Deutsche Quelle: Burza w Bundestagu na temat bilansu 22 lat obecności Niemiec w strefie euro

W czwartek, 11 kwietnia deputowani do Bundestagu mieli debatować nad wnioskiem złożonym przez klub parlamentarny CDU/CSU dotyczącym planu na uzdrowienie niemieckiej gospodarki. Debata się nie odbyła, ponieważ wniosek już po raz drugi spadł z porządku obrad. Lukę po odwołanej dyskusji wypełniła inna, nie mniej interesująca – o bilansie 22 lat obecności Niemiec w strefie euro. I jak to w przypadku wniosków składanych przez AfD nie obyło się bez słownych przepychanek.
Niemiecki orzeł federalny w Bundestagu Deutsche Quelle: Burza w Bundestagu na temat bilansu 22 lat obecności Niemiec w strefie euro
Niemiecki orzeł federalny w Bundestagu / Pixabay.com

Dwanaście lat temu były już dziś senator SPD i specjalista od finansów, Thilo Sarrazin wydał książkę „Europa nie potrzebuje euro. Jak polityczne myślenie życzeniowe wpędziło nas w kryzys” [Europa braucht den Euro nicht. Wie uns politisches Wunschdenken in die Krise geführt hat”, DVA Verlag, 2012]. W ostatnim rozdziale książki, zatytułowanym „Europejskie państwo federalne?” Sarrazin przypomniał wypowiedź Hansa Tietmayera, prezesa Niemieckiego Banku Federalnego, który w 2005 r, stwierdził: „Przy podpisywaniu Traktatów z Maastricht zwłaszcza wśród niemieckich polityków była nadzieja na to, że unia walutowa stanie się katalizatorem przyspieszającym integrację polityczną i przyczyni się do stworzenia lepiej funkcjonujących struktur politycznych w unii walutowej. Jak do tej pory to się nie ziściło”. Dwie strony dalej już sam Sarrazin, bez zasłaniania się cytatami innych finansistów, konstatuje: „Euro zostało pierwotnie pomyślane jako środek do wymuszenia unii politycznej, której nie wyobrażano sobie ustanowić bezpośrednio. Teraz ma przyjść unia polityczna by euro uratować”. W tych dwóch cytatach można zawrzeć esencję nadziei jaką pokładano w Niemczech w unii walutowej i pewnego rozczarowania tym, że euro nie spełniło się w roli katalizatora procesów integracyjnych w UE. Książka Sarrazina z dzisiejszej perspektywy, z punktu, w którym dziś patrzymy na kierunek rozwoju Unii Europejskiej stanowi lekturę znacznie ciekawszą niż w roku 2012. Nie ze względu na mniej lub bardziej trafne diagnozy dotyczące wspólnej waluty, ale raczej z uwagi na prognozy zawarte zwłaszcza pod koniec publikacji, gdzie doświadczony polityk socjaldemokracji, ale znacznie przekraczający, a nawet wprost łamiący ramy ideologiczne i światopoglądowe właściwe jego ówczesnej przynależności partyjnej, wprost kreśli możliwy scenariusz budowy „europejskiego państwa związkowego”. I w tamtym czasie wśród kryteriów, które zdaniem Sarrazina będą stanowić o tym, czy Unia Europejska nabierze kształtu państwa związkowego znalazł się warunek wspólnego zaciągania długów, wspólnych sił zbrojnych, wspólnej polityki zagranicznej, stworzenia wspólnych i jednorodnych ram prawnych od prawa karnego po rodzinne. Dalej Sarrazin kreśli jeszcze możliwy podział władzy w nowym państwie europejskim, który wcale tak bardzo nie różni się od proponowanych w ostatnich latach rozwiązań co do pożądanych [dla dobra ściślejszej integracji i zdolności do działania] kompetencji Parlamentu Europejskiego, Komisji Europejskiej i Rady UE. 

Czytaj również: Szwecja: nie żyje młoda kobieta. Szokujący motyw

Ustawy aborcyjne. Jest decyzja Sejmu

 

Ruble w walizce 

Wracając jednak do samego euro – czwartkową debatę w Bundestagu dzieli od książki Sarrazina równe dwanaście lat. A pomysł na podsumowanie 22 lat ze wspólną walutą wyszło z klubu parlamentarnego Alternatywy dla Niemiec, której korzenie wyrosły z kontestowania euro. Dopiero później, mniej więcej w czasie opuszczenia pokładu partyjnego przez Berndta Lückego, AfD stała się w odbiorze społecznym partią antyimigrancką i ciążącą w stronę Rosji. U podstaw AfD było euro, a nie kwestie polityki migracyjnej czy niezdrowa fascynacja Władimirem Putinem. Zresztą – gwoli uczciwości – w czasie, gdy kiełkowała AfD, elity polityczne Niemiec postrzegały Federację Rosyjską jako strategicznego partnera i stabilizatora niemieckiej potęgi gospodarczej. Dziś, kiedy rosyjska napaść na Ukrainę w drugim roku wojny skutecznie uniemożliwia odbudowywanie dobrych relacji z Moskwą, stałość AfD w swoim przywiązaniu do Kremla rodzi sprzeciw reszty niemieckiej sceny politycznej.

Co jednak skłoniło AfD by w kwietniu 2024 r odkurzyć kwestię euro i postawić ją na agendzie niemieckiego parlamentu? Logika podpowiada, że AfD postanowiło zbudować swoją kampanię w wyborach do Parlamentu Europejskiego w oparciu o elektorat tęskniący za Marką Niemiecką, a jest to wciąż niemała część niemieckiego społeczeństwa przekonana o tym, że rezygnacja z silnej, niemieckiej waluty podpiłowała ich dobrobyt. Wniosek AfD wzywający rząd federalny do „uczciwego podsumowania skutków 22 lat obrotu euro” został złożony w Bundestagu 6 marca b.r., liczy dziesięć stron i składa się serii zachęt [w postaci cytatów], jakie w 1996 r rząd federalny skierował do społeczeństwa niemieckiego na piśmie, obiecując m.in., że „euro będzie równie silną i stabilną walutą, co marka niemiecka”. AfD kończy swój wniosek wezwaniem do rządu federalnego by ustosunkował się do wszystkich punktów zawartych w piśmie z 1996 r w formie otwartego podsumowania informacyjnego udostępnianego zwyczajowo opinii publicznej przez Federalne Ministerstwo Finansów. Oczywiście, jak na AfD przystało, w postulacie roi się od pułapek, ponieważ praktycznie każdy z punktów dokumentu sprzed lat został złamany. Rozpoczynający debatę poseł AfD, Norbert Kleinwächter przypomniał, że euro nie zostało w Niemczech wprowadzone za zgodą społeczeństwa niemieckiego i stwierdził, że drożyzna panująca w Niemczech to zasługa wprowadzenia wspólnej europejskiej waluty. Johannes Schraps z SPD w odpowiedzi na zarzuty AfD odparł, że „euro jest symbolem jedności i siły Europy” a sondaże wskazują, że „cieszy się ono w Niemczech dużym zaufaniem”.  Schraps wskazywał, że wspólna waluta ogranicza koszt związany z koniecznością wymiany waluty i przyczynia się do wzrostu gospodarczego Niemiec. Poseł SPD nawiązał przy okazji do ostatnich doniesień medialnych związanych z podejrzeniem o uwikłanie AfD w finansowe zależności od Rosji i ironizował, że politycy AfD „pewnie dostawali swoje wynagrodzenie w euro, a nie w rublach, bo w przeciwieństwie do euro rubel nie jest stabilny”. Po tych słowach do głosu dopuszczono posła AfD Kaya Gottschalka, który w niewybrednych słowach skomentował zdolności poznawcze posła Schrapsa i poradził mu by zwrócił się o opinię „do byłego kanclerza Gerharda Schrödera”. Poseł AfD zarzucił ponadto rządowi federalnemu, że przemienia Niemców w „społeczeństwo wojenne” podczas gdy Niemcy są „społeczeństwem handlowym”. Poseł zapytał też, dlaczego Dania i Norwegia nie przystępują do strefy euro, ale nie uzyskał odpowiedzi.

Posłanka CDU/CSU, Ottilie Klein nazwała wniosek AfD „mieszanką scenariuszy upadku i półprawd”. Jej zdaniem:

„żaden inny kraj UE nie korzysta na euro więcej niż Niemcy, ponieważ co czwarte miejsce pracy w Niemczech zależy od eksportu, a ponad połowa niemieckiego eksportu przypada na rynek unijny”.

Klein oskarżyła też AfD o chęć wyprowadzenia Niemiec z UE, zresztą hasło „Dexit” padło jeszcze później na Sali plenarnej z ust innego polityka.  Jamila Schäfer z Zielonych określiła Putina mianem „najlepszego przyjaciela AfD” mówiąc: „Wasz przyjaciel Putin zaatakował Ukrainę i zabija wielu niewinnych ludzi i niestety zrozumiał, że demokracje zachodnie można zdestabilizować również wojną hybrydową (…) To nie euro destabilizuje Europę, destabilizują ją działania Putina i wasze”.

W imieniu liberałów (FDP) głos zabrała jak zawsze sprawna merytorycznie i retorycznie Agnes Strack-Zimmermann, która oskarżyła AfD o rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji i próby szerzenia podziałów w społeczeństwie niemieckim, wspomniała też przy okazji o postulatach AfD dotyczących opuszczenia struktur NATO, co miało podkreślić prorosyjskie skłonności AfD. Poza tym Strack-Zimmermann nawiązując do euro wskazała na kłopoty finansowe Wielkiej Brytanii po Brexicie. „Unia Europejska jest największym projektem pokojowym od czasu, gdy człowiek zszedł z drzewa” – zawołała posłanka FDP po czym nieco zmieniła narrację skręcając w stronę krytyki szefowej Komisji Europejskiej, Ursuli von der Leyen, której zarzuciła skłonność do przesadnego regulowania wszelkich dziedzin polityki unijnej. „Unia Europejska nie powstała po to by tatuować mrówki” – powiedziała Strack-Zimmermann, po czym ponownie zwracając się do AfD stwierdziła: „powinniśmy się zajmować ważnymi sprawami, a nie takimi nonsensami jak ten przedstawiony dziś przez AfD. Nie będziemy tracić czasu na jakieś zakurzone broszury”. Na koniec posłanka nawiązała do „walizki z euro” przywołanej na początku przez posła Schrapsa z SPD i tego, że „te wypełnione rublami czy markami niemieckimi są pewnie cięższe, ale mniej warte”. Warto przypomnieć, że Strack-Zimmermann jest jedynką FDP w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego, a ostatnie lata spędziła w fotelu szefowej komisji obrony Bundestagu. Sprawowanie tej funkcji przysporzyło jej sporo wrogów w kręgach prorosyjskich jako jedna z pierwszych Strack-Zimmermann domagała się od Olafa Scholza hojniejszego doposażania ukraińskiej armii. Z czasem jej coraz wyraźniejsze połajanki pod adresem kanclerza stały się jej znakiem firmowym, ale i prawdopodobną trampoliną do Brukseli.

Podsumowując – AfD konsekwentnie buduje swój wizerunek partii walczącej z „unijną wieżą Babel” i ideą wspólnej waluty widząc w tym szansę na zmobilizowanie swojego najtwardszego elektoratu do zagłosowania w wyborach do PE. Co zaś się tyczy znaczenia euro dla niemieckiej gospodarki – jest tak, jak to przedstawili pozostali uczestnicy czwartkowej debata. Niemcy na euro wygrały a nie straciły.

Jak czytamy na stronie Federalnego Ministerstwa Gospodarki:

„Niemiecka gospodarka jest silnie zorientowana na eksport i korzysta na tym, że nie ma już wahań kursów walutowych w strefie euro. Eliminując ryzyko kursowe, niemieckie firmy z roku na rok oszczędzają znaczne koszty transakcji. Korzyści z tej zmiany odnoszą również konsumenci: przejrzystość cen i wynikająca z niej zwiększona konkurencja na rynku europejskim prowadzą do większej różnorodności produktów i niższych cen. Zniesienie barier handlowych związanych z euro doprowadziło do pogłębienia jednolitego rynku europejskiego, który obecnie obejmuje około 450 milionów konsumentów. W 2021 r. ponad 50 proc. niemieckiego eksportu trafiło do krajów Unii Europejskiej, a niecałe 40 proc. do krajów strefy euro, co zapewnia wzrost gospodarczy i tworzy nowe miejsca pracy w Niemczech”.

 

Debata, której nie było

"Deindustrializacja jest najlepszym paliwem dla populistów" – przestrzega na łamach magazynu Cicero profesor zarządzania (a kiedyś lokalny polityk CDU w Brandenburgii) Markus Karp. To dobrze działający przemysł jest prawdziwym twórcą dobrobytu, bez którego nie ma stabilnej demokracji. Ludzie niepewni swojej przyszłości mogą przecież zagłosować na tych strasznych populistów o czym świadczą polityczne sukcesy Donalda Trumpa. W kontekście niemieckich obaw przed powrotem Trumpa możemy takie, coraz powszechniejsze u naszych zachodnich sąsiadów głosy nazwać złośliwie „odkryciem Ameryki” – ale samej konstatacji o związku dobrobytu ze stabilnością społeczną i demokracją nie sposób odmówić słuszności. Głosy ostrzegające, że bez silnego przemysłu nie będzie stabilnej Republiki Federalnej są oczywiście związane z wewnętrzną dynamiką niemieckiej polityki. Może dlatego o tym, że zakaz sprzedaży samochodów z silnikami spalinowymi zarżnie europejski (czyli niemiecki) przemysł motoryzacyjny i odda rynki Chinom, mówią dziś nie tylko „populiści” ale też szef eurochadecji Manfred Weber.

Politycy CDU/CSU przestrzegający przed upadkiem przemysłu, wzrostem cen energii, odpływem kapitału do USA i konkurencją ze strony Chin nie brzmią wiarygodnie. Niezależnie od widocznej nieudolności coraz bardzie niezbornej „koalicji sygnalizacji świetlnej” dzisiejsze kłopoty niemieckiej gospodarki to również dziedzictwo rządów Angeli Merkel. Jednak polityka ma swoje żelazne, „wilcze” prawa – niemiecka opinia publiczna za stan gospodarki obwinia przede wszystkim coraz mniej popularnego kanclerza Scholza czy coraz bardziej irytujących wszystkich dookoła Zielonych. Trudno się zatem dziwić, że lider chadeckiej opozycji Friedrich Merz pozuje na człowieka, który w przeciwieństwie do kanclerza wie co należy robić by ratować ekonomię. W tym właśnie kontekście należy analizować zgłoszony przez CDU wniosek o debatę nad potrzebą „Wirtschaftswende” czyli natychmiastowego zwrotu w polityce przemysłowej i fiskalnej, która da oddech niemieckim przedsiębiorcom. Sama retoryka „zwrotu” to oczywiście nieco złośliwe nawiązanie do słynnego, ogłoszonego po „szoku” niemieckich elit po 24.02 program „Zeitenwende”, który miał zmienić niemiecką politykę zagraniczną i wojskową. 

Wniosek zaczyna się od diagnozy niemieckiej gospodarki, wskazania, że jej stan i perspektywy są gorsze niż sytuacja u innych czołowych aktorów globalnej ekonomii a także w najbliższym, europejskim otoczeniu – spadek PKB, obniżenie wskaźników innowacji i ucieczka kapitału. Ta ostatnia, związana z przenoszeniem się produkcji niemieckich firm do innych krajów wydaje się szczególnie niepokojąca. Przy okazji warto wspomnieć, że długofalową politykę drenażu krajów UE z najbardziej innowacyjnego kapitału uruchomił nie „zły populista” Trump tylko „dobra” demokratyczna administracja Bidena. Konkurencja o prymat w czasach schyłkowej globalizacji jest bezwzględna – to lekcja także dla Polski. 

Autorzy wniosku – zapewne by podkreślić, że występują jako rzecznicy świata przedsiębiorców - posiłkują się słowami czołowych menedżerów jak szef IG Metall mówiący o „pełzającej deindustrializacji” czy przewodniczący Federalnego Związku Niemieckiego Przemysłu (BDI), krytykujący politykę energetyczną gabinetu Olafa Scholza. Jakie jednak doraźne środki na zmianę sytuacji proponuje rządowi federalnemu chadecka opozycja?  Wydaje się, że mamy do czynienia z receptami z „klasycznego” niemieckiego kapitalizmu, trochę państwowego, trochę liberalnego czyli: obniżenie podatków i kosztów pracy dla przedsiębiorstw, w tym składek na ubezpieczenia społeczne, ulgi podatkowe dla pracujących i dla emerytów, bardziej elastyczne podejście do rynku pracy, obniżka opłat i podatków nakładanych na ceny energii, przywileje dla firm konkurencyjnych na rynkach międzynarodowych, wycofanie się z podwyżek podatków dla rolników, renegocjacja niektórych rozwiązań na szczeblu unijnym, zmiany w prawie budowlanym. Wszystkie te pomysły mają w zamyśle zmniejszyć obciążenia niemieckiej gospodarki. Czy to wystarczy by zawrócić Niemcy z drogi ku recesji, czy też przyczyny kryzysu sięgają głębiej niż tylko kwestie związane z wysokością opłat i podatków – to pytanie zapewne wykracza poza perspektywę bieżącej polityki. Informacja o przesunięciu debaty nad wnioskiem chadeków pojawiła się w ostatniej chwili. Nie wiadomo, kiedy zostanie wyznaczony kolejny termin debaty. Wiadomo natomiast, że kanclerz Olaf Scholz dołożył w tym tygodniu wszelkich starań by stępić argumenty o spadającej atrakcyjności Niemiec jako miejsca do inwestycji. 8 kwietnia Scholz symbolicznie wbił łopatę w miejsce, gdzie amerykański koncern farmaceutyczny Eli Lilly and Company zamierza postawić fabrykę i produkować m.in. leki na cukrzycę. Warta 2,3 mld euro inwestycja w mieście Alzey [Nadrenia – Palatynat] ma zapewnić tysiąc nowych miejsc pracy. Start produkcji zaplanowano na 2027 rok. 


 

POLECANE
Turniej w Oberstdorfie. Dramat Dawida Kubackiego z ostatniej chwili
Turniej w Oberstdorfie. Dramat Dawida Kubackiego

Czterech Polaków awansowało do niedzielnego konkursu Turnieju Czterech Skoczni w Oberstdorfie. Kwalifikacje wygrał Austriak Daniel Tschofenig. Piotr Żyła był 14., Jakub Wolny - 25., Aleksander Zniszczoł - 38., Paweł Wąsek - 42., a Dawid Kubacki - 53.

Prof. Kamil Zaradkiewicz przedstawił 9-punktowy program przywrócenia praworządności po rządach Koalicji 13 grudnia gorące
Prof. Kamil Zaradkiewicz przedstawił 9-punktowy program przywrócenia praworządności po rządach Koalicji 13 grudnia

Koalicja 13 grudnia doszła do władzy pod hasłami przywracania praworządności i demokracji. Jednak nigdy wcześniej, niże podczas roku jej rządów, Polska po 1989 roku, nie doznała takiego uszczerbku na praworządności i demokracji.

Absolutne spustoszenie. Burza w Pałacu Buckingham Wiadomości
"Absolutne spustoszenie". Burza w Pałacu Buckingham

Król Karol i jego najbliżsi stanęli w obliczu trudnej sytuacji. Książę Harry planuje bowiem powrót do Wielkiej Brytanii w związku z ważnym procesem sądowym. Wiadomo, że sprawa dotyczy wydawcy portalu informacyjnego The Sun, a książę Sussex ma stawić się w sądzie w styczniu 2025 roku.

Będą nowe wybory prezydenckie w Rumunii. Podano datę z ostatniej chwili
Będą nowe wybory prezydenckie w Rumunii. Podano datę

Sąd Konstytucyjny Rumunii zdecydował 6 grudnia o unieważnieniu wyborów prezydenckich po otrzymaniu kilku skarg wyborczych związanych z przebiegiem pierwszej tury głosowania 24 listopada, mimo że nie przedstawiono żadnych dowodów na wyborcze fałszerstwa.

Niemieckie media o azylu dla Romanowskiego na Węgrzech. Jest komentarz mec. Bartosza Lewandowskiego gorące
Niemieckie media o azylu dla Romanowskiego na Węgrzech. Jest komentarz mec. Bartosza Lewandowskiego

Niemieckie media głównego nurtu znane są z jednostronnego przedstawiania sytuacji w Polsce. Szczególnie w tym zakresie wykazały się podczas rządów PiS, ale i teraz nie próżnują.

Odpowie za podpalenie krzyża. Są zarzuty dla 45-latka Wiadomości
Odpowie za podpalenie krzyża. Są zarzuty dla 45-latka

Policja zatrzymała 45-latka, który jest podejrzany o podpalenie drewnianego krzyża przy ul. Góralskiej w gdańskiej dzielnicy Niedźwiednik. Mężczyzna w sobotę usłyszał zarzuty obrazy uczuć religijnych i zniszczenia mienia.

Coraz więcej Polaków rozważa podjęcie pracy za granicą Wiadomości
Coraz więcej Polaków rozważa podjęcie pracy za granicą

Liczba Polaków chcących wyjechać do pracy za granicę znacząco wzrosła w porównaniu z wcześniejszymi latami, kiedy odsetek osób planujących emigrację zarobkową był niższy.

Szanse Scholza na wygranie wyborów. Niemieckie media komentują polityka
Szanse Scholza na wygranie wyborów. Niemieckie media komentują

23 lutego 2025 r. odbędą się wybory do niemieckiego Bundestagu. "Pytanie, kto zostanie następnym kanclerzem - urzędujący Olaf Scholz (SPD) czy kandydat chadecji Friedrich Merz - jest otwarte. Ale patrząc na sondaże, szanse Scholza są coraz mniejsze" - napisał w sobotę portal dziennika "Bild".

To koniec strategicznej inwestycji na Wiśle Wiadomości
To koniec strategicznej inwestycji na Wiśle

Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska uchylił 23 grudnia decyzję w sprawie budowy stopnia wodnego w Siarzewie, grzebiąc tym samym kluczową inwestycję dla przyszłości Wisły – czytamy na stronie Gazety Prawnej.

Wielki żal. Nie żyje aktor znany z polskich seriali Wiadomości
"Wielki żal". Nie żyje aktor znany z polskich seriali

Tragiczna wiadomość. W wieku 45 lat zmarł Paweł Grzybczyk - aktor i kaskader, który współtworzył wiele znanych produkcji, w tym „Klan”, „M jak miłość”, „Czas honoru” czy „Chyłka. Kasacja”. Jego odejście było wielkim wstrząsem dla rodziny, przyjaciół i kolegów z branży.

REKLAMA

Deutsche Quelle: Burza w Bundestagu na temat bilansu 22 lat obecności Niemiec w strefie euro

W czwartek, 11 kwietnia deputowani do Bundestagu mieli debatować nad wnioskiem złożonym przez klub parlamentarny CDU/CSU dotyczącym planu na uzdrowienie niemieckiej gospodarki. Debata się nie odbyła, ponieważ wniosek już po raz drugi spadł z porządku obrad. Lukę po odwołanej dyskusji wypełniła inna, nie mniej interesująca – o bilansie 22 lat obecności Niemiec w strefie euro. I jak to w przypadku wniosków składanych przez AfD nie obyło się bez słownych przepychanek.
Niemiecki orzeł federalny w Bundestagu Deutsche Quelle: Burza w Bundestagu na temat bilansu 22 lat obecności Niemiec w strefie euro
Niemiecki orzeł federalny w Bundestagu / Pixabay.com

Dwanaście lat temu były już dziś senator SPD i specjalista od finansów, Thilo Sarrazin wydał książkę „Europa nie potrzebuje euro. Jak polityczne myślenie życzeniowe wpędziło nas w kryzys” [Europa braucht den Euro nicht. Wie uns politisches Wunschdenken in die Krise geführt hat”, DVA Verlag, 2012]. W ostatnim rozdziale książki, zatytułowanym „Europejskie państwo federalne?” Sarrazin przypomniał wypowiedź Hansa Tietmayera, prezesa Niemieckiego Banku Federalnego, który w 2005 r, stwierdził: „Przy podpisywaniu Traktatów z Maastricht zwłaszcza wśród niemieckich polityków była nadzieja na to, że unia walutowa stanie się katalizatorem przyspieszającym integrację polityczną i przyczyni się do stworzenia lepiej funkcjonujących struktur politycznych w unii walutowej. Jak do tej pory to się nie ziściło”. Dwie strony dalej już sam Sarrazin, bez zasłaniania się cytatami innych finansistów, konstatuje: „Euro zostało pierwotnie pomyślane jako środek do wymuszenia unii politycznej, której nie wyobrażano sobie ustanowić bezpośrednio. Teraz ma przyjść unia polityczna by euro uratować”. W tych dwóch cytatach można zawrzeć esencję nadziei jaką pokładano w Niemczech w unii walutowej i pewnego rozczarowania tym, że euro nie spełniło się w roli katalizatora procesów integracyjnych w UE. Książka Sarrazina z dzisiejszej perspektywy, z punktu, w którym dziś patrzymy na kierunek rozwoju Unii Europejskiej stanowi lekturę znacznie ciekawszą niż w roku 2012. Nie ze względu na mniej lub bardziej trafne diagnozy dotyczące wspólnej waluty, ale raczej z uwagi na prognozy zawarte zwłaszcza pod koniec publikacji, gdzie doświadczony polityk socjaldemokracji, ale znacznie przekraczający, a nawet wprost łamiący ramy ideologiczne i światopoglądowe właściwe jego ówczesnej przynależności partyjnej, wprost kreśli możliwy scenariusz budowy „europejskiego państwa związkowego”. I w tamtym czasie wśród kryteriów, które zdaniem Sarrazina będą stanowić o tym, czy Unia Europejska nabierze kształtu państwa związkowego znalazł się warunek wspólnego zaciągania długów, wspólnych sił zbrojnych, wspólnej polityki zagranicznej, stworzenia wspólnych i jednorodnych ram prawnych od prawa karnego po rodzinne. Dalej Sarrazin kreśli jeszcze możliwy podział władzy w nowym państwie europejskim, który wcale tak bardzo nie różni się od proponowanych w ostatnich latach rozwiązań co do pożądanych [dla dobra ściślejszej integracji i zdolności do działania] kompetencji Parlamentu Europejskiego, Komisji Europejskiej i Rady UE. 

Czytaj również: Szwecja: nie żyje młoda kobieta. Szokujący motyw

Ustawy aborcyjne. Jest decyzja Sejmu

 

Ruble w walizce 

Wracając jednak do samego euro – czwartkową debatę w Bundestagu dzieli od książki Sarrazina równe dwanaście lat. A pomysł na podsumowanie 22 lat ze wspólną walutą wyszło z klubu parlamentarnego Alternatywy dla Niemiec, której korzenie wyrosły z kontestowania euro. Dopiero później, mniej więcej w czasie opuszczenia pokładu partyjnego przez Berndta Lückego, AfD stała się w odbiorze społecznym partią antyimigrancką i ciążącą w stronę Rosji. U podstaw AfD było euro, a nie kwestie polityki migracyjnej czy niezdrowa fascynacja Władimirem Putinem. Zresztą – gwoli uczciwości – w czasie, gdy kiełkowała AfD, elity polityczne Niemiec postrzegały Federację Rosyjską jako strategicznego partnera i stabilizatora niemieckiej potęgi gospodarczej. Dziś, kiedy rosyjska napaść na Ukrainę w drugim roku wojny skutecznie uniemożliwia odbudowywanie dobrych relacji z Moskwą, stałość AfD w swoim przywiązaniu do Kremla rodzi sprzeciw reszty niemieckiej sceny politycznej.

Co jednak skłoniło AfD by w kwietniu 2024 r odkurzyć kwestię euro i postawić ją na agendzie niemieckiego parlamentu? Logika podpowiada, że AfD postanowiło zbudować swoją kampanię w wyborach do Parlamentu Europejskiego w oparciu o elektorat tęskniący za Marką Niemiecką, a jest to wciąż niemała część niemieckiego społeczeństwa przekonana o tym, że rezygnacja z silnej, niemieckiej waluty podpiłowała ich dobrobyt. Wniosek AfD wzywający rząd federalny do „uczciwego podsumowania skutków 22 lat obrotu euro” został złożony w Bundestagu 6 marca b.r., liczy dziesięć stron i składa się serii zachęt [w postaci cytatów], jakie w 1996 r rząd federalny skierował do społeczeństwa niemieckiego na piśmie, obiecując m.in., że „euro będzie równie silną i stabilną walutą, co marka niemiecka”. AfD kończy swój wniosek wezwaniem do rządu federalnego by ustosunkował się do wszystkich punktów zawartych w piśmie z 1996 r w formie otwartego podsumowania informacyjnego udostępnianego zwyczajowo opinii publicznej przez Federalne Ministerstwo Finansów. Oczywiście, jak na AfD przystało, w postulacie roi się od pułapek, ponieważ praktycznie każdy z punktów dokumentu sprzed lat został złamany. Rozpoczynający debatę poseł AfD, Norbert Kleinwächter przypomniał, że euro nie zostało w Niemczech wprowadzone za zgodą społeczeństwa niemieckiego i stwierdził, że drożyzna panująca w Niemczech to zasługa wprowadzenia wspólnej europejskiej waluty. Johannes Schraps z SPD w odpowiedzi na zarzuty AfD odparł, że „euro jest symbolem jedności i siły Europy” a sondaże wskazują, że „cieszy się ono w Niemczech dużym zaufaniem”.  Schraps wskazywał, że wspólna waluta ogranicza koszt związany z koniecznością wymiany waluty i przyczynia się do wzrostu gospodarczego Niemiec. Poseł SPD nawiązał przy okazji do ostatnich doniesień medialnych związanych z podejrzeniem o uwikłanie AfD w finansowe zależności od Rosji i ironizował, że politycy AfD „pewnie dostawali swoje wynagrodzenie w euro, a nie w rublach, bo w przeciwieństwie do euro rubel nie jest stabilny”. Po tych słowach do głosu dopuszczono posła AfD Kaya Gottschalka, który w niewybrednych słowach skomentował zdolności poznawcze posła Schrapsa i poradził mu by zwrócił się o opinię „do byłego kanclerza Gerharda Schrödera”. Poseł AfD zarzucił ponadto rządowi federalnemu, że przemienia Niemców w „społeczeństwo wojenne” podczas gdy Niemcy są „społeczeństwem handlowym”. Poseł zapytał też, dlaczego Dania i Norwegia nie przystępują do strefy euro, ale nie uzyskał odpowiedzi.

Posłanka CDU/CSU, Ottilie Klein nazwała wniosek AfD „mieszanką scenariuszy upadku i półprawd”. Jej zdaniem:

„żaden inny kraj UE nie korzysta na euro więcej niż Niemcy, ponieważ co czwarte miejsce pracy w Niemczech zależy od eksportu, a ponad połowa niemieckiego eksportu przypada na rynek unijny”.

Klein oskarżyła też AfD o chęć wyprowadzenia Niemiec z UE, zresztą hasło „Dexit” padło jeszcze później na Sali plenarnej z ust innego polityka.  Jamila Schäfer z Zielonych określiła Putina mianem „najlepszego przyjaciela AfD” mówiąc: „Wasz przyjaciel Putin zaatakował Ukrainę i zabija wielu niewinnych ludzi i niestety zrozumiał, że demokracje zachodnie można zdestabilizować również wojną hybrydową (…) To nie euro destabilizuje Europę, destabilizują ją działania Putina i wasze”.

W imieniu liberałów (FDP) głos zabrała jak zawsze sprawna merytorycznie i retorycznie Agnes Strack-Zimmermann, która oskarżyła AfD o rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji i próby szerzenia podziałów w społeczeństwie niemieckim, wspomniała też przy okazji o postulatach AfD dotyczących opuszczenia struktur NATO, co miało podkreślić prorosyjskie skłonności AfD. Poza tym Strack-Zimmermann nawiązując do euro wskazała na kłopoty finansowe Wielkiej Brytanii po Brexicie. „Unia Europejska jest największym projektem pokojowym od czasu, gdy człowiek zszedł z drzewa” – zawołała posłanka FDP po czym nieco zmieniła narrację skręcając w stronę krytyki szefowej Komisji Europejskiej, Ursuli von der Leyen, której zarzuciła skłonność do przesadnego regulowania wszelkich dziedzin polityki unijnej. „Unia Europejska nie powstała po to by tatuować mrówki” – powiedziała Strack-Zimmermann, po czym ponownie zwracając się do AfD stwierdziła: „powinniśmy się zajmować ważnymi sprawami, a nie takimi nonsensami jak ten przedstawiony dziś przez AfD. Nie będziemy tracić czasu na jakieś zakurzone broszury”. Na koniec posłanka nawiązała do „walizki z euro” przywołanej na początku przez posła Schrapsa z SPD i tego, że „te wypełnione rublami czy markami niemieckimi są pewnie cięższe, ale mniej warte”. Warto przypomnieć, że Strack-Zimmermann jest jedynką FDP w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego, a ostatnie lata spędziła w fotelu szefowej komisji obrony Bundestagu. Sprawowanie tej funkcji przysporzyło jej sporo wrogów w kręgach prorosyjskich jako jedna z pierwszych Strack-Zimmermann domagała się od Olafa Scholza hojniejszego doposażania ukraińskiej armii. Z czasem jej coraz wyraźniejsze połajanki pod adresem kanclerza stały się jej znakiem firmowym, ale i prawdopodobną trampoliną do Brukseli.

Podsumowując – AfD konsekwentnie buduje swój wizerunek partii walczącej z „unijną wieżą Babel” i ideą wspólnej waluty widząc w tym szansę na zmobilizowanie swojego najtwardszego elektoratu do zagłosowania w wyborach do PE. Co zaś się tyczy znaczenia euro dla niemieckiej gospodarki – jest tak, jak to przedstawili pozostali uczestnicy czwartkowej debata. Niemcy na euro wygrały a nie straciły.

Jak czytamy na stronie Federalnego Ministerstwa Gospodarki:

„Niemiecka gospodarka jest silnie zorientowana na eksport i korzysta na tym, że nie ma już wahań kursów walutowych w strefie euro. Eliminując ryzyko kursowe, niemieckie firmy z roku na rok oszczędzają znaczne koszty transakcji. Korzyści z tej zmiany odnoszą również konsumenci: przejrzystość cen i wynikająca z niej zwiększona konkurencja na rynku europejskim prowadzą do większej różnorodności produktów i niższych cen. Zniesienie barier handlowych związanych z euro doprowadziło do pogłębienia jednolitego rynku europejskiego, który obecnie obejmuje około 450 milionów konsumentów. W 2021 r. ponad 50 proc. niemieckiego eksportu trafiło do krajów Unii Europejskiej, a niecałe 40 proc. do krajów strefy euro, co zapewnia wzrost gospodarczy i tworzy nowe miejsca pracy w Niemczech”.

 

Debata, której nie było

"Deindustrializacja jest najlepszym paliwem dla populistów" – przestrzega na łamach magazynu Cicero profesor zarządzania (a kiedyś lokalny polityk CDU w Brandenburgii) Markus Karp. To dobrze działający przemysł jest prawdziwym twórcą dobrobytu, bez którego nie ma stabilnej demokracji. Ludzie niepewni swojej przyszłości mogą przecież zagłosować na tych strasznych populistów o czym świadczą polityczne sukcesy Donalda Trumpa. W kontekście niemieckich obaw przed powrotem Trumpa możemy takie, coraz powszechniejsze u naszych zachodnich sąsiadów głosy nazwać złośliwie „odkryciem Ameryki” – ale samej konstatacji o związku dobrobytu ze stabilnością społeczną i demokracją nie sposób odmówić słuszności. Głosy ostrzegające, że bez silnego przemysłu nie będzie stabilnej Republiki Federalnej są oczywiście związane z wewnętrzną dynamiką niemieckiej polityki. Może dlatego o tym, że zakaz sprzedaży samochodów z silnikami spalinowymi zarżnie europejski (czyli niemiecki) przemysł motoryzacyjny i odda rynki Chinom, mówią dziś nie tylko „populiści” ale też szef eurochadecji Manfred Weber.

Politycy CDU/CSU przestrzegający przed upadkiem przemysłu, wzrostem cen energii, odpływem kapitału do USA i konkurencją ze strony Chin nie brzmią wiarygodnie. Niezależnie od widocznej nieudolności coraz bardzie niezbornej „koalicji sygnalizacji świetlnej” dzisiejsze kłopoty niemieckiej gospodarki to również dziedzictwo rządów Angeli Merkel. Jednak polityka ma swoje żelazne, „wilcze” prawa – niemiecka opinia publiczna za stan gospodarki obwinia przede wszystkim coraz mniej popularnego kanclerza Scholza czy coraz bardziej irytujących wszystkich dookoła Zielonych. Trudno się zatem dziwić, że lider chadeckiej opozycji Friedrich Merz pozuje na człowieka, który w przeciwieństwie do kanclerza wie co należy robić by ratować ekonomię. W tym właśnie kontekście należy analizować zgłoszony przez CDU wniosek o debatę nad potrzebą „Wirtschaftswende” czyli natychmiastowego zwrotu w polityce przemysłowej i fiskalnej, która da oddech niemieckim przedsiębiorcom. Sama retoryka „zwrotu” to oczywiście nieco złośliwe nawiązanie do słynnego, ogłoszonego po „szoku” niemieckich elit po 24.02 program „Zeitenwende”, który miał zmienić niemiecką politykę zagraniczną i wojskową. 

Wniosek zaczyna się od diagnozy niemieckiej gospodarki, wskazania, że jej stan i perspektywy są gorsze niż sytuacja u innych czołowych aktorów globalnej ekonomii a także w najbliższym, europejskim otoczeniu – spadek PKB, obniżenie wskaźników innowacji i ucieczka kapitału. Ta ostatnia, związana z przenoszeniem się produkcji niemieckich firm do innych krajów wydaje się szczególnie niepokojąca. Przy okazji warto wspomnieć, że długofalową politykę drenażu krajów UE z najbardziej innowacyjnego kapitału uruchomił nie „zły populista” Trump tylko „dobra” demokratyczna administracja Bidena. Konkurencja o prymat w czasach schyłkowej globalizacji jest bezwzględna – to lekcja także dla Polski. 

Autorzy wniosku – zapewne by podkreślić, że występują jako rzecznicy świata przedsiębiorców - posiłkują się słowami czołowych menedżerów jak szef IG Metall mówiący o „pełzającej deindustrializacji” czy przewodniczący Federalnego Związku Niemieckiego Przemysłu (BDI), krytykujący politykę energetyczną gabinetu Olafa Scholza. Jakie jednak doraźne środki na zmianę sytuacji proponuje rządowi federalnemu chadecka opozycja?  Wydaje się, że mamy do czynienia z receptami z „klasycznego” niemieckiego kapitalizmu, trochę państwowego, trochę liberalnego czyli: obniżenie podatków i kosztów pracy dla przedsiębiorstw, w tym składek na ubezpieczenia społeczne, ulgi podatkowe dla pracujących i dla emerytów, bardziej elastyczne podejście do rynku pracy, obniżka opłat i podatków nakładanych na ceny energii, przywileje dla firm konkurencyjnych na rynkach międzynarodowych, wycofanie się z podwyżek podatków dla rolników, renegocjacja niektórych rozwiązań na szczeblu unijnym, zmiany w prawie budowlanym. Wszystkie te pomysły mają w zamyśle zmniejszyć obciążenia niemieckiej gospodarki. Czy to wystarczy by zawrócić Niemcy z drogi ku recesji, czy też przyczyny kryzysu sięgają głębiej niż tylko kwestie związane z wysokością opłat i podatków – to pytanie zapewne wykracza poza perspektywę bieżącej polityki. Informacja o przesunięciu debaty nad wnioskiem chadeków pojawiła się w ostatniej chwili. Nie wiadomo, kiedy zostanie wyznaczony kolejny termin debaty. Wiadomo natomiast, że kanclerz Olaf Scholz dołożył w tym tygodniu wszelkich starań by stępić argumenty o spadającej atrakcyjności Niemiec jako miejsca do inwestycji. 8 kwietnia Scholz symbolicznie wbił łopatę w miejsce, gdzie amerykański koncern farmaceutyczny Eli Lilly and Company zamierza postawić fabrykę i produkować m.in. leki na cukrzycę. Warta 2,3 mld euro inwestycja w mieście Alzey [Nadrenia – Palatynat] ma zapewnić tysiąc nowych miejsc pracy. Start produkcji zaplanowano na 2027 rok. 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe