Prof. David Engels: Będzie gorzej
Cezary Krysztopa - Jak Pan ocenia pierwsze ruchy nowego polskiego rządu? Likwidacja instytucji i pogarda dla praworządności ze strony tych, którzy „praworządność” mieli na sztandarach?
Prof. David Engels - Zaledwie w tydzień po dojściu do władzy rząd Donalda Tuska postawił na głowie całą polską politykę tożsamościową: dechrystianizacja, zglajchszaltowanie mediów, aresztowania o charakterze politycznym, cenzurowanie niewygodnych informacji o poszczególnych członkach rządu, liberalizacja nielegalnej imigracji, wzmożona ingerencja prawna ze strony UE, wdrażanie zachodniej ideologii LGBT – we wszystkich tych obszarach dokonuje się obecnie prawdziwa rewolucja, która przytłacza całkowicie państwo i społeczeństwo i rażąco narusza polski porządek konstytucyjny. A przecież to dopiero początek: przed nami wielki showdown o nową obsadę Trybunału Konstytucyjnego, rozliczanie kierownictwa PiS, banalizacja aborcji, zamykanie lub zglajchszaltowanie niewygodnych ideologicznie instytutów, takich jak choćby Instytut Zachodni, wdrażanie polityki klimatycznej, tzw. Zielonego Ładu, reforma podręczników szkolnych i oczywiście dyskusja na temat (nielubianej w Niemczech) polskiej polityki zbrojeniowej i bezpieczeństwa energetycznego.
A co na to UE, tak zawsze czuła na punkcie wszelkich naruszeń „rządów prawa” w dowolnym miejscu i czasie?
Stwierdzenie, że zapanowała tam zmowa milczenia, byłoby eufemizmem, gdyż Tusk – wieloletni przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej i przewodniczący Rady Europejskiej w latach 2014–2019 – oczywiście każdy swój krok w podejmowanych działaniach omawia z wyprzedzeniem ze swymi kolegami w Brukseli (i Berlinie), a zapłata za owo samozdyscyplinowanie została już dawno wynegocjowana: bo chyba nie jest przypadkiem, że na kilka dni przed ostatecznym przejęciem władzy przez nowy rząd UE zdecydowała się na uwolnienie pierwszych 5 miliardów z tzw. KPO, pieniędzy wstrzymywanych Polsce od miesięcy, a właściwie od lat ze względu na rzekome „zastrzeżenia odnośnie do praworządności”.
Wnioski, które można z tego wyciągnąć, są oczywiste: najbardziej nawet brutalne „reformy” zaakceptowane zostaną jako owe kamienie milowe na drodze do większej wolności, równości i braterstwa, jeśli tylko pozostają one w zgodności z mainstreamową ideologią „woke”, podczas gdy najlepiej nawet umocowane konstytucyjnie decyzje i działania, jeśli podejmowane są przez „niewłaściwych ludzi”, potraktowane zostaną natychmiast jako frontalny atak na demokrację i praworządność. Oczywiście w dłuższej perspektywie stwarza to ogromne zagrożenie dla nas wszystkich, nie tylko dla Polski, gdyż każdy, kto nieustannie piętnuje łamanie zasad państwa prawa, sam nie może ich całkowicie obrócić w proch, nie tracąc przy tym wiarygodności i nie rehabilitując pośrednio wcześniejszych czynów swoich antagonistów, a co gorsza, usuwając ostatnie przeszkody swemu ewentualnego następcy. Tak właśnie dzieje się obecnie w Polsce, przy aplauzie Berlina i Brukseli, a w obliczu zbliżających się wyborów nie tylko w Europie, ale i w USA, należy się obawiać, iż brutalna strategia Tuska „The Winner Takes It All” nie będzie służyć jako środek odstraszający, lecz przeciwnie – jako instrukcja działania.
"Donald Tusk to produkt globalistów"
– Czyje interesy realizuje Donald Tusk?
– Donald Tusk to typowy produkt globalnej klasy politycznej, która postrzega siebie jako „centrową” lub „liberalną”, choć wszędzie tam, gdzie trzeba podjąć realne decyzje, działa tak naprawdę w interesie lewicy – a tego rodzaju „Etikettenschwindel” stał się już niestety czymś typowym dla dużej części chrześcijańskiej demokracji. Dla nich „konserwatyzm” nie jest już pojęciem absolutnym, skierowanym na transcendencję, lecz traktowany jest jedynie w kategoriach chwilowego spowolnienia zbyt szybkiego i zbyt radykalnego wdrażania postępowych ideologii. Dla Tuska, podobnie zresztą jak dla jego kolegów z Niemiec czy Francji, nie są już istotne kwestie tożsamościowe, nie liczy się interes narodowy czy cywilizacyjny, a jedynie budowanie własnej pozycji w taki sposób, aby nic nie stało już na przeszkodzie dalszego awansu politycznego. Dziś minister, jutro komisarz UE, pojutrze premier, potem jakieś ważne stanowisko w ONZ, NATO czy MFW, a na koniec wysoko opłacane członkostwo w zarządzie wielu międzynarodowych korporacji – tak dziś wygląda typowa kariera polityczna takich ludzi jak Tusk: nie chodzi już o odpowiedzialność wobec wyborców, ale o lojalność wobec międzynarodowej kliki, do której się należy. A ponieważ UE, a także polska gospodarka i polskie media są w dużej mierze kontrolowane przez Niemcy, można oczekiwać, iż sprawując urząd premiera, Tusk podporządkuje się w znacznym stopniu dyrektywom z Berlina.
Czekają więc nas: przyjęcie muzułmańskich imigrantów, zatrzymanie polskich zbrojeń, rezygnacja z niezależności energetycznej, czysto symboliczne załatwienie żądań reparacyjnych, powołanie do życia niezliczonych organizacji pozarządowych sprzyjających Niemcom, jeszcze bardziej zielone światło dla niemieckich inwestorów i firm, podporządkowanie wymiaru sprawiedliwości Brukseli itp., itd.
– W pewnym sensie uciekł Pan do Polski przed upadkiem Europy Zachodniej. Czy po ostatnich wyborach nadal Pan uważa, że był to dobry pomysł?
– „Ucieczka” to złe słowo: nowa praca w Polsce pozwoliła mi poświęcić swój czas walce o chrześcijańsko-konserwatywną Europę, i nie być, jak dotąd, związanym akademicko: swoją największą uwagę zawsze skupiałem na naszej cywilizacji jako całości, nie zaś na pojedynczych państwach narodowych. Ale prawdą jest, że moja rodzina i ja byliśmy bardzo szczęśliwi, znajdując w Polsce ową „normalność”, która na Zachodzie już od dawna nie istnieje. mieliśmy ponadto nadzieję, że polski przykład będzie mógł mieć pozytywny wpływ na Zachód, a fakt, że obecnie zmienia się to tak gwałtownie na naszych oczach – to prawdziwa tragedia, choć zapewne minie jeszcze trochę czasu, zanim Warszawa wyglądać będzie tak jak w Berlin czy Paryż. Aczkolwiek pewne przyspieszenie dostrzegałem już w ostatnich 5 latach i myślę, że Polska coraz bardziej dogania Zachód – niestety, w złym tego słowa znaczeniu. Bardzo się tym martwię, także o przyszłość moich dzieci. W przeciwieństwie do Węgier poprzedniemu polskiemu rządowi nie udało się stworzyć własnego, niezależnego systemu medialnego i akademickiego, ani też wzbudzić szerszej sympatii wśród innych ruchów konserwatywnych w Europie – tego rodzaju zaniedbanie będzie miało gorzkie konsekwencje w najbliższych latach, ponieważ po przejściu do opozycji już wręcz niemożliwe będzie dotarcie ze swoją opinią i swoim głosem do obywateli lub znalezienie wsparcia za granicą.
"Polska stała się centralnym elementem politycznego domina Zachodu"
– Co się stało z Polakami?
– Większość Polaków wybrała tę samą ścieżkę ideologiczną, którą Europa Zachodnia obrała kilkadziesiąt lat temu. Na jej końcu mamy dechrystianizację, masową imigrację, ideologię gender, nienawiść do własnej kultury, deindustrializację, szaleństwa klimatyczne i socjalizm miliarderów. Na pytanie, jak do tego doszło, można udzielić potrójnej odpowiedzi. Przede wszystkim mamy do czynienia z ideologią, która przekazywana jest implicite poprzez niemal każdy produkt medialny współczesnego świata: reklamę, muzykę, filmy, media społecznościowe, książki itp. – nic więc dziwnego, że również Polska narażona została w zmasowany sposób na takie treści, do czego oczywiście przyczyniła się również typowo polska, niemal nieograniczona sympatia dla USA, stanowiących dziś centrum owych „przebudzonych” ideologii, co razem wzięte czyni Polskę bardzo podatną na tego rodzaju wpływy.
Po drugie, mamy do czynienia z potężną presją ze strony UE i Niemiec, które poprzez sankcje, media i sabotaż polityczny zrobiły wszystko, aby uczynić społeczeństwo polskie ich zakładnikiem, po to, by obalić konserwatywne rządy Prawa i Sprawiedliwości.
I wreszcie mamy do czynienia z często podnoszonymi uchybieniami ustępującego rządu, które części wyborców najwidoczniej wydawały się na tyle istotne, że zagłosowali na opozycję, czyniąc to po prostu dla samego protestu, nie do końca rozumiejąc, jakie będzie to miało konsekwencje dla przyszłości kraju.
– Zatem jakie konsekwencje dla Polski będzie miało zwycięstwo partii bliskich ideologicznie europejskiej elicie lewicowo-liberalnej?
– Dobre pytanie. Odkąd przeprowadziłem się do Polski, zawsze szokowało mnie to, że wiele osób tutaj nie chce uświadomić sobie pełnego rozmiaru kryzysu cywilizacyjnego Europy i nadal uważa, że Polska to swego rodzaju wyspa, gdzie buduje się demokrację, wolność i dobrobyt niezależnie od reszty świata, a z Zachodu można selektywnie przyjmować jedynie to, co nam odpowiada.
Tymczasem jest dokładnie odwrotnie: Polska stała się centralnym elementem politycznego domina Zachodu, choć jej mieszkańcy nie do końca zdawali sobie z tego sprawę. Jeśli konserwatyzm upadnie również tutaj, to pomijając Węgry, nie będzie już większego oporu wobec wyżej wymienionych planów.
To wyjaśnia również, dlaczego nowy polski rząd już pierwsze dni sprawowania władzy wykorzystuje do przeforsowania wszystkimi sposobami swojego programu depolonizacji, podporządkowując sobie w sposób siłowy niewygodne media, obsadzając radykalnymi lewicowymi politykami wszystkie odpowiedzialne za politykę kulturalną ministerstwa, podpisując pakt migracyjny, otwierając zaporę na granicy z Białorusią... Czekam jeszcze tylko na pierwszą sponsorowaną przez państwo kampanię na rzecz ruchu LGBT.
– Czy ten proces jest odwracalny?
– W takich krajach jak Francja, Beneluks czy Niemcy Zachodnie już raczej nie: tam bowiem islam przez następne stulecia stanowić będzie centralny składnik tożsamości tych krajów, i nie jest bynajmniej wykluczone całkowite tożsamościowe przejęcie Europy Zachodniej przez islam. I nawet jeśli pewnego dnia nastąpi wreszcie uświadomienie sobie stanu rzeczy i ostatni już Europejczycy zechcą powrócić do swojej kultury, wiary i rodziny, to będzie już za późno na odwrócenie procesu. W Polsce nie jesteśmy jeszcze tak daleko, ale proszę uwierzyć mojemu doświadczeniu z Europy Zachodniej: tamtejsze elity zrobią wszystko, powtarzam: wszystko, aby proces ten odbył się w Polsce możliwie najszybciej i nieodwracalnie. Siłowe przejęcie TVP i całkowita restrukturyzacja wszystkich mediów publicznych pokazały, iż ludzie ci nie cofną się przed niczym, również przed rażąco dyktatorskimi środkami.
"Pojawia się opór"
– O czym świadczy zwycięstwo Geerta Wildersa w Holandii, w sercu europejskiego „postępu”?
– Z jednej strony pokazuje to oczywiście stale rosnącą popularność partii alternatywnych i konserwatywnych. Z drugiej zaś – widać, że obecny system jest na tyle silny, by ich politycznie zintegrować i zneutralizować – wystarczy pomyśleć o pobrexitowej Anglii, o Danii, Szwecji czy Włoszech: tu i ówdzie, przynajmniej w obszarze polityki azylowej, mogą pojawić się dobre wieści, jednakże prawdziwa walka o ocalenie naszej cywilizacji zakładałaby zdecydowany powrót do wartości chrześcijańskich, państwową ochronę rodziny, powrót do prawa naturalnego, nowo odkrytą dumę z własnej tożsamości kulturowej, skuteczny model integracji (a najlepiej pełnej asymilacji) niezliczonej rzeszy ludzi pochodzenia imigracyjnego oraz oczyszczenie wszystkich mediów z różnorakich moralnych perwersji, które nieustannie wlewają się w ludzkie mózgi. Ta walka jest najważniejsza i najtrudniejsza. Wybiórczy antagonizm Wildersa wobec islamu można łatwo zrozumieć; jednak jego postawa zdecydowanie pro-LGBTQ, a także niechęć do obcokrajowców z Europy (w tym Polaków) wskazują jedynie na częściowe zrozumienie powagi sytuacji, czyli cywilizacyjnego wypatroszenia Europy. A jeśli wziąć pod uwagę różne ograniczenia koalicyjne, to nie sądzę, by Niderlandy rzeczywiście zmieniły swój kurs.
– Demonstracje w Hiszpanii, protesty w Niemczech, wcześniej zamieszki w Irlandii. Co się dzieje w Europie?
– Owszem, wszędzie pojawia się wreszcie opór przeciwko temu, że Europejczycy są systematycznie okradani ze swojego dziedzictwa i tożsamości. Niezależnie od tego, czy chodzi o upadek demograficzny, masową imigrację, wszechobecną przestępczość na ulicach, propagowaną wszędzie nienawiść do własnej historii, marginalizację, a nawet kryminalizację postaw patriotycznych, czy też postępującą destrukcję gospodarczą klasy średniej:
Europejczycy w końcu zaczynają rozumieć, że wkrótce nie będą już „panami we własnym domu”, lecz zdegradowani zostaną do rangi zatomizowanej masy dyspozycyjnej. Niestety, to zauważenie przychodzi zbyt późno, najczęściej jako zaledwie częściowe w swej treści i nader fragmentaryczne pod względem politycznym i ideologicznym.
Tak więc dominujący system nie jest tak naprawdę kwestionowany, lecz wykorzystuje takie momenty do krótkoterminowego złagodzenia swojej presji. W pewnym sensie ożywienie konserwatywnych słabości stanowi wręcz taktyczną szansę wyborczą dla owładniętej ideologią „woke” politycznej większości, gdyż może wprowadzić blokowy system partyjny i pod pozorem obrony rzekomych „wartości zachodnich” de facto obalić demokrację poprzez zastosowanie polityki „Cordon sanitaire”.
Czy UE przetrwa?
– Czy Unia Europejska coraz bardziej oderwana od rzeczywistości i potrzeb Europejczyków, coraz ostrzej wkraczająca w suwerenność państw członkowskich ma jeszcze szansę przetrwać?
– Oczywiście – bo któż miałby interes w jej demontażu lub choćby najodleglejszą na to perspektywę? Nasz kontynent, de facto i de iure, jest ze sobą ściślej powiązany niż kiedykolwiek wcześniej. Nawet w najbardziej eurosceptycznych krajach, takich jak Francja, kurs antyunijny lub antyeuro oznacza polityczną autodestrukcję, a przykład Wielkiej Brytanii pokazał, że opuszczenie UE absolutnie nic nie zmieniło, gdy chodzi o elementarne problemy współczesności – wręcz przeciwnie. Jest jednak wątpliwe, czy UE w ciągu najbliższych kilku lat zdoła stworzyć konstytucję, która nie tylko definitywnie utrwali wartości „woke”, ale także unieważni narodowe weto. Debata ta prawdopodobnie stanie się centralną dla naszej przyszłości. I właśnie tutaj zadecyduje się, do jakiego stopnia siły konserwatywne i patriotyczne zdołają dojść do porozumienia w kwestii wspólnego oporu i stworzenia alternatywnego modelu europejskiego, czy też zostaną zmarginalizowane i pokonane indywidualnie.
– Czy Niemcy próbują realizować swoje imperialistyczne marzenia przy pomocy UE?
– W przeciwieństwie do czasów I czy II wojny światowej dziś Niemcy z pewnością nie realizują już żadnych celów ekspansjonistycznych i prawdopodobnie swojej dotychczasowej polityki nie rozumieją jako „imperialistycznej” w węższym politycznym sensie. Przeciwnie, duża część narodu niemieckiego jest głęboko przekonana, że jest wyzyskiwana gospodarczo, politycznie i finansowo przez swoich sąsiadów i postrzega UE, kontrolowaną przede wszystkim przez Francję oraz „biedne kraje południa i państwa wschodnie”, jako przeszkodę na drodze do ich swobodnego samorozwoju.
Faktem jest jednak, że dzisiejsze Niemcy w dalszym ciągu nie są w stanie tolerować postaw politycznych czy ideologicznych innych niż te, które stanowią obecnie konsensus w Republice Federalnej.
W Niemczech nie istnieje kultura prawdziwej debaty politycznej, przeciwnie: zawsze była ogromna potrzeba harmonii – gdy widzą, że ktoś ma odmienne zdanie, przy którym pozostaje nawet po dyskusji, a przy tym najwyraźniej nie pogrąża się w ruinie, lecz odnosi sukces, wówczas staje się dla wielu Niemców nie do zniesienia. Stąd niemal misyjna potrzeba ideologicznego eksportu lewicowo-zielonej ideologii na całą Europę i towarzysząca temu nienawiść do konserwatywnych rządów w innych krajach, jak to do niedawna było w odniesieniu do Polski. A nawet gdy chodzi o gospodarkę, to i tam ideologia wzięła górę nad rzeczywistością: kilka lat temu faktycznie można było mówić o imperializmie gospodarczo-przemysłowym „eksportowego mistrza świata”, którym były Niemcy. Dziś jednak Niemcy systematycznie niszczą podstawy własnego istnienia, likwidując energetykę jądrową, eliminując silniki spalinowe, niszcząc budownictwo mieszkaniowe i wprowadzając niezliczone, całkowicie absurdalne „cele klimatyczne” – nie tolerując przy tym, by ich sąsiedzi nie podążali tym samym samobójczym kursem.
– Zmieniają się nastroje polityczne w UE. Czy coś się też zmieni w związku ze zbliżającymi się wyborami do Parlamentu Europejskiego?
– Rzeczywiście należy się spodziewać, że przynajmniej w demokracjach zachodnich partie konserwatywne i tak zwane partie populistyczne staną się silniejsze niż dotąd.
Czas pokaże, czy polscy konserwatyści również zdołają skorzystać z owego trendu oraz swojej nowej roli jako opozycji, po to, aby zapewnić sobie i tak już bardzo silną obecność w Parlamencie Europejskim.
W sumie jednak raczej nie możemy się spodziewać bardziej konkretnych zmian, gdyż z jednej strony mamy do czynienia ze zbyt głębokimi podziałami wśród samych konserwatystów, i to w kwestiach kluczowych, takich jak choćby stosunek do tradycji chrześcijańskiej, do kwestii zjednoczenia Europy czy do wojny na Ukrainie; a z drugiej – przykłady Niemiec i Francji pokazują, że taktyka „Cordon sanitaire” w odniesieniu do partii konserwatywnych, takich jak RN czy AfD, jest w dalszym ciągu bardzo skuteczna. Co prawda taka strategia de facto partii blokowych jeszcze bardziej osłabia demokrację, jednak tego rodzaju skoordynowane, nierzadko sprzeczne z konstytucją działania polegające na wykluczeniu sił konserwatywnych z administracji, mediów, uniwersytetów i instytucji politycznych, w połączeniu z cenzurą i coraz częstszymi przypadkami ścigania sądowego niewygodnych osób, wciąż stanowi trudną do zlekceważenia strategię zachowania władzy, która prawdopodobnie nie pozwoli już na organiczne przejście do jakiegoś modelu alternatywnego i niemal wymusza dysruptywne ewolucje.
– W jakiej Europie będziemy żyć za 10 lat?
– Będzie gorzej niż dzisiaj pod każdym względem, zarówno tym materialnym, jak i wolnościowym. Ale przynajmniej opór przeciwko upadkowi będzie najprawdopodobniej lepiej zorganizowany niż dotąd.
Tekst pochodzi z 3 (1824) numeru „Tygodnika Solidarność”.