Lewica w obecnej formie nie ma szans na przetrwanie
Progresywni kulturowo wyborcy lewicy zarzucają jej brak skutecznej realizacji bliskiej ich oczekiwaniom części lewicowego programu, a społeczni solidaryści flirt z neoliberalizmem i porzucenie przez lewicę jej klasycznego elektoratu. Choć same owe debaty ogólnie są bardzo ciekawe, to często mają charakter czysto rytualny. W końcu jaką polska lewica ma przeszłość, jakie realne osiągnięcia czy równie realne przewiny, z grubsza przecież wiadomo. Problem lewicy nie polega na tym, że niedostatecznie rozliczyła się ze swoją przeszłością, problem polega na tym, że nie widać u niej pomysłu na swoją przyszłość.
W numerze 35 „TS” ukazał się obszerny wywiad z dr. Bartoszem Rydlińskim z Centrum im. Ignacego Daszyńskiego. Rozmowa dotyczyła w dużej mierze historycznych błędów polskiej lewicy, przez które utraciła ona swój tradycyjny elektorat. Dr Rydliński, ideowy lewicowy intelektualista, któremu przyszłość formacji realnie leży na sercu, odpowiadał szczerze i uczciwie stawiając też kilka celnych diagnoz na temat przyczyn słabości lewicy. Brak własnych mediów, dzięki którym politycy mogliby się lepiej komunikować ze swoim (także tym potencjalnym) elektoratem, czy też zauroczenie części polityków tej formacji neoliberalną ideologią, to faktyczne problemy, o których lewica powinna dziś myśleć. Jednak gdy w pewnym momencie pada zdanie, że „lewica ma do odegrania historyczną rolę, którą jest stawianie się Donaldowi Tuskowi”, to przyznam, że tak postawiona teza budzi mój opór. Oczywiście taka lewica byłaby lepsza od tej, którą obserwujemy dzisiaj, ale w tezie, która skleja lewicę z Donaldem Tuskiem, jest zarazem ukryta inna teza. Mianowice, że punktem odniesienia dla lewicy powinien być obóz liberalny. W rezultacie spowoduje to, że lewica zawsze będzie z tym obozem sklejona (czy będzie posłusznym wykonawcą jego poleceń, czy też spróbuje być enfant terrible w ramach tego obozu – zawsze będzie postrzegana jako jego część).
Czytaj także: Znany polityk PiS zatrzymany przez CBA
Czytaj także: Demokracja? Grecy jej nie szanowali. Obecnie uczyniono z niej bożka
Czytaj także: Demokracja w odwrocie: tak wygląda Polska po niemal roku rządów Tuska
Stać na własnych nogach
Bycie samodzielnym bytem politycznym nie może oznaczać ani bycie anty-PiS-em, ani też anty-Tuskiem, bo jeśli czyjaś tożsamość istnieje jedynie w relacji z innym bytem politycznym, to znaczy, że ten ktoś nie ma w istocie żadnej tożsamości. Lewica, jeśli chce przekonać wyborców, że ma swoją tożsamość i jest bytem realnym, a nie jedynie dodatkiem do kogoś innego, musi zacząć samą siebie tak postrzegać. Jako punkt odniesienia musi zacząć traktować nie inny obóz polityczny, lecz własny program i w celu jego realizacji potrafić zawierać sojusze z różnymi środowiskami politycznymi. Jeśli już miałaby to być koalicja z politycznym środowiskiem Donalda Tuska, to tylko za cenę realizacji konkretnych postulatów programowych lewicy. Brak ich realizacji powinien zaalarmować środowisko lewicowe i przynajmniej postawić głośno pytanie o sens trwania lewicy w takiej koalicji. Historyczną rolą lewicy nie powinno być stawianie się temu czy innemu liderowi politycznemu, ale realizacja własnego programu. Jak nie z tym, to może z innym środowiskiem politycznym. Obecna lewica nie kierowała się takimi zasadami ani podczas negocjacji umowy koalicyjnej, ani nie kieruje się nią w czasie aktualnych rządów. Dziś więcej takiego myślenia jest w PSL-u niż w lewicy. Dlatego Donald Tusk ciągle musi się liczyć z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, a nie musi z Włodzimierzem Czarzastym. Zresztą aktualny lider lewicy marzy jedynie o politycznej osmozie z obozem liberalnym i zdaje się nie mieć żadnych innych politycznych celów. Chociaż konieczność wymiany aktualnego przywództwa jest poważnym problemem, to brak spójnej tożsamości jest problemem największym.
Tożsamość jako model wspólnoty
Jeśli czegoś zabrakło mi w rozmowie z dr. Bartoszem Rydlińskim, to zapytania go, jak – jego zdaniem – powinna wyglądać tożsamość współczesnej polskiej lewicy. Pytanie o tożsamość zawsze jest też pytaniem o model wspólnoty, jaki dana partia buduje wokół siebie, gdy jest w opozycji, oraz do jakiego chce przekonać społeczeństwo – będąc u władzy. W tym sensie wizja polityki zawsze jest też wizją wspólnoty. W Polsce (choć nie tylko) nakłada się ona na głęboki podział socjologiczny, w którym skrajny indywidualizm zwalcza wszelką wspólnotowość. Po ponad 30 latach brutalnego neoliberalizmu dużo ludzi uwierzyło, że indywidualne strategie sukcesu i przetrwania są lepsze niż te wspólnotowe. W czasach, gdy świat zewnętrzny był względnie stabilny i przewidywalny, łatwo to było ludziom wmówić, ale w sytuacjach kryzysowych już niekoniecznie.
Jednym z powodów politycznego sukcesu PiS-u było to, że partia ta w swoim politycznym przekazie zachęcała do myślenia wspólnotowego w momencie, gdy inne formacje od niego odchodziły. Dla obozu liberalnego podstawowym językiem komunikacji zawsze był indywidualizm. Było to widać choćby w narracji, którą ten obóz przyjął, walcząc z wprowadzonym dzięki Solidarności ograniczeniem handlu w niedzielę. Hasło „Kupuję, kiedy chcę” to jeden z wielu przykładów na to, że wizją „wspólnoty” najbliższą dla tego obozu politycznego jest wizja kraju dla egoistów. Jak w tym kontekście prezentuje się lewica? W latach 90. to, co konstytuowało to środowisko polityczne oraz znaczącą część jego wyborców, to pozytywny stosunek do PRL-u. Była to silna polityczna tożsamość budująca wokół postkomunistycznej lewicy dość różnorodną wspólnotę – od byłych członków partii po zwykłych ludzi, którzy chcieli mieć prawo do pozytywnej pamięci, a nawet dumy z niektórych osiągnięć Polski Ludowej. W czasach brutalnej terapii szokowej wspólnota ta dodatkowo zyskiwała na atrakcyjności.
Z czasem jednak lewica zaczęła odchodzić od tej tożsamości, by podczas kongresu założycielskiego Nowej Lewicy kompletnie ją porzucić (zdaniem niektórych polityków lewicy „postkomunizm” miał zniechęcać do lewicy młodzież, która to miała być główną bazą wyborczą nowej lewicowej formacji). Zamiast niej postawiono na krzykliwy antyklerykalizm, liberalny populizm, enigmatycznie rozumianą „nowoczesność” i na indywidualizm. W rezultacie Nowa Lewica, bardziej niż SLD, przypomina Ruch Palikota. Jednak jest coś ważniejszego. W tym politycznym zwrocie był też pewien zwrot mentalny, który wraz ze zmianą stosunku do globalizacji przechodziła lewica na całym świecie. Od formacji przywiązanej do wspólnoty po taką, która często wszelkie istniejące modele ludzkich wspólnot (rodzina, państwo itd.) uważa za podejrzane. Taka percepcja to efekt skolonizowania lewicy przez indywidualizm. Lewicy wydaje się, że broni się przed „straszliwym zagrożeniem” ze strony konserwatyzmu, a tak naprawdę w tym czasie siły prorynkowych ideologii pożerają ją żywcem. Oczywiście zdarza się, że w trakcie tego pożerania lewicowcy nucą antykapitalistyczne pieśni, przez co wydaje im się, że są bardzo radykalni, ale nie zmienia to zasadniczo smutnego obrazu całości. Czy w tę stronę ma iść lewica? Z wywiadu z dr. Rydlińskim się tego nie dowiemy (niestety nie pada tam właściwe pytanie), a to jedno z najważniejszych pytań, jakie należy postawić w kontekście pytania o lewicową przyszłość.
Czas na nowe otwarcie
Wiadomo, że lewica w obecnej formie nie ma szans na przetrwanie. Z wyborów na wybory topnieje jej poparcie, a obecne kierownictwo wyraźnie nie ma pomysłu, jak ten trend zatrzymać. Nowe kierownictwo to szansa na nowe otwarcie i przemyślenie dotychczasowej politycznej drogi. Kto stanie na czele tej formacji i jaki kierunek jej zaproponuje? Na dziś trudno to prognozować. Poza tym warto pamiętać, że we wszelkie prognozowanie zawsze nieuchronnie wplątują się – w mniejszym lub większym stopniu – nadzieje, lęki i życzenia osoby prognozującej. Sam się do swoich nadziei lęków i życzeń przyznaję. Chciałbym, by nowe kierownictwo miało wszystko to, czego brakuje obecnemu, czyli odwagę, wizję i determinację w budowie formacji politycznie i mentalnie niezależnej. Obecność takiej formacji w przestrzeni politycznej wpłynęłaby z pewnością pozytywnie na jakość polskiej demokracji. Czy obecna lewica byłaby gotowa przyjąć taką rolę? Tu mam swoje obawy.