Andrzej Melak: Czy starczy nam na to życia?
– Czy po inwazji Rosji na Ukrainę świadomość tego, kim jest Putin i do czego jest zdolny, przebija się do szerokiej opinii publicznej, także w kontekście 10 kwietnia 2010 roku?
– Być może z obojętności postawa części ludzi zmieniła się w zrozumienie dla naszych działań po 10 kwietnia. A to już coś pozytywnego. Ale tak sobie myślę: ile to jeszcze trzeba pracy, aby nasze społeczeństwo zyskało świadomość historyczną i czy starczy nam na to życia? Lepiej niż w wielkich miastach jest z tą świadomością w mniejszych ośrodkach i na wsi, to tam jest Polska. Dla mnie to, co dzieje się od roku na Ukrainie, nie jest żadnym zaskoczeniem. Inwazja Rosji na ten kraj tylko utwierdziła mnie w tym, że to, co myślałem, o czym głośno mówiłem i co podawałem w wielu różnych publikacjach, było uzasadnione. Putin i Rosja to w całej rozciągłości potwierdzają. Moje doświadczenie walki o prawdę o Katyniu oraz o prawdę historyczną o Żołnierzach Wyklętych jest już ponad pięćdziesięcioletnie. Prawdę o prześladowaniu przez komunistów żołnierzy Armii Krajowej znam z przeżyć zarówno rodzinnych, jak i sąsiedzkich. To wszystko, co mówiono i co mówi się o władzy rosyjskiej, o jej zapędach, aby gnębić całą Europę, a jednocześnie uchodzić za wyzwoliciela i orędownika światowego pokoju, jest prawdą. Jest to dla mnie jasne od dziesiątek lat, ale czy ogół społeczeństwa był tego świadomy? Uważam, że nie. Niestety propaganda zrobiła swoje i ludziom można było wtłaczać do głowy to, co umiejętnie opisał któryś z usłużnych dziennikarzy i co podała ta czy inna telewizja. Nie ma kłamstw ani zbrodni, których nie dałoby się medialnie usprawiedliwić i nadać im zupełnie innego kontekstu niż ten faktyczny. Myślę, że może kilkanaście procent naszego społeczeństwa jest przygotowane na konfrontację z usłużnymi janczarami propagandy i umie rozpoznać ich manipulacje, nie poddając się im.
"Trucie polskiej świadomości"
– Dzięki pracy Pana i innych członków rodzin smoleńskich sporo prawdy ujrzało światło dzienne.
– Oczywiście. Odważne, konkretne i jasne wypowiedzi wielu osobom otworzyły oczy, innym z kolei dodały odwagi, że prawdę można mówić do końca i że można przestać się tego bać. Przed mówieniem prawdy wiele osób powstrzymywało się z powodu uwikłania w rozmaite stosunki pracy, zależności finansowe czy towarzyskie, inni z kolei mówili to, co uważali za słuszne i co podpowiadało im serce, przekonania i konkretna wiedza. Przydałoby się także, żeby instytuty, które badały próbki z ekshumacji i z miejsca katastrofy, zakończyły badania i wydały wspólny, jasny komunikat. Wiedza o tym, że były pomyłki w pochówkach jest już powszechnie znana, ale rząd Donalda Tuska ukrywał ją długo, mimo że miał tę świadomość już dwa miesiące po pogrzebach. Ta prawda wyszła na jaw dopiero po półtora roku od czasu pochówków. Zastanawiam się, jak można było ludziom wmówić, że to, co podawali w tamtym czasie przedstawiciele polskiego rządu, jest prawdą? To chyba skutek „znieczulania po kropelce”, powolnego trucia polskiej świadomości narodowej, które u części ludzi doprowadziło w pewnym momencie do całkowitego zobojętnienia i odczłowieczenia. Do tego doszły oczywiście działania agentury. Sam byłem świadkiem, jak Andrzej Hadacz (TW „Matka”), na temat którego później wypłynęły dokumenty mówiące o jego roli donosiciela jeszcze z czasów komuny, opowiadał coś o Smoleńsku podczas ceremonii odsłonięcia pomnika katyńskiego w Powsinie. Majka Dłużewska powiedziała wtedy do mnie: „Andrzej, powiedz coś, przecież tam byłeś!”. Wdrapałem się wtedy na latarnię, a że głos mam mocny nawet bez mikrofonu, powiedziałem kilkanaście zdań i udało mi się pana Hadacza zagłuszyć. Ale przecież nie sposób być wszędzie i na bieżąco reagować na wszystkie kłamstwa.
"Postawa Rosji wobec Polski się nie zmieniła"
– Jakie myśli towarzyszą Panu w przeddzień 13. rocznicy katastrofy smoleńskiej?
– Zawsze rozważam ją w kontekście sprawy katyńskiej. Niedawno był 5 marca, czyli rocznica wydania rozkazu zamordowania polskich oficerów. Uczestniczyłem z tej okazji w IX Marszu Katyńskim w Wolsztynie. Cały czas widzę związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy Katyniem a Smoleńskiem i kontynuację tego, co działo w roku 1940. Postawa Rosji wobec Polski nie zmieniła się. Czy za cara, czy za Stalina, czy za Putina jest tak samo negatywna, podobnie jak niezmienne są jej zapędy imperialistyczne. Jestem jednak optymistą, jeżeli chodzi o Polskę, i nie chciałbym mieszkać nigdzie indziej. Może nie jest u nas doskonale, ale zawsze przecież może być lepiej. Czasem w myśl powiedzenia, że jak Pan Bóg chce kogoś ukarać, to odbiera mu rozum, pojawi się taka sytuacja, jak obecny atak na św. Jana Pawła II, ale mam wrażenie, że on się tylko obrócił przeciwko atakującym. Uczestniczyłem w Marszu Papieskim w Warszawie i byłem zbudowany tym wydarzeniem. W takie dni się nie chodzi, ale fruwa! Autorzy publikacji szkalujących św. Jana Pawła II i kard. Adama Sapiehę skompromitowali się. Może na drugi raz ktoś, zanim ponownie podejmie atak, dwa razy się zastanowi.
Tekst pochodzi z 15 (1785) numeru „Tygodnika Solidarność”.