Jacek Saryusz-Wolski: Koniec V Republiki?
– Francja ogarnięta jest zamieszkami i chaosem. Jak to się skończy?
– Trudno to przewidywać, scenariusze mogą być różne. Skala napięć społecznych jest ogromna, a jeszcze większy jest rozziew między obietnicami Emmanuela Macrona z początku kadencji, a ich realizacją. Nie będę daleki od prawdy, jeśli powiem, że takiej skali niezadowolenia społecznego nie było we Francji od roku 1968. Nie przypadkiem pojawiały się wówczas takie same konstatacje jak dziś, kiedy mówi się o końcu V Republiki. Kiedy Macron obejmował władzę, wiązano z nim wielkie nadzieje, ale rozjazd pomiędzy oczekiwaniami a rzeczywistością zaczął się już od „Żółtych Kamizelek”. Ten ruch został wyciszony, niemniej jednak był on pierwszym ostrzeżeniem, które francuski prezydent zlekceważył. Pierwszej kadencji jego rządów towarzyszyło stosowanie przemocy politycznej oraz afery: prywatnego ochroniarza Macrona, sekretarza generalnego Pałacu Elizejskiego, McKinseya – jeśli wymienić tylko trzy największe. Mimo to francuski prezydent dostał drugą szansę i został wybrany po raz kolejny, jednak już nie z tak dużym poparciem i entuzjazmem, ale jako „mniejsze zło” – nie wybrano go jako Macrona, ale jako „anty-Le Pen”. Miał wówczas już dużo węższy i płytszy mandat niż w pierwszej kadencji, z czego chyba nie zdawał sobie sprawy i nadal zachowywał się po imperatorsku. Powołał rząd Élisabeth Borne, który nie ma większości w Zgromadzeniu Narodowym, ale rządzi i posługuje się w sposób rekordowy dekretami. Artykuł 49.3 konstytucji francuskiej pozwalający na ratyfikację ustawy bez głosowania, jeżeli większość posłów nie opowie się za obaleniem rządu, jest stosowany jako codzienna praktyka, a nie tylko w sytuacjach wyjątkowych, dla których został przewidziany. Częstotliwość odwoływania się przez obecny francuski rząd do zarządzania dekretami – co powinno przecież być wyjątkiem, a nie regułą w państwie usiłującym wciąż określać swój ustrój mianem demokracji parlamentarnej – bije wszelkie rekordy. Na przestrzeni niespełna roku premier posługuje się dekretami średnio raz w miesiącu. Władza we Francji jest obecnie jeszcze słabsza i bardziej oderwana od społeczeństwa niż w pierwszej kadencji rządów Macrona. Część problemów ma swoje źródło w konstytucji V Republiki, która w zasadzie nie jest republiką parlamentarną, ale prezydencką, gdzie dominuje centralistyczna władza prezydenta, która de facto umyka demokratycznej kontroli parlamentarnej. Na to, co widzimy teraz na ulicach, czyli protesty wskutek podjęcia decyzji o podniesieniu wieku emerytalnego bez konsultacji ze społeczeństwem, rządzący mają odpowiedź: „władzy należy się monopol stosowania przemocy”. Słyszałem to na własne uszy w Parlamencie Europejskim z ust francuskich polityków.
„Ułomna demokracja”
– Szkoda, że nie szli z takimi hasłami do wyborów.
– Brzmi to fatalnie. Zaczyna się mówić o tym, że coś trzeba jednak zrobić z francuskim prezydentem, którego popularność gwałtownie spadła. Wszyscy domagają się także kresu policyjnej przemocy. Istnieją dowody na to, że przemoc nie pojawia się po to, aby uspokajać nastroje, ale przeciwnie – po to, aby zastraszać. Trochę przypomina to maj 1968 roku. Padają propozycje, aby prezydent wyrzekł się swoich prerogatyw rządzenia dekretami i oddał władzę parlamentowi. Oznaczałoby to powołanie VI Republiki, czyli odejście od republiki prezydenckiej i pójście w kierunku republiki parlamentarnej.
– Jak na tym tle wypadają ataki francuskiego prezydenta na Polskę i jego wzywanie nas do „przestrzegania praworządności”?
– Francja z jednej strony uważa się za świątynię wolności, równości, braterstwa itd., z drugiej zaś strony sprawowana tam władza ma charakter w dużej mierze autokratyczny i na tle innych systemów – chociażby w krajach Unii Europejskiej – jest to anomalia. U jednego z komentatorów znalazłem nawet porównanie francuskiej konstytucji do rosyjskiej konstytucji Putina. Obrazu dopełniają wybryki w rodzaju aresztowania kobiety za to, że na Facebooku obraziła Macrona. Przypomina nam to kazus aresztu dla młodego mężczyzny, który swego czasu obraził prezydenta Bronisława Komorowskiego. We Francji mamy do czynienia z jednej strony z ułomną demokracją, z drugiej zaś z rozdźwiękiem pomiędzy pierwotnymi obietnicami Macrona, a ich realizacją. Pamiętajmy, że francuski prezydent wyszedł z socjalistycznego rządu François Hollande’a, a tymczasem realizuje w zasadzie bez przerwy interesy kapitalistycznej finansjery, dba o interesy najzamożniejszych kosztem ludzi najuboższych.
– Usiłując ładnie sprzedać to w warstwie retorycznej?
– Francuzi są czuli na punkcie swojej wielkości i do tych tęsknot odwołuje się Macron w swoich efektownych, tudzież pozerskich przemówieniach, które jednak nie robią już na nikim specjalnego wrażenia. Francuski prezydent po prostu stracił wiarygodność. Przemowa wygłoszona przez niego na Sorbonie, w której mówił o odnowieniu Europy, była kompletnie oderwana od realiów dzisiejszej Unii Europejskiej. Jeszcze większą kompromitacją była powszechnie już wyśmiewana wypowiedź Macrona o tym, że „NATO znajduje się w stanie śmierci klinicznej”. Podobnie rzecz się miała z jego pustosłowiem o europejskiej autonomii strategicznej, podczas kiedy sama Francja nie jest nawet w stanie zwiększyć wydatków na obronność do obowiązującego, natowskiego dwuprocentowego poziomu. Ostatnio pani premier powiedziała wręcz, że wydatki budżetowe na obronność trzeba zahamować.
„Francja jest, obok Niemiec, drugim najbardziej aktywnym autorem nagonki na Polskę”
– Czy wojna na Ukrainie otrzeźwiła rusofilskie zapędy we Francji?
– Społeczeństwo francuskie stoi po stronie pokrzywdzonych i zabijanych, współczuje i wykazuje się empatią, natomiast państwo francuskie prowadzi politykę prorosyjską i kryptoprorosyjską. To kolejna wielka pomyłka i grzech Macrona. Jego motto o tym, że Rosji nie należy upokarzać i że należy zapewnić jej „gwarancje bezpieczeństwa” to kompromitacja, podobnie jak telefony Macrona na Kreml. Francuski prezydent chce zapewniać bezpieczeństwo atakującemu, a nie atakowanemu i dba bardziej o interesy Putina niż jego ofiary. Rosyjska inwazja na Ukrainę pokazała prawdziwe oblicze Francji Macrona, także w aspekcie tego, kto jest dla Francji ważnym sojusznikiem w prowadzeniu tego rodzaju polityki. Sam składałem interpelacje na forum Parlamentu Europejskiego w sprawie obchodzenia przez Francję i Niemcy unijnych sankcji na dostawy broni do Rosji. Kraje te – choć temu zaprzeczają – podejmowały także próby nieformalnego nakłaniania Ukrainy do ustępstw na rzecz Rosji. Takie zabiegi pachną Monachium z 1938 roku i oddaniem czeskich Sudetów Hitlerowi. Macron natomiast kojarzy się tu z ówczesnym premierem Édouardem Daladierem. Francuskich firm pozostających w Rosji jest mrowie, i to w strategicznych sektorach. Był nawet przypadek dostarczania przez jedną z takich firm paliwa do rosyjskich samolotów atakujących Ukrainę. Coraz wyraźniej wychodzi ostatnio na jaw także skala skorumpowania przez Rosję francuskich elit. Ujawniane są informacje o tym, że wielka część francuskiej elity odnosiła korzyści finansowe z działań na rzecz Rosji. Hasło Macrona o utworzeniu Europejskiej Wspólnoty Politycznej miało pięknie brzmieć, ale faktycznie służyć temu, aby oddalić członkostwo Ukrainy w Unii i dać jedynie jej namiastkę, bez możliwości wpływania na decyzje na szczeblu unijnym, a jednocześnie zapewnić francuskim przedsiębiorstwom otwarcie za darmo ukraińskiego rynku.
– Podobnie francuski prezydent widzi nasz kraj i generalnie tę część Europy?
– Francuska doktryna polityczna sprowadza się do tego, aby wszystko, co znajduje się na wschód od Niemiec, zepchnąć do roli „drugiego kręgu integracji” – krajów gorszych, niechcianych, o niedojrzałych demokracjach itd. Francja jest, obok Niemiec, drugim najbardziej aktywnym autorem nagonki na Polskę w aspekcie zniesławienia i bezprawnego zabierania nam pieniędzy dystrybuowanych przez UE.
– Czy w związku z wojną, wsparciem udzielanym przez nasz kraj Ukrainie i rosnącą rolą naszej części Europy ta francusko-niemiecka dominacja zostanie przełamana?
– Obserwujemy zmierzch tego tandemu. Pojawia się coraz więcej sporów francusko-niemieckich, tarcia występują na linii polityki klimatycznej, dotyczącej energii nuklearnej, itd. Mimo konfliktów w poważnych dziedzinach, kraje te nadal uzurpują sobie prawo do tego, aby rządzić Unią Europejską i uczyć innych demokracji. Boleśnie odczuwają to, że punkt ciężkości UE przesuwa się z Zachodu na Wschód, nie mogą się z tym pogodzić i wykonują różne rozpaczliwe ruchy, aby ten proces powstrzymać.
„Francja dobrze rozumie Rosję”
– Na przykład?
– Po tym, jak Xi Jinping przyjechał do Moskwy układać się z Putinem, po tym jak Chiny zaczęły dostarczać skrycie Rosji broń wykorzystywaną do walki przeciwko Ukrainie, Macron poleciał do Pekinu – chyba tylko po to, żeby za wszelką cenę odróżnić się od USA. Francuska obsesja, żeby koniecznie dystansować się od Ameryki – kiedyś przecież jej wyzwoliciela na plażach Normandii – jest wręcz chorobliwa. Macron traci kapitał polityczny i wykonuje rozpaczliwe ruchy – albo aby temu zapobiec, albo żeby nie było tego widać. Na dodatek Francja traci wpływy w Afryce, a przypomnijmy, że francuska przegrana w wojnie o Algierię omal nie zakończyła się zamachem na Charlesa de Gaulle’a i przewrotem. Obecna Francja to w jakiejś mierze schodzące imperium, które jeszcze odmawia pogodzenia się z tym, że się kończy. Gdyby chcieć być złośliwym, można powiedzieć, że Francja dobrze rozumie Rosję, ponieważ podobnie jak ona przechodzi konwulsje konającej potęgi.
– Czy jest szansa na wyłonienie we Francji jakiejś nowej jakości politycznej, czy ruchy kontestujące politykę Macrona są zbyt rozproszone?
– Były takie nadzieje związane z ruchem „Żółtych Kamizelek”, tak się jednak nie stało. Dla tych, którzy są obserwatorami francuskiej sceny politycznej na przestrzeni kilku ostatnich dekad jest jasne, że mamy tu raczej do czynienia z dwoma potężnymi blokami wodzowskimi – Macrona i Le Pen – niż z klasycznymi partiami. Partii komunistycznej de facto nie ma, partia socjalistyczna jest w zaniku, podobnie jak partia republikańska. Model wodzowski wcale nie przypomina dojrzałych demokracji zachodnich, ale bardziej satrapie azjatyckie. Systemowo zatem zmierza to wszystko w stronę rozchwianej, bardzo rozczłonkowanej sceny politycznej i na dzisiaj nie widać żadnej nowej siły, która mogłaby uzyskać mandat potrzebny do objęcia władzy. Społeczeństwo francuskie jest głęboko pęknięte i dzieli się na profitentów obecnego chaosu i na tych, którzy są coraz bardziej wykluczeni. Dochodziło już do sytuacji, kiedy przy szalejących cenach benzyny mieszkańców mniejszych miejscowości przestało być stać na to, żeby dojeżdżać do pracy, a dalsze podwyżki uderzyły w podstawy egzystencji części Francuzów. Przekonanie o tym, że państwo nie stoi na straży podstawowych interesów obywateli, jest wśród demonstrujących powszechne.
– W jaki sposób Polska może wykorzystać osłabienie dominacji Niemiec i Francji na arenie Unii Europejskiej?
– Każde osłabienie tego tandemu jest dobre dla równowagi politycznej i instytucjonalnej UE, podobnie jak przesunięcie unijnego środka ciężkości na Wschód. Interesy państw środkowoeuropejskich cierpią często na realizowaniu interesów dużych państw zachodnich. Trzeba jednak pamiętać o tym, że tzw. głębokie państwo francuskie, które pociąga za sznurki, jest bardzo silnie przywiązane do swojej quasi-imperialnej roli pełnionej w Unii Europejskiej i łatwo nie odda swoich wpływów. Francja, która traci na wadze i znaczeniu, tym bardziej ma motywację, żeby pomniejszać znaczenie Polski, w tym niszczyć nasz wizerunek, pozbawiać nas bezprawnie unijnych funduszy i używać do tego instytucji Unii Europejskiej. To samo dotyczy zresztą Niemiec – im bardziej będzie rosła rola naszego kraju, tym bardziej Niemcy będą starały się temu procesowi zaszkodzić.
Tekst pochodzi z 15 (1785) numeru „Tygodnika Solidarność”.