Paweł Jędrzejewski: Żydzi mogą liczyć tylko na siebie

Europa jest z reguły relatywnie obojętna wobec krwawych wojen, masakr, rzezi, przemocy, tortur i prześladowań dokonywanych przez dziesięciolecia w różnych miejscach kuli ziemskiej. Całą swoją rzekomą wrażliwość, za którą ukrywa się nienawiść do Żydów, skupia na krytyce Izraela - maleńkiej wysepki demokracji, atakowanej stale od momentu odrodzenia, czyli przez prawie 80 lat.
Dysonans uczuciowy
Przyczyną jest kilka czynników. Wszystkie tkwią bardziej w zbiorowej podświadomości, niż świadomości. Decydujące jest tu poczucie dysonansu uczuciowego, który wynika z faktu, że naród od zawsze dla Europejczyków obcy, z reguły traktowany z rezerwą, nieufnością, niechęcią, często z nienawiścią, doznał tragedii Zagłady. Europejczycy podświadomie wstydzili się swoich złych uczuć wobec ofiar ludobójstwa. Trudno się żyje ze współczuciem wobec tych, do których czuje się niechęć. Źle się z tym czuli przez długie dziesięciolecia po Zagładzie. Teraz ten dysonans znika, bo negatywne uczucia wobec Żydów znajdują wreszcie uzasadniający i usprawiedliwiający pretekst. Podkreślam: pretekst. Przecież łatwiej pozbyć się współczucia niż niechęci. Antyżydowska propaganda muzułmańska spadła jak ożywczy deszcz na europejski, żyzny grunt antyżydowskości. Nie musi być już tłumiona poholokaustowym przerażeniem i współczuciem. Zdejmuje wstyd z nienawiści do Żydów. Co za ulga! Nawet więcej: ta nienawiść występuje w szlachetnym kamuflażu obrony Palestyńczyków w Strefie Gazy. Można ją wyrażać z dumą.
Wszyscy wiedzą, o kogo chodzi
Propaganda muzułmańska dodatkowo wręcza glejt niewinności, bo obiektem nienawiści - formalnie - nie są Żydzi, tylko "państwo Izrael", "syjoniści" i "skrajnie prawicowy rząd Netanjahu". Czyli nikt tu nie mówi o żadnych Żydach - przecież to byłby antysemityzm! - choć wszyscy doskonale wiedzą, że o Żydów chodzi.
Uczuciowy dysonans znika. Wyrzuty sumienia też znikają. Jest to umożliwiane przez uporczywe zrównywanie Żydów z nazistami, Izraela z III Rzeszą, Netanjahu z Hitlerem. Celem jest uznanie za oczywiste, że oprawcy (Niemcy) i ofiary (Żydzi) są siebie warci. A więc Żydzi - w symbolicznym odczuwaniu - jakby "wstecznie" zasłużyli na swój los. Na Zagładę.
I wtedy od razu robi się miejsce dla Grzegorza Brauna, który mówi, że nie było komór gazowych. I dla propalestyńskiej, lewicowej aktywistki, która krzyczy do Żydów "wyp....alać!". Z wściekłością jakby żywcem wyjętą z czasów "nocy kryształowej".