Waldemar Krysiak: Czy Lord Voldemort jest trans?
Wszyscy chyba już słyszeliśmy te zarzuty: Rowling jest faszystką, bo jej książki nie podobają się agentom postępu. Teksty demonstrujące rzekomą dyskryminację w książkach o Harrym Potterze powstają w ostatnich latach w Polsce i za granicą, a szumne tytuły w mediach zapowiadają ostateczne skasowanie pisarki z kolektywnej świadomości. Cancel culture stara się połknąć Rowling tak, by nikt już nie słuchał jej opinii.
Tymczasem: jeżeli ktoś się postara, to znajdzie w Harrym Potterze tzw. transfobię, czyli niechęć do ruchów trans i ich ideologii. Transseksualiści nigdy nie pojawiają się w książkach Rowling wprost, jednak niektóre momenty można „transfobicznie” zinterpretować. Dlaczego więc działacze gender wspominają o nich rzadko albo nie wspominają o nich wcale?
Możliwe, że byłoby to zbyt bolesne, rzeczone fragmenty dosadnie pokazują bowiem skutki transowej ideologii. Nie da się też ich zakrzyczeć moralnym oburzeniem performatywnym: niektóre z omawianych tu fragmentów są subtelne, skomplikowane i atakują wiele aspektów genderowej ideologii naraz, przypominając jej związek z okaleczaniem dzieci, molestowaniem kobiet i krzywdzeniem ludzkiego ciała.
Jakie to więc fragmenty? Gdzie można dostrzec „transfobię” Rowling? I czy… Voldemort jest trans?
Troll w damskiej toalecie
Pierwsze spotkanie ze skutkami ideologii gender czytelnicy Harry’ego Pottera mają już w pierwszej książce: to początek przyjaźni głównych bohaterów, Harry’ego, Rona i Hermiony. Dwóch chłopców i dziewczyna początkowo unikają się wzajemnie, ponieważ Harry’ego i Rona irytuje nadgorliwość Hermiony w przestrzeganiu zasad, a Hermiona odczuwa wobec nich lekką pogardę. Ona, dziewczyna z niemagicznej rodziny uważa ich za leni, którzy szkodzą ich wspólnemu domowi w szkole, Gryffindorowi. Wszystko jednak zmienia się, gdy Hermiona potrzebuje pomocy.
Hermiona bowiem ukrywa się w damskiej toalecie, do której podczas wieczoru Halloween dostaje się troll, a chłopcy używają prostego zaklęcia, by powalić bestię. Maczuga, którą troll chciał wykorzystać do skrzywdzenia dziewczynki, ląduje na głowie magicznego potwora. Dzięki temu całej trójce udaje się uciec, a w nagrodę za pokonanie niebezpieczeństwa chłopcy zostają nagrodzeni przez swoją nauczycielkę.
Z dzisiejszego punktu widzenia symbolika jest w jasny sposób polityczna: niebezpieczne stworzenie z falliczną bronią trafia do miejsca, gdzie nie powinno się było znaleźć. Troll, który w tekście opisywany jest męskimi zaimkami, trafia do miejsca przeznaczonego tylko dla kobiet (dziewczynek), by wyrządzić im szkodę. Skojarzenie z transseksualistami, którzy wdzierają się do żeńskich toalet, by tam napastować swoje ofiary, jest oczywiste.
Hormony z jednorożca
Główny złol w książkach o Harrym Potterze to Voldemort, mroczny czarodziej, który chce przejąć władzę nad magicznym światem. Voldemort jednak traci swoje ciało, atakując małe dziecko, Harry’ego, na którym spoczywa ochronne zaklęcie jego matki. Lily, rodzicielka chłopca, poświęca się, by uratować syna.
Voldemortowi dopiero po latach udaje się odzyskać częściowo fizyczne ciało, które musi współdzielić ze swoim zwolennikiem, Quirrellem. Mroczny mag postanawia opętać swojego pomocnika, to jednak nie wystarcza, by utrzymać się przy życiu. Mimo tego, że Voldemort ma dostęp do ciała mężczyzny, to ciągle znajduje się na granicy śmierci, zmusza więc Quirrella do czegoś nienaturalnego: picia krwi z jednorożca.
„Krew jednorożca utrzyma cię przy życiu, nawet jeśli jesteś o cal od śmierci, ale za straszliwą cenę. Zabiłeś coś czystego i bezbronnego, aby się ocalić, i będziesz miał tylko półżycie, przeklęte życie, od chwili, gdy krew dotknie twoich ust” – czytamy w pierwszej książce. I chociaż trudno tutaj o porównanie 1:1, bo jednorożce nie istnieją w naszym świecie, to z perspektywy ideologii gender krew jednorożca jest tym, czym mają być dla transaktywistów hormony płci przeciwnej. Szczególnie dobrze widać to w opowiadaniach detranzycjonerów, którzy przerwali tzw. operację zmiany płci, czyli zmiany plastyczne i hormonalne na swoim ciele.
Detranzycjonerzy opowiadają, że chcieli ratować się przed śmiercią, przyjmując testosteron i estrogen. Wmawiano im, że bez hormonów nie ma życia. Że chemiczna tranzycja zbawia od samobójstwa. Że rozwiąże ich problemy. Jednak los, jaki zgotowało im szprycowanie się sztucznymi hormonami płci przeciwnej (element nienaturalności), nie spełniał ich oczekiwań, często nawet pogłębiając ich problemy. Czy to nie jest analogia życia połowicznego, życia po części przeklętego?
I podobnie, jak tranzycja nie zmienia płci, a hormony nie ratują przed odbieraniem sobie życia, tak Voldemort nie osiąga swojego celu dzięki krwi jednorożca.
Misgendering
Jedną z ważniejszych lekcji moralnych, jaką czytelnicy mogą wynieść z książek o Harry’m Potterze jest mówienie prawdy, nazywanie rzeczy po imieniu. „Strach przed imieniem zwiększa strach przed tym, kto je nosi” – czytamy wiele razy w książkach Rowling. Opinia ta przypominana jest najczęściej przez Hermionę, postać, z którą autorka identyfikuje się najsilniej, co często podkreślane było przez Rowling w rozmowach z mediami. Prawdziwości swojego twierdzenia o wadze prawdy kobieta zaznała na własnej skórze.
Największy hejt spadł bowiem na Rowling właśnie za to, że sprzeciwiła się lingwistycznym potworkom ideologii gender. „Transkobieta”, „osoba z macicą”, „ciężarne osoby” – to przeciwko takim i innym wymysłom zaprotestowała w wywiadach i na Twitterze Brytyjka, podkreślając swoją niechęć do odgórnego manipulowania językiem. „Ludzie, którzy menstruują? Kiedyś było na to słowo!” – żartowała pisarka.
Strach przed rzeczywistością, którą opisują precyzyjnie odpowiednie słowa, manifestuje się w książkach o Harrym Potterze dwojako. Po pierwsze, Voldemort to zmyślone imię, które czarownik stworzył w celu ukrycia swojego prawdziwego. Tom Marvollo Riddle – tak brzmiało pierwotne imię maga, które mężczyzna porzucił, wstydząc się swojej przeszłości. To dość oczywista aluzja do tzw. nekronomu, czyli „deadname’a”, którego boją się niektórzy transseksualiści. Jeżeli, na przykład, Piotrek uważa się teraz za Maję, to nazywanie go Piotrkiem piętnowane jest w lewicowym środowisku jako „deadnaming” i uważane za wielką obrazę. Podobnie jest z Voldemortem, który stara się wymazać wszelkie ślady swojego poprzedniego życia. Jedynym, który wymawia jego prawdziwe imię, jest jego były nauczyciel, Dumbledore, który pamięta Voldemorta jako Toma Riddla – chłopca sprzed tranzycji.
I tutaj znajdujemy też drugie podobieństwo między ideologią gender a Harrym Potterem: na tożsamość Voldemorta nałożone zostaje magiczne tabu. Voldemort chętnie o swojej przemianie wspomina, wypowiada swoje przybrane imię, ale każdy z jego wrogów musi liczyć się z konsekwencjami komentowania tożsamości maga. Jeżeli przeciwnicy Voldemorta wypowiedzą jego imię, to magiczne zaklęcie tabu łamie wszelką gwarantowaną im ochronę: pojawiają się słudzy Voldemorta i on sam, by zniszczyć tych, którzy sprzeciwili się czarnoksiężnikowi.
W naszym świecie jest podobnie: zwolennicy ideologii gender mogą o sobie mówić non stop, jednak każda krytyka genderowej tożsamości spotyka się z nienawistnym atakiem jej zwolenników. Transaktywiści chętnie i często dominują każdą dyskusję, jednak niedopasowanie się do ich narracji wpycha oponenta pod ostrzał hejtu. Tak ideologia gender próbuje skasować swoich krytyków: masz udawać, że „trans-Maja” zawsze kobietą była, nawet gdy wcześniej była Piotrkiem. Samo rozpoznanie prawdziwej tożsamości aktywisty to „misgendering”, wykroczenie, które powinno rzekomo spotkać się z karą. Podobnie uważa Voldemort: Mroczny Pan wpada w furię, gdy użyjesz jego dawnego imienia, „zaimków”, bo on domaga się, by wszyscy zwracali się do niego błędnie per „lord”.
Krzywdzenie kobiet
Na wtargnięciu męskiego trolla do damskiej toalety jednak się nie kończy, Hermiona nie jest bowiem jedyną „ofiarą ideologii gender”. W wyniku przemocy Voldemorta skrzywdzone zostają dwie inne dziewczyny. Oba przestępstwa związane są też w jakiś sposób z „women only spaces”, czyli miejscami przeznaczonymi dla kobiet. I jest to – znowu! – toaleta.
Pierwsza z tych dwóch ofiar to Jęcząca Marta, dziewczynka, która do szkoły Harry’ego uczęszczała na kilkadziesiąt lat przed samym Harrym. Marta była dziewczynką nielubianą, poniżaną przez swoje koleżanki, przez co szukała spokoju i samotności w damskiej toalecie. Tam też – jak dowiadujemy się z drugiej książki („Harry Potter i Komnata Tajemnic”) – Marta została zamordowana przez bazyliszka, który w świecie Rowling jest wielkim wężem (kolejny przykład fallicznej symboliki?), nasłanym przez samego Voldemorta. Po Marcie został jedynie wiecznie smutny duch, który opowiada w „Komancie Tajemnic” o tragedii dziewczynki.
Drugą ofiarą płci żeńskiej Voldemorta jest Ginny, siostra Rona i przyszła żona Harry’ego. Ginny (skrót od Virginia, czyli „dziewica”, ideał kobiecości) zostaje opętana przez Voldemorta, który stara się posiąść jej ciało, ciało kobiety. Do opętania dochodzi, gdy Ginny zagłębia się w pamiętnik maga, który bardziej przypomina interaktywny czat z Internetu: normalna do niedawna dziewczynka zaczyna fascynować się Voldemortem, mistrzem propagandy. Przypomina to rapid-onset gender dysphoria, czyli zjawisko znane z obserwacji badaczki ideologii gender Abigail Shrier. Dzieci, szczególnie dziewczynki, które wcześniej nie przejawiały problemów z identyfikacją płciową, zaczynają pod wpływem Internetu i presji kulturowej uważać się za „transchłopców” – zostają w pewnym sensie opętane ideologicznie. Ginny próbuje nawet uwolnić się od wpływów Voldemorta, spuszczając jego pamiętnik w toalecie, ten jednak nie daje się tak łatwo zniszczyć, podobnie jak nie da się łatwo zniwelować wpływów transowej indoktrynacji dzieci.
Motyw „women only spaces” powraca w przynajmniej jeszcze jednym momencie w książce – tym razem bez ofiar realnej krzywdy. Mianowicie Ron i Harry skarżą się Hermionie, że nie mogli wejść do jej sypialni w dormitorium, gdzie Hermiona nocuje razem z innymi, młodymi kobietami. Hermiona wyjaśnia, że jest to konieczne dla ochrony dziewczyn, bo nie można ot tak zawsze ufać mężczyznom. Trudno o bardziej dosadny „foreshadowing” wydarzeń z naszego obecnego świata.
Tranzycja zła
Książki o Harrym Potterze dotykają też tematyki okaleczania własnego ciała pod wpływem złej ideologii.
W ostatnim i przedostatnim tomie poznajemy przeszłość Voldemorta i czytamy o tym, jak z przystojnego mężczyzny stał się odpychającym czarnoksiężnikiem. Jego ludzkie rysy, w przeszłości przyciągające, ulegają okaleczeniu: zmieniają się oczy, zmienia się twarz, na końcu pod wpływem czarnej magii zanika prawie nos. W miarę postępowania przemian mimikra młodzieńca staje się przerażająca i trudna do odczytania.
Można tutaj wyciągnąć mocne paralele z operacjami „zmiany płci”, lub – jak nazywają ją działacze gender – z korektą. „Korekta” płci nigdy bowiem nie działa naprawczo: prawie zawsze od razu widać, że ktoś urodził się płci przeciwnej, prawie ciągle jest to słychać i praktycznie wszystkie zabiegi tranzycji poważnie uszkadzają ciało. Tak jak Voldemort miał wymalowane na twarzy swoje problemy moralne (odwrócony Dorian Gray?), tak postoperacyjny transseksualista epatuje swoimi problemami mentalnymi. Trudno tu nie widzieć podobieństwa.
Dodatkowo: kiedy Voldemort powraca do formy fizycznej, przechodzi kolejny etap swojej tranzycji. Pierwsze kroki pozbawiły go urody, natomiast eliksir wytworzenia nowego ciała to magia jeszcze bardziej zaawansowana i eksperymentalna, przeprowadzana „na własną rękę”. Jest ona w tym sensie podobna do eksperymentów typu selfmed (automedykacja), czyli leków branych przez transseksualistów nielegalnie lub wbrew zaleceniom specjalistów.
Dobro i zło
Nie dałoby się udowodnić, że Rowling świadomie stworzyła wszystkie te odniesienia do ideologii gender. Ostatecznie Rowling przez lata była postępową pisarką i ulubienicą lewicy: nie miała powodu gryźć ręki, która ją karmiła. Nawet jeżeli jako „feministka drugiej fali” nie była nigdy fanką mężczyzn udających kobiety, to siedziała cicho tak długo, aż działacze gender pierwsi nie ugryźli ją w rękę.
Jeżeli jednak kogoś absolutnie nie przekonuje, że Rowling mogła częściowo chociaż przewidzieć nadchodzące spory społeczne, to taki ktoś powinien pamiętać: nawet jeżeli Rowling jest większej części lewicowa w swoich poglądach, to nie jest zupełną relatywistką moralną. Rowling wyśmiewa kompletny moralny relatywizm – który napędza przecież tęczowy młyn ideologii – przedstawiając głównego złego bohatera swoich powieści jako cynicznego relatywistę moralnego.
„Nie ma czegoś takiego jak dobro i zło, jest tylko władza i potęga… I mnóstwo ludzi zbyt słabych, by osiągnąć władzę i potęgę…” – mówi Voldemort do Harry’ego w kulminacyjnym momencie pierwszej książki. I Harry, szlachetny protagonista powieści, odrzuca „mądrość” Voldemorta jako niemoralną, sprzeciwiając się tym samym pomysłowi, że nie istnieją fakty, a jedynie narracja dla zwycięzców i przegranych.
Jeżeli więc ktoś nie uważa, że Voldemort jest transem, ten niech czuje się pocieszony, że Rowling od początku stawała po stronie jednej rzeczywistości. W jakimś stopniu była więc zawsze „transfobką”.
PS Tekst ten dedykuję Uli Kuczyńskiej z najlepszymi pozdrowieniami!