Jak byliśmy i przestaliśmy być stalową potęgą
Co musisz wiedzieć:
- Liczne kluby sportowe związane ze „stalą” wyrosły przy zakładach przemysłowych, których dzieje odzwierciedlają rozwój i upadek polskiego przemysłu hutniczego.
- Historia hut w Polsce splata się z kluczowymi etapami państwowości.
- Upadek zakładów, takich jak Walcownia „Andrzej”, pokazuje, że wiele ośrodków hutniczych, kiedyś tworzących lokalną tożsamość i życie społeczne, dziś znika.
Gasnące piece
Stal Rzeszów, Stal Mielec, Stal Stalowa Wola, ale też Stal Bielsko-Biała, Stal Brzeg, Stal Głowno, Stal Gorzów, Stal Grudziądz, Stal Jasień, Stal Kraśnik, Stal Łańcut, Stal Sanok, Stal Szczecin, Stal Zawadzkie... Wielość nazw piłkarskich drużyn ze stalą w nazwie najlepiej chyba pokazuje, jak ważny był to dla Polski surowiec. A przecież mamy jeszcze drużyny z hutnikiem czy metalowcem (Łódź, Łambinowice) w nazwie. Większość z nich szczyci się dziś liczącą ponad 70, 80 lat historią. Różne były losy tych drużyn, różne koleje losu w najniższych i najbardziej prestiżowych ligach, zmieniały się „ruchome” części nazw i afiliacje zakładowe i sponsorskie. Wszystkie łączy jednak fakt, że dłużej lub krócej związane były ze światem polskich zakładów przemysłowych różnych branż: telekomunikacyjnej, motoryzacyjnej, stoczniowej czy hutniczej, zawsze jednak z tym stalowym komponentem w procesie produkcji.
Drużyny te wciąż działają, czasem owiane ogólnopolską sławą, czasem znane przede wszystkim w swojej okolicy, jedne mają poważnych sponsorów, inne opierają się głównie na budżetach samorządowych. Gdy wczytać się w ich historię, znajdziemy tam cień dawnej przemysłowej potęgi. Czasem dotykających dziejów sprzed 1918 roku, rozwijanych w dwudziestoleciu międzywojennym (uderza, jak wiele drużyn ma powiązania z Centralnym Okręgiem Przemysłowym), wreszcie pamiętających komunistyczną industrializację. Wiele zakładów, przy których działały te drużyny, dziś nie istnieje lub jest tylko cieniem samych siebie sprzed lat.
- Szokujący list episkopatów Polski i Niemiec: „Należy oprzeć się pokusie podążania własną narodową drogą”
- Niepokojące informacje z granicy. Komunikat MSWiA i Straży Granicznej
- Komunikat dla mieszkańców woj. podlaskiego
- Komunikat dla woj. małopolskiego
- ZUS wydał pilny komunikat. To ostatni moment
- Upadek Pokrowska jest kwestią czasu. Dlaczego Ukraina przegrywa?
Koniec historii
Przy tworzeniu tej listy zszokowała mnie zwłaszcza nazwa Stal Zawadzkie. Huta w Zawadzkiem powstała jeszcze w latach 30. XIX wieku z inicjatywy hrabiego Andrzeja Marii Renarda. Do 1939 roku zakład produkował głównie na rzecz kolei, by w czasie II wojny światowej, jak większość branży, przestawić się na produkcję militarną. W okresie PRL, po wybudowaniu na zlecenie Centralnego Zjednoczenia Przemysłu Stali Specjalnych nowej walcowni, zakład stał się kluczowym na mapie gospodarczej PRL producentem rur bezszwowych, istotnych dla preferowanego przez władze przemysłu ciężkiego. Po upadku komunizmu zakład restrukturyzowano i rozczłonkowano, co według Dariusza Brzęczka, przewodniczącego Solidarności na Opolszczyźnie, stało się zaczątkiem późniejszego upadku.
W 2010 roku walcownię sprywatyzowano, a następnie zlikwidowano we wrześniu 2024 roku.
„Można powiedzieć, że gmina Zawadzkie powstała dzięki hutnictwu i przemysłowi. Wraz z upadkiem huty sytuacja bytowa mieszkańców zaczęła się pogarszać. Ostatnią twierdzą przemysłu w gminie była właśnie Walcownia Rur „Andrzej”, której pracownicy podtrzymywali hutnicze tradycje. Pracowały tu całe rodziny, a nawet pokolenia. Decyzja o likwidacji zakładu w maju tego roku była dla nich jak grom z jasnego nieba. Nie chcieli się poddać, czego wynikiem był protest nagłośniony w lokalnych i krajowych mediach. Jednak spółka Alchemia, właściciel walcowni, konsekwentnie przeprowadziła grupowe zwolnienia”
– pisała Sabina Grzesik-Kędziora w tygodniku „Strzelec Opolski”. Dodajmy, że niedaleko, nad tą samą rzeką Mała Panew, leży najdłużej działająca Huta „Małapanew”, powstała jeszcze w XVII wieku na rozkaz króla Prus Fryderyka II. To w tej hucie po raz pierwszy w Europie węgiel drzewny zastąpiono koksem. W tej hucie w 1798 roku powstał też most nad Małą Panwią, dziś najstarszy żelazny most wiszący w Europie. Wiek XX, z wyłączeniem ostatnich dekad, był okresem wielkiego wzrostu huty, która stała się ważnym ośrodkiem kształcenia polskich odlewników. Inaczej niż Walcownia „Andrzej" Małapanew po restrukturyzacji i kilku zmianach właścicieli wciąż działa.
Stal krzepi
Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku Polska odziedziczyła trzy odmienne systemy gospodarcze – pruski, rosyjski i austriacki – o bardzo różnym poziomie industrializacji. Najbardziej rozwinięty przemysł hutniczy znajdował się w byłym zaborze pruskim (Górny Śląsk) oraz w części Kongresówki (Zagłębie Dąbrowskie). Galicja natomiast – mimo tradycji hutnictwa żelaza (np. dolina Sanu i Wisłoka) – była gospodarczo zacofana.
W latach 20. Polska była jednym z 15 największych producentów stali w Europie, jednak wciąż pozostawała uzależniona od importu technologii i maszyn. Podstawą były huty produkujące surówkę żelaza i stalownie. Głównymi nabywcami ich produkcji były przemysł zbrojeniowy, kolej i budownictwo. W dwudziestoleciu międzywojennym prowadzono politykę stopniowej nacjonalizacji hutnictwa. W branżę dość mocno uderzył wielki kryzys, w wyniku którego dramatycznie spadło zatrudnienie, a produkcja wróciła do poziomu sprzed wojny. Później jednak hutnictwo w Polsce zyskało nowy rozpęd dzięki dużym programom rządowym. Dzięki nim do dotychczasowych ośrodków hutniczych, skupionych głównie na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim, dołączył Staropolski Okręg Przemysłowy, który później rozwinął się w Centralny Okręg Przemysłowy. W ten sposób rozbudowano istniejące zakłady w Starachowicach i rozpoczęto budowę kombinatu i towarzyszącego mu nowego miasta – Stalowej Woli.
Dla Polski międzywojennej rozbudowa hutnictwa oraz całego przemysłu miała potężny wymiar zarówno psychologiczny, jak i propagandowy, stanowiąc symbol siły odrodzonego państwa polskiego. Kolejna wojna przestawiła znów huty na produkcję wojenną, dochodziło też do grabieży sprzętu przez sowieckich i niemieckich okupantów, jednak wielkie inwestycje przetrwały swoich inwestorów i stały się podstawą przemysłu Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.
Ballada o Nowej Hucie
PRL jako państwo robotników i chłopów, za jakie chciała się uważać, oczywiście jeszcze mocniej stawiała na huty będące ważnym elementem ukochanego przez władzę ludową przemysłu ciężkiego. Olbrzymie kombinaty metalurgicznie miały być narzędziem zmiany nie tylko industrializacyjnej, lecz także społecznej, a nawet politycznej. To ostatnie komunistom udało się tak dobrze, że to huty wielokrotnie stawały się ważnym ośrodkiem oporu przeciw ich władzy i inżynierii społecznej.
„Ojciec Bóg wie gdzie/ Martenowski stawiał piec”
– śpiewał Perfect na początku lat 80. w „Autobiografii”. Być może robił to w Krakowie, gdzie w latach 50. powstała sztandarowa inwestycja wczesnej PRL – Nowa Huta. Martenowskie piece szybko stały się zresztą przestrzałe, zaczęły powodować straty surowca. Decyzję o budowie Nowej Huty podjęto w 1949 roku w ramach planu sześcioletniego (1950–1955). Miała być „sztandarową inwestycją socjalizmu”, dowodem na to, że Polska Ludowa potrafi samodzielnie stworzyć nowoczesny przemysł ciężki i zbudować nową klasę robotniczą. Zakład i otaczająca go dzielnica, utrzymana w stylu późnego socrealizmu, miały stać się antytezą konserwatywnego, sprawiającego komunistom problemy Krakowa. Wielką budowę opiewać miała wielka poezja. I piosenki, które choć nie stały się przebojami, były dość długo promowane przez władzę.
„Nie sposób ocenić, ile powstało utworów masowych poświęconych Nowej Hucie. Wiadomo jednak, że musiało ich być całkiem sporo, bowiem przez cały czas istnienia PRL nie tylko wydawano śpiewniki z kompozycjami masowymi, w których zamieszczano piosenki o nowohuckim kombinacie, ale także organizowano rozliczne konkursy na pieśń najlepiej oddającą jego uroki”
– pisze Małgorzata Sułek w naukowym opracowaniu „Pieśni masowe o Nowej Hucie”. Do dwóch przypominanych przez Sułek utworów muzykę napisał sam Witold Lutosławski.
Powstawały też filmy – choćby propagandowy debiut Andrzeja Munka „Kierunek Nowa Huta!”, czyli typowy stalinowski produkcyjniak. Z poezją natomiast nie do końca wyszło, choć zgodne z życzeniem władz wiersze napisali m.in. Wisława Szymborska czy Jan Brzechwa. Opublikowany w 1955 roku „Poemat dla dorosłych” Adama Ważyka, dotąd znanego z dobrze napisanych, lecz skrajnie propagandowych wierszy, zaszokował brutalnym opisem rzeczywistości PRL, w tym warunków pracy i życia zatrudnionych w Nowej Hucie. I choć zarówno Ważyk, jak i drukujący jego tekst naczelny „Nowej Kultury” Paweł Hoffmann mieli spore problemy po tej publikacji, wywołała ona dyskusję, w efekcie której doszło do zmian w kierownictwie huty i miejscowej organizacji partyjnej.
„Ze wsi, z miasteczek wagonami jadą zbudować hutę, wyczarować miasto, wykopać z ziemi nowe Eldorado, armią pionierską, zbieraną hałastrą tłoczą się w szopach, barakach, hotelach, człapią i gwiżdżą w błotnistych ulicach. […] Polska nieczłowiecza wyjąca z nudy w grudniowe wieczory... W koszach od śmieci na zwieszonym sznurze chłopcy latają kotami po murze, żeńskie hotele, te świeckie klasztory, trzeszczą od tarła, a potem grafinie miotu pozbędą się”
– to nie był komunikat, na który czekali PRL-owscy spece od propagandy. Nadchodziła jednak odwilż. Nowa Huta, bardziej w klimacie Ważyka niż Szymborskiej, powróci jeszcze w „Człowieku z żelaza” Andrzeja Wajdy.
Huta TV
Kto załapał się na lata 70., ten pamięta na pewno, jak wiele uwagi gierkowska propaganda sukcesu poświęcała budowanej wówczas Hucie Katowice. Było to kluczowe dla pochodzącego ze Śląska Edwarda Gierka przedsięwzięcie, zatwierdzone przez zjazd partii na jego osobiste życzenie. To tam starsi harcerze jeździli do pracy, by wyrwać się ze swoich małych miasteczek, a telewizja, radio i prasa relacjonowały budowę niemal na żywo. Szczyt propaganda osiągnęła w czerwcu 1978 roku, gdy radziecki pojazd kosmiczny Sojuz 30 na stację kosmiczną Salut-t odleciał, mając na pokładzie Polaka Mirosława Hermaszewskiego i… sztandar Huty Katowice.
Jednak na ziemi sprawy nie wyglądały tak dobrze, jak mogłoby się zdawać, i podobnie jak w przypadku Nowej Huty wielu pracowników przez pierwsze lata musiało żyć w nie najlepszych warunkach mieszkaniowych. Ponieważ były to już bardziej czasy filmu i telewizji niż poezji, to na ekranie szukać powinniśmy śladów wielkiej gierkowskiej budowy. Poświęcone jej były między innymi siedmioodcinkowy serial „Miejsce na ziemi”, w którym znów jak w latach 50. do nowego zakładu ciągną ludzie z całego kraju. Z kolei Janusz Kidawa nakręcił film „Pejzaż horyzontalny” poświęcony perypetiom i niesnaskom pośród załogi. Jako ciekawostkę warto odnotować, że w „Pejzażu” obok znanego przede wszystkim z późniejszych „Zmienników” Stanisława Barei Mieczysława Hryniewicza występuje również dziennikarz i przyszły polityk Porozumienia Centrum Jacek Maziarski. Huta produkuje dużo, zatrudnia tysiące osób i wpływa znacząco na rozmowy całego regionu, nie chroni jej to jednak przed niektórymi kłopotami, które dotykają branżę po zmianie systemu.
Koniec imperium
Sytuację polskiego hutnictwa po roku 1989 w piosence „Jeszcze Polska” Kazik Staszewski streścił słowami
„Starszy człowiek w barze mlecznym je kartofle z ogórkami/ Całe życie tyrał w hucie, a do huty dokładali/ Cała jego ciężka praca, wszystko było ch**a warte/ Gdyby leżał całe życie, mniejszą czyniłby on stratę”.
Huty potraciły komunistycznych patronów w rodzaju Lenina, niestety jednak równocześnie skończyła się stabilizacja i tak od lat niedomagającej gospodarki opartej na centralnym planowaniu. Od głównych zakładów odłączano kolejne wydziały, zwalniano ludzi, wreszcie prywatyzowano – choć był to proces rozłożony na lata.
Do pewnej stabilizacji doszło na niedługo przed wejściem do Unii, gdy na rynek wszedł Arcelor. Właściciele największych hut zmieniali się wielokrotnie, a większość zmian łączyła się ze zwolnieniami pod hasłem restrukturyzacji. Przy okazji w ośrodkach takich jak choćby Stalowa Wola znikała cała społeczno-kulturalna infrastruktura związana z zakładami pracy. Problemem była też sytuacja mieszkaniowa. Nim sprawę uregulowano, bardzo często wraz z fabrykami w prywatne ręce przechodziły prawa do mieszkań zakładowych, w których mieszkali zatrudnieni w nich pracownicy. Tak stało się między innymi w Warszawie, gdy Włosi z koncernu Lucchini kupili Hutę Warszawa. Co ważne, istotnym elementem załamania – tak samo jak dziś – był gwałtowny wzrost cen energii uderzający w rentowność produkcji i obojętność rządzących liberałów na ten problem. Historia hut w Polsce jeszcze się nie skończyła, czy jednak musi kolejny raz się powtarzać?
[Tytuł, śródtytuły, lead i sekcja "Co musisz wiedzieć" pochodzą od redakcji]




