Piotr Skwieciński: Lokalne układy elit zagrożone

Debata o zniesieniu dwukadencyjności samorządowców odsłania kulisy realnej władzy w Polsce, układy lokalnych elit oraz lęk rządzących przed politycznym trzęsieniem ziemi, jakie może nadejść w 2029 roku, gdy większość obecnych włodarzy straci swoje stanowiska.
Piotr Skwieciński
Piotr Skwieciński / Tygodnik Solidarność / rys. Barbara Sadowska

Co musisz wiedzieć:

  • Zdaniem autora, próba zniesienia dwukadencyjności samorządowców ujawnia skalę interesów oraz układów lokalnych.
  • Rok 2029 może przynieść masową wymianę włodarzy i głębokie przetasowania polityczne, co budzi niepokój obecnych elit.

 

2029, czyli strach

Bez względu na to, czy próba zniesienia ograniczenia kadencji samorządowców do dwóch zostanie istotnie podjęta (gdy piszę ten tekst, Lewica i Polska 2050 wciąż się wahają), już samo pojawienie się tej inicjatywy mówi sporo o polskiej polityce. Przy czym idzie przede wszystkim o jego wstępne poparcie (nawet jeśli na skutek oporu materii zostanie wycofane) przez Donalda Tuska i KO.

Dlaczego to wszystko jest tak ważne? Przede wszystkim dlatego, że choć to centralna polityka ogniskuje przeważającą część związanych ze sferą publiczną emocji Polaków, to tak naprawdę samorządy odgrywają u nas pod pewnym względem istotniejszą rolę. Kierują bowiem w różne koryta większe niż władze centralne strumienie pieniędzy. Przy czym mają tu większą niż rząd swobodę decyzyjną. Bo wszyscy obserwatorzy, w tym media (w Warszawie wciąż egzystujące realniej niż gdzie indziej), przyglądają się samorządom mniej bacznie niż centrum państwa. M.in. dlatego dokonanie, mówiąc kolokwialnie, przewału na kontrakcie na poziomie samorządowym jest znacznie łatwiejsze niż na poziomie centralnym. Nie tylko przewału. W ogóle naruszenie jakichkolwiek przepisów jest „w terenie” mniej ryzykowne niż w centrum. Nie tylko ze względu na media. Również dlatego, iż polaryzacja dotyka „terenu” wciąż w mniejszej mierze. Stopień zblatowania aktywnych w samorządach sił, ich powiązań między sobą rozmaitymi dealami jest więc tam nadal wyższy niż w Warszawie. A w związku z tym również polityczni konkurenci są mniej niż w centrum skłonni do wzajemnego demaskowania. Dziś ja tobie, jutro ty mi…

 

Samorządy a obywatele

Również odsetek Polaków zależnych od samorządów jest znacznie większy niż zależnych od władz centralnych. Bo – po pierwsze – liczba pracowników samorządów wszystkich szczebli wielokrotnie przewyższa liczbę zatrudnionych w administracji centralnej. Ci pracownicy i ich rodziny są oczywiście bardziej niż przeciętna podatni na wszelkie polityczne sugestie kierownictwa.

Po drugie zaś, jeszcze większa jest liczba obywateli, na których codzienne bytowanie bezpośrednio wpływają decyzje podejmowane przez samorząd. Komunikacja, budownictwo i lobby deweloperskie, sprzedaż alkoholu – to domena bardziej samorządów niż władz centralnych. Te, owszem, coś tu mogą, ale częściej pośrednio. Samorządy decydują zaś w tych sprawach bezpośrednio. Wszystko to daje pojęcie o wielkości stawki.

 

Prawica nielokalna

W skali ogólnopolskiej liczba związanych z obecną koalicją tzw. włodarzy, tj. szefów jednostek samorządu, zdecydowanie przekracza analogiczną liczbę związanych z opozycją. Podobnie było, kiedy to na szczeblu centralnym rządziła na skutek werdyktu wyborców Zjednoczona Prawica – wówczas lokalnie, również wskutek werdyktu wyborców – rządzili jej przeciwnicy, dziś sprawujący także władzę rządową. W Polsce prawica ma większą łatwość wygrywania wyborów w skali krajowej niż lokalnej.

Dlaczego? Czy tematy ważne dla prawicy kojarzą się większości jako bardziej związane z polityką centralną niż lokalną? Czy lokalnie ośrodki i kandydaci antyprawicowi potrafią, wtedy kiedy przewagę w społeczeństwie mają postawy konserwatywne, skutecznie zacierać swą ideologiczną proweniencję? Czy może zjawisko krótkiej piłki, charakterystyczne dla prawicy, owocuje intensywniejszym niż w innych segmentach spektrum wyciąganiem najlepszych zajmujących się polityką prawicowców od razu na szczebel centralny? Tak czy inaczej większa skuteczność prawicy w wyborach ogólnopolskich niż lokalnych jest faktem.

Dochodzi do tego historyczna zaszłość. Platforma od swego powstania związana była z grupą silnych politycznie i „ukorzenionych” prezydentów dużych miast. Zjawisko to fluktuowało – dziś już niemal nikt nie pamięta, że ogłoszony świeckim świętym zamordowany prezydent Gdańska Paweł Adamowicz został w ostatnich latach życia i rządów wypluty przez Platformę, gdyż kierowane przeciw niemu przez media sugestie korupcyjne brzmiały dla zbyt wielu przekonująco. Na podobnym tle liberałowie zdecydowali o zakończeniu kariery Hanny Gronkiewicz-Waltz w Warszawie. Tym niemniej te lokalne kryzysy udało się obecnej partii rządzącej – i powiązanym z nią lokalnym elitom – zażegnać.

 

Samorządy w walce politycznej

W tej sytuacji nie dziwi, iż PiS, od zawsze skonfliktowane z tymi środowiskami, w dodatku po wzięciu władzy w 2015 roku zetknąwszy się z ich wrogością, zaczęło próbować rozmaitych metod, aby ich znaczenie podważyć. W większości wypadków zresztą wycofując się, skonfrontowane ze sprzeciwem.

Również dwukadencyjność wzięła się z podobnych usiłowań. Pierwotnie proponowano ograniczyć liczbę kadencji rewolucyjnie, czyli wstecznie – wymusić odejście w zbliżających się wtedy wyborach tych (bardzo wielu) włodarzy, którzy zbliżali się do końca drugiej kadencji. Decyzja, by przyjąć to rozwiązanie dopiero na przyszłość, była kompromisem – nie tylko opozycja była przeciw działającemu wstecz ograniczeniu, również ministrowie Andrzeja Dudy sugerowali, że jeśli zostałoby ono uchwalone, prezydent użyłby weta, i to zadecydowało o ograniczeniu przez PiS pierwotnych zamiarów.

 

Potencjał zmiany

Gdy ten kompromis zawierano w roku 2018, rok 2029 – do kiedy to odepchnięto moment, w którym dwukadencyjność zacznie działać realnie – wydawał się odległy. Dziś jest bliższy, rok temu dwie trzecie samorządowych włodarzy zaczęły drugą kadencję rozpoczętą po wejściu ustawy w życie – czyli ostatnią im dozwoloną. Innymi słowy – w 2029 roku dwie trzecie głów samorządów odejdzie ze stanowisk. Za każdym stoi potężny lokalny układ interesów. Przy czym nie idzie tylko o biznes żyjący z włodarzami w symbiozie (przetargi, które można ustawiać pod konkretną firmę). Chodzi też o pracowników samorządów (i spółek samorządowych) zasiadających w radach. Personalny kształt samorządów, spółek i rad, zwłaszcza w mniejszych ośrodkach, przez lata kształtowali ci sami włodarze. Wszystko to dotąd czyniło ich niemal nieusuwalnymi. Nie dziwi zatem potężny sprzeciw wobec dwukadencyjności.

Nie zaskakuje też ostrożne, sondujące wsparcie, którego udzielił sprzeciwowi Donald Tusk. KO jest silnie związana ze światem samorządowym, zarówno przez należących do niej rządzących lokalnie polityków, jak i tych, którzy swego czasu poczuli się na tyle silni, że woleli dla potrzeb wyborczych stanąć na czele lokalnych, pozornie bezpartyjnych bytów, ale zachowali linki z partią. Najistotniejsza jest tu jednak nie tyle tożsamość pozytywna (czyli to, za kim jesteśmy), co negatywna (przeciw komu). Otóż w skali całego kraju większą część elit, centralnych i lokalnych, w tym samorządowych, spaja niechęć do mniejszej, tej PiS-owskiej części elit.

Prawica na fali

Przede wszystkim jednak – rok 2029 mógłby, niezależnie od wyborów w 2027 roku, przynieść przetasowania tak daleko idące, że być może osiągające skalę wywrócenia układu, w którym elity czują się komfortowo. I wybór Karola Nawrockiego, i kolejne sondaże wskazujące na osiągnięcie przez prawicę większości w elektoracie, ale przede wszystkim wyraźna fala prawicowych nastrojów wśród młodych pokazują istnienie potencjału zmiany. Odejście większości włodarzy w 2029 roku w oczywisty sposób będzie jej sprzyjać.
Dlatego próba zniesienia dwukadencyjności i pierwotne ostrożne przychylanie się do tej próby premiera nie zaskakuje. Co natomiast zaskoczyło (i co jest obecnie przedmiotem badań analityków i rządowych, i opozycyjnych), to ujawniony potencjał chęci zmiany również w elektoracie koalicji. W obronie dwukadencyjności wypowiedziało się aż 60 proc. ankietowanych wyborców KO, Polski 2050, Lewicy i PSL. Tusk musiał dostrzec, że silniejsze wejście w starcie o zniesienie dwukadencyjności może przynieść mu kłopoty z wyborcami.

 

Co z premierem?

Cała sprawa zaowocowała charakterystycznym szantażem zastosowanym przez PSL wobec innych partii. Mianowicie zgłoszeniem – w wypadku niezniesienia ograniczenia liczby kadencji włodarzy samorządowych – projektu wprowadzającego analogiczne ograniczenie wobec posłów. Biorąc pod uwagę wzbieranie w społeczeństwie potencjału zmiany (mającego, co trzeba zauważyć, również wymiar pokoleniowy), ale też zawsze silną wśród Polaków chęć złośliwego „dowalenia” politykom (przypomnijmy choćby, jak w czasie swych rządów, wbrew własnemu światopoglądowi, PiS poczuło się zmuszone do drastycznego ograniczenia i tak niewielkich zarobków własnych wiceministrów – czyli podstawowych koni roboczych, wprawiających w ruch machinę państwa), ten postulat mógłby się spodobać.

Co charakterystyczne – w ogniu eskalowania dwukadencyjnych postulatów nikt dotąd nie zwrócił uwagi na oczywisty absurd najważniejszego polskiego ograniczenia tego rodzaju. Oto prezydent może sprawować urząd tylko dwie kadencje. Jest to kalka z systemu amerykańskiego, w którym prezydent naprawdę stoi na czele administracji, i danie mu możliwości kształtowania korpusu urzędników federalnych oraz wszystkich sfer, na które ma wpływ, przez dłuższy czas teoretycznie istotnie mogłoby być zagrożeniem dla demokracji.
Tylko że w Polsce prezydent nie ma takiej pozycji. Silniejszy od niego, również jeśli chodzi o możliwość budowy podporządkowanego mu układu, wykraczającego poza ramy administracji, jest premier. Ale o wprowadzeniu ograniczeń czasowych w sprawowaniu tej przecież naprawdę ważniejszej funkcji jakoś się nie mówi. Co nie dziwi – liderzy głównych partii nie są u nas zainteresowani piastowaniem godności prezydenta, chcą natomiast być premierami lub przynajmniej zachować sobie taką możliwość.
Warto dostrzec tę niekonsekwencję.

[Tytuł, niektóre śródtytuły, lead i sekcja "Co musisz wiedzieć" pochodzą od redakcji]


 

POLECANE
Hiszpański eurodeputowany o grzywnie dla Muska: To ostrzeżenie w mafijnym stylu wideo
Hiszpański eurodeputowany o grzywnie dla Muska: To ostrzeżenie w mafijnym stylu

Jorge Buxadé, hiszpański poseł do Parlamentu Europejskiego z Vox ocenił, że Unia Europejska nie broni już wolności, ale ją karze. W jego ocenie dyrektywa o usługach cyfrowych (DSA) nie służy ochronie użytkowników, ale uciszeniu każdego, kto ośmieli się przeciwstawić narracji Komisji.

Nowa strategia USA zszokowała Europę. Kallas: „Część krytyki jest uzasadniona” z ostatniej chwili
Nowa strategia USA zszokowała Europę. Kallas: „Część krytyki jest uzasadniona”

Stany Zjednoczone są nadal „największym sojusznikiem Unii Europejskiej – oświadczyła w sobotę szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas po publikacji nowej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego Stanów Zjednoczonych.

Ta ustawa pozwoliłaby Muskowi pozwać KE przed sąd w USA za cenzurę gorące
Ta ustawa pozwoliłaby Muskowi pozwać KE przed sąd w USA za cenzurę

Na kilka godzin przed tym, jak Komisja Europejska opublikowała szczegóły dotyczące grzywny nałożonej na Elona Muska, udostępnił on post X autorstwa Prestona Byrne'a, w którym opowiadał się za uchwaleniem amerykańskiej ustawy, która umożliwiłaby firmom i osobom fizycznym pozywanie podmiotów zagranicznych przed amerykańskim sądem w związku z roszczeniami dotyczącymi zagranicznej cenzury.

Gdynia: Już dziś spotkanie otwarte z dr. Adamem Chmieleckim z ostatniej chwili
Gdynia: Już dziś spotkanie otwarte z dr. Adamem Chmieleckim

Już dziś o godz. 17.30 w Gdyni odbędzie się spotkania otwarte z dr. Adamem Chmieleckim, dyrektorem operacyjnym Fundacji Promocji Solidarności, politologiem, autorem książek o historii najnowszej Polski.

Kto powinien być twarzą PiS przed kolejnymi wyborami? Zaskakujące wyniki sondażu z ostatniej chwili
Kto powinien być twarzą PiS przed kolejnymi wyborami? Zaskakujące wyniki sondażu

Wg sondażu SW Research na zlecenie Onetu to prezes PiS Jarosław Kaczyński był najczęściej wskazywany przez ankietowanych jako polityk, który powinien poprowadzić partię jako twarz wyborów. Co ciekawe jednak, najwięcej ankietowanych wskazało, że nie widzi w elicie PiS dobrego kandydata.

Wyłączenia prądu. Ważny komunikat dla mieszkańców Wielkopolski z ostatniej chwili
Wyłączenia prądu. Ważny komunikat dla mieszkańców Wielkopolski

Enea Operator opublikowała nowy harmonogram planowanych wyłączeń energii elektrycznej w Wielkopolsce. W najbliższych dniach przerwy obejmą wiele miejscowości, zarówno w dużych miastach, jak i mniejszych gminach regionu. Sprawdź, czy Twoja ulica znajduje się na liście.

Rozmowy pokojowe z Ukrainą. Departament Stanu USA przekazał nowe informacje z ostatniej chwili
Rozmowy pokojowe z Ukrainą. Departament Stanu USA przekazał nowe informacje

Departament Stanu USA poinformował, że w sobotę będą kontynuowane rozmowy amerykańsko-ukraińskie na temat zakończenia wojny na Ukrainie. Trwające od czwartku negocjacje oceniono jako „konstruktywne”.

Ukraina: Zmasowany atak powietrzny sił rosyjskich prawie w całym kraju. Polska poderwała myśliwce z ostatniej chwili
Ukraina: Zmasowany atak powietrzny sił rosyjskich prawie w całym kraju. Polska poderwała myśliwce

Siły rosyjskie przypuściły w nocy z piątku na sobotę zmasowany atak rakietowo-dronowy na większość obwodów Ukrainy. W obwodzie kijowskim co najmniej trzy osoby zostały ranne - przekazała w Telegramie wojskowa administracja obwodowa. Koło godz. 4 rano Polska poderwała myśliwce; nie zaobserwowano naruszenia przestrzeni powietrznej RP.

Instrukcja zabicia dziecka społecznie nieszkodliwa? Postępowanie przeciwko proaborcyjnej lekarce umorzone gorące
Instrukcja zabicia dziecka społecznie nieszkodliwa? Postępowanie przeciwko proaborcyjnej lekarce umorzone

Czyn zabroniony polegać miał na udzieleniu ciężarnej kobiecie pomocy w nielegalnej aborcji poprzez instrukcje, w jaki sposób i z użyciem jakiego leku ma wykonać aborcję farmakologiczną oraz poprzez oferowanie pomocy w szpitalu, w którym pracuje, w razie gdyby doszło do komplikacji medycznych.

Nie żyje słynny architekt Wiadomości
Nie żyje słynny architekt

W wieku 96 lat zmarł w piątek Frank Gehry, jeden z najsłynniejszych współczesnych architektów - poinformowała Meaghan Lloyd z jego pracowni architektonicznej Gehry Partners. Najbardziej znanym dziełem zmarłego twórcy jest Muzeum Guggenheima w Bilbao na północy Hiszpanii.

REKLAMA

Piotr Skwieciński: Lokalne układy elit zagrożone

Debata o zniesieniu dwukadencyjności samorządowców odsłania kulisy realnej władzy w Polsce, układy lokalnych elit oraz lęk rządzących przed politycznym trzęsieniem ziemi, jakie może nadejść w 2029 roku, gdy większość obecnych włodarzy straci swoje stanowiska.
Piotr Skwieciński
Piotr Skwieciński / Tygodnik Solidarność / rys. Barbara Sadowska

Co musisz wiedzieć:

  • Zdaniem autora, próba zniesienia dwukadencyjności samorządowców ujawnia skalę interesów oraz układów lokalnych.
  • Rok 2029 może przynieść masową wymianę włodarzy i głębokie przetasowania polityczne, co budzi niepokój obecnych elit.

 

2029, czyli strach

Bez względu na to, czy próba zniesienia ograniczenia kadencji samorządowców do dwóch zostanie istotnie podjęta (gdy piszę ten tekst, Lewica i Polska 2050 wciąż się wahają), już samo pojawienie się tej inicjatywy mówi sporo o polskiej polityce. Przy czym idzie przede wszystkim o jego wstępne poparcie (nawet jeśli na skutek oporu materii zostanie wycofane) przez Donalda Tuska i KO.

Dlaczego to wszystko jest tak ważne? Przede wszystkim dlatego, że choć to centralna polityka ogniskuje przeważającą część związanych ze sferą publiczną emocji Polaków, to tak naprawdę samorządy odgrywają u nas pod pewnym względem istotniejszą rolę. Kierują bowiem w różne koryta większe niż władze centralne strumienie pieniędzy. Przy czym mają tu większą niż rząd swobodę decyzyjną. Bo wszyscy obserwatorzy, w tym media (w Warszawie wciąż egzystujące realniej niż gdzie indziej), przyglądają się samorządom mniej bacznie niż centrum państwa. M.in. dlatego dokonanie, mówiąc kolokwialnie, przewału na kontrakcie na poziomie samorządowym jest znacznie łatwiejsze niż na poziomie centralnym. Nie tylko przewału. W ogóle naruszenie jakichkolwiek przepisów jest „w terenie” mniej ryzykowne niż w centrum. Nie tylko ze względu na media. Również dlatego, iż polaryzacja dotyka „terenu” wciąż w mniejszej mierze. Stopień zblatowania aktywnych w samorządach sił, ich powiązań między sobą rozmaitymi dealami jest więc tam nadal wyższy niż w Warszawie. A w związku z tym również polityczni konkurenci są mniej niż w centrum skłonni do wzajemnego demaskowania. Dziś ja tobie, jutro ty mi…

 

Samorządy a obywatele

Również odsetek Polaków zależnych od samorządów jest znacznie większy niż zależnych od władz centralnych. Bo – po pierwsze – liczba pracowników samorządów wszystkich szczebli wielokrotnie przewyższa liczbę zatrudnionych w administracji centralnej. Ci pracownicy i ich rodziny są oczywiście bardziej niż przeciętna podatni na wszelkie polityczne sugestie kierownictwa.

Po drugie zaś, jeszcze większa jest liczba obywateli, na których codzienne bytowanie bezpośrednio wpływają decyzje podejmowane przez samorząd. Komunikacja, budownictwo i lobby deweloperskie, sprzedaż alkoholu – to domena bardziej samorządów niż władz centralnych. Te, owszem, coś tu mogą, ale częściej pośrednio. Samorządy decydują zaś w tych sprawach bezpośrednio. Wszystko to daje pojęcie o wielkości stawki.

 

Prawica nielokalna

W skali ogólnopolskiej liczba związanych z obecną koalicją tzw. włodarzy, tj. szefów jednostek samorządu, zdecydowanie przekracza analogiczną liczbę związanych z opozycją. Podobnie było, kiedy to na szczeblu centralnym rządziła na skutek werdyktu wyborców Zjednoczona Prawica – wówczas lokalnie, również wskutek werdyktu wyborców – rządzili jej przeciwnicy, dziś sprawujący także władzę rządową. W Polsce prawica ma większą łatwość wygrywania wyborów w skali krajowej niż lokalnej.

Dlaczego? Czy tematy ważne dla prawicy kojarzą się większości jako bardziej związane z polityką centralną niż lokalną? Czy lokalnie ośrodki i kandydaci antyprawicowi potrafią, wtedy kiedy przewagę w społeczeństwie mają postawy konserwatywne, skutecznie zacierać swą ideologiczną proweniencję? Czy może zjawisko krótkiej piłki, charakterystyczne dla prawicy, owocuje intensywniejszym niż w innych segmentach spektrum wyciąganiem najlepszych zajmujących się polityką prawicowców od razu na szczebel centralny? Tak czy inaczej większa skuteczność prawicy w wyborach ogólnopolskich niż lokalnych jest faktem.

Dochodzi do tego historyczna zaszłość. Platforma od swego powstania związana była z grupą silnych politycznie i „ukorzenionych” prezydentów dużych miast. Zjawisko to fluktuowało – dziś już niemal nikt nie pamięta, że ogłoszony świeckim świętym zamordowany prezydent Gdańska Paweł Adamowicz został w ostatnich latach życia i rządów wypluty przez Platformę, gdyż kierowane przeciw niemu przez media sugestie korupcyjne brzmiały dla zbyt wielu przekonująco. Na podobnym tle liberałowie zdecydowali o zakończeniu kariery Hanny Gronkiewicz-Waltz w Warszawie. Tym niemniej te lokalne kryzysy udało się obecnej partii rządzącej – i powiązanym z nią lokalnym elitom – zażegnać.

 

Samorządy w walce politycznej

W tej sytuacji nie dziwi, iż PiS, od zawsze skonfliktowane z tymi środowiskami, w dodatku po wzięciu władzy w 2015 roku zetknąwszy się z ich wrogością, zaczęło próbować rozmaitych metod, aby ich znaczenie podważyć. W większości wypadków zresztą wycofując się, skonfrontowane ze sprzeciwem.

Również dwukadencyjność wzięła się z podobnych usiłowań. Pierwotnie proponowano ograniczyć liczbę kadencji rewolucyjnie, czyli wstecznie – wymusić odejście w zbliżających się wtedy wyborach tych (bardzo wielu) włodarzy, którzy zbliżali się do końca drugiej kadencji. Decyzja, by przyjąć to rozwiązanie dopiero na przyszłość, była kompromisem – nie tylko opozycja była przeciw działającemu wstecz ograniczeniu, również ministrowie Andrzeja Dudy sugerowali, że jeśli zostałoby ono uchwalone, prezydent użyłby weta, i to zadecydowało o ograniczeniu przez PiS pierwotnych zamiarów.

 

Potencjał zmiany

Gdy ten kompromis zawierano w roku 2018, rok 2029 – do kiedy to odepchnięto moment, w którym dwukadencyjność zacznie działać realnie – wydawał się odległy. Dziś jest bliższy, rok temu dwie trzecie samorządowych włodarzy zaczęły drugą kadencję rozpoczętą po wejściu ustawy w życie – czyli ostatnią im dozwoloną. Innymi słowy – w 2029 roku dwie trzecie głów samorządów odejdzie ze stanowisk. Za każdym stoi potężny lokalny układ interesów. Przy czym nie idzie tylko o biznes żyjący z włodarzami w symbiozie (przetargi, które można ustawiać pod konkretną firmę). Chodzi też o pracowników samorządów (i spółek samorządowych) zasiadających w radach. Personalny kształt samorządów, spółek i rad, zwłaszcza w mniejszych ośrodkach, przez lata kształtowali ci sami włodarze. Wszystko to dotąd czyniło ich niemal nieusuwalnymi. Nie dziwi zatem potężny sprzeciw wobec dwukadencyjności.

Nie zaskakuje też ostrożne, sondujące wsparcie, którego udzielił sprzeciwowi Donald Tusk. KO jest silnie związana ze światem samorządowym, zarówno przez należących do niej rządzących lokalnie polityków, jak i tych, którzy swego czasu poczuli się na tyle silni, że woleli dla potrzeb wyborczych stanąć na czele lokalnych, pozornie bezpartyjnych bytów, ale zachowali linki z partią. Najistotniejsza jest tu jednak nie tyle tożsamość pozytywna (czyli to, za kim jesteśmy), co negatywna (przeciw komu). Otóż w skali całego kraju większą część elit, centralnych i lokalnych, w tym samorządowych, spaja niechęć do mniejszej, tej PiS-owskiej części elit.

Prawica na fali

Przede wszystkim jednak – rok 2029 mógłby, niezależnie od wyborów w 2027 roku, przynieść przetasowania tak daleko idące, że być może osiągające skalę wywrócenia układu, w którym elity czują się komfortowo. I wybór Karola Nawrockiego, i kolejne sondaże wskazujące na osiągnięcie przez prawicę większości w elektoracie, ale przede wszystkim wyraźna fala prawicowych nastrojów wśród młodych pokazują istnienie potencjału zmiany. Odejście większości włodarzy w 2029 roku w oczywisty sposób będzie jej sprzyjać.
Dlatego próba zniesienia dwukadencyjności i pierwotne ostrożne przychylanie się do tej próby premiera nie zaskakuje. Co natomiast zaskoczyło (i co jest obecnie przedmiotem badań analityków i rządowych, i opozycyjnych), to ujawniony potencjał chęci zmiany również w elektoracie koalicji. W obronie dwukadencyjności wypowiedziało się aż 60 proc. ankietowanych wyborców KO, Polski 2050, Lewicy i PSL. Tusk musiał dostrzec, że silniejsze wejście w starcie o zniesienie dwukadencyjności może przynieść mu kłopoty z wyborcami.

 

Co z premierem?

Cała sprawa zaowocowała charakterystycznym szantażem zastosowanym przez PSL wobec innych partii. Mianowicie zgłoszeniem – w wypadku niezniesienia ograniczenia liczby kadencji włodarzy samorządowych – projektu wprowadzającego analogiczne ograniczenie wobec posłów. Biorąc pod uwagę wzbieranie w społeczeństwie potencjału zmiany (mającego, co trzeba zauważyć, również wymiar pokoleniowy), ale też zawsze silną wśród Polaków chęć złośliwego „dowalenia” politykom (przypomnijmy choćby, jak w czasie swych rządów, wbrew własnemu światopoglądowi, PiS poczuło się zmuszone do drastycznego ograniczenia i tak niewielkich zarobków własnych wiceministrów – czyli podstawowych koni roboczych, wprawiających w ruch machinę państwa), ten postulat mógłby się spodobać.

Co charakterystyczne – w ogniu eskalowania dwukadencyjnych postulatów nikt dotąd nie zwrócił uwagi na oczywisty absurd najważniejszego polskiego ograniczenia tego rodzaju. Oto prezydent może sprawować urząd tylko dwie kadencje. Jest to kalka z systemu amerykańskiego, w którym prezydent naprawdę stoi na czele administracji, i danie mu możliwości kształtowania korpusu urzędników federalnych oraz wszystkich sfer, na które ma wpływ, przez dłuższy czas teoretycznie istotnie mogłoby być zagrożeniem dla demokracji.
Tylko że w Polsce prezydent nie ma takiej pozycji. Silniejszy od niego, również jeśli chodzi o możliwość budowy podporządkowanego mu układu, wykraczającego poza ramy administracji, jest premier. Ale o wprowadzeniu ograniczeń czasowych w sprawowaniu tej przecież naprawdę ważniejszej funkcji jakoś się nie mówi. Co nie dziwi – liderzy głównych partii nie są u nas zainteresowani piastowaniem godności prezydenta, chcą natomiast być premierami lub przynajmniej zachować sobie taką możliwość.
Warto dostrzec tę niekonsekwencję.

[Tytuł, niektóre śródtytuły, lead i sekcja "Co musisz wiedzieć" pochodzą od redakcji]



 

Polecane