusk coraz wyraźniej wpisuje się w ten projekt. Problem w tym, że dla Polski to droga ryzykowna. Gwarancje wsparcia militarnego potwierdziła reakcja USA na agresję rosyjską na Ukrainę, a tzw. europejski system obrony to palcem na wodzie pisana hipoteza.

 

Niekompetencja czy uniocentryzm?

W kampanii 2023 roku Donald Tusk jako lider tzw. opozycji demokratycznej walczący o władzę nie zyskał niczego konkretnego na publicznych atakach na Donalda Trumpa. Trudno wyobrazić sobie wyborcę, który oddał głos na Koalicję Obywatelską z powodu jej antytrumpowskiego kursu. Co gorsza, ta retoryka utrudniła możliwość przyszłej współpracy z republikańską administracją. A przecież każdy odpowiedzialny polityk powinien brać pod uwagę różne scenariusze – także powrót Trumpa do Białego Domu. Próby „symetryzowania” tego problemu – obwiniania PiS lub prezydenta Andrzeja Dudy za chłodne relacje z Bidenem – są całkowicie chybione. Porównywanie powściągliwych gratulacji po wyborach do brutalnych oskarżeń Tuska wobec Trumpa to pomylenie jakichkolwiek proporcji. Duda nie podważał wiarygodności sojusznika, nie nazywał Ameryki wrogiem – Tusk owszem. Przez całą kadencję Joe Bidena rząd PiS unikał otwartych konfliktów z USA – mimo ideowych różnic, szczególnie w sprawach obyczajowych. W kluczowych kwestiach – bezpieczeństwa regionu i wsparcia dla Ukrainy – Polska zachowała spójny, proamerykański kurs.

Dlaczego więc Tusk poszedł w przeciwną stronę? Możliwe są dwa wytłumaczenia: brak politycznego instynktu – lub, co bardziej prawdopodobne, inne priorytety. Tusk wyżej ceni projekt europejski niż relacje transatlantyckie. Dla niego kluczowe jest wzmacnianie Unii jako globalnego gracza – nawet jeśli oznacza to osłabienie więzi z USA. To wpisuje się w dążenia części brukselskich elit do emancypacji od amerykańskich wpływów – wojskowych, gospodarczych i kulturowych. Ze szkodą dla naszego bezpieczeństwa.

 

Sukces goni sukces

Skutki tej strategii były łatwe do przewidzenia. Obozowi Tuska nie udało się zbudować żadnych realnych relacji z otoczeniem Trumpa. To poważne zaniedbanie – szczególnie że wśród republikańskich doradców, „niezależnych” influencerów, a nawet w kręgu rodziny samego Trumpa, coraz śmielej wybrzmiewają narracje korzystne dla Kremla. Często ubierają się one w szaty „antyestablishmentowego” podejścia do polityki zagranicznej. Tym bardziej potrzebna była obecność Polski – jako przeciwwagi, głosu ostrzegającego przed niebezpiecznymi skrętami. Tymczasem Warszawa straciła wpływ, zanim jeszcze zaczęła go budować.

Nowa atmosfera relacji polsko-amerykanskich nie przeszła niezauważona za oceanem. W konserwatywnych mediach, jak „National Review”, pojawiły się teksty zarzucające Tuskowi niechęć wobec USA, a nawet podważanie podstaw sojuszu. Jeśli ktoś miał wątpliwości, to rozwiał je sam Donald Trump, udzielając jasnego poparcia Karolowi Nawrockiemu w wyborach prezydenckich: w świetle przywołanych wcześniej faktów było ono w prostej linii wsparciem dla polsko-amerykańskiego sojuszu.

 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe